Następnego
dnia wiedziano już mniej więcej, co się stało i jak Sasuke został otruty. Naruto
w końcu potrafił się skupić i opowiedział na przesłuchaniu wszystko z najmniejszymi
szczegółami, które, jak się okazało, trochę mu wcześniej umknęły przez to, że tak
bardzo się martwił. To rozjaśniło całą sytuację.
Każdą
informację oczywiście dokładnie sprawdzono i w końcu ustalono, że ktoś musiał
włamać im się do domu – choć włamać to dużo powiedziane, bo zostawiali rozsunięte
nieco drzwi werandy na noc – i zatruć
krzak pomidorów – co potwierdzono już w laboratorium.
Naruto
na przesłuchaniu sam przyznał, że był kiepskim, wręcz fatalnym ogrodnikiem, ale
nawet on nie potrafiłby doprowadzić krzaku do takiego stanu w dwa dni. Po
prostu w obliczu sytuacji jakoś to zignorował. Zapytany, odpowiedział też, że nie
miał wówczas żadnych gości i obcych ludzi w domu. Co prawda na chwilę wpadli
genini, ale oni mieli kategoryczny zakaz zbliżania się do tych pomidorów.
Kiedyś Kodai był głodny i zjadł kilka bez pytania, za co Sasuke wysłał go –
oczywiście to nie była zemsta, ależ skąd – na całodzienny trening z drużyną
Lee. Od tamtej pory chyba je znienawidził.