Naruto
patrzył na Hideakiego szeroko otwartymi oczami i nie wiedział, co powiedzieć.
Skoro pamiętał absolutnie wszystko, to także to, że był w nim zakochany. I że
wyznał mu miłość, a potem Sasuke go zaatakował, przez co przez jakiś czas nie
pamiętał części swojego życia.
Już
chciał powiedzieć coś więcej na ten temat, ale Hideaki go uprzedził.
–
Kiedy tu leżałem, nawet w śpiączce, codzienni przynosiłeś mi jeden słonecznik,
pielęgniarki mi powiedziały. Dlaczego dzisiaj nie przyniosłeś?
–
Nie wiedziałem, że aż tak je lubisz.
Naruto
uśmiechnął się promiennie. Gdyby wiedział, że to ma aż takie znaczenie,
najpierw poszedłby do kwiaciarni.
–
Wiesz, że jestem medycznym ninja, rośliny mają dla mnie różne znaczenie
lecznicze, ale nie tylko. Akurat słoneczniki kojarzyły mi się z tobą, takie małe
słoneczka, które każdy chciałby mieć w domu. Za to Sasuke Uchiha kojarzy mi się
z pokrzywą. Jeśli chcesz zdobyć słonecznik, a dotkniesz rosnących wokół
pokrzyw, to się poparzysz…
Naruto,
o dziwo, zrozumiał aluzję. Wystarczająco dużo czasu spędził z Hideakim w
laboratorium, żeby od razu pojąc, o czym mówi.
–
Jesteś wściekły na Sasuke? – zapytał. – Zresztą, co za głupie pytanie, jasne,
że jesteś – sam sobie odpowiedział.
–
Jestem – Hideaki kiwną głową. – Nawet nie wiesz… Cały czas na nowo miałem przed
oczami to, jak cię pocałowałem, a ty… Śmiałeś mi się kpiąco w twarz i zadawałeś
cios Rasenganem.
Hideaki
przerwał na chwilę, chcąc wyrzucić te myśli z głowy, choć to i tak nie
przyniosło skutku.
–
Wiesz, to nawet nie bolało fizycznie, ale sam fakt, że wyśmiałeś moje uczucia
po tym, co między nami było… Nie mogłem tego znieść.
–
Hideaki…Przepraszam za niego.
Naruto
zrobiło się cholernie przykro. Nie chciał, żeby tak cierpiał. Sasuke posunął
się zdecydowanie za daleko. Będzie musiał z nim jeszcze raz na ten temat
poważnie porozmawiać.
–
Nie przepraszaj za niego. Każdy jest odpowiedzialny za swoje czyny. Powiedz mi
tylko… – zamilkł na chwilę, układając sobie myśli w głowie. – Po tym, co ci
wtedy powiedziałem, nie miałem okazji usłyszeć odpowiedzi. Co do mnie czujesz?
Bo nie wierzę, że nic.
Naruto
spojrzał mu w oczy. Te śliczne bursztynowe oczy, które patrzyły na niego z
niekłamaną miłością. Ale nie mógł jej odwzajemnić.
–
Lubię cię. Bardzo cię lubię – powiedział w końcu. – Ale to Sasuke kocham. On
jest dla mnie wszystkim. Wiem, że czasami mamy kryzysy i przez ten jeden wyszła
ta sytuacja między nami. Przepraszam, to moja wina, byłeś szczęśliwy z Sakurą,
a ja…
–
Nie myśl tak, Naruto. – Hideaki pokręcił głową. – Gdybym faktycznie był tak
szczęśliwy, jak mi się wydawało, to nigdy nie zwróciłbym na ciebie uwagi w ten
sposób. Byłbyś tylko zwykłym przyjacielem.
–
Ale przecież wyjechaliście z powrotem do Suny, chcieliście poukładać wszystko
na nowo. – Naruto próbował to sobie jakoś wytłumaczyć, ale nie potrafił. – My
nie znaliśmy się długo, łatwo mogłeś o mnie zapomnieć i żyć tak jak dawniej.
–
Próbowałem, starałem się, ale nie potrafiłem już wrócić do tego, co było wcześniej.
Wiem, że miałem piękną, wartościową dziewczynę, która o mnie dbała, miałem
świetną pracę i wymarzone laboratorium, a jednak mimo to przez ten cały czas
męczyłem się, bo czegoś mi brakowało. A raczej kogoś…
–
Może to chwilowe? – Naruto spojrzał na niego z nadzieją w oczach. – Może to
minie i dacie sobie jeszcze szansę? Sakura jest naprawdę kochana, na pewno ci
wybaczy, ona…
–
Nie, Naruto – przerwał mu Hideaki. – Sakura… Ona zasługuje na kogoś lepszego
ode mnie. Kogoś, kto postawi dla niej świat na głowie. I myślę, że już kogoś
takiego znalazła, choć to póki co trochę, no dobra, dużo więcej niż trochę,
skomplikowane. Zresztą, znasz tego kogoś bardzo dobrze.
–
Znam go? – Naruto nie rozumiał. – Z Suny bardzo dobrze znam tylko ciebie i…
Zaraz, co?! Gaara?! – wydarł się na całe gardło. – Nie dobra, żartujesz sobie
ze mnie tak? Bardzo śmieszne.
–
Nie żartuję – powiedział Hideaki.
Podniósł
się lekko, żeby poprawić sobie poduszkę, ale przez podłączoną kroplówkę miał z
tym problem i Naruto musiał mu pomóc. Znów byli obok siebie tak blisko, że Hideaki
miał ochotę go objąć.
Naruto
chyba to zauważył, bo odsunął się, żeby nie prowokować sytuacji.
–
Nie rozumiem. Sakura-chan kochała Sasuke, potem ciebie, skąd więc tak nagle
Gaara? – zapytał, siadając obok Hideakiego, jednak, ku jego rozczarowaniu, na
krześle, a nie na łóżku. – Nie da się tak nagle przestać kogoś kochać i od razu
zakochać w kimś innym. – Naprawdę nie mógł dojść z tym wszystkim do ładu.
–
Uczucia się zmieniają. – Hideaki spojrzał mu prosto w oczy. – Na pewno potrzeba
czasu, ale to nie jest niemożliwe. Jak myślisz, czy gdyby Sasuke nagle zniknął
z twojego życia, w końcu zakochałbyś się w kimś innym?
–
Sasuke nigdy nie zniknie z mojego życia – odpowiedział Naruto z taką pewnością
siebie, jakby mówił o tym, że po nocy zawsze nastanie dzień, a po dniu noc. –
Cokolwiek by się nie stało, zawsze z nim będę.
–
Ale jeżeli on będzie chciał odejść? Odejść od ciebie? Znaleźć nowy cel w życiu,
w realizacji którego tylko byś mu przeszkadzał?
Naruto
uśmiechnął się. Odejść, realizować swój cel, zerwać więź, która by
przeszkadzała… Skądś to znał. Choć Hideaki nie mógł tego wiedzieć, bo nigdy mu
o tym nie opowiadał. Wtedy, gdy spędzali razem czas, rzadko mówili o Sasuke..
–
Wiesz, już raz próbował – nadal się uśmiechał. – Odszedł z wioski, chciał
zerwać ze mną więź. Przez cale pięć lat musiałem za nim gonić. A uwierz, to to
było proste, biorąc pod uwagę, że nasze spotkania kończyły się tym, że chciał
mnie za każdym razem zabić.
–
Tak, było coś o tym w poradniku Saia, ale myślałem, że jak każdy autor, trochę
to wszystko podkoloryzował.
–
No w tym wypadku akurat nie. Tak czy inaczej, póki Sasuke żyje, zawsze będziemy
razem – podsumował Naruto.
–
Póki żyje… – zastanowił się niemal niesłyszalnie Hideaki.
–
Co? – Naruto nachylił się, bo miał wrażenie, że się przesłyszał.
–
Nie, nic.
Hideaki
uśmiechnął się, patrząc na jego twarz i te niebieskie oczy z tak bliska. Miał
ochotę dać mu buziaka. Albo nawet kilka buziaków. Albo nie, nie buziaków, tylko
porządnych pocałunków, żeby przypomniał sobie to, co do niego czuł. Co z tego,
że to było tylko chwilowe zauroczenie. Takie zauroczenie potrafi przerodzić się
w miłość. A Hideaki, widząc choć cień szansy, nie potrafił zrezygnować.
–
Kiedy cię wypisują? – usłyszał i ocknął się.
–
Co? A… – zastanowił się. – Mówili, że jutro, bo chcą mnie jeszcze dzisiaj
poobserwować. Poza tym podobno w wiosce są jakieś zamieszki – przypomniał sobie
rozmowy medyków na korytarzu.
–
Tak, Sasuke i Starszyzna… – przerwał, bo to nie był temat do dyskusji na teraz.
Co innego zaprzątało mu myśli. – Hideaki, wiesz, że Sasuke zostanie ukarany za
to, co ci zrobił. Teraz, gdy odzyskałeś pamięć, na pewno będziesz musiał
wygłosić swoje stanowisko. Co zamierzasz powiedzieć?
Hideaki
spojrzał na Naruto. Nie dało się zauważyć, że na jego twarzy malowała się chyba
cała gama uczuć. Niepewność, niepokój, lęk, strach, ale też nadzieja i wiara,
zaufanie i niema prośba. Wyglądał tak, że chciało się go przytulić, dlatego
Hideaki, nie zastanawiając się już nad niczym, po prostu to zrobił. I tym razem
nie miał w tym żadnego ukrytego celu, chciał go po prostu pocieszyć.
–
Nie martw się – powiedział po chwili, odsuwając go na długość ramion. – Nie
zrobię niczego przeciwko tobie, nie zażądam kary więzienia dla Sasuke, choć
teoretycznie mógłbym to zrobić. Wiem, że go kochasz i póki tak jest, nie będę
się wtrącał między was. Jeśli jednak coś się zmieni, na pewno nie będę stał z
założonymi rękami.
–
Co to znaczy? – Naruto nie rozumiał.
–
To znaczy, że będę mimo wszystko na ciebie czekał. – wyjaśnił Hideaki. – Ale…
warunek jest jeden. Odpuszczę Sasuke to, co mi zrobił, jeżeli my nadal będziemy
się przyjaźnić. Po prostu przyjaźnić. Nie zrobię w twoim kierunku nic bez
twojej zgody.
Naruto
kiwnął głową i uśmiechnął się. Jakoś przekona Sasuke. Jeszcze nie wiedział,
jak, ale jakoś na pewno.
*
Szóstka
geninów siedziała na jednej z polan w lesie przy skałach i niemiłosiernie się
nudziła. Czekali już cztery godziny na swoich mistrzów. Cztery godziny! Przez
te wszystkie zawirowania w wiosce ich treningi trochę kulały. Nie, no jasne,
nauczyli się kilku nowych technik, ale przecież szykowali się do egzaminu,
potrzebowali codziennych lekcji.
–
Może znowu jakiś pojedynek, ale tym razem będziemy losować grupy? –
zaproponował Kodai, którzy rzucał kunaiem w drzewo.
Tym
razem niestety nie trafił i zahaczył o włosy Akane w taki sposób, że ściął jej
pukiel.
–
Ty kretynie! – Akane rzuciła się na niego, waląc pięścią w głowę. – Jak jesteś
tak niezdarny, to wracaj do Akademii.
–
No nie chciałem, no – jęknął Kodai, rozmasowując sobie głowę.
–
Powinniśmy poćwiczymy te techniki wspólne – stwierdził Ryuji.
–
Niby po co? I tak nie chodzimy ostatnio na żadne misje. – Shinji wzruszył
ramionami. – Są tylko beznadziejnie głupie zadania. Kogo obchodzi jakaś
rozszalała panda. Każdy jounin powali ją jednym ciosem.
–
Tak, przydałaby się jakaś porządna misja i ciekawy przeciwnik. Sasuke-sensei
mówił, że oni w wieku dwunastu lat walczyli z przeciwnikiem klasy A! –
podekscytowała się Harumi. – Jaki on musiał być genialny nawet wtedy, gdy był
dzieckiem – dodała, patrząc w dal roziskrzonym wzrokiem.
–
A tej jeszcze nie przeszło? – Ryuji przewrócił oczami.
Mimo
że miał w drużynie dwie dziewczyny, cieszył się, że to nie była akurat ona. No
ile czasu można się beznadziejne kochać w swoim mistrzu? Już wolał Akane, która
była dość brutalna i Sayuri, która w końcu chyba dorosła i przestała się na
niego gapić maślanym wzrokiem. Miał wrażenie, że stało się to, odkąd po
treningu indywidualnym nabrała pewności siebie. Wcześniej bała się go uderzyć,
a teraz z premedytacją wykorzystywała nowo zdobyte umiejętności przeciwko
niemu.
–
Ej, chyba deszcz zaczyna padać – zauważyła Harumi, wyciągając rękę. – Może
chodźmy do jaskini, bo zaraz może nieźle lunąć.
Wszyscy
pokiwali głowami, lecz gdy tylko zbliżyli się do jednej z grot, usłyszeli
głosy.
–
Eh, mówiłam wam, że się nie przedrzemy – mówiła jakaś kobieta. – Mają mocną
ochronę, sprawdzają każdego. Nawet przebranie się za kupców nie pomaga. Żądają
dokumentów.
–
To wszystko wina tego idioty, Taikiego – odpowiedział jakiś mężczyzna. –
Próbował się wedrzeć przez mury i go złapali. Dlatego wzmocnili ochronę.
Genini
dyskretnie spojrzeli znad głazów. W jaskini siedziało trzech mężczyzn i dwie
kobiety.
–
Sami nic nie zdziałamy – powiedziała ta sama kobieta co wcześniej. Miała krótkie
brązowe włosy. – Nie mamy szans bez odpowiedniego wsparcia.
–
Być może jest szansa – odezwał się mężczyzna, który miał szramę na policzku,
ciągnącą się od kącika ust aż do oka. – Ponoć w Wiosce Liścia powstały
zamieszki. To daje nam szansę, żeby zrobić wywiad.
–
Tak. – Ktoś inny pokiwał głową. – Wysłałem już prośbę o wsparcie. W końcu nie
potrzeba nas dużo, wystarczy jedna akcja i Konoha zapłaci za wszystko.
–
I tak w tym momencie musimy zmienić kryjówkę – powiedział znów mężczyzna z
blizną. – Patrolują okolicę, nie możemy dać się złapać.
Genini
spojrzeli po sobie i wszyscy chyba czuli, że ich serca biją w oszalałym tempie.
Ci ludzie w jaskini chcieli zaatakować Konohę. Byli chyba co prawda tylko
patrolem wywiadowczym, a nie wojownikami, ale mimo wszystko… Gdyby jako genini
ich złapali, to byłoby coś. To mogłoby zapobiec czemuś większemu. Musieli ich
złapać!
–
Siedzą rozproszeni, trzeba ich zebrać wszystkich razem – zaczął zastanawiać się
szeptem Ryuji. – Sayuri, ty, gdy użyjesz techniki kłącza lilii, nie dasz rady
zrobić wodnego więzienia, prawda?
–
Nie, będę miała za mało chakry.
–
Oni też nie mają jej za dużo – Harumi prześwietliła ich Byakuganem. – Nie będą
mogli długo się bronić. Ten mężczyzna po prawej ma jej resztki. Jest chyba ich
liderem, ale jeżeli chodzi o możliwość walki, to teraz ich najsłabsze ogniwo.
–
Dobra, chyba mam pomysł – powiedział cicho Ryuji. – Kodai, spróbuj zrobić
Rasenshurikena. Wiem, że póki co wychodzi ci to marnie, ale masz po prostu
uderzyć z bliskiej odległości w sklepienie, tak, żeby skała zaczęła się sypać.
Dasz radę?
Kodai,
mimo że nieco obrażony brakiem wiary w jego umiejętności, skinął głową.
–
Dobra, dalej. Shinji, ty z Aoimaru zaatakujecie swoją techniką z prawej strony,
Akane, ty z lewej. Nie patyczkujcie się z nimi. Kiedy zbiją się w grupkę,
Sayuri, robisz wodne więzienie, a ja kończę Chidori, paraliżując ich.
–
A potem? – zapytała Harumi.
–
A potem się zobaczy. Do dzieła!
Konohamaru,
który wraz z oddziałem wyśledził chwilę wcześniej szpiegów, stał na drzewie i
patrzył na to, co robią drużyny Naruto i Sasuke. Słyszał wcześniej, że są nie
do końca zgrani, ale teraz wyglądało to inaczej. Naradzali się, planowali, nie
działali bezmyślnie. I kiedy zaatakowali, miało to ręce i nogi.
–
Konohamaru-san, musimy zacząć działać. To szpiedzy Korzenia – odezwała się
jakiś chunin. – Skąd tu ci genini… Musimy ich chronić!
–
Nie – zadecydował Konohamaru. – Wstrzymajcie się. Chcę zobaczyć, co potrafią ci
tutaj i jak nauczyli się ze sobą współpracować. Bo z tego, co widzę, nawet
nieźle im to wychodzi.
–
Ale…
–
Ale to przyszłość naszej wioski. Muszą wiedzieć, co to znaczy prawdziwe
niebezpieczeństwo. Inaczej nigdy nie wyrosną na prawdziwych wojowników. Muszą
udowodnić, że nie przypadkiem są uczniami legend świata shinobi.