.

niedziela, 22 września 2019

Sasunaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 90


Następnego dnia wiedziano już mniej więcej, co się stało i jak Sasuke został otruty. Naruto w końcu potrafił się skupić i opowiedział na przesłuchaniu wszystko z najmniejszymi szczegółami, które, jak się okazało, trochę mu wcześniej umknęły przez to, że tak bardzo się martwił. To rozjaśniło całą sytuację.
Każdą informację oczywiście dokładnie sprawdzono i w końcu ustalono, że ktoś musiał włamać im się do domu – choć włamać to dużo powiedziane, bo zostawiali rozsunięte nieco drzwi werandy na noc –  i zatruć krzak pomidorów – co potwierdzono już w laboratorium.
Naruto na przesłuchaniu sam przyznał, że był kiepskim, wręcz fatalnym ogrodnikiem, ale nawet on nie potrafiłby doprowadzić krzaku do takiego stanu w dwa dni. Po prostu w obliczu sytuacji jakoś to zignorował. Zapytany, odpowiedział też, że nie miał wówczas żadnych gości i obcych ludzi w domu. Co prawda na chwilę wpadli genini, ale oni mieli kategoryczny zakaz zbliżania się do tych pomidorów. Kiedyś Kodai był głodny i zjadł kilka bez pytania, za co Sasuke wysłał go – oczywiście to nie była zemsta, ależ skąd – na całodzienny trening z drużyną Lee. Od tamtej pory chyba je znienawidził.

Ktoś, kto się włamał, był na tyle zapobiegawczy, że musiał wcześniej rzucić coś psu, żeby nie szczekał i ich nie obudził. Hana, która zbadała Kuramka, powiedziała, że to był jakiś środek usypiający dla ludzi, który na zwierzęta, zwłaszcza te jeszcze w wieku szczenięcym, działa mocniej. To dlatego cały czas spał. Naruto poczuł się winny, że  wcześniej zrzucił to na karb tego, że po nocy się szwendał po ogrodzie. Wiedział, że teraz będzie musiał kupić mu jakiś przysmak. Albo najlepiej cały worek przysmaków.
Ten truciciel miał jeszcze kilka atutów. Po pierwsze musiał posiadać o nich dużo informacji, skoro zdecydował się zrobić to w ten sposób. Musiał na przykład wiedzieć, że Sasuke ma na punkcie pomidorów ze swojego krzaka lekką obsesję i zjada kilka każdego dnia. Po drugie, musiał też wiedzieć, że Naruto jest wiecznie głodny i wyjada prawie wszystko z lodówki, dlatego nie zatruł całego jedzenia, bo to mogłoby pokrzyżować  mu szyki. To nie w niego celował, tylko w Sasuke. I po trzecie, choć to już nie atut, a przypadek, tamtego dnia miał dużo szczęścia, bo Naruto rano kupił pomidory u lokalnych handlarzy. Gdyby to je Sasuke zabrał na lunch, zamiast swoich, nic by się nie stało i zauważyłby po powrocie, że z krzakiem jest coś nie tak. Ale on – jak sam powiedział – zerwał własne, bo były małe i tylko one mieściły się do pudełka z omusubi.
Kim był ten ktoś? Czy to była ta dziewczyna? Raczej nie. Nadal upierała się, że nikogo nie otruła, a truciznę ukradła dla kogoś. Kogo, jeszcze nie zdołali ustalić, ale pojawiła się szansa, że niebawem to się zmieni.

*

Kakashi i shinobi z chustką na głowie – Ibiki Morino, siedzieli przy stole naprzeciwko uwięzionej w celi dziewczyny z laboratorium. Sama poprosiła o to spotkanie, twierdząc, że chce powiedzieć coś ważnego. Nie miała na sobie okularów, nie było takiej potrzeby, bo te okazały się tylko zwykłymi szkiełkami noszonymi dla kamuflażu.
– Więc co chcesz nam powiedzieć. Aya, prawda? – zapytał Kakashi, patrząc na nią, gdy się przez dłuższą chwilę nie odzywała.
– Wszystko. Tylko chcę już wrócić do domu. Oni i tak mi nie pomogą.

Co może zrobić organizacja, która już dawno temu została rozwiązana, jej członkowie uciekli, a ich rodziny zostały napiętnowane i mieszkańcy Konohy odnosili się do nich z pogardą? Otóż okazuje się, że wszystko. Im bardziej ktoś jest skrzywdzony, tym bardziej chce się zemścić.
Aya, bo o ile naprawdę miała tak na imię, wcale nie była z Konohy, jak do tej pory myślano. Pochodziła z małej wioseczki położonej w Kraju Fal, mieszkała z rodzicami i sześciorgiem młodszych braci. Dorastała, słysząc wiele historii o ninja Konohy, którzy pomogli zbudować most i przywrócić krajowi dobrobyt.
Podziwiał ich, ale jednocześnie zazdrościła, bo sama chciała innego życia, chciała być jak oni, bohaterowie z Wioski Liścia. Niestety, małe wioski nie oferowały praktycznie niczego. Nigdy nie była w żadnej z nich akademii ninja, nikt jej nie szkolił, bo i po co?  Jednak przez to, że zawsze posiadała bardzo lotny umysł,  czuła, że to niesprawiedliwe, dlatego gdy tylko zyskała pełnoletniość, odważyła się i napisała list do Konohy.
Kiedy już traciła nadzieję, że dostanie jakąkolwiek odpowiedź, zjawił się jakiś człowiek. Nie pamiętała już, jak się przedstawił, ale wiedział o jej liście. Zaproponował, że pomoże, o ile zgodzi się zrobić jedną drobną rzecz. Nie powiedział jaką, ale mimo to od razu się zgodziła.
Dostała inne nazwisko, rodowód i wszystko, czego było trzeba, by uznali ją za mieszkankę Konohy. W zamian miała udawać pracownicę laboratorium, z czym akurat nie miała problemu, i zbliżyć się do Hideakiego Yoshidy, który ponoć był szpiegiem jakiejś grupy przestępczej z Suny. A potem… No to już było nieco trudniejsze, ukraść jakąś podobno bardzo groźną dla całej Konohy truciznę. Tłumaczono, że to dla dobra wioski, a ona uwierzyła.
Niestety, Hideaki, bardzo przystojny swoją drogą, był zawsze bardzo nieprzystępny, za to w lot ogarnęła, że jego asystent, pulchny chłopak z zarumienionymi policzkami już tak. Dlatego postanowiła spróbować w ten sposób. Była dla niego miła, przynosiła mu ciasteczka, dała mu kiedyś nawet buziaka w policzek, aż w końcu chyba się zakochał. Zaprosił ją do ich laboratorium. Wszystko jej pokazał, wszystko opowiedział, podał nawet kody dostępu, żeby mogła go odwiedzać kiedy tylko chce. W końcu stała się jego powierniczką, więc wiedziała też, że Hideaki nie pojawia się w pracy, bo ma problemy. Przeżywa jakieś załamanie, notorycznie pije i zaciąga dziewczyny do łóżka.
Nie, wcale nie chciała być jedną z nich, ale miała zadanie do wykonania, a tu nadarzyła się okazja. Ułożyła włosy, umalowała się mocniej i po prosto do niego poszła. Przecież i tak jej się podobał, a misja była misją. Wiedziała, że nie może dać się rozbujać wyobraźni i myśleć o nim w tych kategoriach, ale... No właśnie. Gdy tylko otworzył drzwi, lekko pijany, i uśmiechnął się do niej w taki jakiś sposób, przy którym chyba każdej dziewczynie zmiękłyby kolana, przepadła.
Seks z nim był cudowny. On był cudowny. Te jego bursztynowe oczy wręcz hipnotyzowały. Tak bardzo, że w pewnym momencie była wręcz zdecydowana zrezygnować dla niego ze wszystkiego, na co się umawiała z tamtymi ludźmi. I tak by się pewnie stało, gdyby ktoś nagle nie wszedł do mieszkania.
Hideaki nagle jakby ochłonął i przestał być już taki „cudowny”. Po prostu spławił ją jak jakąś dziwkę, nawet na nią nie patrząc, bo gapił się na swojego gościa – jak go określił. Wtedy zauważyła klucze. Cały pęk, leżał na nocnej szafce. Ubierając się, dyskretnie wzięła je i schowała do kieszeni. Mimo że chwilę wcześniej zdecydowała, że nie chce tego robić, to w tamtym momencie była rozżalona, zła, wściekła.
Tej nocy trucizna była już w jej rękach. A potem w ich.
– Kto to był? – zapytał Ibiki, po usłyszeniu, oczywiście w skrócie, tej historii. – Wygląd, głos, cechy szczególne, cokolwiek.
– Miał płaszcz,  kaptur naciągnięty na pół twarzy i zachrypnięty głos – powiedziała. – Ten drugi, który przyszedł później, też, ale on wydawał się starszy i był lekko przygarbiony. Z ich rozmowy niewiele zrozumiałam, bo szeptali, ale usłyszałam, że mówili o jakichś pnączach i żyłce biegnącej w poprzek liścia.

*

Sasuke musiał jeszcze przejść odpowiednie badania, ale w końcu Tsunade, przewracając oczami, gdy widziała jego niezadowoloną minę, postanowiła go wypuścić.
            Wrócili razem z Naruto do domu. Ten przez całą drogę był jakiś taki niewyraźny i zbyt milczący jak na niego, ale Sasuke myślał, że to po prostu kwestia tego, co się ostatnio wydarzyło.
– Chodź, młotku, już wszystko w porządku – powiedział.
Naruto kiwnął głowa, mimo iż wiedział, że to nieprawda. Nic nie było w porządku. Sasuke cały czas był zagrożony, a on… On obiecał coś Hideakiemu. Nie zdążył z nim co prawda porozmawiać, bo gdy zobaczył go za tą szyba, ten po chwili odszedł, chyba nie chcąc na nich patrzeć, ale faktem było, że to właśnie on uratował Sasuke życie i był mu coś winien.
Co powinien teraz zrobić? Jak się zachować? Za nic nie chciał zostawić Sasuke nawet na sekundę, ale obietnica to obietnica. Przejechał palcem po rzemyku, który miał na ręce. Teraz on będzie musiał go zdjąć? Nie, to nie tak miało być. To nie może tak być. Kochał Sasuke, chciał z nim zostać do końca życia. Życia… Gdyby nie Hideaki, Sasuke już by pewnie nie żył. W ogóle, to wszystko była jego, Naruto, wina. To on nie do końca świadomie dał Hideakiemu nadzieję na coś więcej między nimi, to do niego wrócił z Suny, to dlatego tutaj, w Wiosce Liścia, znalazła się ta trucizna. Choć nie, to głupie myślenie. Gdyby nie ta, byłaby pewnie inna. Ktoś chciał zabić Sasuke, to nie ulegało wątpliwości. Kakashi znów dał im ochronę ANBU, ale czy to wystarczy?
– Naruto, co się dzieje? – zapytał Sasuke, gdy już znaleźli się w domu. – Nic nie mówisz, jesteś nieobecny.
 Co? Nie to nie… – zaczął Naruto, ale zaraz zamilkł.
Spojrzał na Sasuke. Na jego bladą twarz, którą znał na pamięć, każdy jej rys. Podbródek, usta, czasami zaciśnięte w niezadowoleniu w wąską kreskę, kości policzkowe, brwi, które często marszczył tak jak i czoło. Czarne włosy, wpadające przy odpowiednim świetle w odcień granatu. I oczy. Te czarne oczy, które kiedyś wyrażały już tyle emocji. Pogardę, chęć zemsty, obojętność, ale też w strach, pożądanie i miłość.
Pocałował go i wsadził rękę pod koszulkę, po chwili podciągając ją do góry.
– Co ty…
Sasuke był zaskoczony. Nie, żeby mu się nie podobało, wręcz przeciwnie, ale Naruto nigdy się w ten sposób nie zachowywał. To znaczy, zwykle, jeżeli już dochodziło do czegoś przy drzwiach, to rzucali się na siebie jak zwierzęta, a on był teraz taki delikatny. Błądził powoli palcami po jego ciele, jakby chciał przypomnieć sobie je krok po kroku. Od brzucha, poprzez tors, aż po ramiona. Zdjął mu koszulkę i znów pocałował. Najpierw w obojczyk, potem przesunął się w stronę szyi, ucha, a potem znów wrócił do ust. Zatopił się w nich tak zachłannie, jakby zaraz świat miał się skończyć.
Choć dla niego miał.
– Kochaj się ze mną – szepnął Naruto, znów patrząc mu w oczy. – Ten ostatni raz – wymamrotał niewyraźnie, znów go całując i to tak namiętnie, że Sasuke raczej nie zrozumiał słów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz