.

piątek, 10 kwietnia 2020

SasuNaru Hiden - Droga Ninja - rozdział 1


SasuNaru Hiden – Droga Ninja to trzecia cześć Hidena. Nie jest sequelem, a kontynuacją dwóch poprzednich części.
Wydarzenia mają miejsce po ślubie Naruto i Sasuke.

Chronologicznie:
SasuNaru Hiden
SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy
Sasunaru Hiden – ślub (bonus)
Sasunaru Hiden – Droga Ninja

*

Naruto stał przy samej krawędzi wysokiego klifu, patrząc w dół na fale uderzające i rozbryzgujące się o skały. Morze było jeszcze niespokojne po szalejącej wcześniej burzy. I to tak konkretnie szalejącej, bo od huku grzmotów można było ogłuchnąć. Zupełnie jakby po kilku dni rozpieszczania ich ładną pogodą, natura w końcu się zbuntowała i chciała w ten sposób odwdzięczyć się za te wszystkie jęki i krzyki dochodzące od dobrych dwóch tygodni z sypialni domku na skraju małego, odludnego półwyspu. A przynajmniej do takiego wniosku doszedł Naruto i nawet podzielił się swoimi przemyśleniami z Sasuke, ale ten tylko popukał się w głowę. Stwierdził też, że on nie wydaje żadnych jęków i Naruto ma zbyt bujaną wyobraźnię. Akurat! Naruto może i nie odróżniał szczawiu od pietruszki, ale potrafił odróżnić realistyczny dźwięk od złudzenia. A już zwłaszcza, gdy był to dźwięk wydobywający się z ust Sasuke, który ostatnio nie bardzo potrafił się kontrolować. Co więcej, nie potrafił ukrywać też innych rzeczy, do których normalnie nigdy by się nie przyznał. Cóż, teraz już nawet nie musiał.

– Czego teraz już nie muszę? – usłyszał i odwrócił głowę.
Sasuke, ubrany jedynie w bokserki, stał kilka kroków dalej. Przeczesał ręką morke włosy i uniósł pytająco brwi.
Naruto, uśmiechnął się, patrząc z przyjemnością na jego przystojną twarz. Znał na pamięć każdy jej rys, każdy szczegół, który potrafiłby opisać z zamkniętymi oczami. Od czasu ślubu byli dużo bardziej podatni na różne doznania: dotykowe, słuchowe, wzrokowe. Reagowali na siebie intensywniej, patrzyli częściej. Niby starali się to robić dyskretnie, ale nie zawsze wychodziło. Tak jak teraz, gdy Naruto z jakimś takim zafascynowaniem obserwował kropelki wody kapiące z włosów Sasuke i spływające powoli po jego szyi, obojczykach, torsie, aż na wyćwiczony latami treningów brzuch, gdzie ginęły pod granatowym materiałem bokserek. Mokry Sasuke był bardzo seksowny. Stanowił tak pociągający widok, że Naruto znów poczuł dreszcz ekscytacji. Dodatkowo przed oczami stanęły mu obrazy z pierwszego dnia tutaj, gdy wybrali się pozwiedzać okolicę i złapał ich deszcz. A raczej oberwanie chmury, bo nie minęło kilka chwil, gdy byli przemoczeni do suchej nitki. Zachowali się wówczas zupełnie irracjonalnie. Albo nie, nie irracjonalnie. Zachowali się tak, jak na początku związku, gdzie potrafili kochać się wszędzie i bez względu na wszystko. Tak właśnie było i tym razem, bo mimo że strugi deszczu powodowały nieprzyjemne dreszcze, Sasuke, który na prawdę nie znosił zimna, wcale nie zaproponował, by znaleźli jakąś jaskinię i przeczekali ulewę. Wystarczyło, że Naruto zagapił się przez chwilę na jego ciało, do którego przylegały przemoczone ubrania i oblizał bezwiednie usta, by po chwili bez jakichkolwiek pytań rzucili się na siebie. Obaj momentalnie przestali myśleć o niedogodnościach, a seks w deszczu wydał się im nagle najbardziej podniecającą rzeczą na świecie. I był taką rzeczą, a może nawet czymś jeszcze lepszym. W tamtym momencie nie dość, że wróciło wszystko to, co działo się między nimi kiedyś, to jeszcze wróciło ze zdwojoną siłą. I wtedy naprawdę zrozumieli, co miał na myśli Mędrzec Sześciu Ścieżek, gdy twierdził, że po połączeniu chakr, będą bardziej odczuwać swoje emocje.
– Ogłuchłeś przez tę burzę? – Sasuke, który nie doczekał się odpowiedzi, podszedł bliżej. – Czego teraz nie muszę?
Naruto oderwał się od swoich wspomnień i uniósł wzrok. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że swoją wcześniejszą myśl wypowiedział na głos.
– Przyznawać mi racji – znów się uśmiechnął. – Teraz nie musisz nic mówić, bo ja i tak wszystko wiem.
– Co niby wiesz?
Naruto przysunął się bliżej i spojrzał na niego przekornie.
– Na przykład to, że tak naprawdę lubisz czasami być na dole – szepnął mu do ucha. – Albo jaką sprawia ci przyjemność, gdy...
– Młotku! – Sasuke złapał go za włosy i odchylił mu głowę tak, żeby widział w jego oczach Sharingana.
To miało być ostrzeżenie, sygnał, żeby odpuścił ten temat, ale Naruto tylko pokręcił głową.
– To nic nie da, wiesz? – mruknął mu w usta i go pocałował. – Poza tym, nawet gdybym chciał, nie umiałbym tego powstrzymać, to dzieje się samo. Są momenty, gdy twoja chakra po prostu szaleje, a ja mam wtedy przebłyski tego, co czujesz.
Sasuke westchnął. Tak, w tej kwestii Naruto miał rację i dobrze o tym wiedział, bo to działało w obie strony. Jednak mimo że połączenie chakr i w rezultacie tak mocne oddziaływanie na siebie emocji sprawiło, że ich więź była jeszcze mocniejsza, to jednak miało to też pewne konsekwencje. Konsekwencje, które bywały niewygodne, a czasami nawet dość krępujące. I Sasuke, który nigdy nie obnosił się ze swoimi uczuciami, po prostu trudno było odnaleźć się tak szybko w sytuacji, gdzie całkowita prywatność już praktycznie nie istniała.
– Sasuke – usłyszał i uniósł głowę.
Spojrzał na Naruto, momentalnie dezaktywując Sharingana. Ten ton nie do końca mu się podobał, był dużo poważniejszy niż przed chwilą. Naruto zawsze mówił w taki sposób, gdy się czymś martwił.
– Żałujesz? – Naruto zmarszczył lekko brwi, a wyraz jego oczu się zmienił. – Czasami, gdy rozmawiamy, mam takie wrażenie. Że żałujesz i że gdybyś mógł cofnąć czas, podjąłbyś inną decyzję.
Sasuke patrzył na niego zaskoczony. Różnych rzeczy mógłby się spodziewać, ale nigdy nie pomyślałby, że on tak to odbiera. Owszem, nie lubił rozmawiać o uczuciach, ale tak było zawsze.
– Nie – odpowiedział po chwili i objął go. – Nie żałuję.
Naprawdę nie żałował. Owszem, wtedy, gdy obaj musieli podjąć decyzję, która skutkowała tym, że już zawsze będą od siebie zależni, wahał się. I tak naprawdę nadal miał obawy, że jego czas nadejdzie zbyt szybko, a wtedy gorzko pożałuje swojej decyzji. Bo umierając, będzie miał świadomość, że pociągnie Naruto za sobą. Jednak z drugiej strony istniała naprawdę spora szansa, że może właśnie najgorszy scenariusz się nie spełni. Że dzięki tej więzi będą potrafili się ochronić. Podczas ślubu Naruto powiedział mu coś, co go ostatecznie przekonało. Powiedział: co to by było za życie bez ciebie. I tak naprawdę Sasuke dopiero wtedy zrozumiał, że nawet nie potrafi sobie wyobrazić sytuacji, w której Naruto by zginął, a on żyłby dalej.
– Jesteś pewien? – Naruto ścisnął jego rękę, tę, na której miał obrączkę. – Wiem, że w twoim życiu może być teraz mnie za dużo, ale myślę… – nie dokończył, bo Sasuke uciszył go pocałunkiem.
– To nie myśl. Bo im więcej myślisz, tym gorzej ci to wychodzi.
­– Po prostu czasami boję się, że ja cię do tego zmusiłem. Że ty wcale tego nie chciałeś.
– Naruto, posłuchaj mnie. – Sasuke zmusił go, by spojrzał mu prosto w oczy. – Czy ty naprawdę uważasz, że mnie można do czegoś zmusić? Moje decyzje były różne, czasem dobre, czasem złe. Ale zawsze były moje. Ta decyzja nie była wyjątkiem. I jej, w przeciwieństwie do wielu z innych, nie żałuję. Rozumiesz?
Naruto pokiwał głową i przylgnął do Sasuke całym ciałem. Poczuł naprawdę dużą ulgę.
­– I chodź, musimy się spakować  – powiedział Sasuke, gdy w końcu oderwali się od siebie. – Chyba pora wracać.
– Chyba tak. Choć tak naprawdę mógłbym tu jeszcze zostać. – Naruto spojrzał na morze, które teraz było już dużo łagodniejsze. – Nigdy nie sądziłem, że może mi się spodobać takie odludzie.
– To może jednak zrezygnujesz z bycia Hokage i zamieszkamy w jakiejś puszczy? – Sasuke uśmiechnął się lekko.
Naruto zmarszczył zabawnie nos i w odpowiedzi musnął ustami kącik jego warg. Raz, drugi, trzeci… Po chwili, gdy Sasuke znów przyciągnął go do siebie mocniej i chciał zamienić te delikatne pieszczoty na coś więcej, coś mu się przypomniało.
– Wiesz, gdy po wojnie chciałeś odejść z Konohy i wyruszyć w tę swoją podróż, zastanawiałem się, czy kiedyś zamieszkasz na stałe w jakiejś odludnej puszczy. Myślisz, że gdybym nie dał rady cię zatrzymać, tak właśnie by było? – zapytał. – Żył byś sam? Bez innych ludzi? Beze mnie?
Sasuke zastanawiał się chwilę. Czy tak właśnie by się to skończyło? Czy w taki sposób spędziłby resztę życia? Pokręcił głową.
– Nie. Myślę, że w końcu i tak bym wrócił.

*

Kakashi siedział na łóżku wsparty o poduszki i przeglądał dokumenty. Niestety, praca Hokage nie była lekka i dopadała go, gdziekolwiek by nie był. Nawet w szpitalu. Odłożył plik papierów, powiększając stertę leżącą na szafce nocnej. A to była tylko mała część. Na trzech krzesłach ustawionych pod ścianach piętrzyły się kolejne dokumenty, które ponoć wymagały natychmiastowego ustosunkowania się.
Westchnął i wziął do ręki grubą teczkę opatrzoną stosownym opisem i symbolem Zjednoczonych Sił Shinobi. Odkąd wszyscy Kage zdecydowali się na reaktywację tego sojuszu, przybyło sporo pracy. Trzeba było stworzyć grupy złożone z shinobi różnych krajów, zorganizować wspólne szkolenia, rozdzielić zadania.
Usłyszał pukanie i uniósł głowę. W drzwiach stał Shikamaru z kolejnymi dokumentami, a zza jego ramienia zerkał Iruka, trzymający w rękach jakąś papierową torbę.
– Hokage, to trzeba przejrzeć i zdecydować, co można wysłać do Suny. – Shikamaru podał Kakashiemu papiery i rozłożył ręce, dając tym samym do zrozumienia, że to przecież nie jego wina i nic nie może na to nie poradzić.
Kakashi westchnął cierpiętniczo, ale kiwnął głową.
– Na kiedy? Na przyszły tydzień? Wcześniej się nie wyrobię – mruknął i wskazał ruchem głowy pozostałe sterty. Najchętniej wrzuciłby je wszystkie do kominka i spalił. O ile oczywiście miałby kominek.
– Właściwie to na wczoraj. Chyba jakieś grupy przestępcze znów dają im w kość, bo Rada Wioski Piasku oczekuje naszego stanowiska w sprawie przekazania raportów z wcześniejszych powiązań szajek z Korzeniem.
– Kakashi, może ktoś powinien cię jakoś odciążyć? – wtrącił się Iruka, rozglądający się po sali.  – W końcu to przez swoją przykładną postawę odniosłeś tak poważne obrażenia. Powinieneś teraz odpoczywać, a nie – powiedział i spojrzał z wyrzutem na Shikamaru, jakby to był jego wina, że Hokage nawet w takim stanie jest obarczany tyloma obowiązkami.
Shikamau, słysząc o przykładnej postawie uniósł brwi, ale Kakashi rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, nakazujące trzymać buzię na kłódkę.
– Chciałbym, ale to obowiązek Hokage – wyjaśnił, zmieniając temat. – Albo kandydata na Hokage, ale ten nie wiadomo gdzie się w ogóle podziewa.
– No właśnie, ktoś ma jakieś informacje o Naruto i Sasuke? – zaniepokoił się Iruka. – Może coś się stało? Przecież nikt nie znika tak bez słowa.
– Tu bym się kłócił – mruknął Shikamaru. –  Sasuke właśnie w taki sposób opuścił lata temu Konohę, więc znikanie bez słowa jest bardzo w jego stylu. Ale nie ma powodu do obaw, na pewno niedługo wrócą.
– Skąd wiesz? – Iruka nie wydawał się przekonany.
– Jakby to… – Shikamaru podrapał się po głowie. –  No niby to ich miesiąc miodowy, potrzebują trochę czasu sam na sam, ale końcu ile czasu można… – ugryzł się w język, zanim zdążył powiedzieć to, co miał już na końcu języka. Na takie tematy nie rozmawiało się z Hokage i byłym nauczycielem z Akademii. Przecież oni znali ich chyba nawet od czasów, gdy byli w pieluchach. W pieluchach… O cholera! Zapomniał! – Musze iść! Teraz moja pora karmienia! – rzucił i wskoczył na parapet, bo droga przez okno była jedyną, którą mógł zdążyć na czas i nie narazić się na gniew Temari.
– Nie chcę wiedzieć – Kakashi uśmiechnął się pod maską.
– Ja chyba też. – Iruka przysunął sobie krzesełko i usiadł obok łóżka. – Jak się czujesz? Nadal tak źle?
Kakashi pokiwał głową i skrzywił twarz w grymasie. Złamany mostek i noga naprawdę nieźle dawały mu w kość. Zwłaszcza przy gwałtowniejszym ruchu lub odkaszlnięciu ból był nie do zniesienia. 
– Przyniosłem ci coś – powiedział Iruka, kładąc na łóżku papierową torbę. – Mówiłeś, że nie masz co czytać, więc… To tak w ramach podziękować za książki od ciebie. Sam zobacz.
Kakashi zerknął do środka i uniósł zdziwiony brwi.
– Przyniosłeś mi gazety? Nie trzeba było, dostaje codziennie rano prasę.
– To nie gazety. – Iruka pokręcił głową. Jednocześnie zaczerwienił się mocno, przypominając sobie minę kuriera, którzy dostarczył mu tę przesyłkę wczoraj wieczorem. – Tak to tylko zawinąłem, bo oryginalne pudełko jest… no…
Kakashi, nadal nie wiedząc, o co chodzi, bo Iruka nie bardzo umiał się wysłowić, wyjął z papierowej torby gazety, a potem, widząc, co jest na spodzie, zamrugał zdumiony. To była kieszonkowa seria Icha Icha Paradise, ale… zapakowana w czerwone, firmowe pudełko firmy z różnymi gadżetami. Ninjasex czy jakoś tak. Wziął do ręki dołączoną ulotkę.
– Ninja shop – przeczytał nazwę sklepu wysyłkowego. – Nie mogłeś zamówić w zwykłej księgarni?
– Nie miałem pojęcia, gdzie to sprzedają. W końcu zapytałem Saia, bo on kupuje dużo książek i polecił mi ten sklep. Mówił, że często zamawia tam prezenty dla przyjaciół.
– Dzięki. Ale tak na przyszłość, może lepiej nie proś już Saia o żadną radę.
Kakashi odłożył torbę obok wazonów z kwiatami. Odkąd trafił do szpitala, dostał ich całkiem sporo. W większości przysyłały je kobiety, a niektóre z nich dołączały nawet bileciki z nieśmiałymi propozycjami spotkania. Zauważył, że ostatnio, może to przez wciąż wyczuwalną atmosferę spowodowaną ślubem Naruto i Sasuke, coraz więcej osób zaczęło szukać sobie drugiej połówki. A on, jako Hokage, który przecież wciąż był kawalerem, najwyraźniej znalazł się na celowniku.
Iruka też o tym pomyślał, ale nie zdążył o nic zapytać, bo do sali weszła Tsunade.
– No, Kakashi – powiedziała, kręcąc głową i zakładając ręce na piersi. – Widziałam rentgen twoich kości. Miałeś dużo szczęścia. Naprawdę, stary, a głupi – prychnęła.
– Tsunade, może trochę wyrozumiałości – oburzył się Iruka. – On cierpi.
– I bardzo dobrze. Może to mu da nauczkę na przyszłość, żeby nie pić alkoholu nieznanego pochodzenia! I to jeszcze kradzionego. Dobrze, że skończyło się tylko na połamanych kościach.
– Co? Ale… – Iruka patrzył zdezorientowany to na Tsunade, to na Kakashiego. – Przecież on spadł ze skały, ratując rodzinę zabłąkanych kotów.
– Ach tak? –Tsunade uniosła brwi, patrząc na Kakashiego z jawną kpiną. – Zaręcza, że żadnych kotów tam nie było, a jeżeli już coś widział, to białe myszki. A czy spadł? Owszem. Ale z drabiny, gdy chciał wejść do domu przez okno, bo zgubił klucze. I może nawet nic poważniejszego by się nie stało, gdyby nie to, że wpadł prosto do otwartej studzienki kanalizacyjnej.
– Słucham?! – Iruka spojrzał zdumiony na Kakashiego. – To prawda?
– Zapytaj szanownych delegatów, których pozostali Kage przysłali tu w celach tworzenia integracji międzynarodowej – zaproponowała Tsunade. – Każdy pamięta co innego, ale w końcu dało się z tego złożyć jakiś prawdopodobny ciąg zdarzeń.
– Nie wierzę… – Iruka nie wiedział, na co ma być bardziej zły. Na Kakashiego – za to perfidne kłamstwo, czy na siebie – za naiwność. Cholera, że też uwierzył w taką historyjkę!
Kakashi westchnął. No dobra, wydało się. Choć tak szczerze mówiąc do końca miał nadzieję, że cała sprawa pójdzie w niepamięć i nikt poza kilkoma osobami się nie dowie. W końcu takie zachowanie nie przystawało Hokage i lepiej byłoby dla jego wizerunku, gdyby na ten temat nie plotkowano. Wersja z kotami stawiała go w zdecydowanie lepszym świetle.
– Zastanawia mnie tylko jedno. – Tsunade zmrużyła oczy. – Jak to się właściwie stało, że wpadłeś do tej studzienki?
– Eh, szkoda gadać. – Kakashi machnął ręką. – Naruto kiedyś za karę zajmował się moim ogrodem. Chyba musiał coś tam wylewać i zapomnieć założyć kratki. Nawet o tym nie wiedziałem, bo to wszystko zarosło.
– No cóż. – Tsunade uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją, bo jedna, kradziona butelka alkoholu należała do niej i absolutnie nie było jej żal Kakashiego. – To chyba następnym razem dwa razy się zastanowisz, zanim zdecydujesz się kimś wyręczać. – Ruszyła w stronę drzwi, ale zanim wyszła, odwróciła się jeszcze. – A, jeszcze jedno. Nie wiem skąd ją wytrzaśniesz, bo wyprodukowano tylko kilkanaście butelek, ale ta stuletnia sake ma się znaleźć z powrotem na mojej półce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz