Hinata sama zgłosiła się na ochotnika, żeby z rana odebrać
od krawcowej ubranie dla Naruto. Zrobiła to zupełnie machinalnie. Gdy Shikamaru
wczoraj zapytał, kto się tym zajmie, ona po prostu podniosła rękę. Kiedyś
często marzyła, że to będzie jej rola jako żony Naruto. A teraz… Teraz sytuacja
była trochę bardziej skomplikowana. Naruto był już co prawda po ślubie z kimś
innym, więc to zadanie teoretycznie też należało do kogoś innego, sęk w tym, że
nie miał żony, a męża. Poza tym Hinata słyszała, jakie wcześniej wynikły problemy
jego z kimonem ślubnym. Umiała szyć i robić błyskawiczne przeróbki, dlatego
wolała być pod ręką, gdyby sytuacja się powtórzyła. Sasuke jako geniusz klanu
Uchiha z pewnością był uzdolniony w wielu kwestiach, ale jakoś nie wyobrażała
go sobie siedzącego z igłą i nitką i fastrygującego tkaninę.
Zapukała do gabinet Hokage, ale gdy odpowiedziała jej
jedynie cisza, nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Powiesiła na jednej z szaf pokrowiec z ubraniem, postawiła
na biurku świeżo upieczone ciasteczka. Po chwili usłyszała jakiś odgłos, a gdy
odwróciła głowę, zobaczyła ANBU w lisiej masce.
– Hideaki-kun – uśmiechnęła się lekko na jego widok. – Co tu
robisz? Kiba-kun mówił, że ANBU maja rano jakąś ważną odprawę.
– Już się skończyła.