.

sobota, 7 września 2019

SsuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 86


Kiedy Sasuke trafił do szpitala, początkowo nikt nie wiedział, co się dzieje. Do tej pory nigdy nic mu nie było, nie chorował, a też z jego organizmem przemęczenie nie wchodziło w grę. Tym bardziej, że czym się miał ostatnio przemęczyć? Malowaniem elewacji?
Jednak jego stan z chwili na chwilę się pogarszał. Dostał wysokiej gorączki, jego oddech był ciężki i urywany, a tętno co chwilę to przyśpieszało, to słabło. Tsunade, gdy go tylko zobaczyła i rozpoznała objawy, od razu wiedziała, że to trucizna. Nie miała jeszcze pojęcia jaka, musiała wykonać kilka badań, ale był pewna jednego, to musiało być coś naprawdę skomplikowanego, bo Sasuke Uchiha był na większość trucizn odporny.
Cały sztab kryzysowy został postawiony na nogi i zebrał się w gabinecie Kakashiego. Bo to mogło znaczyć tylko jedno. Ktoś jednak przedarł się do Konohy i udało mu się zrobić to, czego próbę podjęto w wiosce przy Wielkim Wodospadzie. Albo jeszcze gorzej. Korzeń na tyle się wzmocnił na terenie Wiolki Liścia, że to oni zadziałali i otruli go pod ich nosem.
Wiedziano, że trzymanie pod tak zwanym kluczem Homare i Koharu nie wszystkim shinobi, zwłaszcza tym starszym się podobało. Na pewno wciąż mieli swoich sprzymierzeńców. Mimo że byli pod baczną obserwacją, jakoś udawało im się przekazywać informację. Niemożliwe było całkowite zapanowanie nad tym, ponieważ nikt nie wiedział, kto jeszcze ich wspiera i to na tyle, żeby dla nich ryzykować.

– Wzmocnijcie kontrolę przy bramach i na murach. Każdy, nie tylko wchodzący, ale i wychodzący musi okazać się dokumentami. Obserwujcie wszystkim z kim ma do czynienia Starszyzna oraz rodziny osób z Korzenia. Zwracajcie uwagę na nawet najbardziej błahe dziwne zachowanie – poinstruował Kakashi liderów ANBU, którzy kiwnęli głowami i chwilę później już ich nie było, bo jak najszybciej musieli przekazać informacje swoim oddziałom.

Tsunnade profilaktycznie zostawiła na obserwacji w szpitalu geninów, od razu też wezwała do szpitala Naruto. Nie wiedziała jeszczem, jakim sposobem toksyna przedostała się do organizmu Sasuke, czy to była zatruta igła, grot, czy może coś w piciu lub jedzeniu, ale trzeba było działać.
            Po chwili dostała pierwsze badania toksykologii. To były jakieś składniki, o których połączeniu nigdy nie słyszała, a przecież specjalizowała się również w tej dziedzinie. Większość z nich, to miała pewność, pochodziła z Suny, dwóch w ogóle nie znała. Może były czymś nowo wychodowanym, w końcu Wioska Piasku z tego słynęła. Wiedziała już też, że trucizna musiała zostać użyta dzisiaj i dość szybko rozprzestrzeniała się po organizmie.
– Sprawdźcie nasze laboratorium. Wątpię, czy to coś stąd, ale musimy się upewnić. Przepytajcie wszystkich strażników i pracowników. Każda rzecz może mieć znaczenie.

*

Kiedy Naruto przybył do szpitala, nie wiedział, co się dzieje, ale miał złe przeczucia. Zresztą już wcześniej był nieco zaniepokojony, bo Kuramek nie chciał się bawić, tylko cały czas spał, ale stwierdził, że jak to pies, w nocy szwendał się po domu czy nawet ogrodzie, bo specjalnie dla niego zostawiali uchylone drzwi na taras.
Tsunade, gdy tylko pojawił się w drzwiach wciągnęła go do gabinetu, posadziła na krześle i zaczęła zadawać szereg pytań. Co Sasuke robił w ciągu kilku ostatnich dni, odkąd wrócił do Konohy,  gdzie i z kim bywał, czy miał styczność z podejrzanymi ludźmi, czy ma jakichś wrogów poza Korzeniem, czy się z kimś o coś ostatnio pokłócił lub pobił?
Naruto nie bardzo wiedział, od czego zacząć, tyle tego było.
– Co Sasuke ostatnio robił? – zastanowił się. – Trenował Ryujiego, malował siedzibę, resztę dnia spędzaliśmy raczej razem. Czy spotkał się z kimś podejrzanym? I tak by mi nie powiedział. Czy ma wrogów? Na pewno jakichś ma. Czy się z kimś pokłócił? Nie, chyba nie, chociaż… Ale to nie ma znaczenia.
– Naruto, wszystko ma znaczenie – powiedziała Tsunade, opierając się rękami o biurko i patrząc na niego uważnie.
– Ale co się w ogóle stało? Po co te pytania? Czy coś z Sasuke?
– Odpowiedz!
– No on i Hideaki to tak… jakby to powiedzieć… nie bardzo się lubią – powiedział. – Obaj najchętniej by się pozabijali – dodał, jeszcze nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
– Naruto. Sasuke został otruty – powiedziała Tsunede, siadając i splatając palce. – Wiemy, że najprawdopodobniej jest to coś z Suny, coś, czego jeszcze nie umiem rozpracować. Trucizna jest bardzo silna.
Naruto pobladł. Otruty? Ale jak to? Tu, w Wiosce Liścia? Przecież ostatnio tak zaostrzyli ochronę. Mówili im, że są bezpieczni, że wszystko jest pod kontrolą!
– Jeszcze nie wiemy w jaki sposób, ale niedługo się dowiemy.
– Tsunade-sama! – Jakiś laborant w fartuchu wpadł do jej gabinetu bez pukania i zaczął mówić, chyba nie zauważając Naruto. – Zniknęła! Z laboratoriom zniknęła ta bardzo niebezpieczna trucizna, na którą nie powstało jeszcze antidotum. Ta za specjalnymi zabezpieczeniami! I jeszcze formuła! Też jej nie ma! – wykrzyczał.  
– Kto miał do niej dostępy do tego laboratorium? – zareagowała od razu Tsunade.
– Kilka osób, ale tylko Hideaki Yoshida miał klucz do tej gablotki, a nie ma śladów włamania.
– Powiadomcie Hokage. Natychmiast – zażądała Tsunade. – A ty, Naruto, chodź ze mną.

Naruto szedł korytarzami szpitala jak zahipnotyzowany. Sasuke został otruty? Trucizną Hideakiego? Nie, to niemożliwe. To, co powiedział, że obaj najchętniej by się pozabijali, to było tylko ot tak. Nie wierzył, że to mogłoby mieć miejsce. Hideaki by tego nie zrobił. A jeśli zrobił? Żeby odegrać się za Tsukuyomi? Poza tym teraz przypomniał sobie to, o co go pytał nad morzem. Czy gdyby Sasuke nie istniał, byłby z nim. Odpowiedział wtedy, że chyba tak. Czy to możliwe, żeby… Nie, na pewno nie. Nie wierzył w to. On wiedział, że Sasuke jest dla niego wszystkim, że go kocha i nie byłby w stanie żyć bez niego.  To na pewno jakaś pomyłka.
Gdy w końcu trafił do sali, w której leżał Sasuke i zobaczył, jak wygląda, znów poczuł, jak oczy zaczynają go piec. To był taki sam widok, jak wtedy, gdy umierał po ataku Korzenia. Nie, to nie mogło mieć miejsca po raz drugi. Ta trucizna… Organizm Sasuke był silny, odporny na dużo różnych toksyn. Poza tym Tsunade była ekspertem w tej dziedzinie, co przyznawała nawet Starsza Chiyo. Da radę zrobić antidotum i go wyleczyć, jak Sakura Kankurou i jego samego w Sunie. Na pewno!
– Możesz przy im chwilę posiedzieć, tylko go nie dotykaj, a już na pewno nie całuj, bo sam możesz się zatruć – powiedziała Tsunade, zmuszając, by usiadł na krześle i nie podchodził zbyt blisko.
Ciągle patrzyła na monitory. Tętno nadal raz przyśpieszała, raz spadało. Serce zachowywało się jak zwariowane. Trzeba było się spieszyć. Wyciągać powoli z organizmu to, co się dało, a jednocześnie pracując na chybił trafił nad antidotum. Bez dokładnego składu trucizny inaczej się nie dało.
Już miała wyjść, gdy do sali wpadł medyk, informując, że to zatrucie nie powstało przez żadne igły czy inne zranienie, ale na skutek czegoś w jedzeniu.
Tsunade spojrzała na Naruto, zastanawiając się, czy najpierw wypytać jego, ale w końcu, łapiąc za bluzę, zabrała go do sali, gdzie miała pod obserwacją trójkę geninów. Ci, chyba nie do końca świadomi, co się dzieje, siedzieli na jednym łóżku i grali w karty.
– Co dzisiaj Sasuke jadł albo pił – zapytała od bez żadnych wstępów, zabierając im karty z rąk. – Byliście z nim cały czas.
– Rano wypił kawę i zjadł pomidora – powiedział Naruto. – Co środę para staruszków jeździ po osiedlu z takim wózkiem warzyw i owoców, to kupiłem mu kilka. Chciałam nawet wziąć dla siebie tego największego, bo był taki ładny, ale mi go zabrał. Zjadł, nawet go nie myjąc. Może to jednak tylko trucizna na chwasty? – zapytał z nikłą nadzieją.
– Z pewnością nie, ale sprawdzimy to – zapisała sobie Tsunade. Musiała poznać źródło trucizny, żeby spróbować określić jej skład. – A wy? Widzieliście, co zabrał na lunch?
– Omusubi – powiedziała Sayuri, która miała w pudełeczku dokładnie to samo, bo mama zrobiła rano świeży ryż.
  I kilka takich miniaturowych pomidorków – przypomniała sobie Akane, bo jeden z nich wypadł z pojemnika i rozdeptał go jakiś pracownik, przez co Sasuke–sensei był zły.
– Dobrze, sprawdzimy to wszystko – zadecydowała Tsunade. – Wy się póki co stąd nie ruszacie – powiedziała do geninówi i oddała im karty.
– A ty, Naruto…
– Chcę zobaczyć się z Hideakim – powiedział. – Proszę, to bardzo ważne.

*

Naruto został zaprowadzony do więzienia. I to nie takiego zwykłego pokoju, ale tego z kratkami i wąskim łóżkiem. Tu trzymano Sasuke po wojnie, gdy jeszcze nie wiedzieli, co z nim zrobić. Teraz trafił w takie miejsce Hideaki.
Naruto, gdy po wielu prośbach został do niego wpuszczony, zobaczył kilka śladów pobicia na twarzy. Miał skute ręce i opuszczoną głowę, którą podniósł dopiero, gdy usłyszał jego głos.
Zerwał się z łóżka, choć łańcuchy przytrzymały go na pewien dystans, zaciskając się boleśnie na nadgarstkach.
– To nie ja, musisz mi uwierzyć – powiedział, patrząc na niego takim wzrokiem, że Naruto musiał przymknąć oczy.
Nie mógł dać się zwieść. Z jednej strony z całego serca wierzył Hideakiemu, wierzył, że go naprawdę kochał i nigdy w życiu nie zrobiłby mu czegoś takiego, z drugiej był shinobi i musiał myśleć jak shinobi. Ile to już osób padło ofiarami zauroczenia? Miłości? Przyjaźni?
Nie, nie wierzył w to. Nawet biorąc pod uwagę to pytania Hideakiego, czy byłby z nim, gdyby nie Sasuke, nie wierzył, że chciałby się go w taki sposób pozbyć. Bo jeżeli naprawdę szczerze go kochał, to wiedział, że zabijając Sasuke, zabiłby też coś w nim samym. Wtedy i tak nigdy nie byliby razem. Nie byliby nawet przyjaciółmi.
– To powiedz mi, co się stało? – zapytał, podchodząc do niego. – Babunia Tsunade powiedziała, że to najprawdopodobniej ta trucizna, nad którą pracowałeś. Pokazywałeś mi ją i mówiłeś, że jako jedyny masz do niej dostęp. A ona zniknęła.
– Nie wiem, jak to się stało, przysięgam. – Hideaki pokręcił głową. – Wiesz, co się działo przez ostatnie dni. Byłem w takim stanie, że nawet nie wiem, gdzie miałem głowę, a co dopiero klucze. Dopiero dzisiaj, gdy miałem iść do laboratorium, zobaczyłem, że nie ma ich tam gdzie zawsze. Szukałem, ale wtedy wpadło kilku ANBU i mnie po prostu wywlekli z mieszkania.
– Może ma je twój asystent? – zapytał Naruto.
– On ma wszystkie, poza tym jednym – wyjaśnił Hideaki. – To był mój eksperyment i wyłącznie ja za niego odpowiadałem. Jak mogłem być tak głupi i nieodpowiedzialny? Albo zgubiłem, albo…
– Albo?
– Naruto, klucze miałem w mieszkaniu. Mieszkaniu, przez które w ciągu kilku dni przewinęło się kilkanaście jak nie więcej dziewczyn. Mogły mnie okraść ze wszystkiego, nawet bym nie zauważył.  
– Może trzeba ich poszukać, zapytać?
– I myślisz, że któraś by się przyznała? – powiedział wątpiąco Hideaki. – Zresztą i tak nie wiem, czy je pamiętam.
– A to antidotum? Przecież byliście już tak blisko stworzenia go. Musi się udać – powiedział pełen nadziei Naruto. – Babunia Tsunede mówi, że nie zna receptury, więc ciężko jest coś takiego zrobić, ale ty? Ty na pewno potrafisz. Nawet takie beztalencie w tej dziedzinie jak ja nauczyłeś robić truciznę na chwasty!
– Musiałbym odtworzyć formułę, a ona była dość skomplikowana. Nie pamiętam jej dokładnie – pokręcił głową Hideaki.
– Jeżeli nie uda się tego zrobić na czas, to Sasuke…
– Tak, Naruto.
– Hideaki, błagam cię! – Naruto przykucnął i spojrzał mu w oczy, a potem padł na kolana, chwytając mocno jego ręce. Chyba go jeszcze nigdy nie widział w takim stanie, był tak strasznie zdesperowany. – Błagam, jesteś geniuszem, uratuj Sasuke. Zrobię wszystko, co tylko będziesz chciał. Wszystko.
Podniósł głowę i spojrzał na niego tymi swoimi niebieskimi oczami, w których teraz czaił się niesamowity ból.
– Uratuj go, a zrobię, cokolwiek zechcesz. Zostawię Sasuke i będę z tobą, tylko błagam, zrób to. Nie pozwól mu umrzeć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz