.

wtorek, 27 sierpnia 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 77


Minęły już dwa dni odkąd Naruto z Hidakim wrócili znad morza. Obaj wyglądali na wypoczętych. Nawet Hideaki, bo choć on ciągle przeżywał odrzuconą miłość, starał się tego nie okazywać. Obiecał Naruto, że mimo wszystko będą przyjaciółmi. Czy mu to odpowiadało? Oczywiście, że nie, wolałby, żeby Sasuke zniknął z powierzchni ziemi, a Naruto był z nim, ale mimo to szanował taką decyzję. Chciał być obok nawet jako zwykły przyjaciel. Taa, żeby to było takie proste. Już teraz bolało jak cholera, a jak wróci Sasuke, będzie pewnie jeszcze gorzej. Ale cóż, zagryzie zęby i da radę.

Był już wczesny wieczór, gdy wszyscy zebrali się w Ichiraku na przyjacielską pogawędkę. Dziewczyny jak zwykle zajęły się tematem ciąż, zarówno swoich jak i Sakury, a chłopaki popijali sake.
– Hideaki, nie jest ci przykro? – zapytała w pewnym momencie Ino, patrząc na niego.
– Co? – zwrócił na nią uwagę, nie do końca wiedząc, o czym ona mówi.
– Nie wyglądasz na najszczęśliwszą osobę przy tym stoliku – stwierdziła. – Długo byłeś z Sakura, to mogłyby być twoje dzieci. Nie żal ci?

Do Hideakiego dopiero teraz dotarło, o czym Ino mówi. Czy mu było żal? Nie. Żal było mu tylko tego, że Naruto, mimo iż miał wrażenie, że był z nim całkowicie szczęśliwy nad morzem i tak wybrał Sasuke.
– Cieszę się, że jej się ułożyło – powiedział po prostu. Bo co mógłby jeszcze dodać?
– Wiecie, jak tak sobie pomyślę, to Sakura trafiła naprawdę dobrze – zastanowiła się Temari. – Mój brat jest, jaki jest, ale już zwariował punkcie jej i dzieci. Chyba tego właśnie potrzebował i choćby miał postawić pół Suny na głowie, da im wszystko czego trzeba.
– Ja też musze się czymś pochwalić – wtrącił się Kiba. – Zostanę dziadkiem.
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Dziadkiem?
– No w końcu się doczekałem! Akamaru zostanie ojcem szczeniaków, wiec ja będę dziadkiem!
– Gratuluję, Kiba – powiedziała Hinata, uśmiechając się.
Wiedziała, że Kiba zawsze marzył, żeby Akamaru miał potomstwo, a teraz jego marzenie się spełniło. Lubiła szczeniaczki, na pewno będzie mu trochę pomagać z zajmowaniem się nimi a potem tresurą.
– Ty to się lepiej postaraj o własne dziecko, a nie szczeniaki – zauważył Sai. – Według poradników, to dobry wiek, żeby…
– A weź ty się już zamknij – warknął Kiba.
Zresztą, co ten Sai się czepiał. W ich gronie było jeszcze wiele osób z nikim niezwiązanych. Lee, Shino, Tenten… E, no dobra, nie tak wiele. Bo Hinaty oczywiście nie wliczał, przecież sam się o nią starał od kilku lat i wierzył, że w końcu mu się uda. Musiał po prostu podjąć bardziej zdecydowane kroki.
Gdy przyniesiono zamówione jedzenie, na moment zapadła względna cisza, bo każdy zajął się swoją porcją, ale po chwili, nie wliczając siorbania co poniektórych osób, rozległ się dziwny dźwięk. Skrzeczenie, świst, głośne łopotanie skrzydłami.
To był jastrząb. I, jak od razu dostrzegł Naruto, jastrząb Sasuke. Poznałby go zawsze. Wyciągnął rękę, ale ten, zamiast usiąść mu na ramieniu jak zwykle, latał im nad głowami, jakby nie wiedząc, co ma zrobić. W końcu wylądował na stole i wyciągnął nóżkę, akurat przed nosem Kiby.
Ten odwiązał wiadomość, nie mając pojęcia, o co chodzi. Co Sasuke miałby od niego chcieć? Przecież już mu chyba odpuścił szczeniaka? A jak nie? Co, jeżeli to jakaś groźba? Niepewnie, z lekką obawą rozwinął wiadomość i zaczął czytać. Już od pierwszych słów zorientował się, że nie jest adresowana do niego, ale kolejne zdanie tak go zszokowało, że nie oderwał wzroku, dopóki nie przeczytał całości.
A potem wręcz padł głową na stół i tak się zaczął śmiać, że omal się nie zakrztusił.
– Nie wiedziałem, że z Sasuke taki romantyk i wysyła ci takie listy miłosne – podniósł, się, ocierając załzawione z rozbawienia oczy i spojrzał na Naruto.
Codziennie, gdy patrzę w bezchmurne niebo albo na Wielki Wodospad, widzę Twoje śliczne, niesamowicie niebieskie oczy, które mnie urzekły, a słońce i łany zboża przypominają Twe jasne włosy.
Przeczytał to na głos, nadal co chwilę krztusząc się ze śmiechu, aż w pewnym momencie Hinata klepnęła go kilka razy w plecy, bo wyglądał, jakby naprawdę miał się udusić.
– Kiba! To nie ładnie czytać czyjąś korespondencję! – Zabrała mu list i oddała Naruto.
– Ale czy wy to sobie wyobrażacie? Sasuke Uchiha, TEN Sasuke Uchiha, który ma wszystkich gdzieś i przez swoje ego większe niż brama Konohy nawet czasami „cześć” nie odpowie, pisze takie rzeczy?  I jeszcze że kocha, że tęskni i …
Znów zaczął rechotać i pokładać się na stole, bo to była chyba najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział.
Naruto, czerwony jak burak po tym wstępie, który przytoczył Kiba, wziął do ręki list i zaczął czytać, a nad jego głową ustawił się tłumek ciekawskich znajomych, którzy też koniecznie chcieli wiedzieć, o co chodzi.
Po chwili całe towarzystwo było już nieźle rozbawione, a on nie wiedział, jak się zachować. Czuł, że zaraz spłonie ze wstydu. To miał być jakiś żart? Sasuke chciał się za coś odegrać i specjalnie go upokorzył, wysyłając ten list do Kiby? Przecież było wiadomo, że on zaraz wszystkim rozpapla.
Wychylił czarkę sake, chwycił list i przeczytał go jeszcze raz, już na spokojniej.
Nie, to kompletnie nie pasował do Sasuke, on by w życiu czegoś takiego nie napisał nawet dla żartu. Przecież on nie miał poczucia humoru, a jak już. to było to coś ironiczno-sarkastycznego. Może go jednak czymś tam otruli i ogłupili, przez co miał jakieś halucynacje?
Przeczytał treść po raz kolejny i jeszcze kolejny, bo coś ewidentnie się nie zgadzało. Tylko co? Miał to na wyciągnięcie ręki… Tylko co? Myślał i myślał i …No tak! Jasne. Dlaczego wcześniej nie zauważył? Tego listu nie mógł napisać Sasuke, nawet gdyby był czymś naćpany, czego ewidentnym dowodem była ostatni linijka:
Nie mogę się doczekać, by zobaczyć Ciebie, Kuramka oraz nasz dom.
Co jak co, ale Sasuke od pierwszego dnia ani razu nie nazwał psa Kuramkiem. Zawsze to była dla niego po prostu  „poczwara” i zawsze w taki sposób o nim mówił!
– To nie od Sasuke – powiedział, będąc o tym przekonanym. – Nie on to napisał.
Wstał, patrząc na jastrzębia, który zachowywał się dziwnie. Wyciągnął rękę, chcąc go zwabić i dać przysmak, ale gdy ten próbował się poderwać, nie dał rady i uderzył dziobem i jedno z naczyń na stole. Chwycił go i przeniósł na jeden z wolnych stołów.
– Pokaż ten list. – Shikamaru ponaglił go gestem.
Wziął kartkę i przeleciał wzrokiem tekst. Tak, tego nie mógł napisać Sasuke. Poza tym list był adresowany do Naruto, a jastrząb przekazał go Kibie. To już drugi raz, gdy się pomylił, a wszyscy wiedzieli, że był tak wyszkolony, że nie mylił się nigdy wcześniej.
– List został wysłany cztery dni temu z wioski pod Wielkim Wodospadem – powiedział, patrząc na datę. – Powinien był tu dotrzeć w dwie godziny, maksimum trzy. Coś jest nie tak.
Spojrzał jeszcze raz na jastrzębia. Nie wyglądał najlepiej, miał potargane i powyrywane pióra, z których sypał się nadmorski piach. Sprawiał wrażenie, jakby ciągle gdzieś błądził, a przy okazji wpadał na jakieś drzewa czy krzaki. Jakby nie potrafił dotrzeć do celu.
– Kiba, czy Hana jest w Konoha? – zapytał, naprawdę zaniepokojony. – Weterynarz musi go jak najszybciej obejrzeć, a ona jest najlepsza. To nie jest zwykł ptak pocztowy, jeżeli jeszcze inne listy pomylił, może być nieciekawie.
Kiba skinął głową, zrozumiał, że to sprawa priorytetowa. Po chwili, siadając na grzbiecie Akamaru, zabrał jastrzębia i pomknął w stronę kliniki dla zwierząt.
– Ja idę powiadomić Hokage – powiedział Shikamaru. – Naruto, mogę zabrać ten list? Może być przydatny.
Naruto kiwnął głową. Jasne, czemu nie. I tak nie napisał go Sasuke, tego był na sto procent pewien. On prędzej nakreśliłby kilka słów w stylu: „No i jak, młotku, treningi? Skopiemy wam tyłek na egzaminie”.  Zresztą nawet charakter pisma był nieco inny. Podobny, ale jednak się różnił. Nie miał pojęcia co się działo. Dziwny, a wręcz absurdalny list, ogłupiały jastrząb. Miał złe przeczucia.


*


Hana, kiedy tylko zobaczyła jastrzębia wiedziała, że coś jest nie tak. Ten ptak nie dość, że pogubił pióra i był wychudzony, to jeszcze jego źrenice nie reagowały prawidłowo. Wiedziała, że ten jastrząb Sasuke Uchihy został specjalnie wyszkolony i często dostarczał przesyłki wagi państwowej, dlatego musiała działać od razu.  
Już na pierwszy rzut oka wyglądało jej to na otrucie, a gdy zbadała zawartość żołądka, mimo że ten był już prawie pusty, przekonała się, że miała rację. Tyle że nie było to typowe otrucie, jak u człowieka, którego chciano się pozbyć, ale podtruwanie. Komuś chyba bardzo zależało, żeby jastrząb był w stanie latać, ale był nieco ogłupiały i mylił wszystko. Słyszała już, że dwie, choć mało istotne przesyłki dotarły nie tam gdzie powinny, ale co jeżeli było ich więcej? I to takich z ważnymi informacjami?
Po chwili zawołała wszystkie swoje trzy psy Haimaru. Do nich można było mieć zaufanie, miała je ciągle pod kontrolą.
– Do Hokage – powiedziała, zaczepiając jednemu na obroży rolkę pergaminu. – Drugi do Sasuke, wioska przy Wielkim Wodospadzie, trzeci do dowódcy ANBU – zadecydowała.
Trzeba było działać natychmiast i zaprzestać wysyłania ptaków pocztowych. Skoro nawet jastrząb Sasuke został otruty, nie wiadomo, co mogło się dziać z innymi. Wolała zlecić to zadanie swoim zaufanym ninkenom. Psy były bardzo szybkie, a wiadomości przynajmniej nikt nie przechwyci.
– Mogę w czymś pomóc? – rozległ się nieśmiały głos.
To była Hinata, która przybyła tu zaraz za nimi. Działo się coś niedobrego, czuła to. Sama nigdy nie miała zwierzaka, ale przez to, że ciągle przebywała w towarzystwie Kiby, nauczyła się rozróżniać ich zachowania. Zresztą, Akamaru stał się jej nieoficjalnym obrońca. Gdy tylko jakiś chłopak poza Kibą do niej podchodził, on na niego warczał. Nawet na Naruto.
Hana spojrzał na nią i uśmiechnęła się. Znała bardzo dobrze swojego brata, praktycznie go wychowała. Wiedziała, co czuje do tej dziewczyny, ale póki co jakoś za bardzo mu szło. No cóż, on był pyskaty i miał instynkt drapieżnika, ona z kolei bardzo delikatna i nieśmiała. Ale widać, że się lubili i byli przyjaciółmi.
– Możesz pomóc Kibie. Trzeba monitorować tego jastrzębia, a ty ze swoimi zdolnościami nadajesz się do tego idealnie – powiedziała Hana. – Ja musze iść do laboratorium, specjaliści muszą stworzyć zapas odtrutek, zanim przestaniemy panować nad tym całym bałaganem.


*


Członkowie Korzenia, a raczej resztek Korzenia, siedzieli w jednym z domów w pobliskiej wiosce. Razem z nim było kilka grup przestępczych z różnych krajów.
– Dostaliśmy jakąś ważną wiadomość?
– Póki co nie. Były jakieś raporty na temat treningów, listy z Konohy o zmianie wart i jakiś bezużyteczny list miłosny, więc puściliśmy ptaki dalej – zaśmiał się jeden z członków z Kraju Wody.
– Bezużyteczny? – Nieformalny lider Korzenia wstał i przeszedł się parę razy wzdłuż podestu. – Mówiłem, że każda informacja jest na wagę złota. Chcesz złamać przeciwnika, poznaj jego słabości. Tak nas uczył Danzou!
Mimo, że w rozsypce, byli sprytni. Nie ma to jak podtruć i ogłupić ptasich kurierów, żeby przechwytywać wiadomości. Oczywiście sami by na to nie wpadli, gdyby nie zaszyfrowana wiadomość z Konohy od Homury. On, razem z Kotharu, byli uwięzieni, ale jakoś udało im się przekazać tę informacje. Ciągle mieli tam swoich zaufanych i wiernych ludzi. Plan był niezmienny. Chcieli znów sprawować rządy i przywrócić Konohę na, według nich oczywiście, właściwą drogę. Taką, jakiej zawsze chciał Danzou i którą oni wspierali.
Oczywiście na początku było ciężko przekonać inne nacje, ale przecież mieli w zanadrzu coś, czego pragnął każdy. Sasuke Uchihę, który posiadał zarówno Sharingana jak i Rinnegana. Nie, żeby oczywiście Sasuke dał się łatwo złapać, ale przy połączeniu sił mogło to być możliwe. A potem… Potem to się jeszcze okaże.


1 komentarz:

  1. Jestem ciekawa czy Hideaki spełni swoje przyrzeczenie, że jeśli po dwóch tygodniach Naruto będzie chciał nadal być z Sasuke, to da sobie spokój. No i może przestanie „dręczyć” Naruto i flirtować z nim, ale na pewno nie wymaże od razu wszystkich uczuć do niego. Bycie jego przyjacielem będzie na pewno trudne, ale przynajmniej będzie mieć z Naruto jakieś kontakty, a z czasem uczucie do niego pewnie zacznie blaknąć. Przynajmniej taką mam nadzieję. Będzie to trudne dla Hideakiego, ale wierzę, że da sobie radę. Już nie raz przecież to udowodnił pohamowując się od niektórych czynności.
    „Zostanę dziadkiem” – może najpierw zostań ojcem, Kiba :) Ale fajnie, że Akamaru wziął się za te sprawy (nie to co jego pan). Widać kto tu szybciej dojrzał. Będą szczeniaczki, słoooooodkie. Mogę dostać jednego? <3
    Wiele osób niezwiązanych… wiele to według słownika PWN to wielka liczba, ilość czegoś lub kogoś oraz drugie znaczenie w dużym stopniu, zakresie. Myślę, że liczba trzy nie podchodzi pod tą formułkę :) Kiba, czas brać się do roboty i jakoś zachęcić Hinatę, bo uwierz, ale ona sama nie zacznie gadać o takich sprawach. A widzisz, że zaczęło jej na tobie zależeć: ostatnio nawet przygotowała ci jedzenie!
    „wyciągnął nóżkę, akurat przed nosem Kiby” – Oo, zły wybór. Najgorszy, że wręcz powiem. Tyle osób przy stoliku, że nawet jakby jastrząb nie chciał dać przesyłki Naruto, to mógł chociaż wybrać kogokolwiek ogarniętego przy tym stoliku, czyli wszystkich oprócz Kiby (Sai mógłby być, bo jedynie rzuciłby jakąś krępującą uwagę, ale nie przeczytał by prywatnej wiadomości przy stoliku). Nie dziwię się reakcji Kiby, bo pewnie sama bym się uśmiała, ale na pewno nie przeczytałabym tego przy wszystkich. To niegrzeczne, Kiba, trochę opanowania i pokory.
    „a słońce i łany zboża” – teraz jak to po raz kolejny przeczytałam, skojarzyło mi się to z „Małym Księciem”. W końcu tam też lisowi łany zboża kojarzyły się z czupryną Małego Księcia.
    „To nie od Sasuke” – długo ci to zajęło, ale w końcu się upewniłeś. Gratulacje, Naruto. Widać, że znasz Sasuke jak mało kto :)
    Aha! Czyli Sasuke bezpodstawnie oskarżał jastrzębia i mówił do niego „gamoniu”. Biedny, otruli go. Brzydale, aby zacząć wykorzystywać zwierzęta do swoich celów. Co ten ptaszek musiał przeżywać :( Ten Korzeń zaczyna mnie denerwować. Nie mogę się oni odczepić? Wykorzystywać ludzi, wybaczę, ale jeśli zaczynają krzywdzić zwierzęta, to niech się strzegą.
    Mam ogłoszenie: robię casting na cichego zabójcę, który uśmierci dwójkę staruchów z kraju Ognia. Chętnych proszę o zgłoszenia. Cholera, te dziadygi powinny już zginąć wiele lat temu. Przeszkadzają tylko i wnerwiają. Dobra, może i są za starzy, aby iść do więzienia, a egzekucje zapewne w Konoha są nielegalne, ale jakiś kurator albo stały nadzór i zakaz wysyłania jakichkolwiek listów by się przydał. Z nimi są ciągle jakieś problemy. Patrząc na przeszłość powinni podjąć jakieś większe środki zapobiegawcze i usunąć wpływy Starszyzny raz na zawsze. Może i nie mają już władzy w Konoha, ale to nie znaczy, że nie mogą knuć przeciwko ich władzy.
    Duuużo weny
    Juliet

    OdpowiedzUsuń