.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

SasuNaruHiden - Kroniki Konohy - rozdział 75


Genini, którzy siedzieli w parku niedaleko wejścia do karczmy, mieli dobry widok na Sasuke i na to, co robi. A robił to codziennie. Pisał coś, a potem zgniatał i wyrzucał. A oni oczywiście z ciekawości czytali te porzucone, pogniecione kartki. Wiedzieli, do kogo miały być adresowane, bo każdy list zaczynał się od słowa „młotku’, ale żaden z nich nigdy nie został wysłany.
– Biedny Sasuke-sensei. Pewnie tęskni i chce napisać list miłosny, ale nie potrafi. To takie romantyczne i tragiczne jednocześnie – rozmarzyła się Sayuri.
– Oni to za bardzo romantyczni nie są. Poza tym Sasuke-sensei nie nosi bransoletki zaręczynowej. Ciekawe, czy naprawdę ze sobą zerwali, czy co.
– A może… – zastanowiła się Sayuri. – Może się pokłócili i Sasuke-sensei chce w tym liście przeprosić, powiedzieć że nadal go kocha i za nim tęskni?
– No jak tak się będzie do tego zabierał, to nie zdąży go wysłać, zanim wrócimy do Konohy – stwierdził Ryuji, który do tej pory się nie odzywał, bo go to średnio interesowało.
– Wiem, co zrobimy! – wykrzyknęła podekscytowana Sayuri. – Skoro Sasukesensei nie potrafi napisać listu miłosnego, my napiszemy go za niego – przedstawiła swój genialny pomysł.
– Chyba ci kompletnie odbiło – prychnął Ryuji. – Dobrze ci radze, nie mieszaj się do tego.
– A właśnie, że powinniśmy coś zrobić – nalegała Sayuri. – Przecież każdy marzy o liście miłosnym. Pełnym uczuć, wyznań i różnych miłych słów.
Znów się rozmarzyła i przytuliła do siebie kawałek pergaminu. Czytała dużo romansów, więc wiedziała mniej więcej, jak to powinno wyglądać.
– W sumie mogłoby być nawet śmiesznie – stwierdziła Akane. – Jestem ciekawa, jak zareaguje Naruto-sensei.
– Na pewno będzie mu miło i przestaną się kłócić. – Sayuri była pewna siebie. – Ryuji, ty jesteś jedynym chłopakiem wśród nas, najłatwiej będzie ci podrobić charakter pisma.
– Co? Nie mam mowy! –  Ryuji zdecydowanie pokręcił głową. – Nie zamierzam bawić się w jakieś dziecinady.
– Tak? A chcesz, żeby kilka twoich małych sekrecików wyszło na jaw? – zaszantażowała go. – Poza tym tylko ja i Akane możemy poświadczyć, że pocałowała cię dziewczyna, inaczej powiemy, że kłamiesz i nie dostaniesz punktu w tym waszym wyścigu.
 Ryuji prychnął. Tak to właśnie jest za babami. No niestety, dziewczyny za dużo wiedziały o jego i Kodaia zakładach, wiec czasami musiał im ustępować.
– Dobra, niech wam będzie – mruknął, wyjmując z kieszeni zwój pergaminu i pióro.  – Ale żeby było jasne, ja tylko pisze, wy wymyślacie te durnoty.
– Dobra to może…. Młotku. Nie, nie…
Kochany młotku
Jak wiesz, jestem z Karin–sensei, Suigetsu–sensei i naszymi geninami w wiosce przy Wielkim Wodospadzie. To już tydzień, jak Cię nie widziałem i bardzo za Tobą tęsknię.
– Ja bym dodał jakieś określenie, na przykład: „naszymi bardzo uzdolnionymi geninami”, albo „naszymi super uzdolnionymi geniniami” – powiedział Ryuyji, który rzekomo miał się nie wtrącać. – I wykreślam to sensei, przecież to teoretycznie pisze Sasuke-sensei, a on ich tak nie tytułuje.
– Dobra, niech będzie. Co by tu dalej – zastanowiła się Sayuri. – Akane, ty dostałaś kilka listów miłosnych, co oni tam pisali?
Akane zastanowiła się. Fakt, dostała sporo takich liścikółw, ale te w stylu „Koham cię, wyjć za mnie” się kompletnie nie nadawały.
– Jeden chłopak porównał moje włosy do szkarłatu krwi i stwierdził, że jak się z nim nie umówię, to jego własna krew popłynie strużkami niczym górski potok – przypomniała sobie. 
– Nieco makabryczne, ale w sumie…
Codziennie, gdy patrzę w bezchmurne niebo albo Wielki Wodospad, widzę Twoje śliczne, niesamowicie niebieskie oczy, które mnie urzekły, a słońce i łany zboża przypominają Twe jasne włosy.
– Nie no, serio? – Ryuyi uniósł brwi. – To kiczowate.
– Przecież to ma być list miłosny, a takie rzeczy mówią sobie zakochani – zaoponowała Sayuri.
– Dobra, to może dodajmy chociaż trochę dramatyzmu? – W Ryuyim chyba odezwał się duch pisarza.
Przeżyłem tu prawdziwe piekło na ziemi. Zaatakowała mnie podstępem piękna dziewczyna i próbował otruć pocałunkiem, na szczęście dzięki wsparciu i inteligencji naszych geninów, wyszedłem z tego cało. Ryuyi również był zagrożony, ale poradził sobie, jak na prawdziwego mężczyznę przystało.
– No to chyba nie do końca było tak – powiedziała z powątpiewaniem Akane. – Sami daliśmy się jej omotać, a ty nie byłeś w żaden sposób zagrożony.
 – No właśnie, poza tym nie piszemy tu żadnego kryminału, a list miłosny. Zmienimy to:
Przeżyłem tu prawdziwe piekło na ziemi. Pewna dziewczyna chciała mnie uwieść i podstępem otruć pocałunkiem, ale dobrze wiesz, że tylko Ciebie kocham i nie pozwoliłbym, żeby ktokolwiek inny dotknął moich ust swoimi.
Sayuri zastanowiła się co dalej. Coś o tęsknocie by się przydało. O rozłące i czasie do następnego razu, gdy się zobaczą.
Dzielą nas, ukochany, długie kilometry. Ale jeszcze tylko tydzień i znów się zobaczymy. Cały czas o Tobie myślę i za Tobą tęsknię. Gdy wrócę, będziemy razem już na wieki.
Sayuri westchnęła i zakończyła to według niej jedno z najbardziej romantycznych zdań, jakie kiedykolwiek powstało w całej historii literatury. Co z tego, że byli na tyle blisko Konohy, że w kilka godzin Naruto mógłby się tu zjawiać, ważne, że słowa były piękne.
– To „na wieki” brzmi dziwnie – stwierdziła Akane. – Nikt tyle czasu nie żyje. No może poza Starszyzną w Wiosce Liścia.
– Ale to znaczy, że nawet po śmierci będą razem. Tak jak w niektórych romansach. Kiedy ukochana bohatera umierała, on też się zabijał, byleby tylko byli razem.
– Nie wiedziałem, że tak szybko życzysz im śmierci – skwitował Ryuji. – Jak wy w ogóle możecie coś takiego czytać? Przecież to totalne bzdury.
– Ty się o ogóle nie znasz na miłość, to się nie odzywaj – burknęła Sayuri.
Że też ona była nim tyle lat zauroczona. Przecież w jego głowie nie było krzty uczucia, romantyzmu. Myślał tylko o tym, jak pokazać wszystkim, że jest najlepszy i wydawało mu się, że skoro potrafi zrobić Chidori, to dorównuje Sasuke-sensei. Głupek.
– Dobra, coś jeszcze? – zapytał, patrząc na pokreślony pergamin. I tak będzie musiał to wszystko przepisać.
– Tak, dopisz:
Kocham Cię. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć Ciebie, Kuramka oraz nasz dom.
Twój na zawsze,
Sasuke.

Kiedy Ryuyi w końcu uporał się ze przepisaniem całego tekstu, próbując naśladować pismo Sasuke, zwinął pergamin i cała trójka poszła do tawerny. Poprosili Sasuke, by wyszedł na chwilę.
– Sasuke-sensei, czy możesz nam pożyczyć swojego jastrzębia? – zapytała Sayuri.
Sasuke spojrzał na nich podejrzliwie. Wszyscy wyglądali jakoś tak dziwnie, bo aż za grzecznie, jak na nich. Nie kłócili się, nie dogryzali sobie. Pewnie znów coś przeskrobali, albo pobili się z lokalnymi dzieciakami.
– Napisaliśmy list na temat naszych postępów na treningach, w końcu Naruto-sensei jest naszym mistrzem na co dzień – wyjaśniła szybko Akane. 
Sasuke jeszcze raz spojrzał na nich, jakoś nie do końca im wierząc, ale w końcu gwizdnął i po chwili jastrząb usiadł mu na ramieniu. Przywiązał mu pergamin do nóżki i uniósł ramię.
– Do Naruto. Tylko tym razem się nie pomyl, gamoniu.


*

            Naruto, leżąc razem z Hideakim na rozgrzanej słońcem skale i słuchając szumu uderzających fal, czuł się naprawdę dobrze. Czemu wcześniej nie odwiedzał takich miejsc wyłącznie dla relaksu? Można było się wyciszyć, zapomnieć o codziennych sprawach, o problemach.
– Widziałeś kiedyś zachód słońca nad morzem? – zapytał Hideaki, odwracając głowę w jego kierunku. – Jeden z najładniejszych widoków. Szkoda, że przez tego staruszka, nie zdążyłem zrobić nam zdjęcia na latarni, ale teraz na pewno nie przepuszczę okazji.
Poczekał jeszcze kilka minut, aż słońce zrobiło się prawie pomarańczowe i zaczęło chować się za horyzont i ustawił aparat na skałce. Obaj usiedli tak, by było widać ich i ognistą kulę roztaczająca pomarańczową poświatę. Hideaki chwilę zastanowił się, czy powinien to zrobić, ale w końcu objął Naruto po przyjacielsku. Chciał mieć z nim tak wyjątkowe zdjęcie. Tym bardziej, że to mogło się już nigdy nie powtórzyć.

– Co chcesz robić, gdy wrócimy do Konohy – zapytał Naruto, gdy wracali do pensjonatu.
Obaj szli po plaży, niosąc buty w rękach i zbierając po drodze muszle.
– Zajmuję się teraz wyjątkowym projektem, ale on póki co jest tajny. Tajny – powtórzył, patrząc na niego wymownie. – To wyjątkowa trucizna z wyjątkowymi składnikami. Działa bardzo precyzyjnie, raczej dłużej niż ze dwa dni przy bardzo odpornym organizmie nikt tego nie przeżyje.
 – Takich chyba jest sporo – zastanowił się Naruto. – Sakura-chan mówiła, że Sasori tworzył naprawdę zaawansowane trucizny i tylko ten, kto się na tym bardzo dobrze zna, może stworzyć antidotum.
– Właśnie w tym rzecz. Na tę truciznę nie wynalazłem jeszcze antidotum. Próbowałem już kilka razy i nic. Wiesz, jak mówią chemicy? Każdej akcji towarzyszy reakcja.
Naruto kiwnął głową, choć niewiele z tego rozumiał.
– Znaczy to, że muszę do każdego składnika znaleźć coś, co go zneutralizuje – wytłumaczył Hideaki. – To tak, jak ogień gasi się wodą,  proszkiem czy odcinając mu dopływ tlenu.
– A co, jeżeli nie uda ci się zrobić tego antidotum? Co wtedy?
Naruto był ciekawy. Naprawdę to wszystko, co mówił Hideaki, te eksperymenty, wciągały go coraz bardziej.
– Będę próbował do skutku. Zamówiłem już rośliny z różnych krajów, czekam na ich dostawę. A teraz, póki co, receptura i próbki są ukryte w bardzo dobrze strzeżonym miejscu.
– Hideaki… – zaczął Naruto. – Sakura-chan powiedziała mi kiedyś, że to Suna jest najlepszym miejscem, jeżeli chodzi o naukę i eksperymenty na temat trucizn, bo specjalizuje się w tym od lat. Dlaczego chcesz pracować w Wiosce Liścia? Tutaj nie masz nawet w części tego, co mógłbyś mieć tam.
– To prawda – Hideaki uśmiechnął się. – Tam miałem wszystko, czego potrzebowałem. Duże laboratorium, świetny sprzęt, odpowiednie chemikalia i rośliny. Ale nie miałem tam ciebie – powiedział, chwytając go mocno za rękę i odwracając w swoją stronę. – Przecież masz świadomość, dlaczego tu wróciłem – powiedział, patrząc mu w oczy.
– Ale przecież wiesz…
– Wiem. Dlatego nie rozmawiajmy o tym teraz. Został nam jeden dzień, chciałbym ci jeszcze kilka rzeczy pokazać, spędzić z tobą po prostu czas. Porozmawiamy, gdy wrócimy do Konohy, dobrze?
Naruto kiwnął głową. Fakt, miał tu odpocząć, a nie poruszać trudne tematy. Poza tym Hideaki, jak obiecał, nie zrobił żadnego ruchu w jego kierunku. Owszem, czasami się droczył i trochę go prowokował, ale nie przekroczył żadnej granicy. I Naruto był mu za to wdzięczny, bo bardzo cenił go jako przyjaciela i nie chciał go stracić.


*


Gaara chodził po swoim gabinecie i bardzo się denerwował. Jedno dziecko, to już był stres, a dwoje? Jak on da radę? Jak dziewczynka go o coś poprosi, a w tym czasie chłopiec wymyśli coś innego, to co wtedy zrobić? Albo jak zaczną się kłócić o jakąś zabawkę? Albo jak…
– Kazekage-sama? – Uniósł głowę  i zobaczył w drzwiach posłańca. – Paczka dla pana. Sprawdziliśmy, nie ma w niej nic niebezpiecznego.
Gaara kiwnął głową i wziął dość spory karton. Rozmumiał, dlaczego paczka była sprawdzana. Kilka lat temu, zaraz po tym, jak został głową wioski, jakiś przeciwnik tego wyboru wysłał mu ładunek wybuchowy. Na szczęście takie rzeczy już się nie zdarzały, po wojnie ludzie zupełnie zmienili do niego podejście. Wiedzieli, że tylko on skutecznie może ochronić Sunę.
Otworzył karton i spojrzał do środka. To były książki. Wyjął kilka z brzegu. „Bliźnięta: Podwójny uśmiech”, „Bliźnięta: Jak zapobiec bójkom”, „Być w ciąży i nie zwariować”. To ostatnie było pewnie dla Sakury, choć to on bardziej teraz wariował, więc może sam powinien przeczytać.
Przejrzał jeszcze kilka książek i na końcu znalazł kartkę z gratulacjami i życzeniami powodzenia od Saia.
No tak, Temari mówiła, że kupuje poradniki każdemu w Wiosce Liścia, ale nie spodziewał się, że wyśle je też do Suny.
Wziął do ręki ostatnią książkę. „Bliznięta i więcej, czyli o wieloraczkach”. Przeczytał kilka stron i zrobiło mu się naprawdę gorąco. A jak tych dzieci będzie więcej? Może technologia jeszcze tego nie wykryła, w końcu to było początkowe stadium. Może będzie miał trójką, czwórkę, albo piątkę dzieci! Takie rzeczy się przecież zdarzały.
Usiadł na fotelu, czując, że zrobiło mu się słabo. Piątka dzieci naraz. To trudniejsze do ogarnięcia niż cała Suna razem z okolicznymi wioskami. Jak on da radę? Oparł głowę na rękach. Coś wymyśli, na pewno coś wymyśli.
– Gaara? – usłyszał kobiecy głos i uniósł głowę.
W drzwiach stała Sakura i wyglądała tak jakby promieniała. Była ubrana w ładną sukienkę, miała długie, rozpuszczone włosy i uśmiechała się. Ktoś mu mówił, chyba Temari, że ciąża potrafi wpływać pozytywnie na kobiety, ale że aż tak? Może to faktycznie nie były bliźniaki a pięcioraczki?
– Sakura, ja nie dam rady wychowywać pięcioro dzieci naraz – jęknął, zanim zorientował się, co on w ogóle wygaduje.
– Jakich znowu pięcioro? – Sakura zmarszczyła brwi. – Jeszcze ktoś jest z tobą w ciąży? – zdenerwowała się. Niby był taki nieśmiały i niepewny w tych sprawach, a tu proszę! Już ona mu da!
– Co? Nie, jasne że nie! – obronił się od razu Gaara, widząc jej wzrok. – Ale tu jest napisane, że…
– Niech zgadnę, Sai ci to przysłał. – Sakura, widząc książki na biurku, zabrała mu tę, którą trzymał w rękach i zatrzasnęła. – Przestań czytać te bzdury. Sai jest nawiedzony, jeżeli chodzi o wszelkiego rodzaju poradniki.
– Ale co, jeżeli to naprawdę będzie więcej dzieci?
– Jak chcesz być pewien, to właśnie idę na USG, możesz pójść ze mną i sam się przekonać.
– Naprawdę? – Ucieszony Gaara od razu zerwał się zza biurka, bo po raz pierwszy to zaproponowała. – Tylko wiesz, że wtedy wyjdzie na jaw, że jestem ojcem?
– Jakby ktoś jeszcze miał jeszcze co do tego wątpliwości – mruknęła Sakura.
Cóż, Gaara nie był zbyt dyskretny z tymi kwiatami, spacerami i wystawaniem pod gabinetem lekarze, tak więc najpierw zwykłe plotki, a potem potwierdzone informacje szybko się rozeszły. Chyba każdy już o tym wiedział, więc nawet nie zaprzeczała.
Gdy szli korytarzem, Gaara myslał i myślał i doszedł do wniosku, że teraz to już chyba pora na kolejny krok. Bo skoro wszyscy i tak wiedzieli, to na co miał czekać? Jasne, nie byli zakochaną para, ale coraz łatwiej im się rozmawiało, on uwielbiał jej kuchnię, a ona z chęcią piekła mu ciastka. Będzie musiał to przemyśleć, ale jaku już się uspokoi i przekona, że to będzie dwójka, a nie piątka dzieci naraz.

2 komentarze:

  1. Już po samym wstępie stwierdziłam, że będzie to rozdział na poprawę humoru. I nie pomyliłam się. Uśmiałam się do łez :)
    „Przecież każdy marzy o liście miłosnym” – uwierz, nie każdy. Oj, to będzie przekomiczne, aż nie mogę się doczekać miny, kiedy to Naruto będzie czytał. Ale dzieciaki wpadły na głupi pomysł: wiadome przecież, że takie zachowanie nie pasuje do Sasuke. Wszyscy się od razu zorientują.
    Sayuri za dużo romansów czytała, stworzyła coś co kompletnie nie pasuje do relacji SasuNaru. Za dużo słodzenia i tęczy. Jednak nie ma się co dziwić, w końcu jest tylko dziewczynką w okresie dojrzewania zafascynowaną wszelaką literaturą miłosną :)
    Znowu ktoś wykorzystuje szantaż. Modne się to powoli staje :) Sasuke za duży wpływ ma na społeczeństwo. Co by nie powiedzieć, to szantaże są bardzo przydatne, pozwalają nam zdobyć coś czego pragniemy w krótkim czasie. Jestem ciekawa co z tych geninów urośnie.
    „Kochany młotku” – mogli napisać bez tego przymiotnika. W końcu Sasuke w tych rozpoczętych listach tytułował go samym młotkiem. Jak biorą się za coś, to mogli by to zrobić porządnie.
    „Jak wiesz, jestem z Karin-sensei, Suigetsu-sensei…” – yhym, bo Naruto już uwierzy, że Sasuke tak zwraca się do znajomych :) Wtopa i to na samym początku. Ledwo zaczęli list i już można ich zdemaskować. Jednak na szczęście zapędy Sayuri łagodzi Ryuji i odnalazł ten mocno wrzucający się w oczy błąd. Przynajmniej jeden myślący.
    W ogóle niby Naruto i Sasuke tworzą osobną drużynę, ale tak nazywają geninów „naszymi”. Powstała wielka drużyna ośmioosobowa.
    „Kocham cię, wyjć za mnie” – rozumiem, że błąd zamierzony. Autor tak bardzo chciał wyjć za Akane, że aż z emocji taką gapę popełnił. Mógłby bardzie się postarać, rozpisać. On w ogóle rozmawiał kiedyś z Akane? Tacy jeszcze młodzi, a już myślą o ślubie. Tak szybko dorastają.
    Ciekawe czy Akane umówiła się z tym chłopakiem. Patrząc na jej zachowanie, pewnie nie. Biedak, teraz pewnie jego czerwona krew miesza się z czystą, przejrzystą, górską wodą.
    „Nie no, serio? […] To kiczowate” – w zupełności zgadzam się z Ryujim. Teraz to przesadziły. Już widzę jak Sasuke pisze to :)
    Ryuji dał się ponieść. Odzywa się w nim talent, w przyszłości będzie kroczył ścieżką Saia. Jak nie dziewczyny przesadzają ze słodkościami, to Ryuji za bardzo się wychwala, dzięki czemu już będzie wiadome kto to pisał. To jest zostawianie dowodów zbrodni.
    „Przeżyłem tu prawdziwe piekło na ziemi […] nie pozwoliłbym, żeby ktokolwiek inny dotknął moich ust swoimi” – teraz to nie wytrzymałam i musiałam wybuchnąć śmiechem, przez co nie mogłam przez kilka minut czytać dalej :) Ten rozdział wykracza poza jakąkolwiek linię. Piękne *ociera łzy z oczu*
    „Ty się w ogóle nie znasz na miłości, to się nie odzywaj” – ja bym tam słuchała Ryujiego, bo w waszym towarzystwie jest jedynym facetem i myśli jak facet. Ma najbliższe myślenie Sasuke i Naruto. A w ogóle związek SasuNaru nie jest zwykłym związkiem (już nie chodzi o to, że oboje są chłopakami). Oni wolą się pobić niż dać sobie kwiatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Nie mogę się doczekać, by zobaczyć Ciebie, Kuramka oraz nasz dom” – jeszcze, gdyby jakimś cudnym sposobem Naruto uwierzył, że to pisał Sasuke, to po tym zdaniu na pewno ogarnęłyby go wątpliwości. Nigdy przenigdy Sasuke nie powiedział do poczwary per Kuramek i Naruto nigdy w to nie uwierzy. Właśnie pozwoliliście się zdemaskować.
      Wykopaliście sobie sami grób. Sasuke wam tego tak nie daruje. Czeka was okrutna kara.
      „Do Naruto. Tylko tym razem się nie pomyl, gamoniu” – oj, jakby to było jak się by pomylił? Katastrofa. Lepiej, żeby nikt o tym liście nie wiedział. Ale znając to opowiadanie, jastrząb wleci w nieodpowiedniej chwili i wszyscy w pomieszczeniu się dowiedzą. I nadal jestem ciekawa skąd te ptaki mogą wiedzieć, gdzie ktoś w danej chwili się znajduje. Przecież Naruto nie ma we wiosce. Zagadka nie do odkrycia.
      Nie wiem czemu, ale niepokoi mnie fakt, że Hideaki majstruje przy truciznach. Chyba po tym zdaniu „Póki żyje…” nabrałam do niego wątpliwości czy jest w stanie kogoś zabić. Z miłości człowiek jest zdolny do wszystkiego. Tak teraz pomyślałam, że jeśli Hideaki pracuje nad antidotum na tą silną truciznę i znajdzie wreszcie ją, a powiedzmy jakaś organizacja albo Korzeń będzie w posiadaniu owej trucizny i wykorzysta ją przeciwko Sasuke, i Sasuke będzie w niebezpieczeństwie, to jak Hideaki go uratuje, to może przychylniej będzie patrzył na niego Sasuke. Taką dramę wymyśliłam.
      Czyżby Gaara planował wspólny dom z Sakurą? Jestem za. A ten jego strach przed piątką dzieciaków – cud, miód i malina. Ta jego bezsensowna panika, którą zasiał Sai. Widać, że nawet Kazekage nie umie się opanować w niektórych kwestiach. To jest dowód, że mężczyźni czasem gorzej przechodzą ciążę niż kobiety. Shikamaru jest zbyt opiekuńczy, Sai nakupił tonę poradników, a Gaara zaczyna panikować. Świat staje na głowie.
      Duuużo weny
      Juliet

      Usuń