.

czwartek, 23 kwietnia 2020

SasuNaru Hiden - Droga Ninja - rozdział 5




Tej nocy Naruto śniły mu się dziwne rzeczy. Dziwne i niepokojące. Śniło mu się, że gdy przyszedł rano do gabinetu Hokage i chciał ustawić kilka zdjęć, do których miał największy sentyment, okazało się, że nie ma na nie miejsca. Wszystkie półki, o dziwo znów starych mebli, zostały zapełnione rzeczami kogoś innego. Naruto już chciał protestować, że jak to, przecież to jego gabinet, ale nagle zauważył, że przy biurku znów siedzi Kakashi. Kakashi przez chwilę tylko na niego patrzył, jakby coś rozważał, a w końcu powiedział, że zmienił zdanie i jednak nie odda fotela, bo ten jest wygodny. I że na tych półkach najlepiej wyglądają jego kolekcje Icha Icha Paradise, a nie jakieś sentymentalne zdjęcia z podróży poślubnej. Na koniec kazał Naruto iść trenować, byle z dala od Konohy, bo ma dość delegacji wieśniaków skarżących się na zdemolowane lasy. I Naruto poszedł trenować. Właśnie na tę wyspę, na której byli razem z Sasuke. Tylko okazało się, że  ta wyspa nie jest tak naprawdę ich wyspą, a Żółwią Wyspą.
Naruto przewrócił się niespokojnie na drugi bok, a potem poczuł szturchnięcie w plecy i usłyszał jakieś niewyraźne mruknięcie. Zaraz… Jeżeli był na Żółwiej Wyspie, to kto leżał obok niego? I jeszcze się rozpychał? Zmarszczył nos. Czyżby to Bee? On często bywał na tej wyspie. Może zmęczył się rapem i chciał odpocząć, a Naruto zajął jego łóżko?

– Bee, to ty? – wymamrotał jeszcze półprzytomny i podniósł się lekko.
Chciał przeprosić, bo nie pamiętał, żeby pytał o zgodę. Właściwie nie pamiętał nawet, żeby kładł się spać.
– Bee? – usłyszał znajomy głos. – No czego ja się dowiaduję.
Naruto odwrócił gwałtownie głowę i widząc naprzeciwko swojej twarzy twarz Sasuke, momentalnie oprzytomniał. Od razu też dał sobie też sprawę, że wcale nie znajduje się na Żółwiej Wyspie, tylko w gabinecie Hokage.
– Chciałbyś mi coś powiedzieć? – Sasuke patrzył na niego mrużąc oczy. – Na przykład ilu jeszcze facetów zaciągnąłeś do łóżka?
– Bardzo śmieszne – burknął Naruto. Rozejrzał się po gabinecie, który na szczęście był taki, jakim go zapamiętał wczoraj. Odmalowane ściany, puste półki i brak Kakashiego oraz jego kolekcji. – Po prostu śniła mi się Żółwia Wyspa. Mówiłem ci przecież o niej. Miałem tam badać ekologię.
– To w ciekawy sposób ją badałeś – zironizował Sasuke. –  Że też w ogóle naprawdę ktoś uwierzył w coś tak głupiego.
– No… Ja uwierzyłem. – Naruto uśmiechnął się i poczochrał włosy z tyłu głowy. – Ale obaj byliśmy wtedy naiwni. Ty na przykład wierzyłeś w to, że zdołasz mnie zabić i zabrać mi tytuł Hokage.
Sasuke prychnął i wstał z kanapy. Spojrzał w okno. Rozciągał się widok na sporą część Konohy. Budynki mieszkalne, sklepy, park. Nawet na Wzgórze Hokage, choć to dzisiaj też codziennie z okien własnego domu.
– To ilu w końcu było tych facetów? – ponowił pytanie, by zmienić niewygodny temat. – Bo jak tylko ty dostaniesz swoją pieczęć, to oni dostaną dożywotni zakaz wstępu tutaj. Bez znaczenia, czy są ekspertami od trucizn, jinchuriki czy nawet Kage.
– Co? Skąd wiesz… Znaczy, Gaara to tylko mój przyjaciel – Naruto zupełnie bezsensownie zaczął się tłumaczyć, czym tylko pogorszył swoją sytuację.
– Ale ja nawet nie wspomniałem o Gaarze. – Sasuke odwrócił głowę i uniósł brwi, zdziwiony jego zachowaniem. Przecież tylko się z nim droczył, a Naruto zareagował, jakby naprawdę miał cos do ukrycia. Czyżby… Nie, no jasne. – On też? – zapytał, a po chwili, gdy nie doczekał się odpowiedzi, bo Naruto dyplomatycznie milczał, sam dopowiedział sobie całą resztę. –  Czy ci faceci w Sunie cierpią na jakąś chorobę tropikalną? A może powinni zainwestować w kapelusze, bo nadmiar słońca im szkodzi? Jak nie jeden amant, to drugi.
Naruto zaczerwienił się lekko, bo faktycznie cała ta sytuacja była trochę dziwna. Ale przecież wcale nie prosił się o takie powodzenie wśród facetów. I akurat kto jak kto, ale Sasuke powinien to zrozumieć, bo on tez nie prosił się o te wszystkie kwiatki i czekoladki, które dostawał od dziewczyn na urodziny. I czy wtedy Naruto robił mu jakieś wyrzuty? Oczywiście, że nie. Przecież nawet mu pomagał zjadać te wszystkie czekoladki. A w zasadzie to sam je zjadał, bo Sasuke nie lubił słodyczy.
Podniósł się z kanapy i stając za plecami Sasuke, objął go mocno. Też zagapił się na widok za oknem. Nie, żeby był czymś nowym, ale od teraz będzie go widywał codziennie.
– Nie wiedziałem o tym – mruknął mu do ucha. Z Sasuke to nigdy nic nie wiadomo, a z Sasuke, który ma jakieś podejrzenia – jeszcze gorzej. Lepiej było wszystko wyjaśnić, żeby nie łapał już nikogo w swoje genjutsu.  – Zresztą to było dawno. Gaara naprawdę jest po prostu moim przyjacielem.
– Wiesz, że to samo powtarzałeś mi przez lata? I to samo mówiłeś nawet wtedy, gdy trzymałeś mi rękę w spodniach. – Sasuke odwrócił się w jego stronę.  – I może nawet w końcu bym się przyzwyczaił, gdyby nie to, że „jestem twoim przyjacielem” słyszał od ciebie chyba każdy. A ja nie jestem każdy.
– Fakt, nie jesteś. Nikomu innemu nie musiałem powtarzać tego aż tyle razy, by zrozumiał. – Naruto nie mógł się nie uśmiechnąć. – Nie wiedziałem, że aż tak ci to przeszkadzało – mruknął i go pocałował.
– A myślisz, że dlaczego zdecydowałem się na ten ślub? – Sasuke oderwał się na chwilę od jego ust. – Teraz już raczej nie nazwiesz mnie przyjacielem. Poza tym trzeba zrobić porządek z tą całą Radą. Nawet wczoraj zapisałem kilka rzeczy na tym twoim kontrakcie.
– Czekaj, Co? – Naruto wyplątał się z uścisku i zabrał z kanapy wymiętolone kartki. Faktycznie, z tyłu była jakaś, napisana porządnym, eleganckim charakterem lista:
1.Wywalić lizusa, co przyklaskiwał Starszyźnie.
2. Wywalić fanatyczkę, która sprzeciwia się importowaniu z Kraju Wody nowej odmiany pomidorów, bo wspiera tylko lokalną gospodarkę.
3. Wywalić architekta, który chce przekształcić jeziorko w dawnej dzielnicy Uchiha na jakiś zamknięty kompleks dla snobów.
4. Natychmiastowo zakazać wydawania kolejnych nakładów poradników Saia.
– Sasuke, ty naprawdę jesteś niemożliwy. – Naruto pokręcił głową. Usiadł na fotelu Hokage i przekartkował dokumenty. Zdawał sobie sprawę, że gdyby nie Sasuke, nie opanowałby tego na czas. – I dzięki, że wczoraj zostałeś.
Sasuke uniósł lekko kąciki ust. Kiedy Naruto wczoraj uparł się, że zostanie w gabinecie i przeczyta te wszystkie dokumenty, Saon, mimo że najchętniej wróciłby do domu i do własnego łóżka, zdecydował, że jednak posiedzi tu razem z nim. Dobrze wiedział, jak duże problemy sprawia Naruto ślęczenie nad różnego rodzaju formułkami, definicjami i paragrafami. Zwykle nie mijało pół godziny, gdy zaczynał przegrywać walkę z monotonnym tekstem zazwyczaj druczkiem. Najpierw zaczynały mu się kleić oczy, potem lekko kiwać głowa, a na końcu, nie wiedząc nawet kiedy, spał już i ślinił pomiętolone papiery. Jedyną opcją, żeby w ogóle przeczytał te dokumenty i coś z nich zrozumiał było to, by siedzieli nad nimi razem. Jak wtedy, gdy uczyli się do egzaminu na chunina.
Fotel był jeden, a ich dwóch, więc czytali i omawiali różne niezrozumiałe akapity, siedząc po turecku na podłodze. Nie było to zbyt wygodne, ale Naruto jakby właśnie z tego powodu wydawał się być jakiś taki szczęśliwy. Jakby te twarde deski były lepsze od wygodnego krzesła. Sasuke początkowo w ogóle nie rozumiał, co może być w tym ekscytującego, ale Naruto w końcu powiedział, że to prawie to tak, jak wtedy, gdy spędzał pierwszą noc w ich nowym domu. Nie było w nim prawie nic, a cieszył się, jakby dostał gwiazdkę z nieba.
 Było już naprawdę późno, gdy ktoś zapukał do drzwi. Sasuke najpierw to zignorował, ale pukanie rozległo się po raz drugi i trzeci. W końcu natręci, najwyraźniej nie przejmując się niczyją prywatnością ani tym, że to przecież gabinet Hokage, weszli do środka.
– Pokwituje pan? – zapytał wysoki, chudy chłopak z krostami na twarzy.
Okazało się, że to dobrze im znani dostawcy z meblowego. Już dwa razy dostarczali im łózka i za każdym razem z głupim uśmieszkiem kazali podpisać odbiór. Tym razem, mimo że przywieźli kanapę, gdy tylko zobaczyli, kto ją odbiera, też rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia.
– To życzymy miłego wypoczynku i polecamy się na przyszłość – powiedział ten drugi, niski i gruby. – Przykro mi, że nie mogliśmy dać jak zawsze zniżek, ale…
Sasuke, nie chcąc słyszeć ani słowa więcej, podpisał się i zatrzasnął drzwi. Niech to szlag!. Niby taki rozwój, a Konoha miała tylko jeden sklep meblowy?
Zastanawiał się, kto w ogóle zamówił tę kanapę, ale Naruto doszedł do wniosku, że to na pewno Shikamaru kazał ją tu wstawić. W końcu jako jego doradca będzie spędzał w tym gabinecie dużo czasu, więc zadbał o to, by w razie czego mieć się gdzie zdrzemnąć.
Tak czy inaczej po pewnym czasie obaj się na nią przenieśli i po prostu zasnęli. Może dzięki temu nie mieli teraz zesztywniałych karków.
– Idziemy do domu? – zapytał Sasuke. – Wypadałoby wziąć prysznic, w końcu pierwszy w historii zastępca Hokage musi się jakoś prezentować.
Naruto uśmiechnął się i wstał z fotela. Właśnie w tym momencie wyszło słońce, które rozświetliło cały gabinet.
– Robi wrażenie, no nie? – zapytał, patrząc na każdą ścianę, każdy mebel i masywne, dębowe drzwi, przez które od dziś to do niego będą przychodzi ludzie ze swoimi problemami.
 Wrażenie to będzie, gdy ktoś tu porządnie posprząta – mruknął Sasuke, widząc unoszące się promieniach słońca drobinki kurzu. – O ile ktoś tu w ogóle sprząta.
– Sprząta  – usłyszeli gruby, kobiecy głos i zobaczyli sprzątaczkę, która wtoczyła do gabinetu wózek z wiadrem, mopem i ścierkami. – Ale zawsze może królewicz sam wziąć ścierkę i zrobić to lepiej – dodała sarkastycznie. – Poprzedniego Hokage wychowałam, to i was wychowam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz