.

czwartek, 15 sierpnia 2019

SasuNaru Hiden- Kroniki Konohy -rozdział 64




Hideaki, gdy wyszedł ze szpitala, czuł jeszcze większą pustkę niż wtedy, gdy opuszczał to miejsce z częściową utratą pamięci. Tylko że wtedy był z nim Naruto, jedyna osoba, której wówczas ufał, a teraz został sam.
Wiedział, gdzie mieszka, znał Konohę, w końcu jakiś czas w niej mieszkał, ale mimo wszystko było to przytłaczające. Przez chwilę, jeszcze w sali szpitalnej, miał nadzieję, że Naruto mimo wszystko się zjawi, ale nie przyszedł. Pewnie Sasuke o wszystkim się dowiedział i kategorycznie się sprzeciwił.
Wszedł do swojego tymczasowego mieszkania, a raczej ciemnej klitki i rzucił torbę na łóżko. Temari i Shikamaru co prawda zaproponowali, żeby zatrzymał się na jakiś czas u nich, w końcu mieli duży, przestronny dom, ale odmówił. Nie chciał im robić kłopotu, poza tym potrzebował trochę czasu, żeby pomyśleć o wszystkim w samotności. Choć jednego był pewien, będzie musiał wynająć coś innego, bo ten pokój powodował raczej depresję. Wtedy, gdy tu przybył, nie zastanawiał się nad tym, adrenalina i euforia, że znów zobaczy Naruto sprawiała, że było to mało istotne. Teraz, kiedy już wiedział, że on go nie kocha, wszystko nabrało jeszcze bardziej szarych kolorów niż ta klitka.
Wziął prysznic, przebrał się i wyszedł z mieszkania. Wolał iść do laboratorium i zająć się pracą, żeby nie myśleć o tym wszystkim.

Na miejscu zastał wszystko tak, jak to zostawił. No poza jednym. Czekał tam już na niego asystent. Młody chłopak, ubrany w przepisowo zapięty fartuch, rękawiczki maskę, ściągniętą na szyję i gogle ochronne, założone póki co na czoło. Na blacie stały już przygotowane czyste kolby i fiolki, poukładane tak, żeby wszystko było pod ręką. Wydawał się być spokojny i bardzo poukładany.
Niby asystent idealny, ale… No właśnie, „ale”. On był zupełnym przeciwieństwem Naruto, który nigdy nie zapinał fartucha, zapominał o rękawiczkach i goglach, a na stole zazwyczaj miał bałagan i ciągle czegoś szukał. Motał się po całym laboratorium, żeby w końcu cieszyć się jak głupek, że rozpoznał, który z krzaczków to rozmaryn. Poza tym jeszcze w tym najmniej odpowiednim momencie ściągnął maskę i zatruł się oparami…
– Hideaki–sensei. – Chłopak wyrwał go z tych rozmyślań. – Nie przedstawiłem się. Jestem Akio Eagami i bardzo chciałbym być pana uczniem. – Ukłonił się. – Zapoznałem się już z wszystkimi pana notatkami i uważam…
– Dobra, wystarczy – Hideaki przerwał mu.
Wziął do ręki jego teczkę. Akio Eagami, najlepszy uczeń na swoim roku, jego specjalnością są trucizny i antidota. Pierwsze stworzył już w wieku dziesięciu lat. Laureat wielu nagród młodych talentów. Pilny, zdyscyplinowany, ambitny. Z niebywałą precyzją potrafi odtworzyć…
Hideaki zamknął akta. Odtworzyć. Żeby jeszcze potrafił stworzyć coś własnego. Już patrząc na niego i czytając akta, wiedział, że ta ich współpraca będzie marna. Nie potrzebował tu robota, ale kogoś kreatywnego, kogoś jak… Dobra, nieważne, trzeba było zająć się pracą.
Akio chodził po laboratorium i z zachwytem przyglądał się preparatom. Niektóre z nich stały w szczelne zamkniętej gablocie, inne były dopiero w trakcie przygotowania. Kilku z nich nigdy nie widział na oczy.
– A to co? – zapytał, ściągając z jednej z półek małą kolbę. – Trucizna na chwasty – przeczytał opis na nalepce.
– Co? – Hideaki błyskawicznie się odwrócił.
– Trucizna na chwasty, ale… – Akio przyjrzał jej się sceptycznie. – Jest zbyt mętna. Ktoś dodał za dużo jednego ze składników, przez co nie jest tak klarowna, jak powinna być. Moim zdaniem nadaje się do wyrzucenia.
Wziął ją i odkorkował, chcąc wylać do specjalnego pojemnika na zlewki, ale został złapany za nadgarstek.
– Zostaw to! – warknął Hideaki takim tonem, że asystent aż się przestraszył. – Nigdy więcej nie ruszaj niczego bez mojego pozwolenia.
Wyrwał mu kolbę z dłoni, zakorkował i odstawił z powrotem na jej miejsce.
Akio nie wiedział, po co mu ona, skoro i tak nie była zbyt użyteczna, ale wolał nie dyskutować. Za bardzo zależało mu na praktykach tutaj. Tym bardziej że chętnych było wielu, bo Hideaki Yoshida był legendą w tej specjalizacji. Choć nie sprawdziło się to, co słyszał od dziewczyn, że był miły i przyjazny, ale cóż, trudno. Geniusze miewali swoje humory.


*

Naruto od samego rana chodził po domu zły jak osa. Nic mu nie pasowało. A to na ramen w kubeczku trzeba było za długo czekać, a to listonosz zostawił listy pod drzwiami, zamiast wrzucić do skrzynki – mimo że sam kazał mu tak robić, a to kawa była za mało słodka.
Do Sasuke to już prawie w ogóle się nie odzywał, a jak już, to dwoma słowami: tak albo nie. Głupi drań, ciągle był tak uparty, że nie zmienił zdania co do Hideakiego. Nawet po tym, co on dla niego zrobił. Miał ochotę trzasnąć go w ten czarny łeb i wybić z niego całą tę idiotyczną zazdrość. Czy nie udowodnił mu już, że tylko on się dla niego liczy i tylko jego kocha?
– Byłeś na spacerze z poczwarą? – zapytał Sasuke. – Bo łazi za mną jak ten nawiedzony sprzedawca biblii Jashina, który ostatnio nachodzi całą okolicę.
– Tak – odpowiedział Naruto.
– Zaraz idę pod prysznic i zajmuję łazienkę. Chcesz iść przede mną?
– Nie.
– A chcesz iść ze mną? Wspólna kąpiel zawsze poprawia nastrój… – Sasuke objął go od tyłu i pocałował w kark. Wiedział, że Naruto to lubi. Bardzo lubi.
Jednak tym razem, zamiast zachęcających pomruków, usłyszał w odpowiedzi jedynie chłodne:
– Nie.
– A w ogóle zamierzasz ze mną rozmawiać?
– Nie.
Sasuke westchnął. Naruto zachowywał się tak już od samego rana, od kiedy tylko powiedział mu, że nie ma mowy o zdanych spotkaniach z Hideakim. Był naprawdę bardzo zły i obrał sobie za punkt honoru ignorowanie go. I o ile taki sytuacje czasami się już zdarzały, to Naruto zwykle nie wytrzymywał zbyt długo, jego gadulstwo dawało o sobie znać dość prędko. Niestety, nie tym razem.
– Co ci tak zależy? – zapytał w końcu, mają dość jego zachowania. – To dorosły facet, poradzi sobie.
– Tak? – Naruto zirytował się. – A jak ty byś się czuł, gdy po czasie spędzonym w szpitalu, wychodziłbyś z niego sam, nie mając wsparcia w jednym przyjacielu? Gdyby nikt ci nie pomógł?
– Nie jeden raz miałem taką sytuację i nie narzekałem – skwitował Sasuke, przypominając sobie, jak sam wielokrotnie, jeszcze za czasów genina, lądował w szpitalu.
– Bo mnie wtedy ignorowałeś. Inaczej zawsze bym ci pomógł. Dlaczego ty musisz być tak cholernie upartym draniem – wyrzucił z siebie Naruto. – Wiesz co zawsze chciałem zrobić, gdy widziałem cię na tym pomoście nad rzeką. Przyjść, chwycić cię z całej siły za rękę i powiedzieć, że będzie dobrze. Ale ty zawsze odpychałeś mnie tym swoim wzrokiem, jakbym był niegodny w ogóle przebywać w towarzystwie genialnego Sasuke Uchihy.
– Ale z ciebie idiota – westchnął Sasuke. – Po co wypominasz mi coś, co miało miejsce lata temu?
– Bo wiem, jak musi się teraz czuć Hideaki. Nie ma tu nikogo, jest samotny. Potrzebuje przyjaciela – Naruto był nieustępliwy. – Jesteś okrutny! Nieludzki! Niehuma…
– Dobra, skończ już! – Sasuke miał dość tej paplaniny i humorów Naruto. – Idź tam, jeżeli już tak bardzo musisz. Ale ostrzegam cię. Jeden głupi ruch i obaj skończycie marnie – warknął i już miał zatrzasnąć za sobą drzwi do łazienki, gdy poczuł jak coś przylepia mu się do pleców.
– Sasuke, coś sobie obiecaliśmy, prawda? – wyszczerzył się w uśmiechu Naruto, odwracając go w swoją stronę. – Pamiętaj o tym.
Pocałował go krótko i po chwili już go nie było.

*

– Hideaki-sensei, czy wszystko zrobiłem dobrze? – zapytał asystent.
Uporządkował laboratorium i ustawił nowo przywiezione rośliny według wskazówek, ale i tak miał wrażenie, że jego mistrz jest z czegoś niezadowolony.
 Hideaki rzucił okiem i kiwnął głową. Tak, wszystko było idealnie. Aż za idealnie. Nie wiedział, czemu tak go to denerwuje. Przecież taki pilny asystent to skarb, każdy by się z takiego cieszył. Więc czemu jego głównie irytował?
– Chciałbym jeszcze nadmienić – zaczął niepewnie Akio – że tę truciznę na chwasty, jeżeli jest tak bardzo potrzebna, to mogę na szybko zrobić nową. Taką, która na pewno zadziała, bo ta…
– Powiedziałem, żebyś jej nie dotykał – powtórzył ostrym tonem Hideaki. – Co w tym niezrozumiałego?
– Nic tylko… – Onieśmielony tymi słowami asystent rozejrzał się po pomieszczeniu, chcąc się jeszcze koniecznie na coś przydać. – Sprawdzę, czy w szklarni wszystko w porządku.
– Nie, nie trzeba. Idź już do domu. – Hideaki machną ręką.
Męczył go ten chłopak, miał go na dzisiaj dość. Sam lubił mieć porządek i kontrolę nad wszystkim, ale ten Akio przesadzał. Nadgorliwość i lizusostwo to coś, czego nie znosił. Już wolał bałagan i nieogarnięcie Naruto. Z nim przynajmniej miło spędzał czas.
Siedział jeszcze jakiś czas nad mikroskopem, obserwując jedno ze zjawisk z kulturami bakterii, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
– Mówiłem, żebyś poszedł do domu – mruknął, gdy drzwi się otworzyły, jednocześnie nie odrywając oczu do soczewek.
– Myślałem że się ucieszysz – usłyszał znajom głos i momentalnie podniósł głowę.
– Naruto! – Wstał, patrząc na niego  niedowierzaniem. – Czekałem na ciebie w szpitalu, ale cię nie było, myślałem, że już cię dzisiaj nie zobaczę – uśmiechnął się i wciągnął go do środka.
– Wiem, przepraszam. Nie chciałem, żebyś wychodził ze szpitala sam, ale rozumiesz, Sasuke. – Naruto starał się wyjaśnić sytuację. – Mam nadzieję, że dobrze się trzymasz?
– Wróciłem do pracy, więc chyba nie najgorzej – uśmiechnął się Hideaki.
– No właśnie, słyszałem, ze masz asystenta, Dobry jest? – zainteresował się Naruto.
– Kiepski – skłamał Hideaki. Choć właściwie, to nie było kłamstwo, dla niego był kiepskim współpracownikiem. Nie było między nimi nici porozumienia.
– Zrobił więcej wybuchów niż ja? No to faktycznie musi być beznadziejny. – Naruto był zadowolony, że nie tylko on był takim beztalenciem. – Ej, to moja trucizna na chwasty? – krzyknął, gdy zauważył kolbę na półce. – Miałem ją zabrać, gdy wyjechałeś, ale nie pozwolili mi tu wejść. Próbowałem kilka razy, ale nic z tego.
– Takich pomieszczeń bardzo pilnują, jest tu trzymanych wiele różnych trucizn i niedostępnych składników – wyjaśnił Hideaki. – Mało kto ma tu wstęp. A tak w ogóle, dlaczego tak ci zależało?
– Bo to była moja pierwsza trucizna – powiedział z dumą Naruto. – I… Jedyna pamiątka po tobie – dodał niemal niesłyszalnie.
Hideaki, żeby nie zawstydzać Naruto, udał, że nie usłyszał tego drugiego, choć od razu mu się cieplej na sercu zrobiło.
– To co, jak już tu jesteś, chcesz się jeszcze czegoś nauczyć? Bo jak tak, to zakładaj maskę, inaczej opary znów mogą mieć niespodziewane skutki.


3 komentarze:

  1. Te przygnębienie Hideakiego mnie dołuje. Niech on pozna jakąś zarąbistą dziewczynę i zauroczy się w niej. Jego zachowanie sprawia, że nie mogę się cieszyć pełnią szczęścia związku SasuNaru, a Naruto sam pewnie ma jakiś żal czy obwinia się o całą tą sprawę.
    Gdyby nawet Hideaki miał tysiąc asystentów, to żaden nie byłby idealny. Znaczy w sumie obecny Akio jest najlepszą pomocą jaką może dostać, pracowity, ciekawy pracy, wyspecjalizowany w tej dziedzinie, tyle że Hideaki będzie porównywać go do Naruto. A idealnym dla Hideakiego asystentem jest właśnie Uzumaki. Ten dołek Hideakiego mnie dobija. Mógłby się odkochać szybciej niż w normalnych warunkach. Myślałam, że ta utrata pamięci coś wniesie, że niechęci się do walki o Naruto. Jednak on powiedział, że poczeka na Naruto, a to nie przybliża go do odkochania się.
    Trucizna na chwasty – tak w sumie mnie naszło, że to kolejny symbol HideNaru: słoneczniki i trucizna. Pokrzywa jest, jakby tak się uprzeć, chwastem, czyli hideakowe „Póki żyje…” jest coraz bardziej niepokojące. Ale Hideaki tego by nie zrobił, sam powiedział, że chce szczęścia Naruto.
    Ciekawy pomysł przekonania Sasuke do swojego zdania, Naruto. Naburmusza się, to w końcu Sasuke nie wytrzymał jego zachowania i go puścił do Hideakiego. Myślałam, że prędzej Naruto będzie zrzędził non stop nad głową Sasuke, aby mógł się z nim spotkać, a tu nawet nie musiał zbytnio się odzywać. Jednak Naruto umie osiągać, to co chce wszelakimi sposobami.
    „Bo łazi za mną jak ten nawiedzony sprzedawca biblii Jashina, który ostatnio nachodzi całą okolicę.” – skojarzyło mi się to z Jehowymi. Na szczęście mój dom omijają szeroką drogą, choć kiedyś przychodzili. Ale jedno trzeba przyznać Sasuke: są nawiedzeni.
    „A chcesz iść ze mną?” –jak Naruto mógł odmówić, skoro Sasuke tak ładnie prosił? Na pewno ciężko to chłodne „Nie” (znowu „nie”, które ciągle przewija się) przeszło mu przez gardło. Kusić musiała go ta oferta, ale nie mógł stracić twarzy, bo to o co walczył przez cały dzień, poszło by w piach. W ogóle pełen podziw dla Naruto, że wytrzymał tyle bez gadania.
    Milczenie, obrażenie się oraz na końcu dodanie kilku negatywnych epitetów i Naruto ma, co chciał. Może i długo to trwało, ale dostał zgodę. I od razu humorek wrócił Naruto.
    „Nie wiedział czemu tak go to denerwuje.” – a ja wiem, bo Akio nie jest Naruto. A ty czego sobie teraz marzysz, to spędzenie z nim choćby chwili.
    Ten Akio sam mnie powoli zaczął denerwować. Przyparł się do tej trucizny na chwasty. Koniecznie chce ją wyrzucić. Nie lubię takich ludzi, którzy nie umieją zrozumieć za pierwszym razem kto co do nich mówi. Uprą się, że ma być po ich i żadne zdanie nie chce do nich dotrzeć. Jeśli trucizna ma zostać, to zostaje i koniec. Proste? Proste. Chociaż jakby wyrzucić tą truciznę, to nie odciągałaby Hideakiego od pracy, bo pewnie gdy na nią spogląda kojarzy mu się ona z Naruto.
    Jak się tylko pojawił Naruto, to Hideaki odzyskał humor, był radosny. Eh, gdyby się odkochał to rozwiązało to by problem. Niestety ludzkie serce jest skomplikowane. Jak pozwalam sobie zapomnieć, że istnieje ktoś taki jak Sasuke, to związek HideNaru ma byt. Ale potem przychodzi refleksja i przypominam sobie o SasuNaru i wszystko byłoby pięknie, gdyby Hideaki nie kochał Naruto. W tej sytuacji każdy jest pokrzywdzony.
    „inaczej opary znów mogą mieć niespodziewane skutki” – rzeka, rzeka, rzeka… Tak, tak, pamiętamy.
    Duuużo weny
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, biedny Hideaki :( Współczuję mu, że został sam, tym bardziej po przejściu amnezji. Dobrze, że Naruto udało się urobić Sasuke, by mógł spotkać się z Hideakim. Teoretycznie nie jest to jego sprawa, Hideakiemu nic nie zagraża, ale Naruto uważa go za przyjaciela. A wiadomo, że akurat Naruto przyjaciół nie zostawia samych sobie.
    Ten asystent Hideakiego to typowy kujonek, współczuję mu, Hideaki będzie się na nim wyżywał. Teraz przeżywa okres ,,wszystko mi o nim przypomina", nic dziwnego, że porównuje tego dzieciaka do Naruto, ale szkoda mi Akio.
    Rozgadany Sasuke i Naruto odpowiadający lakonicznie. Dziwnie się na to patrzy, jakby pozamieniali się mózgami. Ale z kim przystajesz, takim się stajesz ;) Naruto naprawdę się wkurzył, skoro milczał zamiast krzyczeć. Sasuke jak zwykle przy nim zmiękł i zgodził się na jego spotkanie z Hideakim. Strasznie mi się podoba to, że Sasuke zawsze jest stanowczy i nieustępliwy wobec innych, a przy Naruto nie jest mu tak łatwo postawić na swoim. To słodkie, że pozwala mu na tak wiele, chociaż nie chce tego przyznać :) Sasuke naprawdę nie potrafi rozmawiać o uczuciach, ale czynami pokazuje jak zależy mu na Naruto. Ale wiadomo, że fajnie jednak znaleźć potwierdzenie intencji tych czynów w słowach. Dlatego tak bardzo lubię jak już dochodzi do poważniejszych rozmów pomiędzy nimi, kocham gdy Sasuke się otwiera, naprawdę.
    Jejku, Naruto naprawdę czasem nie pomyśli jak coś może zabrzmieć. Teraz będzie robił Hideakiemu nadzieję, tak samo jak w Hidenie Hinacie. Różnica tylko jest taka, iż Hideaki wie, że Naruto nic do niego nie czuje. Ale takimi tekstami Naruto nir zapewni mu szybkiego odkochania się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudnie, brawo Naruto, że wytrzymał w postanowieniu ignorowania Sasuke, tak ta ostatnia propozycja Sasuke o wspólnej kąpieli i odmowa tutaj musiała wiele go kosztować... pomyślałam tutaj o Hideanie chodzącym i wychwalającym Jashina... Hideaki bardzo przyzwyczaił się do tej aury niezdolności, totalnego beztalencia Naruro w dziedzinie trucizn, coś mi się zdaje że za długo ten asystent nie zagrzeje miejsca w laboratorium...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie AM

    OdpowiedzUsuń