.

piątek, 6 września 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 85


Naruto, idąc w stronę mieszkania Hideakiego, nie mógł uwierzyć w to wszystko. Przecież ten chłopak był inteligentny, zdolny, prawdziwy geniusz w swojej specjalizacji. Więc dlaczego? No dobra, wiedział po części dlaczego, ale nie sądził, że będzie miało to na niego aż taki wpływ. Był młody, miał jeszcze tyle przed sobą, mógł w każdej chwili poznać kogoś wyjątkowego.
Będąc już na ostatnim piętrze kamienicy zapukał, jednak nikt się nie odezwał ani mu nie otworzył. Dzwonek, z tego co wiedział, był popsuty, dlatego zapukał drugi raz i trzeci. Albo go nie było, ale leżał pijany lub nieprzytomny.
Naruto musiał sprawdzić, co z nim, dlatego nacisnął na klamkę. Drzwi o dziwo wcale nie były zamknięte. Przeszedł przez korytarz, pełen obaw, co zaraz zobaczy i… zobaczył. A może najpierw usłyszał, potem dopiero zobaczył, jak Hideaki posuwa jakąś dziewczynę. Ta wiła się pod nim i jęczała, on z kolei nie wyrażał żadnych uczuć i emocji poza tą, że zbliża się już do kresu, bo miał przymknięte oczy, a jego twarz mówiła wprost, że zaraz dojdzie.

Naruto, zażenowany, że zastał go w takiej sytuacji, odwrócił się i chciał wyjść, ale wtedy Hideaki go zauważył i wyciągnął rękę, jakby chciał go zatrzymać.
– Czekaj, Naruto! – wysapał, a dosłownie chwilę później odetchnął po przeżytym właśnie orgazmie.
Nie bardzo obchodziło go, czy ta dziewczyna też już doszła, ale tak jęczała, że chyba było jej dobrze. Wstał, ściągnął prezerwatywę i zawiązał, po czym rzucił gdzieś na podłogę.
– No, zbieraj się, mała – powiedział i podał jej ciuchy. – Mam gościa.
Dziewczyna, naprawdę całkiem ładna, ubrała się po cichu, chyba nieco obrażona za takie przedmiotowe potraktowanie, ale w końcu, mimo że najwyraźniej chciała coś powiedzieć, popatrzyła po prostu na niego z jakaś taką dziwną tęsknotą i wyszła.
– Wiesz, mógłbyś zamykać drzwi, gdy chcesz się z kimś… no wiesz – powiedział Naruto, odwracając się z powrotem do niego, zupełnie ignorując fakt, że on z Sasuke też zapominali. – I, do cholery, załóż coś na siebie.
– Pieprzyć? – Hideaki uniósł brwi. – Nazywajmy rzeczy po imieniu. Poza tym absolutnie nie przeszkadza mi, że na mnie teraz patrzysz, wręcz przeciwnie – dodał, podchodząc do niego bardzo blisko. – Możesz go nawet dotknąć – zasugerował, po czym chwycił go za dłoń i zacisnął na własnym, sterczącym jeszcze penisie.
Naruto zabrał rękę i odsunął się lekko, mając ochotę mu porządnie przyłożyć za coś takiego, jednak czy to w obecnej sytuacji by coś dało? Czuł mocny odór alkoholu, więc wiedział, że on jest jeszcze lub, co gorsza, już pijany, bo była dopiero dwunasta godzina. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie panował nieziemski bałagan, a butelki sake i zużyte prezerwatywy walały się po podłodze od kuchni do salonu. Sam Hideaki też nie wyglądał najlepiej. Zarost, którego nigdy u niego nie widział, bo codziennie się golił, przekrwione oczy i ogólnie twarz, jakby zniknęły z niej wszystkie emocje i była zwykłą maską. 
– Co ty wyprawiasz, co? – zapytał, rzucając mu jakiś ręcznik, który wisiał na krześle, żeby się nim owinął.
– Jak to co? Korzystam z życia – powiedział Hideaki, ale dla świętego spokoju zawiązał sobie ten ręcznik na biodrach. – Chyba cię nie zdeprawowałem, przecież sam codziennie rżniesz się z Uchihą.
Usiadł przy stole i nalał sobie czarkę sake.
– Nie pij, porozmawiajmy. – Naruto przytrzymał jego rękę, gdy chciał wychylić na jeden raz alkohol.  – Proszę cię.
– Dobrze, wiec o czym chcesz porozmawiać? – zapytał Hideaki, opierając głowę na ręce. – O swoim wspaniałym związku? Poopowiadać mi, jak ci się dobrze układa, odkąd znowu zaczęliście nosić te bransoletki? A może przyniosłeś mi zaproszenie na ślub?
            – Nie musisz być taki cyniczny – mruknął Naruto. – Chcę porozmawiać o tobie. Jesteś moim przyjacielem. Obiecałeś, że cokolwiek się stanie, zawsze nim będziesz!
            – Tak, jestem – pokiwał głową Hideaki. – Powiedziałem, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jednak prawda jest taka, że ty wcale mnie nie potrzebujesz. Masz wielu innych przyjaciół.
            – I co z tego? – zdenerwował się Naruto. – Pamiętasz, co ci powiedziałem ostatniego dnia nad morzem? Że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, ale kocham kogoś innego. Ty też na pewno kogoś takiego znajdziesz.
            – Już znalazłem, ale mnie nie chce – powiedział Hideaki, patrząc mu prosto w oczy. – Miłość jest jednak beznadziejna.
            – Nieprawda. – Naruto przysunął się bliżej i objął go mocno. – Mówiłem ci przecież, że cię kocham, ale w inny sposób. To też jest według ciebie beznadziejne?
            – Nie – usłyszał.
Hideaki przytulił się bardziej i chłonął zapach Naruto. Długą, bardzo długą chwilę go nie puszczał. To było takie uspokajające, zwłaszcza, gdy Naruto zaczął gładzić go pocieszająco rękoma po plecach. Było mu tak dobrze, więc trwał tak i trwał, aż w pewnym momencie trochę się rozmarzył:
– Gdyby do tego doszło trochę pocałunków i nasz pierwszy raz, najlepiej na tamtej plaży, to byłoby idealnie – wyszeptał, dotykając wargami ucha.
– Nadal jesteś pijany! – Naruto walnął go w łeb i wstał, przerywając mu tę sielankową wizję. – Idź pod prysznic i się ogarnij, ja tu trochę posprzątam. Nawet moja kawalerka nigdy nie była w tak strasznym stanie – pokręcił głową, zwłaszcza na widok ilości zużytych prezerwatyw. Że on też dał radę aż tyle razy…

Kiedy Hideaki w końcu wyszedł z łazienki, prezentował się już zupełnie inaczej, niż gdy do niej wchodził. Ogolony, ułożone włosy, pachnący żelem pod prysznic. Nawet zęby mył chyba kilka razy, bo zniknął smród alkoholu z ust. Poza tym porządnie ubrany, a nie biegający nago po mieszkaniu.
– No, teraz to aż przyjemnie na ciebie popatrzeć – powiedział Naruto, kiwając głową z aprobatą. – Normalny facet, a nie to co ten menel sprzed kilka godzin.
– Tylko nie menel – zaoponował Hideaki, choć zdawał sobie sprawę, że tak to właśnie musiało wyglądać. – A patrzeć z przyjemnością na mnie możesz zawsze – uśmiechnął się.
– Głupek – mruknął Naruto, ale nie był zły. Już wolał Hideakiego w wersji flirciarza niż żula. – Dzisiaj mam wolne, więc porobimy coś razem? – zaproponował. – Tylko żadnego alkoholu! – zastrzegł.
– Laboratorium odpada, jeszcze czuję skutki sake – stwierdził Hideaki.
Odkąd Naruto się u niego zjawił, odkąd porozmawiali i mógł znów mieć go w objęciach, nawet tych przyjacielskich, czuł się zupełnie inaczej. Dużo, dużo lepiej.
Po pierwsze, zdał sobie sprawę, co on właściwie przez te kilka dni wyprawiał. Miał nadzieję, że go przez ten czas nie wywalili z pracy, ale Akio, z tego co wiedział, wszystkiego pilnował i jakoś go usprawiedliwiał. Tak na niego na początku narzekał, a okazał się naprawdę przydatnym asystentem.
Po drugie, nie mógł zaprzepaścić swojej kariery i eksperymentów. Jeżeli chodzi o pracę nad truciznami i antidotami, czas był bardzo ważny, trzeba było pilnować różnych rzeczy.
I po trzecie. Nie chciał stracić Naruto. Choć wiedział, że on nie odpuszcza, wolał nie testować jego wytrwałości. W końcu był jednak tym najbardziej nieprzewidywalnym ninja na świecie.
– To może pójdziemy nad rzekę? Jest ładna pogoda – zaproponował Naruto. – Tylko żadnego przygodnego seksu w mojej obecności!
– Hm, czyżbyś był zazdrosny? – zapytał zaczepnie Hideaki.
– Co?! Nie! Oczywiście, że nie – zaprzeczył Naruto, choć policzki mocno mu się zaróżowiły, gdy przypomniał sobie całą tę sytuację, której był świadkiem. Przecież oni nie byli pod żadnym przykryciem, więc przez moment widział wszystko tak, jak w tych zboczonych książkach Kakashiego. – A poza tym, w ogóle powinieneś się cieszyć, że to nie Sai cię nakrył, bo miałby materiał na kolejny poradnik, tym razem wyłącznie dla dorosłych.
– Nawet tak odrobinkę zazdrosny? – Hideaki nie ustępował, nie zawracając sobie teraz głowy Saiem czy kimkolwiek innym.
– Wiesz, nawet gdybyśmy byli razem i zastałbym cię w takiej sytuacji, na pewno czułbym się wściekły i zdradzony, ale czy zazdrosny? – zastanowił się Naruto. – Nie. Seks bez uczuć i emocji nic nie znaczy. A to tak właśnie wyglądało.
– Dobra, masz rację, nie gadajmy o tym – Hideaki uznał, że jednak lepiej póki co odpuścić sobie temat.
– No właśnie – uśmiechnął się Naruto. – Gorąco, a tu sprzedają lody. Masz ochotę?  – zapytał i nie czekając na odpowiedź, pobiegł do budki.
Po chwili, gdy usiedli na ławce, przełamał loda na dwóch patyczkach na pół i jednego dał Hideakiemu. To były dokładnie takie same, jakie jadł z Jiraiyą podczas treningów i wielu innych momentów. Były dla niego jakimś takim symbolem. Wtedy, gdy dostał go po raz pierwszy, był dzieckiem zazdrosnym o to, że tatusiowie kupowali je swoim synkom i jedli je na spółkę. On nie miał taty i patrzył na to wszystko z przykrością. Na szczęściem wtedy pojawił się Jiraiya, a tymi lodami w tamtym pamiętnym momencie, wywołał na twarzy prawdziwy uśmiech i sprawił, że zaczął go traktować jak rodzinę. Dlatego teraz Naruto chciał, żeby Hideaki był równie szczęśliwy, co on wtedy i czuł, że jest mu bardzo bliski.
Kiedy wracali do domu i byli już pod mieszkaniem Hideakiego, Naruto spojrzał na niego.
– Słuchaj, ja wiem, że nie jest ci łatwo, ale postaraj się.  Nie chcę cię jutro zastać w tym samym stanie, co dzisiaj w południe. Obiecaj, że coś z tym zrobisz – poprosił Naruto. – No Hideś – uśmiechnął się tak, że nie dało się tego zignorować.
Hideaki odwzajemnił uśmiech, kręcąc głowa na to spieszczenie jego imienia. Cholera, dlaczego Naruto musiał być taki, jaki był? Dlaczego nie dało się go ignorować, zapomnieć o nim? Gdyby tylko nie ten cholerny Sasuke…
– Dobrze, obiecuję, że coś z tym zrobię – powiedział w końcu.

*

Był już wieczór, gdy ktoś wszedł do laboratorium z truciznami. Miał wszystkie klucze i dostępy, więc nikt nie robił przeszkód.  Ludzie często pracowali tu po nocach.
Osoba, która weszła, dobrze wiedziała, dokąd się kierować. Do pomieszczenia zabezpieczonego dodatkowymi hasłami. W końcu, za osiatkowaną gablotą, znalazła to, czego potrzebowała. Truciznę z nalepka „nieukończone”. Bo choć trucizn tu było wiele, tylko na tę jedną nie wynaleziono jeszcze antidotum. A to było kluczowe.
Osoba jeszcze chwilę stała, zastanawiając się, czy na pewno dobrze robi. To mogło jednocześnie pomóc jak i zaszkodzić. W końcu jednak podjęła decyzję i zabrała kolbę z płynem. Po chwili, mając zamiar już wyjść, cofnęła się i wzięła z gablotki coś jeszcze. Formułę tworzenia, bo bez niej niemal niemożliwe stawało się stworzenie odtrutki.


*

Sasuke, gdy tylko obudził się rano, zaczął narzekać na bóle mięśni. W końcu jednostajne ruchy przy malowaniu były bardzo męczące. Na początku oczywiście próbował zwalić całą robotę na geninów, ale gdy Kakashi to zobaczył, wziął go na rozmowę i przetłumaczył co nieco. A tak właściwie to nawrzeszczał, że jest obibokiem i nie taki przykład powinien dawać uczniom. 
– Idź jutro za mnie malować, masz większą wprawę – jęknął do ucha Naruto. – Nawet mi masażu wczoraj nie chciałeś zrobić, cholero jedna.
  Taa… – wymamrotał spod poduszki Naruto. – Masaż ze szczęśliwym zakończeniem wcale nie jest na obolałe mięsnie. I w ogóle ciekawe, skąd znasz coś takiego? Bo ja tylko z poradnika od Saia.
– Nie czytam takich głupot – warknął Sasuke.
Odwrócił przy tym głowę, lekko zażenowany, bo nie chciał, żeby Naruto poprzez reakcję na jego twarzy zauważył, że coś tam podczytywał, chcąc dodać pikanterii w ich współżyciu. Zresztą, to przecież nie był poradnik autorstwa Saia, tylko jakiegoś poważanego eksperta, a ten kretyn mu go po prostu kupił na urodziny. No właśnie!
Po chwili usłyszeli dzwonek do drzwi. W sumie była już prawie dziesiąta, zaspało im się trochę, mieli wstać trochę wcześniej.
– To może jak mi nie chcesz pomóc, to chociaż otworzysz te cholerne drzwi? – zapytał Sasuke.
Naruto przewrócił oczami, bo Sasuke zachowywał się, jakby był obłożnie chory, ale się zgodził, choć tym razem, zanim zbiegł na dół, ubrał chociaż koszulkę i spodnie, żeby nie powtórzyła się sytuacja z Saiem.
Tym razem to była para starszego handlarza i jego zony, którzy zawsze w środy jeździli po osiedlu z wózkiem, sprzedając owoce i warzywa. Naruto kupił trochę jabłek dla siebie i pomidorów dla Sasuke, bo mimo że ten miał na krzaczku własne, te wyglądały tak ładnie i apetycznie. Tak apetycznie, że nawet sam nabrał ochotę, by zjeść tego największego i najbardziej czerwonego.
– Nie ma mowy, to moje – Sasuke zabrał mu pomidora z ręki.
Oparł się o stół i zaczął go jeść. No co, należało mu się za jego ciężką pracę. Jak Naruto zostanie Hokage, to Kakashi pożałuje, że kazał mu robić coś tak trywialnego jak malowanie Głównej Siedziby Wioski. Był legendą shinobi, a nie jakimś robotnikiem.
– Dlaczego go chociaż nie umyłeś? Skąd wiesz, czy nie był spryskany na przykład trucizną na chwasty? – zapytał Naruto.
– Myślałem, że ty umyłeś, zresztą, najwyżej brzuch mnie rozboli – stwierdził Sasuke, zjadając resztę.
– Zabierasz kilka na lunch? – zapytał Naruto, zerkając do lodówki, w której był już wczoraj spakowany pojemnik z omusubi i  przyklejoną plakietką „nie wyżerać”.
– Nie, zresztą dzisiaj mamy do skończenia tylko dolną fasadę. Potem, choćby Kakashi groził mi zesłaniem na drugi koniec świata, biorę sobie wolne – stwierdził Sasuke. – A jak wrócę, chcę gorącą kąpiel i porządny masaż – zarządził.
– To zamów sobie masażystkę, bo mam dzisiaj kilka rzeczy do załatwienia – stwierdził Naruto. – Trening z Kodaiem, jakieś dokumenty w biurze Hokage, musze też zobaczyć, co z Hideakim.
Sasuke prychnął na sam dźwięk imienia Hideakiego, ale nic się nie odezwał. Nie mógł wybierać Naruto przyjaciół i póki co, nie chciał się też o niego kłócić.

*

Byli mniej więcej przy końcówce malowania, gdy zrobili sobie przerwę na lunch. Sasuke, zgrzany, bo było naprawdę ciepło, usiadł pod drzewem i zaczął jeść swój posiłek. Po tym miał ochotę się zdrzemnąć, ale zostało tak niewiele do dokończenia, że wolał jednak szybciej wrócić do domu.
Wstał, najedzony i spojrzał na kubły z farbami. Czerwona, żółta, trochę innych… Cholera, od tego słońca aż mu się zaczęły mieszać kolory. Złapał się za głowę, czując lekkie zawroty. Próbował pozbyć się ich za pomocą przepływu chakry, ale nie zadziałało.
– Sasuke-sensei, tylko bez sztuczek. Tym razem nie zwalisz wszystkiego na nas – powiedział Ryuji, widząc jego zachowanie i sądząc, że udaje, bo nie chce mu się pracować.
Ale Sasuke tym razem nie udawał. Naprawdę coś się z nim działo. I to coś takiego, nad czym nie był w stanie zapanować, dlatego po chwili po prostu padł na ziemię, tracąc przytomność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz