– Naruto, no jesteś wreszcie! – Kiba w jednej chwili znalazł
się przy nim i śmiejąc się głośno, zarzucił mu po przyjacielsku rękę na szyję.
– Nie odzywałeś się, nawet kartki nie napisałeś. To tak się traktuje
przyjaciół? Bo chyba jeszcze jesteśmy twoimi przyjaciółmi, co? – Ścisnął go i
przysunął twarz bliżej.
– Kiba, puść mnie. – Naruto próbował wyplątać się z uścisku,
ale Kiba trzymał go mocno. – Od kiedy ty się tak cieszysz na mój widok?
– Jesteś moim przyjacielem, oczywiście, że się cieszę na
twój widok! – zbulwersował się Kiba. – Długo cię nie było, tęskniłem za tobą.
– To się robi coraz bardziej dziwne – mruknęła zażenowana zachowaniem kolegi Tenten. – Jeszcze chwila i dla tego awansu wyzna mu miłość.
– Wtedy nie wróżyłbym mu już żadnego awansu. – Shino
poprawił okulary na nosie. – Powód tego jest prosty. Już raz był jeden taki,
który próbował wejść w drogę Sasuke i nie najlepiej się to dla niego skończyło.
– Shino–kun – upomniała go Hinata.
Spojrzała ukradkiem na ANBU w masce lisa, który nadal tu
przecież stał i zapewne wszystko słyszał. Oczywiście maska skutecznie ukrywała
mimikę jego twarzy, nie zdradził się też żadnym gestem czy nerwowym ruchem, ale
i bez tego wiedziała, że musi czuć się okropnie.
– Kiba, przestań się wygłupiać i puść go. – Skikamaru przewrócił oczami.
– I lepiej trzymaj bezpieczną granicę dwóch metrów, bo
Sasuke raczej się nie patyczkuje – zażartowała Ino. – Kto by kiedyś pomyślał,
że potrafi być tak zazdrosny o Naruto.
– Sasuke potrafi zaskoczyć – Shino kiwnął głową. – Jego
słynne wejście smoka na wojnie przejdzie do historii.
– Tak samo jak oświadczyny. – Shikamaru podrapał się po
skroni, przypominając sobie tamtą sytuację. – Wszystkim, zwłaszcza Starszyznie,
opadły szczeki, gdy wpadł na posiedzenie Rady, ogłosił w dość nietypowy sposób swoją
decyzję i usiadł, uznając sprawę za załatwioną.
– No wiesz, ty też nie byłeś zbyt wylewny, gdy mi się
oświadczałeś – przypomniała mu Temari.
– Ale ja przynajmniej zadałem ci pytanie. A Sasuke po prostu
rzucił papiery na stół.
Naruto uśmiechnął się. Fakt, z perspektywy czasu to
wyglądało dość absurdalnie, ale do dziś pamiętał, jaki wtedy był szczęśliwy. Sasuke,
mimo wcześniejszej odmowy – i to dość
brutalnej odmowy, bo to „nie” śniło mu się po nocach – w końcu zgodził się na
ślub. Powiedział nawet, że jeżeli Rada zagłosuje przeciw, to pobiorą się w
Sunie.
– Sasuke zawsze się rządził, jakby był najważniejszą osobą w
wiosce – zauważył Kiba. – Naruto, skoro już masz zostać Hokage, to może utrzemy
mu trochę nosa? Mogę zostać twoim ANBU i razem coś wymyślimy.
– Co? – Naruto nie bardzo wiedział, o czym Kiba mówi, ale
ten nie zwrócił na to uwagi.
– No będę twoim ANBU, zamiast na przykład Dehiego – rzucił
pierwsze, co mu przyszło do głowy. Lubił Aika i Mię, i uważał, że lepiej by do
nich pasował niż ten podrywacz cudzych dziewczyn. – Jego można by przydzielić
komuś innemu. Może Sasuke? Dehi nie mówi, to powinien mu pasować – dodał ciszej.
Naruto zmarszczył brwi. Naprawdę nie miał pojęcia, o czym
Kiba bredzi. Nie był przecież jeszcze Hokage. Poza tym na pewno nie zamierzał
odsyłać Dehiego. Spojrzał na niego i uśmiechnął się ciepło. To był jego
najlepszy ANBU i zawsze mógł na nim polegać.
– No dobra, to będziemy pracować w czwórkę. – Kiba, widząc,
że Naruto niezbyt przypadł do gustu jego pomysł, postanowił zmienić strategię.
– Może kiedy zobaczysz, jak jestem świetny, to awansujesz mnie na ich dowódcę?
– Kiba, przestań. – Shikamaru westchnął cierpiętniczo. Już
się zaczyna, a to tylko niewielka cząstka tego, co nastąpi później. – A ty, Naruto, co tutaj w ogóle robisz? – zapytał,
bo zdał sobie sprawę, że on najwyraźniej nie był jeszcze u Hokage i tym samym o
niczym jeszcze nie wie. – Wiesz przecież, że powinieneś od razu zgłosić swój
powrót.
– Wiem, wiem. – Naruto poczochrał włosy z tyłu głowy. – Ale
szukałem Kiby, bo chciałem odebrać Kuramka. Zresztą Sasuke poszedł, to może nie
zauważą, jak wpisze się za nas obu – machnął ręką.
– Myślę, że jednak zauważą. Odkąd mamy w wiosce tak dużą
liczbę shinobi z innych krajów, wszystko jest dokładnie sprawdzane. Już kilku
zapominalskich się o tym przekonało.
Spędzili noc w areszcie, zanim się sprawa wyjaśniła.
Shikamaru chciał jeszcze coś powiedzieć, w tym momencie zrobiło
się małe zamieszanie. W jednej chwili tuż przy nich, jakby zupełnie znikąd,
pojawiło się pięciu ANBU. Mimo dość wysokiej temperatury mieli na sobie
płaszcze z głęboko naciągniętymi na głowy kapturami. Takie stroje nosili ludzie
postawienie najwyżej w hierarchii elitarnych jednostek Konohy, wykonywali
najbardziej skomplikowane i wymagające całkowitej dyskrecji misje.
– Naruto Uzumaki – odezwał się mężczyzna w białym płaszczu,
kapitan. – Zapraszam z nami.
– Co? – Naruto cofnął się o krok i zamachał rękami. – Ale ja
zaraz miałem się zgłosić. Tylko Kuramka szukałem. Nie możecie mnie aresztować!
Shikamaru, powiedz im!
– Gdybyśmy do aresztu zapraszali, to może i chwalono by nas
za kulturę osobistą, ale cele byłyby puste – stwierdził kapitan, który
najwyraźniej miał poczucie humoru. – Mamy cię tylko dostarczyć do Hokage.
*
Sasuke stał z założonymi rękami, opierając się nonszalancko
o framugę drzwi szpitalnej sali. Patrzył na Kakashiego, mrużąc ironicznie oczy.
Kto by się spodziewał, że ich dawny mistrz a obecny Hokage ma za uszami coś
więcej, niż tylko czytanie tych zboczonych książek Jirayii. Oczywiście
początkowo nie chciał przyznać, co się stało, ale w końcu machnął ręką i
powiedział o „wypadku”. Sasuke nie był osobą, której dałoby się wcisnąć
bajeczkę o ratowaniu kotów.
– Możesz przestać? – Kakashi zirytował się. – Jakbyś nie
zauważył, wciąż jeszcze jestem Hokage i zaraz mogę ci zorganizować jakąś karę.
– Za co? – Sasuke uniósł brwi.
– W twoim przypadku na pewno nie trzeba by było długo
szukać, żeby coś znaleźć. Ty przecież uważasz, że reguły dotyczą wszystkich,
tylko nie ciebie.
– A możemy poczekać z tym do jutra? Wolałbym, żeby to Naruto
dał mi karę – powiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak dwuznacznie
to zabrzmiało.
Iruka, który siedział na krześle i co rusz wyglądał przez
okno, odwrócił głowę w ich stronę.
– I wy uważacie się za dorosłych? Zachowujecie się jak
dzieci.
Nadal był obrażony na Kakashiego za kłamstwo i obiecał
sobie, że jego noga tu więcej nie postanie, ale okoliczności się zmieniły. Gdy
tylko dostał jastrzębia z informacją, tak szybko się ubierał, że założył bluzę
na lewą stronę, a potem prawie spadł ze schodów przez niezawiązane sznurówki.
– Nic dziwnego. Jeden stary a głupi, a drugiemu najwyraźniej
wydaje się, że skoro jego mąż zostanie Hokage, to on będzie mógł rządzić po
swojemu – skwitowała Tsunade, wchodząc do sali razem Shizune.
Zaraz potem, w drzwiach pojawiła się starsza asystentka w
okularach.
– Hokage–sama, dokumenty są już przygotowane – powiedziała,
podając grubą teczkę. – Do wszystkich członków Rady zostały też przed chwilą
rozesłane powiadomienia o jutrzejszym nadzwyczajnym posiedzeniu.
Kakashi kiwnął głową w podziękowaniu i wziął do ręki papiery.
Przejrzał je, sprawdzając, czy zawierają wszystkie wymagane podpisy. Trochę
tego było. Naruto na pewno nie spodoba się fakt, że będzie musiał się z tym
zapoznać do jutra, ale tym razem nie będzie miał wyboru.
– Jesteś pewien, że postawienie Rady przed faktem dokonanym
to dobry pomysł? – zapytała Tsunade, tym razem już poważnym tonem. – Niektórzy
mogą uznać to za niezgodne z przepisami
– Nie mogą,
sprawdziliśmy to już z Shikamaru trzy razy. W nadzwyczajnych okolicznościach, a
te, są nadzwyczajne – spojrzał wymownie na swoją wsadzoną w gips i przyczepioną
do wyciągu nogę – Hokage może sam powołać swojego zastępcę. Jedynym warunkiem
jest, żeby był podczas podejmowania decyzji poczytalny, a ja chyba jeszcze nie
zwariowałem przez nich do reszty.
– Ciągle nie mogę uwierzyć, że to już ten czas. – Tsunade
pokręciła głową. – Kiedy Naruto po raz pierwszy powiedział mi, że zamierza
zostać Hokage, wyśmiałam go. Pomyślałam, że jest kolejnym głupim dzieciakiem,
którzy żyje bzdurnymi marzeniami. Ale już wiele razy udowodnił mi, że się myliłam.
Zastanawiam się tylko, czy to nie jest za wcześnie.
– Też tak wcześniej myślałem, ale ten ślub w Dolinie Końca uświadomił
mi, że Naruto naprawdę dojrzał do ważnych i odpowiedzialnych decyzji. Poza tym,
gdy stanął naprzeciwko ojca, nie dało się nie zauważyć, jak bardzo są do siebie
podobni.
– No to czekają nas
ciekawe czasy, bo wątpię, by Naruto dał się przywiązać do biurka – Tsunade
uśmiechnęła się lekko. – A obowiązków będzie miał sporo.
– Dlatego też poprosiłem, żebyście przyszli. – Kakashi po raz
któryś z rzędu poprawił poduszki na których się opierał, bo przez połamane
żebra nijak nie mógł znaleźć sobie wygodnej pozycji. – Nie wiem, jak jutro
zareaguje Rada, ale my musimy okazać Naruto swoje całkowite wsparcie. O ile moi
ANBU w końcu się z nim zjawią.
ANBU w końcu się zjawili. Zjawił się też świadomy celu
wizyty Shikamaru, jak i nieświadomy niczego kandydat na Hokage.
– Kakashi–sensei, możesz powtórzyć? – Naruto, mimo że
naprawdę starał się słuchać uważnie, musiał usłyszeć to jeszcze raz. Raz, a
potem drugi i nawet trzeci. Żeby mieć pewność, że się nie przesłyszał.
– Mogę. – Kakashi westchnął, choć tak naprawdę spodziewał
się takiej reakcji. – Od jutra przejmujesz moje obowiązki. Dostaniesz mój
gabinet, moje biurko i fotel, a także, jeżeli oczywiście chcesz, moich ANBU.
– Mam już swoich
ANBU. – Naruto pokręcił głową. – Nie
chcę innych.
– Naruto, ale teraz wszystko się zmieni – odezwał się Iruka.
– Powinieneś mieć przy sobie bardziej doświadczonych i godnych zaufania ludzi.
– Nie. – Naruto nie zamierzał dać się przekonać. –
Całkowicie ufam Dehiemu. Aikowi i Mii też. To oni przysięgali mi lojalność i to
z nimi chcę pracować.
Kakashi zmrużył oczy i spojrzał przenikliwie na swojego
byłego ucznia. Czyżby Naruto odkrył prawdziwą tożsamość Dehiego? Nie, to raczej
nie to. Hideaki opanował sztukę kamuflażu do perfekcji. Nawet Shikamaru go nie
poznał, co było już ostatecznym sprawdzianem jego umiejętności.
– W takim razie będą musieli przejść przynajmniej kilka
dodatkowych szkoleń. Nauczyć się międzynarodowego kodeksu, ponieważ będą mieli
styczność z Kage innych krajów, poznać zasady sprawowani przez Hokage władzy w
wiosce, a także zdać egzamin, aby uzyskać dostęp do tajnych działów w archiwum.
Naruto kiwnął głową. Nadal jeszcze nie do końca dotarło do
niego to wszystko. Choć teraz rozumiał przynajmniej, o co chodziło Kibie.
Chciał być jego ANBU, chciał dostać awans. Czy teraz naprawdę takie rzeczy będą
zależały od niego? Kakashi–sensei powiedział, że tak, a on sam będzie tylko obserwatorem
i wtrąci się jedynie, gdy sytuacja naprawdę będzie tego wymagała.
– Naruto, nie martw się. – Shikamaru, widząc jego niepewną
minę, położył mu rękę na ramieniu. – Nie zostaniesz z tym sam. Zawsze masz
przecież nas i...
– Młotku, jak się wahasz, to może jednak ja zostanę tym
Hokage? – wszedł mu w słowo Sasuke. Wiedział, że Naruto nie można pozwolić za
długo się zastanawiać, bo w tej jego głowie zaraz zaczną powstawać różne dziwne
i niezrozumiałe dla normalnego człowieka myśli.
– No chyba żartujesz, draniu! – Naruto zareagował dokładnie
tak, jak się tego spodziewał. – Wcale się nie waham!
– Tak? A wyglądasz, jakby obleciał cię strach. Zupełnie jak
wtedy, gdy przestraszyłeś się białego króliczka – Sasuke uniósł lekko kąciku
ust, przypominając mu coś, o co zawsze się złościł. – Skoro się boisz, to może
ja powinienem ponownie zgłosić swoją kandydaturę? Kakashi, co ty na to?
– Nie ma mowy! – Naruto rzucił Sasuke piorunujące spojrzenie
i niemal wyrwał Kakashiemu dokumenty z rąk. – To gdzie mam podpisać?
Kakashi westchnął i pokręcił głową. Dobrze wiedział, że
Sasuke tylko prowokował Naruto, ale takie prowokacje z ich udziałem różnie się
kończyły.
– Na pierwszej , trzeciej i siódmej stronie – powiedział i
podał Naruto pióro. – A całą resztę musisz przeczytać do jutra.
– Co? – Naruto jęknął,
patrząc na drobny druk i paragrafy. – Nie mogę dostać jakiegoś streszczenia?
– Nie możesz. Poza tym czy to nie ty ciągle powtarzałeś, że
nie ma drogi na skróty? – przypomniał mu Kakashi.
Naruto tylko mruknął coś pod nosem i zabrał dokumenty.
Dlaczego zawsze, gdy Kakashi-sensei przekazywał mu jakaś dobrą nowinę – jak
wówczas, gdy po wojnie chciał go awansować na jounina – to zaraz potem zarzucał
go książkami i innymi papierami? Będzie musiał nad tym pomyśleć i może
wprowadzić jakąś zasadę upraszczająca te wszystkie dokumenty.
– Chodź, zobaczysz swój gabinet. – Shikamaru wyciągnął rękę,
w której trzymał klucze. – Tak, wiem, że znasz go prawie na pamięć,
przesiadywałeś tam godzinami, zawracając Hokage głowę, ale trochę go
odświeżyliśmy.
Naruto kiwnął głową i uśmiechnął się. Jego gabinet. Jak to
fajnie brzmiało.
– A, jeszcze zanim pójdziecie. – Kakashi wziął z szafki
nocnej starannie złożony, biały materiał. – Domyślałem się, jaką podejmiesz
decyzję w sprawie ANBU, dlatego już wcześniej poprosiłem, by mi to dostarczono.
Przemyśl jeszcze raz tę kwestię, skompletuj sobie drużynę i wybierz dowódcę. Biały
płaszcz będzie oznaczał automatyczny awans na kapitana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz