.

poniedziałek, 11 listopada 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 91



Naruto, gdy rano obudził się w ramionach Sasuke, przez chwilę czuł się naprawdę szczęśliwy. Ten drań żył, miał się dobrze, a nawet bardzo dobrze, czego popis dał wczoraj wieczorem i był przy nim. Niestety, ta chwila szczęścia minęła, gdy uświadomił sobie, co obiecał Hideakiemu i co będzie musiał zrobić za chwilę.
Tak, za chwilę, krótką chwilę, bo nie mógł czekać, aż Sasuke się obudzi. Gdyby powiedział mu wszystko, ten jakoś zatrzymałby go w domu, nawet siłą. A on musiał przecież dotrzymać obietnicy, skoro Hideaki dotrzymał swojej. Uratował Sasuke, a Naruto od zawsze powtarzał, że nigdy nie rzuca słów na wiatr, że to jego droga ninja.
Ubrał się po cichu, wziął kilka najpotrzebniejszych rzeczy i znów podszedł do łóżka. Ryzykował, że obudzi Sasuke, ale musiał to zrobić. Na szczęście ten mocno spał, najwyraźniej zmęczony po całej nocy. Ogarnął mu włosy z policzka i pocałował w usta.
– Przepraszam – wyszeptał i odsunął się.
A potem wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi.

*


To była szósta rano, Konoha dopiero budziła się do życia. Gdzieniegdzie widział już ludzi otwierających stragany, na których rozkładali swoje towary. Pieczywo, owoce, warzywa… Widząc pomidory znów przypomniało mu się wszystko od nowa. To, jak Sasuke został otruty, to, jak on sam błagał uwięzionego Hideakiego o pomoc, to, jak ten patrzył na nich przez szybę w szpitalu. Fakt, nie było drogi na skróty, co zawsze każdemu mówił, ale nie sądził, że jego stanie się aż tak wyboista.
– Naruto? A ty co, spać nie możesz? – usłyszał głos i odwrócił głowę od straganów.
Naprzeciwko niego stał Shikamaru i szeroko ziewał. No tak, on jako doradca Hokage musiał wstawiać wcześnie, zwłaszcza, gdy były jakieś ważne sprawy do załatwienia. A tych ostatnio mieli chyba aż nadto.
– Nie, wiesz, ja… – Naruto sam nie wiedział co powiedzieć. – Muszę odwiedzić przyjaciela – mruknął w końcu.
– Przyjaciela? – Shikamaru nagle jakby oprzytomniał. – Ale chyba nie tego „przyjaciela”? – zapytał sugestywnie.
– Tego…
– Naruto, Sasuke dopiero co wyszedł ze szpitala, już się zdążyliście pokłócić? A nawet jeśli, to nie wydaje mi się, żeby rozwiązaniem tego problemu było odwiedzanie akurat Hideakiego – powiedział.
– To nie tak. – Naruto pokręcił głową. – Ja po prostu… No obiecałem Hideakiemu, że jeżeli zrobi to antidotum i uratuje Sasuke, to…
– To… Nie! Nie zrobiłeś tego, prawda?
Shikamaru nie musiał się nawet zastanawiać, żeby zrozumieć, o co chodzi. Odkąd Hideaki wrócił do Konohy, a Sasuke niemal wysłał go na tamten świat, wiedział, że nie odpuścił sobie Naruto. Ale serio?
– Nie mów, że obiecałeś, że zostawisz go dla niego – powiedział, mając jeszcze przez chwilę nadzieje, że się myli.
Niestety, mina Naruto uświadomiła mu, że jak zwykle wydedukował wszystko idealnie.
Cholera! Teraz mógł tylko pluć sobie w brodę, bo poniekąd sam się swego czasu przyczynił do rozwoju tej relacji. Ale skąd mógł wiedzieć, co z tego wyniknie? O ile miał genialny umysł, nie znał się kompletnie na „tych” sprawach. Eh, nie powinien w tym temacie w żadnym wypadku nikomu więcej doradzać. To już nawet Sai i te jego poradniki nie wyrządziły aż takich szkód. Co miał teraz zrobić?
– Słuchaj, ja w tym momencie naprawdę musze iść – powiedział, bo nie dość, że sprawa z trucizną i faktami, które dopiero co wyszły na jaw, była najpilniejsza i wymagała jego obecności, to jeszcze za dwa dni miała ruszyć kolej między Konohą a Suną, więc wszystko trzeba było dopracować na ostatni guzik. – Ale proszę cię, wracaj do domu. Jak tylko będę miał chwilę, pogadamy i coś wymyślimy. Dobrze?
Naruto, patrząc na niego, skinął nieznacznie głową, dlatego po chwili zawahania, choć też z pewnym westchnieniem ulgi, Shikamaru udał się w stronę Głównej Siedziby Wioski. I mimo że miał na głowie tyle rzecz, a teraz był już spóźniony, wiedział, że będzie musiał jak najszybciej porozmawiać z Naruto.
Nie miał pojęcia, że ten wcale nie zamierzał zrobić tego, o co go poprosił.

*

Kiedy Naruto dotarł do budynku, w którym mieszkał Hideaki, było już wpół do siódmej. Nie wiedział, czy ten jeszcze śpi, ale w końcu wziął głęboki oddech, wszedł na piętro i zapukał do drzwi. Raz, drugi… Przypomniała mu się sytuacja, gdy był tu ostatnio, dlatego nie chciał chwytać za klamkę. Może Hideaki znów miał w łóżku jakąś kochankę? Nie, to niemożliwe. Nie po tym co się wydarzyło i jakie konsekwencje przyniosło. Zapukał jeszcze raz.
Hideaki w końcu otworzył. W samych bokserkach i koszulce, z rozczochranym nieludzko włosami i niezbyt przytomnym spojrzeniem. Dopiero po chwili, gdy uświadomił sobie, kto stoi przed drzwiami, momentalnie się rozbudził.
– Naruto… – powiedział, patrząc na niego z pewnym zaskoczeniem. – Wejdź.
Nie bardzo wiedział, co więcej powiedzieć. Nie spodziewał się go tutaj. Nie po tym, co widział w szpitalu.
– Obiecałem ci coś w zamian za uratowanie Sasuke, więc jestem – powiedział Naruto.
Sam też nie wiedział, co mówić i jak się zachować. Po raz pierwszy od kiedy stali się z Hideakim przyjaciółmi, czuł dziwny ucisk w żołądku na jego widok. Nie pomagała nawet myśl, że to był przecież ten facet, w którym był kiedyś zauroczony, z którym świetnie się bawił i spędzał czas.
Hideaki, widząc jego minę i jakieś taki zagubienie, wciągnął go do mieszkania i zamknął drzwi. Naprawdę nie sądził, że tak po prostu do niego przyjdzie. Co prawda znał go już na tyle, że wiedział, iż on zawsze dotrzymuje obietnic, ale mimo wszystko… Czy on naprawdę byłby w stanie zrezygnować ze związku z Sasuke i być z nim?
– Chodź – powiedział, chwytając go za rękę.
Naruto w pierwszej chwili chciał ją wyrwać, ale się opamiętał. W końcu skoro mieli być razem, musiał mu na to pozwolić. Na to i po pewnym czasie pewnie na wiele innych rzeczy. Choć to „po pewnym czasie” stało się chyba zbyt optymistycznym stwierdzeniem, bo już po chwili Hideaki posadził go na łóżku i usiadł obok, obejmując lekko.
– Poczekaj. – Naruto drgnął. – To za szybko. Ja nie…
Hideaki, słysząc to, uniósł brwi. Dopiero po chwili dotarło do niego, o co Naruto chodzi.
– Za szybko to ty chyba dzisiaj wstałeś, bo z tego niewyspania nie myślisz – powiedział, odwracając go w swoją stronę i uśmiechając się lekko. – Naprawdę przyszło ci do głowy, że chcę cię na dzień dobry zaciągnąć do łóżka?
– A gdzie właśnie siedzimy? – zauważył Naruto, choć widząc ten dobrze sobie znany uśmiech Hideakiego, nie tylko na ustach ale i w oczach, trochę się rozluźnił.
Hideaki roześmiał się. Fakt. To była celna uwaga. Nie dość, że siedzieli na łóżku, to jeszcze na łóżku z rozrzuconą po nocy pościelą. Tylko pozbyć się ciuchów i przejść do rzeczy, bo niektórzy ponoć woleli pod kołdrą.
– Głupek – mruknął. – Krzesła są zajęte, a my musimy porozmawiać.
Naruto dopiero teraz rozejrzał się po mieszkaniu. Fakt, na krzesłach stały jakieś kartony z różnymi rzeczami. Na początku pomyślał, że Hideaki zamówił sobie kilka rzeczy do mieszkania, dopiero potem dostrzegł, że niektóre półki są puste. I to nasunęło mu pewną myśl. Straszną myśl. Co, jeżeli on uznał, że nie będą mogli żyć w pobliżu Sasuke i chciał się razem z nim wyprowadzić z Konohy?! Nie, to na pewno nie było to. Na pewno!
– Naruto, odpowiedz mi na jedno pytanie – usłyszał i oderwał się na chwilę od tych ponurych myśli. – Znasz wszystkich Kage, myślisz, że Kraj Wody to dobry pomysł?
Dobra, w jednej sekundzie straszne myśli wróciły. Nie! Nie ma mowy. Nie opuści Konohy i Sasuke. Sasuke… Nie da rady. Naprawdę.
– Hideaki… Ja nigdzie nie wyjadę – powiedział, choć czuł, ze gardło ma ściśnięte. – Konoha to jest moje miejsce. Wiesz, nawet mógłbym porzucić marzenie o tym, że zostanę Hokage, ale nigdy nie porzucę…
– Sasuke – dokończył Hideaki.
Po chwili objął go mocniej i przyciągnął jego głowę do siebie.
– Kocham cię, wiesz o tym, prawda? – szepnął mu do ucha.
Usłyszał w odpowiedzi niewyraźnie mruknięcie i poczuł ruch podbródka.
– Nadal uważam, że mógłbym ci dać dużo więcej, ale zdałem sobie sprawę, że ty chyba wcale tego nie chcesz – zamilkł na chwilę, bo to było dla niego cholernie trudne. – Kiedy przyszedłeś prosić mnie o to antidotum dla Sasuke, kiedy z tą determinacją w oczach obiecałeś, że w zamian za to zostaniesz ze mną, wiedziałem już, że przegrałem.
– Nie myśl tak, to… – Naruto oderwał głowę i spojrzał mu w oczy, chcąc zaprotestować, ale Hideaki położył mu palec na ustach.
– Daj mi dokończyć albo następnym razem nie zapanuję nad sobą i uciszę cię pocałunkiem – powiedział. – Byłeś w stanie poświęcić wszystko, by uratować osobę, którą naprawdę kochasz. Widziałem to i naprawdę nie jestem idiotą, żeby wierzyć, że kiedykolwiek pokochałbyś w taki sposób mnie.
– Przecież obiecałem ci, a ja nigdy nie łamię obietnic.
Hideaki, nie odzywając się przez moment, patrzył na Naruto, na tę jego zawsze tak szczerą do bólu twarz, z której dało czytać się jak z książki. Widać było, że mimo iż pragnął wrócić do domu, do Sasuke, chciał też dotrzymać danego słowa. Był niesamowity w tym swoim postanowieniu, że nigdy nie rzuca słów na wiatr. Jednak… Chwycił go za ramiona, przewrócił na poduszki i zawisł nad nim w taki sposób, że prawie stykali się nosami.
– A pocałujesz mnie teraz z takim uczuciem, z jakim pocałowałbyś jego? Będziesz się ze mną kochał, bo tego pragniesz? Będziesz ze mną naprawdę szczęśliwy? – zapytał, patrząc mu prosto w oczy.
Gdy Naruto przez dłuższą chwilę nic nie odpowiedział, Hideaki uśmiechnął się smutno. To milczenie samo w sobie było odpowiedzią. Jakieś tam jeszcze do niedawna tlące się iskierki nadziei właśnie legły w gruzach. Bo przecież nie o to chodziło w miłości, żeby ktoś był z kimś z obowiązku. Coś takiego byłoby wyniszczające dla nich obu.
– Nie chcę być tylko twoją obietnicą. Chcę, żebyś mnie naprawdę kochał. Ale to jest nierealne – powiedział nieco zmienionym głosem. – Wracaj do Sasuke. Zwalniam cię z twojej obietnicy
 Wstał z łóżka i odwrócił się. Miał wrażenie, że grunt usuwa mu się spod nóg, że wszystko traci sens, że serce naprawdę po raz kolejny rozsypuje mu się na tysiące kawałeczków, ale musiał tak postąpić.
– Hideaki – usłyszał po chwili, a zaraz potem poczuł ręce oplatające go za ramiona. – Wiesz, że jesteś i zawsze będziesz dla mnie przyjacielem. Nawet trochę więcej niż przyjacielem – ciepły oddech Naruto owiał mu ucho.
– Ale to „trochę” niestety nie wystarczy – westchnął Hideaki, ściskając lekko jego dłonie. – Ani dla ciebie, ani dla mnie. Ty ciągle myślałbyś  o Sasuke, a ja o tym, że ty myślisz o nim. Błędne koło.
 Nie można kochać w ten sposób dwóch osób naraz, ale obiecaj, że zawsze będziemy przyjaciółmi.  
Hideaki odwrócił się w stronę Naruto. Jego oczy wyrażały w tym momencie tyle emocji. Położył mu dłonie na policzkach, wpatrując się w jego twarz. Z jednej strony wiedział, że powinien się z tym wszystkim pogodzić i o nim nie myśleć, z drugiej – nie chciał zapomnieć. W końcu przecież spędzili ze sobą tyle szczęśliwych chwil.
– Obiecuję – powiedział cicho. – A ty obiecaj, że gdyby coś złego się działo, na przykład Sasuke źle cię traktował, to dasz mi znać.
– On zawsze był i będzie draniem. – Naruto uśmiechnął się. – Wiesz, Iruka–sensei powiedział kiedyś, że nasz związek jest trochę patologiczny.
– Trochę, to mało powiedziane – stwierdził Hideaki, przypominając sobie wszystko, co wie z poradników Saia o ich przeszłości. – Tak czy inaczej, jak coś, zawsze możesz na mnie liczyć, gdziekolwiek będę – powiedział, czochrając go po włosach.
– A więc jednak wyjeżdżasz...
– Tak. – Hideaki kiwnął głową. –  Musze sobie wszystko poukładać. Suna póki co odpada, dlatego myślałem nad Krajem Wody.
– Wiesz… – Naruto zastanowił się, a po chwili znów uniósł kąciki ust. – Ponoć jest najnowocześniejszy i w ogóle, ale na twoim miejscu bym uważał na Mizukage. Od lat szuka sobie męża, więc z twoim wyglądem może się okazać, że wpadniesz jej w oko.
– Nie, dzięki, nigdy więcej żadnych miłości. Zamierzam zająć się tylko pracą.
– A ja bym chciał, żebyś kogoś znalazł – powiedział Naruto. – Oczywiście nie Mizukage, bo ona to jest chyba w wieku babuni Tsunade, a przynajmniej tak wygląda, ale kogoś innego, kogo będziesz kochał.
– Naruto, głupku… – Hideaki spojrzał na niego i pokręcił głową. Ledwo się powstrzymywał, by znów nie pocałować go w usta, tak porządnie, jak kiedyś, jednak wiedział, że tym razem nie może tego zrobić.  – Sam przed chwilą twierdziłeś, że nie można kochać w ten sposób dwóch osób naraz.
– Ale…
– Ale wracasz do domu – powiedział i cmoknął go w nos. – I to już.

*

Shikamaru, który szybko pozałatwiał bieżące sprawy, czekał na raporty. Niestety, jeszcze nie dostarczono najnowszych, więc im dłużej czekał, tym bardziej dochodził do wniosku, że jednak najpierw musi załatwić sprawę z Naruto. Powiedział w gabinecie, że zaraz wróci i wyskoczył oknem, chcąc dotrzeć do jego domu jak najszybciej. Trucizna, szpieg, kolej – to w obliczu wybuchu Piątej Wielkiej Wojny Shinobi mogło jednak zaczekać kilka minut.
Miał nadzieję, że nie zastanie Sasuke, że ma jakiś trening, niestety, to on otworzył mu drzwi. I nie dość, że był w domu sam, to jeszcze był wyraźnie zły.
– Eee… jest Naruto?
Shikamaru podrapał się po głowie. Czyżby jednak przybył za późno? Trochę tak to wyglądało, choć z drugiej strony dom nie nosił żadnych oznak walki.
– Nie ma go.
– Nie wrócił? – Shikamaru zmarszczył brwi. – Cholera… Mogę wejść?
            – A musisz?
Sasuke nie był zbyt optymistycznie nastawiony na wizytę kogokolwiek właśnie teraz. Kiedy rano się obudził, pierwsze co zobaczył, zamiast Naruto śpiącego obok, to przewieszoną na ramce ich zdjęcia kartkę papieru. Gdy wstał, rozłożył ją i przeczytał treść liściku, miał wrażenie, że to znowu jakiś wygłup geninów. Ale nie, te bohomazy to na sto procent było pismo Naruto.
– Myślę, że muszę – powiedział zdecydowanym tonem Shikamaru.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz