.

środa, 18 września 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 88

Naruto stał w gabinecie Hokage, bo o siedzeniu w takim momencie nie było według niego mowy, i zaciskał ręce na blacie biurka tak mocno, że miał wrażenie, iż zaraz je połamie.
– Jak to nie możecie wypuścić Hideakiego? – krzyczał. – Przecież to nie on, tylko ta dziewczyna otruła Sasuke!
– Naruto, uspokój się i usiądź w końcu, albo każę Shikamaru za pomocą cienia przywiązać cię do tego krzesła. – Zirytowany Kakashi trzasnął ręką o blat. – To, że zastałeś jakąś dziewczynę z laboratorium w łóżku Hideakiego, jeszcze o niczym nie świadczy. Z tego, co wiem, a wiem na pewno, bo potwierdziło to kilka osób, również sąsiadów, przez pewien czas miał ich tam sporo.
– Ale to ona musiał ukraść mu klucze! – kłócił się Naruto, będąc pewien, że ma rację. –  Uwodziła jego asystenta, chciała zwiedzać laboratorium, wypytywała o niego.  Przecież to jest oczywiste!
– Przesłuchujemy ją, asystenta zresztą też, ale póki co nie ma żadnych dowodów, rozumiesz? – Kakashi potarł skroń. – Równie dobrze Hideaki mógł cię zwyczajnie okłamać.
– Hideaki nigdy by mnie nie okłamał. – Naruto nachylił się i spojrzał na Kakashiego z tą swoją niezłomną wiarą. – Znam go i wiem, że to nie on. Nie zrobiłby mi tego.

– Tak czy inaczej, nie mogę go wypuścić – powiedział Kakashi. – Nadal jest głównym podejrzanym i to nie tylko o otrucie Sasuke.
– Ale jest też jedyną osobą, która może uratować Sasuke! – Naruto czuł, że chakra powoli zaczyna w nim buzować. –  Tylko on jest w stanie stworzyć antidotum do własnej trucizny!
– Hideaki dał nam odtworzoną formułę, może warto trochę mu zaufać? – odezwał się w końcu Shikamaru, który przeczuwał, co się zaczyna dziać z Naruto. – Tsunade-sama mówiła, że nikt inny, nawet ona, może nie dać rady ze stworzeniem antidotum, bo trucizna jest naprawdę bardzo skomplikowana.
Kakashi oparł głowę na ręce i westchnął. No pięknie, dwóch na jednego. Choć to, co mówił Shikamaru, brzmiało, jak zawsze zresztą, sensownie. Sam oczywiście też martwił się o Sasuke, już drugi raz ktoś próbował go zabić. Miał zagwozdkę. Albo raczej poważny dylemat. Jeżeli to faktycznie nie Hideaki, mógłby pomóc, ale z drugiej strony, jeżeli to on – a wszystko na to wskazywało – to jeszcze pewnie pogorszyłby sprawę. Nie miał pojęcia, jak postąpić w tej sytuacji. Z jednej strony naciski grup specjalnych, które miały swoje zasady, z drugiej Naruto, który tak bardzo ufał Hideakiemu.
Niech to szlag! Że też teraz musiało mu się coś przypomnieć… „W świecie ninja, ci, którzy łamią zasady, są śmieciami, to prawda, lecz ci, którzy porzucają swoich towarzyszy, są gorsi od śmieci” – przecież tak od zawsze powtarzał swoim uczniom. I Naruto w ten sposób właśnie postępował. Mimo że Sasuke, którego przecież kochał, walczył o życie, nie porzucił tego drugiego przyjaciela. Co robić, co robić?!
W tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się i wpadł przez nie zdyszani shinobi.
– Hokage-sama – wydyszał, opierając się o framugę. – Mam poufne informacje.
Kakashi spojrzał to na niego, to na Naruto i po chwili wahania kazał mu poczekać na korytarzu. Naruto oczywiście się buntował, ale w końcu wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. I to jeszcze z hukiem, żeby w pełni okazać swoje niezadowolenie.
– Dziewczyna w końcu przyznała się, że ukradła truciznę, ale cały czas powtarza, że nikogo nie otruła – powiedział shinobi. – Sprawdziliśmy ją, nie pochodzi z Suny, tylko z Konohy, więc nie jest tym szpiegiem, o którym dostaliśmy informacje.
– To po co w ogóle ją ukradła? – zapytał przytomnie Shikamaru.
– Ponoć na czyjeś zlecenie – wyjaśnił shinobi, podając teczkę z dokumentami. – Tylko tyle zdążyliśmy się póki co dowiedzieć. I… nie wiem, czy to jest ważne, ale wgląda, jakby tego żałowała.
– A jej rodzina? – Kakashi otworzył teczkę i przejrzał papiery. – Jakieś korelacje? Powiązania z którąś z grup przestępczych? Korzeniem?
– Póki co nic więcej nie wiemy. Ona wydaje się być przestraszona i mało mówi, choć to może być tylko jej gra. Gdy będę miał jakieś dodatkowe informacje, natychmiast je przekaże.
Shinobi jeszcze raz skinął głową i wyszedł.
– Gra… – odezwał się znów Shikamaru. – Jak w shougi. Trzeba mądrze wszystko zaplanować…
– Co masz na myśli? – zapytał Kakashi.
– To, że od dawna mogą robić nas w tak zwanego konia i wykorzystywać  różnych ludzi do własnych celów. – Shikamaru usiadł przy biurku i złożył ręce w piramidkę, intensywnie myśląc. –  Te informacje o szpiegu z Suny mogą być nieprawdziwe. Byś może  chcą, żebyśmy w ten sposób myśleli. Te plotki tak szybko do nas dotarły. Za szybko. Moim zdaniem to byłoby zbyt proste.
– To wydaje się bardzo prawdopodobne. – Kakashi, po tym, co usłyszał i zdążył przeanalizować, pokiwał głowa. – Shikamaru, ty jednak jesteś za mądry. Nie chcesz może zostać siódmym Hokage? Oddam ci fotel nawet dzisiaj. I będziesz decydował o wszystkim.
– Nie dzięki. – Shikamaru pokręcił głową. – To zbyt kłopotliwe. Poza tym mamy już kandydata – wskazał kciukiem wejście do biura – który czeka za drzwiami i jak poczeka jeszcze chwilę, to spotka je taki los, jak te z sali narad.
– Taa… – Kakashi westchnął. – Dlatego, biorąc pod uwagę jego temperament, coś czuję, że za szybko nie pozbędę się tego stanowiska.

*

Kakashi w końcu zdecydował się wypuścić Hideakiego. To znaczy może nie do końca wypuścić, ponieważ oskarżenia o szpiegostwo wciąż były aktualne, ale powiedziano mu, że niebawem będzie mógł wrócić do laboratorium, choć tylko po to, by zająć się odtrutką. Zgodził się, a skoro wykazywał chęć pomocy nawet przy takim warunku, postanowiono zaryzykować.
Został dostarczony też raport na temat staruszków z wózkiem od warzyw i owoców. Pojawienie się znienacka kilku ANBU początkowo tak ich wystraszyło, że chcieli rzucić wszystko i uciekać, choć mimo swojego wieku nie za bardzo byli w stanie, więc to wzbudziło pewne podejrzenia, jednak gdy ich przesłuchano oraz sprawdzono cały towar, również te jabłka i pomidory, które kupił od nich Naruto, okazało się, że to błędny trop, bo nic nie wykryto. Nie było tam żadnej trucizny, żadnych chemikaliów. Szybko wykluczono teorię, że Sasuke został otruty ich pomidorem, bo warzywa i owoce mógł przecież kupić każdy i każdy mógł trafić akurat na ten jeden zatruty. Para staruszków była znana w wiosce od lat i zawsze było wielu chętnych na ich towar.

Naruto miał świadomość, że ta noc będzie ciężka. Wiedział, że będzie potrzebny Hideakiemu przy tworzeniu antidotum, bo jego asystent przez sytuację z tą dziewczyną nie potrafił się skupić jak należy. On będzie musiał. Będzie, bo od tego naprawdę zależało życie Sasuke.
Wrócił na chwilę do domu, bo to była pora karmienia Kuramka. Wszedł do kuchni i nasypał do miski karmę. Pokręcił się chwilę, zmienił wodę na świeżą i początkowo nic nie wybudziło jego podejrzeń, jednak gdy zawiał silny wiatr i spojrzał w okno, wtedy to zauważył. Krzak z pomidorami Sasuke wyglądał, jakby stał na słońcu niepodlewany przez przynajmniej miesiąc. Owoce się skurczyły, łodygi i liście zmieniły kolor z zielonego na brązowy. Zupełnie tak samo jak wtedy, gdy całkiem o nim zapomniał.
Od razu przypomniało mu to sytuację sprzed kilku lat, gdy Sasuke leżał w śpiączce, ale zaraz pokręcił głową. Nie, to nie mogło mieć z tym nic wspólnego. To nie był żaden zły omen czy tam inna przepowiednia. Przepowiednia… Wróżki na festynach przepowiadały często jakieś bzdury, najczęściej dziewczynom, która kiedy wyjdzie za mąż. Głupoty. Choć z drugiej strony… Staruszek Sześciu Ścieżek i Jiraiya twierdzili, że on jest dzieckiem z przepowiedni. Więc może niektóre przepowiednie naprawdę się sprawdzały?
Nie, to tylko głupie pomidory. I w ogóle, co się z nimi stało? Wczoraj jeszcze krzak był zielony i pełen małych owoców. Nie, tu coś było nie tak, ale nie miał teraz czasu się tym zajmować. Coś innego było ważne.

Gdy dotarł do szpitala, zanim zszedł do podziemi, do laboratorium, najpierw oczywiście musiał zajrzeć do Sasuke. Tym razem trafił tak, że nikogo przy nim nie było. Wszedł po cichu i usiadł obok.
– Jeszcze trochę, wytrzymaj – powiedział. – Zrobimy to antidotum, choćby nie wiem co.

 Patrzył tak na niego i patrzył. Usta Sasuke były coraz bardziej sine. Nie znał się na medycynie, ale Sakura-chan zwykle mówiła, że to jest jeden z objawów świadczących o tym, że jest źle. Bardzo źle. Cholera! A jak nie zdążą z tym antidotum? Lub się nie uda?
Nie, musiał coś zrobić. Rozejrzał się jeszcze raz. Nie było nikogo. Tsunade ostrzegała go, a wręcz nakazała, by nie dotykać Sasuke, bo sam może się zatruć, ale skoro medycy nie dawali rady… Ryzyko jest wpisane w zawód ninja, a on dla Sasuke zrobiłby wszystko.
– No dobra, draniu – powiedział, chwytając go za rękę. – Wracaj do mnie.
Wysłał odrobinę chakry. Miał nadzieję, że znów zdoła uleczyć go tak, jak ostatnio, mocą Mędrca. Nawet, jeżeli sam się zatruje, cóż, trudno.
Niestety, nic się nie stało. Nie miał pojęcia dlaczego. Spróbował jeszcze raz i kolejny. I nic. To go naprawdę zaniepokoiło. Dlaczego? Nic nie rozumiał. Przecież wcześniej… Po chwili przyszła mu do głowy jedna, ale naprawdę przerażająca myśl. A co, jeżeli przez to, co się ostatnio między nimi wydarzyło, teraz nie mógł mu pomóc? Jeżeli na skutek tego wszystkiego ich więź nieco się zachwiała? Osłabła?
Nie, to niemożliwe. Sasuke zawsze był dla niego najważniejszy, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Mógł być na niego zły, rozżalony, nie rozumieć niektórych jego decyzji, ale nigdy, nawet na sekundę, nie przestał go kochać. Nawet, gdy ich związek przechodził kryzys. Nawet, gdy miał pod nosem inną, kuszącą, łatwiejsza relację z kimś, kto nie był mu do końca obojętny. Jednak wybrał Sasuke i drogę bez żadnych skrótów. Więc ta więź nie zniknęła. Nie mogła.
– Sasuke… – Naruto ścisnął mocniej jego dłoń i pochylił się lekko nad łóżkiem, jakby mimo wszystko chciał go pocałować. – Obudź się w tej chwili, albo będę musiał założyć tę okropną sukienkę na ślub z kimś innym – starał się zażartować z pamiętnego rysunku, ale niezbyt się udało, bo oczy go zapiekły, a głos zadrżał.
– Naruto! Co ty wyprawiasz?!
Tsunade, która właśnie w tym momencie weszła do sali, brutalnie odciągnęła go za kołnierz, zrzucając tym samym na podłogę.
– Nie obchodzi mnie, w co ty się tam w domu przebierasz, w sukienki czy inne damskie rzeczy, ale czy ja już wcześniej wyrażałam się niejasno? Masz nie dotykać Sasuke, a już na pewno nie całować!
– Co?! Jakie znowu sukienki!? – zapowietrzył się Naruto, któremu mimo wszystko zrobiło się strasznie głupio. – Myślałem tylko, że może…
– Że może co? Naruto, to jest naprawdę bardzo silna trucizna. – Widać było, że Tsunade, mimo celnej ironii i ciętego języka, ma nie najlepszy humor. – Pokaż rękę. Nie tę, drugą! – Nie czekając nawet na reakcję, chwyciła go za dłoń. – Masz tu po czymś zadrapania. Wystarczy niewielki kontakt i już po chwili możesz leżeć obok swojego narzeczonego w jeszcze gorszym stanie. Rozumiesz?
Naruto burknął coś pod nosem, ale w końcu kiwnął głową. Cholera, Kuramek go przypadkiem zadrapał, a Kurama jeszcze nie zdążył tego wyleczyć. Albo nie chciał, bo ostatnio był jakiś taki obrażony. Tak czy inaczej, zdał sobie sprawę, że Tsunade może mieć rację. Powinien teraz pójść do laboratorium i spróbować z Hideakim stworzyć to antidotum. Postara się najlepiej, jak tylko potrafi. Przecież tu chodzi o życie Sasuke.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz