–
Eee? – nieartykułowany dźwięk wydostał się z gardła zdziwionego Naruto, który omal
nie zakrztusił się makaronem. Że… że niby mają się pocałować?
–
Nie ty, oni. – Kiba wskazał na Sasuke i Sakurę. – Założyłem się, zresztą nie
tylko ja, że przyszliście na randkę, więc może zróbcie coś, co pozwoli nam
wygrać, co? – Kiba smętnie popatrzył na swój portfel. Miał świadomość, że jeśli
przegra, zostanie mu niewiele, a do końca miesiąca jeszcze daleko. – Oddam wam
połowę wygranej!
–
Zapomnij – warknął Sasuke. – Najadłeś się już? – Spojrzał na Naruto, a kiedy
ten nie odpowiedział, po prostu chwycił go za ramię i wyciągnął z Ichiraku,
kładąc po drodze na ladzie pieniądze za nich obu.
–
Ej, draniu... – Naruto obejrzał się zdezorientowany na Kibę, który zrobił minę,
jakby stanął właśnie przed wizją jedzenia do końca miesiąca karmy Akamaru.
Sakura wpatrywała się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilę siedział Sasuke
i Naruto już nie wiedział, czy bardziej chciała użyć na czymś, albo jeszcze
gorzej – na kimś, swojej siły, czy wolała się rozpłakać. Więcej już nie
zobaczył, bo Sasuke wypchnął go na ulicę.
–
Myślałem, że już nigdy stąd nie wyjdziemy – rzucił Sasuke i potarł czoło
zniecierpliwiony. Dzisiejszy dzień był naprawdę ciężki. – Idziemy się przejść –
zadecydował, nie zważając na słabe protesty Naruto. Zapłacił sporo za jego
kolację, więc miał nadzieję, że teraz okaże się bardziej rozmowny.