.

niedziela, 25 sierpnia 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 74


Festyn w Konoha skończył się po północy, niestety, dla jednej z osób niezbyt dobrze. Albo nawet bardzo źle W tym roku w konkursie na jedzenie były burgery, a zwycięzca otrzymywał miesięczny kupon do jednej z firmowych budek. Kodai tak strasznie chciał go wygrać, że jadł i jadł, nawet gdy już było wiadomo, że zdeklasował konkurencję, a potem… trafił z przejedzenia do szpitala.

Naruto razem z Shinjim i Harumi przyszli go następnego dnia około południa odwiedzić, bo ponoć miał się już nieco lepiej.
– Twoja nagroda – powiedział Naruto, dając mu kupon, którego przez to wszystko nie zdążył odebrać bo uciekł rzygać.
Kodai, na jego widok znów dostał mdłości i zatkał sobie usta ręką.
– Nigdy więcej nie zjem burgera – powiedział, po chwili ledwo dochodząc do siebie. – Ten ból brzucha był nie do wytrzymania. Zresztą, nadal boli i powiedzieli, szybko mnie stąd nie wypuszczą, a do jedzenia będę dostawał wyłącznie sucharki.
– O, jest nasz obżartuch – przywitała swojego pacjenta Tsunade, wchodząc do sali, w której leżał. – Może burgera – zaproponowała, ale po chwili odpuściła, widząc, że dzieciak znów robi się zielony na twarzy.

– Ile tu zostanie? – zapytał Naruto.
– Kilka dni na pewno. W życiu nie widziałam czegoś takiego. Nawet Chouji nigdy nie trafił tu z takimi objawami.
Tsunade położyła Kodaiowi rękę na głowie, zmierzyła temperaturę, ciśnienie i zapisała wyniki w karcie pacjenta.
Naruto kiwnął głową. Szkoda mu było Kodaia, ale skoro i tak nie mógł się ruszyć ze szpitala i wznowić treningów, to on mógł zgodzić się na tę propozycję Hideakiego i wyjechać z nim. Gdy już miał pewność, że Sasuke jest bezpieczny, te kilka dni z dala od Konohy dobrze mu zrobi.


*


Wyruszyli jeszcze tego samego dnia. Naruto oczywiście wcześniej musiał „odwiedzić” Kakashiego i wymusić na nim obietnicę, że gdyby coś, cokolwiek niedobrego się działo, natychmiast da mu znać.
Na miejsce dotarli kilka godzin później. Był to ładny pensjonat z gorącymi źródłami i miłą obsługą. Coś podobnego do miejsca, gdzie kiedyś kapitan Yamato zabrał jego, Sakurę i Saia, fyndując wszystko, co najlepsze.
– To co, najpierw gorące źródła? Trochę jestem zmęczony po podróży.
Naruto kiwnął głową. Na początku, po tym, co czym ostatnio rozmawiali, trochę głupio było mu się przy nim rozebrać, ale gdy w końcu się przełamał i zanurzył w gorącej wodzie, odetchnął z ulgą. Tak, to było coś przyjemnego. Położył sobie kompres na głowę i zerknął na Hideakiego, który opierał głowę i ramiona na krawędzi basenu. Miał przymknięte oczy i wydawał się być rozluźniony.
            – Wiesz, jak tak sobie pomyślę, to z Sasuke nigdy nigdzie nie wyjechaliśmy. To znaczy kilka razy, jak byliśmy dziećmi Kakashi nas zabierał do gorących źródeł, ale tak poza tym to nie.
– Tęsknisz czasem za tamtymi czasami?
– Czasami tak – uśmiechnął się Naruto. – Wiesz, kiedyś zawsze uganiałem się za Sakurą-chan. Raz nawet próbowałem ją pocałować, ale mnie pobiła. Zresztą, często od niej dostawałem, nawet za jakieś głupoty. Na początku szczerze mnie nie znosiła.
– No popatrz, a teraz jest twoją najlepszą przyjaciółką – uśmiechnął się Hideaki.  – Mówiłem ci, że uczucia się jednak zmieniają.
– No nie wiem, czy jeszcze nią jest. – Naruto zapatrzył się gdzieś przed siebie i znów ogarnęły go wyrzuty sumienia. – Ciebie mi chyba nie wybaczy.
– Wybaczy – pocieszył go Hideaki. – Poznałem ją wystarczająco, by wiedzieć, że jesteś dla niej bardzo ważny. To dlatego na początku tak cię prowokowałem, bo w głowie mi się nie mieściło, że najlepszy przyjaciel mógł ją tak zwodzić i oszukiwać.
– Tak, tylko Sasuke nigdy nie był nią zainteresowany, a ty byłeś jej chłopakiem. Zabrałem jej…
– Niczego jej nie zabrałeś. Ty sobie odpuściłeś, ja nie potrafiłem. To była tylko i wyłącznie moja decyzja, by tu wrócić i o ciebie powalczyć – powiedział Hideaki nie owijając w bawełnę i nie bawiąc się w żadne podchody. – Ostrzegała mnie, próbowała odwieść od tej decyzji, ale byłem uparty. – Zbliżył się do niego i spojrzał mu w oczy. – Nadal jestem.
Nim Naruto zdołał coś powiedzieć, jakoś zareagować na to wyznanie, Hideaki po prostu wstał, owinął się ręcznikiem i ruszył do wyjścia.
– Chodź, bo się tu ugotujemy.


*


Po podróży, relaksie i sytej kolacji, obaj poczuli się już na tyle zmęczeni, że w pewnym momencie po prostu padli. Pokój mieli wspólny, ale z dwoma osobnymi futonami, a gdy Naruto tylko przyłożył głowę do poduszki, po prostu zasnął.
Hideaki jeszcze chwilę na niego patrzył, ale jemu w końcu też zaczęły się przymykać powieki. Jeszcze będzie czas porozmawiać.

Rano Hideakiego obudził dość niespotykani widok. I ciężar. Naruto leżał w połowie na jego futonie, a konkretnie na jego brzuchu, traktując go najwyraźniej jak poduszkę, a w połowie, czyli nogami, na swoim. Mamrotał przy tym coś przez sen i ślinił mu koszulkę.
Spróbował go obudzić, ale ten, czując jego rękę potrząsającą ramieniem, odsunął ją i poprawił się tak, żeby było mu wygodniej.
Hideaki omal się nie roześmiał. Im bardziej poznawał Naruto, tym większe odnosił wrażenie, że on niczego nie robił jak inni ludzie, a wszystko nam swój własny, indywidualny sposób. Ciekawe jak on i Sasuke potrafili się dogadywać w takich codziennych sprawach, skoro byli zupełnymi przeciwieństwami.
– Naruto, wstajemy, ciężki jesteś. – Hideaki obiema rękami chwycił jego głowę i przesunął tak, żeby mógł się podnieść. – Chodź, bo zabraknie nam czasu na zjedzenie czegoś przed wyjściem.
Naruto dopiero na słowo jedzenie jakoś zareagował i uchylił powieki.
– Dlaczego ja spałem na twoim futonie – zapytał po chwili zdezorientowany, podnosząc się lekko na łokciach.
– A to już pytanie nie do mnie. – Hideaki rozłożył ręce i zrobił zabawną minę. – Zawsze tak spisz? W taki, jakby to powiedzieć… nieskoordynowany sposób?
– E tam, nieskoordynowany,  Sasuke już się przyzwyczaił. Choć czasami, drań jeden, zrzuca mnie z łóżka.
Naruto ziewnął, ale wstał i wyciągnął ręce, rozprostowując kości. Nie zwrócił uwagi na cień, który przemknął po twarzy Hideakiego na wzmiankę o Sasuke. Bo to przypominało dobitnie, że ci dwaj są przecież parą, mieszkają razem i sypiają ze sobą. Przy czym „sypiają” miało w tym wypadku niejedno znaczenie.
– Gdybyś ty widział Kibę, jak czasami spał u kogoś po imprezie. Ręce, nogi i głowa zwisały mu prawie do podłogi, a na kanapie leżał tylko jego tyłek – kontynuował Naruto, szukając swoich czystych ubrań. – Albo Shino. On to potrafi spać na stojąco. Nie wiem, może to przez te robaki, które utrzymują go w jednej pozycji, ale stał tak całą noc i nikt by chyba nie uwierzył, że śpi, gdyby nie to, że chrapał.

Kiedy w końcu po śniadaniu wyszli na świeże powietrze, Naruto był naprawdę rozluźniony. I najedzony, co w jego przypadku było jednym z najwyższych priorytetów.
Przez chwilę szli po plaży, a ciepły majowy wiatr uprzyjemniał ten spacer. Była jeszcze za zimna woda, żeby się kąpać, ale widzieli po drodze ludzi leżących na rozłożonych matach i ogrzewających się promieniami słońca, albo nawet brodzącymi przy brzegu w poszukiwaniu muszli. Było tak miło, tak sielsko, że szli i po prostu uśmiechali się sami do siebie.
– Co chciałbyś dzisiaj robić? – zapytał w końcu Hideaki.
– Nie wiem. Teraz jest naprawdę dobrze. Dawno się tak nie czułem – powiedział zupełnie szczerze Naruto, patrząc na morze i słuchając szumu fal. – Choć ciekawi mnie ta latarnia morska. Z jej szczytu pewnie dużo więcej widać. Można tam wejść?
– Nie mam pojęcia, zobaczmy. – Hideaki chwycił go za nadgarstek i pociągnął za sobą.
Okazało się, że latarnia była otwarta dla zwiedzających tylko w niektóre dni, dzisiaj akurat nie, ale spojrzeli po sobie z porozumiewczymi uśmiechami. W końcu byli shinobi, wejście na szczyt za pomocą chakry nie stanowiło dla nich problemu. Hideaki, gdy dotarli już na samą górę, przyłożył palec do ust, wskazując na drzemiącego w środku dziadka i przemknęli na druga stronę balkoniku, żeby ich nie zauważył.
Naruto patrzyła na morze, rozciągające się wydmy, kurort gdzieś w tle i miał wrażenia, że to zupełnie inny świat niż Konoha. Niedaleko brzegu widział rybackie łodzie, w oddali przepływające statki. Tacy żeglarze musieli mieć ciekawe życie. Ciągle jakieś nowe miejsca, ciągle nowe przygody. Nie, żeby Naruto miał w życiu mało przygód, różne misje, a potem wojna dostarczyły mu ich aż nadto. Po prostu teraz było inaczej, na świecie panował pokój i każdy kraj się starał, żeby go utrzymać, więc głównie spędzali czas we własnych wioskach
– Hideaki, kiedy podjąłeś decyzję, że chcesz zostać medycznym ninja? – zapytał.
– Właściwie nigdy. Sama przyszła – przypomniał sobie Hideaki. – Zawsze miałem świetną pamięć, więc gdy inne dzieciaki dopiero co uczyły się zapamiętać znaki, ja już umiałem pisać. Potem szybko przerzucono mnie do starszej grupy i miałem wybór, czego chcę się uczyć. Taijutsu nigdy nie było moją mocną stroną, w Ninjutsu też jakoś nie błyszczałem, ale dzięki takiej pamięci okazałem się idealnym kandydatem na medyka. Pochłaniałem te książki w mgnieniu oka i zapamiętywałem od razu wiele rzeczy. Zająłem się też hobbystycznie tworzeniem trucizn i antidotów, i okazało się, że to również wychodzi mi bardzo dobrze.
– To jak zdałeś egzamin na chunina i jounina nie walcząc?
 – Naruto, to nie tak, że ja nie umiem walczyć. Gdy musze, to potrafię wykorzystać kilka skutecznych technik. Jednak wtedy wystarczyło, że zastosowałem jedną ze swoich własnoręcznie stworzonych trucizn oszałamiających, a potem jednym ciosem w odpowiedni punkt na szyi pozbawiałem po kolei przytomności kolejnych przeciwników. Po tym egzaminie dostałem od razu rangę jounina. A ty?
– U mnie to dłuższa historia. Wiesz, że na pierwszym egzaminie teoretycznym oddałem pustą kartkę, a mimo to przeszedłem dalej? Później, na drugim zdyskwalifikowano mnie za użycie Trybu Mędrca. W końcu, po wojnie, Kakashi-sensei zawalił mnie książkami i powiedział, że zostanę jouninem, jak nauczę się wszystkiego. To była męczarnia. Chciałbym mieć choć trochę twojej pamięci do takich rzeczy.
Hideaki stanął za nim i położył ręce na barierce po obu jego stronach.
– Ale jak widać, cię się udało – mruknął mu do ucha. – Każdy ma inne cechy i jest uzdolniony w czymś innym. Ty nie potrzebowałeś mojej pamięci, by stać się legendą.
– Jednak chciałbym umieć stworzyć jakąś porządną truciznę – stwierdził Naruto. – Wszyscy się śmieją, że nie odróżniam szczawiu od pietruszki, albo jakichś tam krzaków. Ale przecież one wszystkie są zielone!
– Jak wrócimy, zajmiemy się tym. – Hideaki odwrócił go w swoją stronę. – Nauczę cię wszystkiego i pokażę ci kilka sprytnych sposobów. Może być?
Naruto pokiwał głową zadowolony, a Hideaki poczuł się naprawdę szczęśliwy w tym momencie. Byli tak blisko siebie, w pięknej scenerii, słuchając uderzających o klify fal i…
– A wy co tu robicie?! – usłyszeli zachrypiały głos latarnika, który najwyraźniej się obudził. – Jak jest napisane, że zamknięte, to zamknięte! Jak żeście tu wleźli – zapytał, ale zaraz, gdy spojrzał na ich spodnie z przyczepionymi kunaiami, zrozumiał. – Cholerni shinobi! Nawet za bilety nie płacicie, myślicie, że wszystko wam wolno?!
Hideaki, widząc jego niezbyt przyjazną twarz, sięgnął do portfela i wyciągnął kilka banknotów. Wcisnął mu do ręki pieniądze i pociągnął Naruto za sobą.

– To za nas oboje – powiedział i już ich nie było.
– Romantyzmu im się zachciało – mruknął zgorzkniały staruszek.
 Ciągle widział tu jakieś gruchające pary. Najgorsze były dziewczyny, bo wchodziły na balustrady, ufając, że partner je utrzyma. A on, jako strażnik latarni, miał przez to więcej pracy, bo musiał ciągle uważać i ich stamtąd wyganiać. Głupcy! Przecież chwila nieuwagi i można było spaść. Filmów się jakichś naoglądali czy co? Ci dwaj teraz też byli wpatrzeni w siebie jak w obrazek, dobrze że zareagował na czas. Chociaż, zaraz…. Coś sobie uświadomił. Przecież to byli faceci, nie żadna para. To czego oni tu chcieli? Pokręcił głową zdezorientowany, ale gdy po chwili przeliczył banknoty i zobaczył, że dostał trochę więcej niż powinien, uśmiechnął się, ukazując tych kilka zębów, które mu jeszcze nie powypadały. No cóż, faceci, nie faceci, będzie miała na kilka butelek lokalnego napitku.


*


Sasuke siedział z Karin i Suigetsu w tawernie. Tym razem wybrali inną, ponieważ tamtą cały czas jeszcze sprawdzały oddziały specjalne, przesłuchując przy tym właścicieli. Ci wiedzieli jedynie, że dziewczyna zjawiła się dzień po przybyciu ekipy z Konohy i ponoć bardzo potrzebowała pracy. Już patrząc na sam wygląd, wzięli ją od razu. Nikt z tych wieśniaków nie zastanowił się nawet przez chwilę, czego taka panienka szuka w takim miejscu. Ale w sumie co ich to obchodziło. Była ładna, miła, potrafiła zachęcić klientów – czego więcej było trzeba?
Po wczorajszej, dobrze zorganizowanej akcji służb specjalnych, Midori, bojąc się o własne życie, w końcu wygadała wszystko. ANBU szybko trafili do siedziby szajki, którą był stary, tradycyjny dom na wzgórzu. Złapano kilkanaście osób i póki co przetransportowano je do więzienie w Wiosce Liścia. Wiadomo było już na pewno, choćby po tatuażach, że to członkowie najnowszej grupy przestępczej z Suny. Pojawiły się również uzasadnione podejrzenia, że mieli układy z korzeniem oraz, co już zostało potwierdzone, z innymi szajkami.
Konoha miała jeden z najlepszych zespołów odnośnie przesłuchań, ale Gaara, w uzgodnienie z Kakashim wysłał im jeszcze własnych ludzi. Wiadomym było, że i tak w końcu zabiorą ich do Wioski Piasku, w końcu stamtąd pochodzili i to tam mieli być sądzeni.
– A była taka ładna i miła – westchnął Suigetsu i oparł głowę o rękę. – Cud kobieta, nie to co… – spojrzał na Karin i taktycznie zamilkł, nie chcąc znów spotkać się z jej pięścią.
– Jakbyś nie zauważył, to ta twoja cud kobieta próbowała mnie zabić – stwierdził Sasuke, biorąc łyk lokalnego napoju, ale z tej „droższej beczki”, czyli najprawdopodobniej nierozcieńczanej wodą.
– Jeszcze nic nie wiadomo na ich temat? Czego od ciebie chcieli? – Karin spojrzała na Sasuke. – Podobno chodziło o technikę. Chcą zdobyć Sharingana?
– Bardzo możliwe – zgodził się Sasuke. – On zawsze był obiektem pożądania, Orochimaru miał na tym punkcie obsesję – przypomniał swoim towarzyszom.
– Tak, ale tym razem Orochimaru nie ma z tym nic wspólnego – stwierdził Suigetsu, który miał bieżące informacje z laboratorium. – On zajmuje się teraz czymś zupełnie innym.
– Wiem. Zastanawia mnie jednak coś innego. Jeżeli wszystkie te grupy przestępcze połączyły siły, żeby mnie dorwać, to co potem? Nawet gdyby jakimś cudem udałoby im się zdobić moje oczy i tym samym techniki, to jak się podzielą? Wybuchnie kolejna, tym razem nieformalna wojna między grupami? To nie ma sensu.
Po chwili dopił trunek, wstał i wyszedł tawerny. Usiadł pod najbliższym drzewem w pobliskim parku. Znów, jak co dzień wyciągnął pergamin i zaczął pisać. To samo, co od kilku dni i tak samo, jak zawsze, po chwili pogniótł papier. Bardzo chciał wiedzieć, co u Naruto, ale przecież minął dopiero tydzień, a nie dwa. Nie powinien mu teraz mieszać w głowie. Jeszcze tylko siedem dni i się zobaczą. Cóż, sam był sobie winien, to była jego decyzja, ale nadal wierzył, że to miało sens. Myśląc o Naruto, obiecał sobie coś jeszcze. Jeżeli jego decyzja będzie niezmienna, Sasuke postawi całą administrację Głównej Siedziby Wioski na głowie, żeby pospieszyli się z tą cholerną ustawą.

2 komentarze:

  1. „Nigdy więcej nie zjem burgera” – to na coś tyle jadł? Chciałeś wygrać ten kupon, a teraz nawet na niego nie możesz patrzeć. Kara boska. Kodai myślał, że ma żołądek klanu Akimichi. Przeliczył się :) Niech teraz cierpi, może w przyszłości zmądrzeje.
    „Nawet Chouji nigdy nie trafił tu z takimi objawami” – oj, tutaj muszę się niezgodzie. Chouji trafił do szpitala z przejedzenia przed trzecim etapem na chunina, gdy były te oficjalne walki. No ale mówimy o Tsunade, a jej wtedy nie było, więc o tym nie wie.
    „Położył sobie kompres na głowę” – a ja głupia zawsze myślałam, że ręczniki sobie kładą, aby mieć w każdej chwili pod ręką :) Dziękuję za wyprowadzenie mnie z błędu.
    Może po tej przerwie Naruto zacznie mówić Sasuke o swoich potrzebach i przekona go na jakiś wspólny wyjazd. W końcu oni też mogą się dobrze (jak nie lepiej) bawić w swoim towarzystwie, tak jak teraz Naruto z Hideakim. A jeśli Naruto ładnie poprosi, to zyska wszystko u Sasuke. Taki wyjazd im się przyda, aby odpocząć od całego tego zgiełku. Pobyć tylko sami i niczym się nie martwić. Idealna wizja.
    „No nie wiem, czy jeszcze nią jest” – skąd to negatywne myślenie, Naruto? Gdzie podział się twój wrodzony optymizm? Spokojnie, zobaczysz, Sakura wszystko ci wybaczy. Przecież dzięki tobie będzie miała dwojga cudownych dzieci i to z samym Kazekage. Będą ustawione do końca życia. A kobieta w ciąży ma swoje wahania nastrojów. Może jak przyjedzie do Konohy to akurat będzie w dobrym humorze.
    „Zabrałem jej…” – myślę, że te wszystkie wyrzuty jakie posiada w sobie Naruto znikną, kiedy Sakura mu wybaczy. Może nie całkowicie, ale już nie będzie tego wszystkiego tak przeżywał i zbiegiem lat sam sobie wybaczy. Nikt inny go nie uspokoi. Dlatego chcę, aby Sakura pojawiła się w wiosce jak najszybciej. Im prędzej wybaczy, tym Naruto mniej będzie się obwiniał.
    „Nadal jestem” – mam nadzieję, że jednak twój upór ma jakieś granice, Hideaki. Nie możesz przecież spędzić reszty życia latając bezsensownie za Naruto.
    W sumie dobrze, że w życiu Naruto pojawił się Hideaki. Jest on naprawdę świetnym materiałem na przyjaciela, a także wypomniał wszystko Sasuke co robi źle w związku, przez co związek SasuNaru będzie ewoluował. Tak teraz patrzę na całokształt Hideakiego i stwierdzam, że z biegiem opowiadania moje odczucia co do niego się zmieniają. Płyną jak rzeka :) Najpierw był mi obojętny, potem go nienawidziłam, następnie polubiłam, potem znów negatywnie go oceniałam, a teraz go ubóstwiam. Najbardziej moje sinusoidalne odczucia do jakiekolwiek postaci, żadna tak nie zmieniała moich odczuć tak jak Hideaki.
    Ach, Hideaki w końcu mógł popodziwiać narutowską pobudkę, słynną na cały świat. Tylko Naruto może tak nawywijać podczas snu. Teraz porównuje zachowanie Sasuke i Hideakiego i wnioski są takie, że Hideaki strasznie łagodnie podchodzi do Naruto, aż tak mi to nie pasuje. Przyzwyczaiłam się do zrzucania Naruto z łóżka :)
    Wow, Shino, gratki, ja to nawet na siedząco nie mogę zasnąć, a co dopiero na stojąco. W ogóle ciekawe jak Kiba się utrzymywał na tym łóżku tylko za pomocą tyłka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wy łobuziaki. Ładnie to tak łamać przepisy? Jak latarnia zamknięta, to znaczy, że nie wolno wchodzić, a nie wykorzystywać swoje umiejętności. Hmm… tak myślę, że jakby Sasuke tu był, to wybiłby ten pomysł z głowy Naruto. Sasuke to taki strażnik przestrzegania zasad (przynajmniej niektórych). Niszczy zabawę, trzeba ryzykować, bo kto nie ryzykuje, życie traci.
      „Zupełnie inny świat niż Konoha” – no pewnie, że inny. W Konosze same drzewa są, a tutaj masz mnóstwo piasku i rozległe morze. Inny krajobraz, inny świat.
      „Byli tak blisko siebie […] słuchając uderzających o klify fal i…” – i na szczęście w tym momencie przerwał im strażnik. Może i Hideaki obiecał Naruto, że nic nie zrobi bez jego zgody, ale trzeba pamiętać, że on też jest człowiekiem i ma swoje granice. Trzeba być czujnym i zapobiegać niż leczyć.
      „Przecież to byli faceci, nie żadna para” – witamy w XXI wieku (choć to Konoha, tam mają inne lata). To co niemożliwe, staje się możliwe. Ma szczęście strażnik, że Naruto nie wpadł na pomysł, aby wejść na tą balustradę. Choć może nie zdążył o tym pomyśleć?
      „To nie ma sensu” – ta cała zemsta Korzenia nie ma sensu, a także próba „ukradnięcia oczu” Sasuke. Ma Sasuke racje, setki osób próbuje go złapać/zabić, a i tak moce może zyskać jedna osoba. Chyba za bardzo tego nie przemyśleli albo znów ktoś próbuje manipulować ludźmi.
      Aż oczy mi się zaświeciły przy ostatnim akapicie. Oj, jestem całkowicie za, aby Sasuke zmusił wszystkich do szybszego wprowadzenia w życie tej „cholernej ustawy”. Choć to tak zabrzmiało, jakby po zgodzie Naruto chciał jak najszybciej to zapieczętować, aby się w międzyczasie nie rozmyślił.
      Duuużo weny
      Juliet

      Usuń