Kakashi
zaczął się histerycznie śmiać, a Iruka zadławiał się właśnie kawałkiem
jedzonego ciasta. Musieli go chwilę klepać po plecach, aż w końcu je wypluł i doszedł do siebie. Choć w sumie
nie do końca, bo nadal patrzył na Shikamaru, jak na kogoś z innego świata.
Owszem, już dawno przyzwyczaił się do tego, że Naruto nie ma dziewczyny tylko
chłopaka, ale ślub? Przecież on był na to jeszcze za młody. Poza tym co, jeżeli
Sasuke znów coś się odwidzi i skrzywdzi tym samym jego ukochanego ucznia? Dla
Iruki Naruto był jak syn, musiał go chronić. Rozumiał, że ten kochał Sasuke,
ale czy on na pewno nadawał się na męża? Przecież to, co Sasuke reprezentował
sobą przed wojną… Fakt, zmienił się, ale co jeżeli…
–
Chyba będę musiał zaprosić ich obu na kolację, lepiej poznać Sasuke –
stwierdził, czym wywołał jeszcze głośniejszy rechot Kakashiego. – Co cię tak
bawi? – warknął zirytowany.
–
Wyobraziłem sobie minę Sasuke, gdy zostanie o tym poinformowany.
Kakashi
w końcu przestał się śmiać, ale zmrużył oczy w rozbawieniu. On znał swoich
uczniów najlepiej i wiedział, że o ile Naruto może i dałby się do tego
przekonać, to Sasuke chyba użyłby na nich wszystkich Chidori za sam taki
pomysł. Akurat on był ostatnią osobą, która na coś takiego by się zgodziła.
Sasuke zawsze był egoistą i fakt, żeby miał coś zrobić dla innych par, jakoś
nie mieściła się Kakashiemu w głowie. Za dobrze go znał. Poza tym Sasuke miał w
nosie wszelkie konwenanse, żył z Naruto tak jak chciał i nie obchodziła go w
najmniejszym stopniu opinia innych.