SasuNaru Hiden – Droga Ninja to trzecia cześć Hidena. Nie jest
sequelem, a kontynuacją dwóch poprzednich części.
Wydarzenia mają miejsce po ślubie Naruto i Sasuke.
Chronologicznie:
SasuNaru
Hiden
SasuNaru
Hiden - Kroniki Konohy
Sasunaru
Hiden – ślub (bonus)
Sasunaru
Hiden – Droga Ninja
*
Naruto stał przy samej krawędzi wysokiego klifu, patrząc w
dół na fale uderzające i rozbryzgujące się o skały. Morze było jeszcze
niespokojne po szalejącej wcześniej burzy. I to tak konkretnie szalejącej, bo
od huku grzmotów można było ogłuchnąć. Zupełnie jakby po kilku dni
rozpieszczania ich ładną pogodą, natura w końcu się zbuntowała i chciała w ten
sposób odwdzięczyć się za te wszystkie jęki i krzyki dochodzące od dobrych
dwóch tygodni z sypialni domku na skraju małego, odludnego półwyspu. A przynajmniej
do takiego wniosku doszedł Naruto i nawet podzielił się swoimi przemyśleniami z
Sasuke, ale ten tylko popukał się w głowę. Stwierdził też, że on nie wydaje
żadnych jęków i Naruto ma zbyt bujaną wyobraźnię. Akurat! Naruto może i nie odróżniał
szczawiu od pietruszki, ale potrafił odróżnić realistyczny dźwięk od złudzenia.
A już zwłaszcza, gdy był to dźwięk wydobywający się z ust Sasuke, który
ostatnio nie bardzo potrafił się kontrolować. Co więcej, nie potrafił ukrywać
też innych rzeczy, do których normalnie nigdy by się nie przyznał. Cóż, teraz
już nawet nie musiał.
– Czego teraz już nie muszę? – usłyszał i odwrócił głowę.
Sasuke, ubrany jedynie w bokserki, stał kilka kroków dalej.
Przeczesał ręką morke włosy i uniósł pytająco brwi.
Naruto, uśmiechnął się, patrząc z przyjemnością na jego przystojną
twarz. Znał na pamięć każdy jej rys, każdy szczegół, który potrafiłby opisać z
zamkniętymi oczami. Od czasu ślubu byli dużo bardziej podatni na różne doznania:
dotykowe, słuchowe, wzrokowe. Reagowali na siebie intensywniej, patrzyli
częściej. Niby starali się to robić dyskretnie, ale nie zawsze wychodziło. Tak
jak teraz, gdy Naruto z jakimś takim zafascynowaniem obserwował kropelki wody
kapiące z włosów Sasuke i spływające powoli po jego szyi, obojczykach, torsie,
aż na wyćwiczony latami treningów brzuch, gdzie ginęły pod granatowym
materiałem bokserek. Mokry Sasuke był bardzo seksowny. Stanowił tak pociągający
widok, że Naruto znów poczuł dreszcz ekscytacji. Dodatkowo przed oczami stanęły
mu obrazy z pierwszego dnia tutaj, gdy wybrali się pozwiedzać okolicę i złapał
ich deszcz. A raczej oberwanie chmury, bo nie minęło kilka chwil, gdy byli
przemoczeni do suchej nitki. Zachowali się wówczas zupełnie irracjonalnie. Albo
nie, nie irracjonalnie. Zachowali się tak, jak na początku związku, gdzie
potrafili kochać się wszędzie i bez względu na wszystko. Tak właśnie było i tym
razem, bo mimo że strugi deszczu powodowały nieprzyjemne dreszcze, Sasuke,
który na prawdę nie znosił zimna, wcale nie zaproponował, by znaleźli jakąś
jaskinię i przeczekali ulewę. Wystarczyło, że Naruto zagapił się przez chwilę
na jego ciało, do którego przylegały przemoczone ubrania i oblizał bezwiednie
usta, by po chwili bez jakichkolwiek pytań rzucili się na siebie. Obaj
momentalnie przestali myśleć o niedogodnościach, a seks w deszczu wydał się im
nagle najbardziej podniecającą rzeczą na świecie. I był taką rzeczą, a może
nawet czymś jeszcze lepszym. W tamtym momencie nie dość, że wróciło wszystko
to, co działo się między nimi kiedyś, to jeszcze wróciło ze zdwojoną siłą. I
wtedy naprawdę zrozumieli, co miał na myśli Mędrzec Sześciu Ścieżek, gdy twierdził,
że po połączeniu chakr, będą bardziej odczuwać swoje emocje.
– Ogłuchłeś przez tę burzę? – Sasuke, który nie doczekał się
odpowiedzi, podszedł bliżej. – Czego teraz nie muszę?
Naruto oderwał się od swoich wspomnień i uniósł wzrok.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że swoją wcześniejszą myśl wypowiedział na
głos.
– Przyznawać mi racji – znów się uśmiechnął. – Teraz nie
musisz nic mówić, bo ja i tak wszystko wiem.
– Co niby wiesz?
Naruto przysunął się bliżej i spojrzał na niego przekornie.
– Na przykład to, że tak naprawdę lubisz czasami być na dole
– szepnął mu do ucha. – Albo jaką sprawia ci przyjemność, gdy...
– Młotku! – Sasuke złapał go za włosy i odchylił mu głowę
tak, żeby widział w jego oczach Sharingana.
To miało być ostrzeżenie, sygnał, żeby odpuścił ten temat,
ale Naruto tylko pokręcił głową.
– To nic nie da, wiesz? – mruknął mu w usta i go pocałował.
– Poza tym, nawet gdybym chciał, nie umiałbym tego powstrzymać, to dzieje się
samo. Są momenty, gdy twoja chakra po prostu szaleje, a ja mam wtedy przebłyski
tego, co czujesz.
Sasuke westchnął. Tak, w tej kwestii Naruto miał rację i
dobrze o tym wiedział, bo to działało w obie strony. Jednak mimo że połączenie
chakr i w rezultacie tak mocne oddziaływanie na siebie emocji sprawiło, że ich
więź była jeszcze mocniejsza, to jednak miało to też pewne konsekwencje.
Konsekwencje, które bywały niewygodne, a czasami nawet dość krępujące. I Sasuke,
który nigdy nie obnosił się ze swoimi uczuciami, po prostu trudno było odnaleźć
się tak szybko w sytuacji, gdzie całkowita prywatność już praktycznie nie istniała.
– Sasuke – usłyszał i uniósł głowę.
Spojrzał na Naruto, momentalnie dezaktywując Sharingana. Ten
ton nie do końca mu się podobał, był dużo poważniejszy niż przed chwilą. Naruto
zawsze mówił w taki sposób, gdy się czymś martwił.
– Żałujesz? – Naruto zmarszczył lekko brwi, a wyraz jego
oczu się zmienił. – Czasami, gdy rozmawiamy, mam takie wrażenie. Że żałujesz i
że gdybyś mógł cofnąć czas, podjąłbyś inną decyzję.
Sasuke patrzył na niego zaskoczony. Różnych rzeczy mógłby
się spodziewać, ale nigdy nie pomyślałby, że on tak to odbiera. Owszem, nie
lubił rozmawiać o uczuciach, ale tak było zawsze.
– Nie – odpowiedział po chwili i objął go. – Nie żałuję.
Naprawdę nie żałował. Owszem, wtedy, gdy obaj musieli podjąć
decyzję, która skutkowała tym, że już zawsze będą od siebie zależni, wahał się.
I tak naprawdę nadal miał obawy, że jego czas nadejdzie zbyt szybko, a wtedy
gorzko pożałuje swojej decyzji. Bo umierając, będzie miał świadomość, że
pociągnie Naruto za sobą. Jednak z drugiej strony istniała naprawdę spora
szansa, że może właśnie najgorszy scenariusz się nie spełni. Że dzięki tej
więzi będą potrafili się ochronić. Podczas ślubu Naruto powiedział mu coś, co
go ostatecznie przekonało. Powiedział: co to by było za życie bez ciebie. I tak
naprawdę Sasuke dopiero wtedy zrozumiał, że nawet nie potrafi sobie wyobrazić
sytuacji, w której Naruto by zginął, a on żyłby dalej.
– Jesteś pewien? – Naruto ścisnął jego rękę, tę, na której
miał obrączkę. – Wiem, że w twoim życiu może być teraz mnie za dużo, ale myślę…
– nie dokończył, bo Sasuke uciszył go pocałunkiem.
– To nie myśl. Bo im więcej myślisz, tym gorzej ci to
wychodzi.
– Po prostu czasami boję się, że ja cię do tego zmusiłem.
Że ty wcale tego nie chciałeś.
– Naruto, posłuchaj mnie. – Sasuke zmusił go, by spojrzał mu
prosto w oczy. – Czy ty naprawdę uważasz, że mnie można do czegoś zmusić? Moje
decyzje były różne, czasem dobre, czasem złe. Ale zawsze były moje. Ta decyzja
nie była wyjątkiem. I jej, w przeciwieństwie do wielu z innych, nie żałuję.
Rozumiesz?
Naruto pokiwał głową i przylgnął do Sasuke całym ciałem.
Poczuł naprawdę dużą ulgę.
– I chodź, musimy się spakować – powiedział Sasuke, gdy w końcu oderwali się
od siebie. – Chyba pora wracać.
– Chyba tak. Choć tak naprawdę mógłbym tu jeszcze zostać. –
Naruto spojrzał na morze, które teraz było już dużo łagodniejsze. – Nigdy nie
sądziłem, że może mi się spodobać takie odludzie.
– To może jednak zrezygnujesz z bycia Hokage i zamieszkamy w
jakiejś puszczy? – Sasuke uśmiechnął się lekko.
Naruto zmarszczył zabawnie nos i w odpowiedzi musnął ustami
kącik jego warg. Raz, drugi, trzeci… Po chwili, gdy Sasuke znów przyciągnął go
do siebie mocniej i chciał zamienić te delikatne pieszczoty na coś więcej, coś
mu się przypomniało.
– Wiesz, gdy po wojnie chciałeś odejść z Konohy i wyruszyć w
tę swoją podróż, zastanawiałem się, czy kiedyś zamieszkasz na stałe w jakiejś
odludnej puszczy. Myślisz, że gdybym nie dał rady cię zatrzymać, tak właśnie by
było? – zapytał. – Żył byś sam? Bez innych ludzi? Beze mnie?
Sasuke zastanawiał się chwilę. Czy tak właśnie by się to
skończyło? Czy w taki sposób spędziłby resztę życia? Pokręcił głową.
– Nie. Myślę, że w końcu i tak bym wrócił.
*
Kakashi siedział na łóżku wsparty o poduszki i przeglądał
dokumenty. Niestety, praca Hokage nie była lekka i dopadała go, gdziekolwiek by
nie był. Nawet w szpitalu. Odłożył plik papierów, powiększając stertę leżącą na
szafce nocnej. A to była tylko mała część. Na trzech krzesłach ustawionych pod
ścianach piętrzyły się kolejne dokumenty, które ponoć wymagały natychmiastowego
ustosunkowania się.
Westchnął i wziął do ręki grubą teczkę opatrzoną stosownym
opisem i symbolem Zjednoczonych Sił Shinobi. Odkąd wszyscy Kage zdecydowali się
na reaktywację tego sojuszu, przybyło sporo pracy. Trzeba było stworzyć grupy
złożone z shinobi różnych krajów, zorganizować wspólne szkolenia, rozdzielić
zadania.
Usłyszał pukanie i uniósł głowę. W drzwiach stał Shikamaru z
kolejnymi dokumentami, a zza jego ramienia zerkał Iruka, trzymający w rękach jakąś
papierową torbę.
– Hokage, to trzeba przejrzeć i zdecydować, co można wysłać do
Suny. – Shikamaru podał Kakashiemu papiery i rozłożył ręce, dając tym samym do
zrozumienia, że to przecież nie jego wina i nic nie może na to nie poradzić.
Kakashi westchnął cierpiętniczo, ale kiwnął głową.
– Na kiedy? Na przyszły tydzień? Wcześniej się nie wyrobię –
mruknął i wskazał ruchem głowy pozostałe sterty. Najchętniej wrzuciłby je
wszystkie do kominka i spalił. O ile oczywiście miałby kominek.
– Właściwie to na wczoraj. Chyba jakieś grupy przestępcze
znów dają im w kość, bo Rada Wioski Piasku oczekuje naszego stanowiska w
sprawie przekazania raportów z wcześniejszych powiązań szajek z Korzeniem.
– Kakashi, może ktoś powinien cię jakoś odciążyć? – wtrącił
się Iruka, rozglądający się po sali. – W
końcu to przez swoją przykładną postawę odniosłeś tak poważne obrażenia. Powinieneś
teraz odpoczywać, a nie – powiedział i spojrzał z wyrzutem na Shikamaru, jakby
to był jego wina, że Hokage nawet w takim stanie jest obarczany tyloma
obowiązkami.
Shikamau, słysząc o przykładnej postawie uniósł brwi, ale
Kakashi rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, nakazujące trzymać buzię na kłódkę.
– Chciałbym, ale to obowiązek Hokage – wyjaśnił, zmieniając
temat. – Albo kandydata na Hokage, ale ten nie wiadomo gdzie się w ogóle podziewa.
– No właśnie, ktoś ma jakieś informacje o Naruto i Sasuke? –
zaniepokoił się Iruka. – Może coś się stało? Przecież nikt nie znika tak bez
słowa.
– Tu bym się kłócił – mruknął Shikamaru. – Sasuke właśnie w taki sposób opuścił lata temu
Konohę, więc znikanie bez słowa jest bardzo w jego stylu. Ale nie ma powodu do
obaw, na pewno niedługo wrócą.
– Skąd wiesz? – Iruka nie wydawał się przekonany.
– Jakby to… – Shikamaru podrapał się po głowie. – No niby to ich miesiąc miodowy, potrzebują
trochę czasu sam na sam, ale końcu ile czasu można… – ugryzł się w język, zanim
zdążył powiedzieć to, co miał już na końcu języka. Na takie tematy nie
rozmawiało się z Hokage i byłym nauczycielem z Akademii. Przecież oni znali ich
chyba nawet od czasów, gdy byli w pieluchach. W pieluchach… O cholera! Zapomniał!
– Musze iść! Teraz moja pora karmienia! – rzucił i wskoczył na parapet, bo
droga przez okno była jedyną, którą mógł zdążyć na czas i nie narazić się na
gniew Temari.
– Nie chcę wiedzieć – Kakashi uśmiechnął się pod maską.
– Ja chyba też. – Iruka przysunął sobie krzesełko i usiadł
obok łóżka. – Jak się czujesz? Nadal tak źle?
Kakashi pokiwał głową i skrzywił twarz w grymasie. Złamany
mostek i noga naprawdę nieźle dawały mu w kość. Zwłaszcza przy gwałtowniejszym
ruchu lub odkaszlnięciu ból był nie do zniesienia.
– Przyniosłem ci coś – powiedział Iruka, kładąc na łóżku papierową
torbę. – Mówiłeś, że nie masz co czytać, więc… To tak w ramach podziękować za
książki od ciebie. Sam zobacz.
Kakashi zerknął do środka i uniósł zdziwiony brwi.
– Przyniosłeś mi gazety? Nie trzeba było, dostaje codziennie
rano prasę.
– To nie gazety. – Iruka pokręcił głową. Jednocześnie zaczerwienił
się mocno, przypominając sobie minę kuriera, którzy dostarczył mu tę przesyłkę
wczoraj wieczorem. – Tak to tylko zawinąłem, bo oryginalne pudełko jest… no…
Kakashi, nadal nie wiedząc, o co chodzi, bo Iruka nie bardzo
umiał się wysłowić, wyjął z papierowej torby gazety, a potem, widząc, co jest
na spodzie, zamrugał zdumiony. To była kieszonkowa seria Icha Icha Paradise,
ale… zapakowana w czerwone, firmowe pudełko firmy z różnymi gadżetami. Ninjasex
czy jakoś tak. Wziął do ręki dołączoną ulotkę.
– Ninja shop – przeczytał nazwę sklepu wysyłkowego. – Nie
mogłeś zamówić w zwykłej księgarni?
– Nie miałem pojęcia, gdzie to sprzedają. W końcu zapytałem
Saia, bo on kupuje dużo książek i polecił mi ten sklep. Mówił, że często
zamawia tam prezenty dla przyjaciół.
– Dzięki. Ale tak na przyszłość, może lepiej nie proś już
Saia o żadną radę.
Kakashi odłożył torbę obok wazonów z kwiatami. Odkąd trafił
do szpitala, dostał ich całkiem sporo. W większości przysyłały je kobiety, a niektóre
z nich dołączały nawet bileciki z nieśmiałymi propozycjami spotkania. Zauważył,
że ostatnio, może to przez wciąż wyczuwalną atmosferę spowodowaną ślubem Naruto
i Sasuke, coraz więcej osób zaczęło szukać sobie drugiej połówki. A on, jako
Hokage, który przecież wciąż był kawalerem, najwyraźniej znalazł się na
celowniku.
Iruka też o tym pomyślał, ale nie zdążył o nic zapytać, bo
do sali weszła Tsunade.
– No, Kakashi – powiedziała, kręcąc głową i zakładając ręce
na piersi. – Widziałam rentgen twoich kości. Miałeś dużo szczęścia. Naprawdę, stary,
a głupi – prychnęła.
– Tsunade, może trochę wyrozumiałości – oburzył się Iruka. –
On cierpi.
– I bardzo dobrze. Może to mu da nauczkę na przyszłość, żeby
nie pić alkoholu nieznanego pochodzenia! I to jeszcze kradzionego. Dobrze, że
skończyło się tylko na połamanych kościach.
– Co? Ale… – Iruka patrzył zdezorientowany to na Tsunade, to
na Kakashiego. – Przecież on spadł ze skały, ratując rodzinę zabłąkanych kotów.
– Ach tak? –Tsunade uniosła brwi, patrząc na Kakashiego z
jawną kpiną. – Zaręcza, że żadnych kotów tam nie było, a jeżeli już coś
widział, to białe myszki. A czy spadł? Owszem. Ale z drabiny, gdy chciał wejść
do domu przez okno, bo zgubił klucze. I może nawet nic poważniejszego by się
nie stało, gdyby nie to, że wpadł prosto do otwartej studzienki kanalizacyjnej.
– Słucham?! – Iruka spojrzał zdumiony na Kakashiego. – To
prawda?
– Zapytaj szanownych delegatów, których pozostali Kage przysłali
tu w celach tworzenia integracji międzynarodowej – zaproponowała Tsunade. – Każdy
pamięta co innego, ale w końcu dało się z tego złożyć jakiś prawdopodobny ciąg
zdarzeń.
– Nie wierzę… – Iruka nie wiedział, na co ma być bardziej
zły. Na Kakashiego – za to perfidne kłamstwo, czy na siebie – za naiwność.
Cholera, że też uwierzył w taką historyjkę!
Kakashi westchnął. No dobra, wydało się. Choć tak szczerze
mówiąc do końca miał nadzieję, że cała sprawa pójdzie w niepamięć i nikt poza
kilkoma osobami się nie dowie. W końcu takie zachowanie nie przystawało Hokage
i lepiej byłoby dla jego wizerunku, gdyby na ten temat nie plotkowano. Wersja z
kotami stawiała go w zdecydowanie lepszym świetle.
– Zastanawia mnie tylko jedno. – Tsunade zmrużyła oczy. –
Jak to się właściwie stało, że wpadłeś do tej studzienki?
– Eh, szkoda gadać. – Kakashi machnął ręką. – Naruto kiedyś
za karę zajmował się moim ogrodem. Chyba musiał coś tam wylewać i zapomnieć
założyć kratki. Nawet o tym nie wiedziałem, bo to wszystko zarosło.
– No cóż. – Tsunade uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją, bo
jedna, kradziona butelka alkoholu należała do niej i absolutnie nie było jej
żal Kakashiego. – To chyba następnym razem dwa razy się zastanowisz, zanim
zdecydujesz się kimś wyręczać. – Ruszyła w stronę drzwi, ale zanim wyszła,
odwróciła się jeszcze. – A, jeszcze jedno. Nie wiem skąd ją wytrzaśniesz, bo wyprodukowano
tylko kilkanaście butelek, ale ta stuletnia sake ma się znaleźć z powrotem na
mojej półce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz