Naruto, stojąc przed drzwiami gabinetu Hokage i wkładając
klucz do zamka, czuł, że ręce mu się trzęsą. Serce coraz szybciej obijało się o
klatkę piersiową, a mieszanka zdenerwowania, ekscytacji i jakiegoś takiego
irracjonalnego leku powodowała, że czuł się tak, jak czują się ludzie, gdy
robią coś nielegalnego i mają świadomość, że w każdym momencie ktoś może ich przyłapać.
Wiedział, że to dziwne porównanie, ale z tym właśnie mu się skojarzyło i nie
miał zamiaru zastanawiać się dlaczego.
Musiał chyba się zawiesić, bo po chwili poczuł palce na
swojej ręce, które pomogły mu przekręcić klucz, a potem nacisnęły klamkę.
– Przestań się modlić do tych drzwi i wchodź. – Sasuke położył
mu rękę na plecach i popchnął lekko do przodu.
Shikamaru nie odzywał się. Wiedział, że Naruto to wszystko
przeżywa, że nawet głupie wejście do gabinetu, w którym przecież bywał już
setki razy, jest dla niego czymś istotnym. Bo tym razem to był już jego
gabinet. A marzenie o tym, że zostanie Hokage, właśnie po części się spełniało.
Kiedy w końcu znaleźli się w środku, Naruto rozejrzał się po
gabinecie. Na pierwszy rzut oka wydał mu się większy niż zazwyczaj i taki
strasznie pusty. Zniknęły wszystkie książki i bibeloty Kakashiego, nie było
żadnych ramek ze zdjęciami i kwiatków na parapecie. Nawet blat biurka wydawał
się jakiś taki goły, bez tych wszystkich stert dokumentów, które czasami, gdy któraś
wieża była już wyjątkowo wysoka, zwalały się na podłogę, robiąc bałagan na pół
gabinetu.
Ściany zostały odmalowane na jasnoszary kolor, meble
wymienione na nowe i praktyczniejsze, a pod ścianą ustawiono stojaki na zwoje.
Jedyne, co zostało bez zmian, to portrety poprzednich Hokage na ścianie,
solidne, dębowe biurko i stary, ale ciągle będący w dobrym stanie skórzany
fotel. Podobno był tu od czasów pierwszego Hokage.
Znalazło się coś jeszcze. Coś, co było znakiem czasów i
dowodem na to, jak bardzo wszystko się zmienia. Komputer. Naruto oczywiście
korzystał już z komputerów, przecież nie raz i nie dwa rozmawiał z kimś na
telekonferencji, ale tamte były dużo większe i zawsze ktoś inny je obsługiwał. Z
tym najwyraźniej będzie musiał poradzić sobie sam.
– I jak ci się podoba? – odezwał się w końcu Shikamaru. – Wiem,
że teraz wydaje się być trochę pusto, ale to się zmieni, gdy pojawią się tu twoje
rzeczy. W magazynie są też kartony z mapami, encyklopediami i innymi książkami,
które ekipa wyniosła na czas remontu, ale najwyraźniej zapomniała przynieść z
powrotem. Jutro powiem im…
– Nie trzeba. – Naruto pokręcił głową. – Sam to zrobię.
Przeszedł się po gabinecie, myśląc już nad tym, co
przyniesie i gdzie ustawi. Na pewno zdjęcie drużyny siódmej i zdjęcia z ich
geninami. No i oczywiście jakieś z Sasuke. Może z podróży na odludną wyspę? Te
klify były niesamowitym tłem. Albo z werandy? Widać tam było cały ich ogród. A
może zrobią jakieś nowe? Zastanowi się. Tak samo nad tym, co jeszcze znajdzie
się na półkach. Może ta żaba, którą Sasuke wygrał dla niego podczas ich
pierwszej randki? Sasuke nazywał ją paskudztwem, ale Naruto bardzo się
podobała. Przypominała mu Gamakichiego. Pasowała by tu? Nie, chyba jednak nie. Taka
maskotka nadawała się bardziej do sypialni. Można było ją sobie położyć pod
głowę albo straszyć nią ledwo co obudzonego partnera, który gdy tylko otworzył
oczy, widział naprzeciwko swojej twarzy żabią paszczę.
– Komputer jest jeszcze nie podłączany, jutro rano ktoś się
tym zajmie – kontynuował Shikamaru. – Rośliny pozabierały panie z
administracyjnego, ale nie martw się, z pewnością na dniach dostaniesz ich tyle,
że sam nie będziesz wiedział, co z nimi zrobić. Co by tu jeszcze… Aha, futryny
okien są już stare i czasem trzeba szarpnąć za klamkę, żeby je otworzyć, ale w
żadnym wypadku nie używaj swojej chakry, bo obawiam się, że wtedy oprócz okien
trzeba będzie wymieniać całą ścianę. I… Nie, no to chyba już wszystko. –
Shikamaru, wyczuwając, że Naruto chciałby już zostać sam, uznał, że o innych
rzeczach powie mu przy okazji. – Zostawiam was. Tylko nie zapomnijcie zamknąć drzwi.
– Zamknąć z zewnątrz czy od środka? – Saskuke uniósł kąciki
ust, gdy Shikamaru wyszedł. – Bo jak od środka, to jednak dobrze, że zwrócił na
to uwagę. Nie chciałbym, żeby znów nas ktoś nakrył.
– A ty jak zawsze tylko o jednym. – Naruto prychnął, ale jednocześnie
uśmiechnął się pod nosem. No cóż, gdyby Sasuke nagle przestał mu dogryzać, to
już nie byłby Sasuke.
– Nie zawsze, tylko zazwyczaj. A tak na poważnie, to
przydałoby ci się coś na rozluźnienie. Jesteś w tym momencie kłębkiem nerwów.
Sasuke położył mu rękę na karku, wyczuwając pod palcami spięte mięśnie. – Aż tak się tym wszystkim stresujesz?
– Nie… Chyba nie.
Naruto podszedł do biurka i usiadł na fotelu. Po chwili
położył głowę na blacie, przyciskając rozgrzany policzek do chłodnego drewna.
– Po prostu to wszystko stało się tak nagle – mruknął. –
Odkąd wróciliśmy, nie miałem nawet czasu rozpakować torby, bo moje największe marzenie
właśnie dzisiaj postanowiło zrobić mi niespodziankę i ot tak się urzeczywistnić.
Spodziewałem się wszystkiego. Że Kakashi-sensei da nam karę, bo wyjechaliśmy
bez słowa, że w końcu, gdy weźmiemy się za rozpakowywanie prezentów, znajdziemy
coś bardzo dziwnego od Saia, że Kuramek złapie pchły, a nawet, że Kiba wygra w
końcu jakiś zakład. Ale tego, że od jutra obejmę obowiązki Hokage, nie
spodziewałem się w ogóle.
– Przypomnij sobie wojnę. – Sasuke oparł się o blat biurka i
spojrzał w okno. Na zewnątrz zaczynało się już robić ciemno. – Wtedy też nie wiedzieliśmy,
czego się spodziewać. A nawet jeśli, to w ostateczności rzeczywistość okazywała
się zupełnie inna. Bywało, że mieliśmy sekundy, na podjęcie decyzji. Wahałeś
się wtedy?
Naruto uniósł głowę, zaskoczony tymi słowami i spojrzał na
Sasuke.
– Nie – przyznał. – Nie było na to czasu. Wszystko za szybko
się zmieniało.
– No widzisz, tak samo jest teraz. Jutro staniesz przed
Radą, poinformujesz ich, że teraz ty pełnisz obowiązki Hokage i poprowadzisz to
zebranie. Będą musieli cię słuchać, czy im się to podoba czy nie. A jak nie, to
zawsze mogę im powiedzieć parę rzeczy.
– Tak jak podczas głosowania za projektem legalizacji
małżeństw tej samej płci? – Naruto pokręcił głową w niedowierzaniu i parsknął śmiechem.
– Sasuke, ty naprawdę jesteś niemożliwy. Obrażanie Rady naprawdę nie jest
dobrym pomysłem.
– Ostatnim razem podziałało. Ja to bym w ogóle połowę
wymienił. Czasami zastanawiam się, jakim cudem w ogóle niektórzy idioci się tam
znaleźli. Zapałki ciągnęli czy co?
– Nie. – Naruto pokręcił głową. – Shikamaru mi to już tłumaczył.
Wybrano osoby, które reprezentują różne funkcje społeczne i różne punkty
widzenia. Oni decydują o bieżących sprawach dotyczących wioski. No chyba że
chodzi o coś związanego z bezpieczeństwem i układem sił, to wtedy zwołuje się
Radę Nadzwyczajną, złożoną z przedstawicieli klanów. Ale do tej pory miało to
miejsce tylko raz, gdy sądzono Starszyznę i członków Korzenia. O czym zresztą
wiesz, bo sam brałeś w tym udział.
Sasuke kiwnął głową. Tak, dobrze to pamiętał. Te dziadygi do
samego końca nie przyznawały się do winy. Zarówno Koharu jak i Homura starali
się przekonać wszystkich, że byli tylko ofiarami manipulacji. Mieli pecha, bo
dowodów i świadków na ich winę było aż nadto. Była też ta kobieta, córka
Danzou. Ona nawet nie próbowała udawać niewinnej. Wręcz przeciwnie, aż kipiała
żądzą zemsty. Sasuke do dziś pamiętał, jak na niego patrzyła. Jakby zaraz miała
mu wlać do gardła kolejną truciznę, tym razem taką, na którą już nikt nie
znajdzie antidotum. Na szczęście to już przeszłość.
– Wracamy do domu? Powinieneś się wyspać.
– Nie, ja jeszcze zostanę. – Naruto wziął do ręki zostawione
przez Shikamaru dokumenty i przekartkował je. – Kakashi-sensei powiedział, że
musze to wszystko do jutra przeczytać.
– Możesz przecież czytać w domu.
– Tak, ale… Wiesz, Sasuke, ja chyba jednak wolałbym tutaj –
uśmiechnął się lekko. – W końcu to mój pierwszy wieczór w tym gabinecie i będę
miał większa motywację, żeby nie usnąć przy trzeciej stronie. Chyba powinienem
też pomyśleć, co zrobić z tym – ruchem głowy wskazał na biały, złożony materiał
płaszcza – i co zrobić z Kibą.
– Z Kibą? – Sasuke uniósł brwi.
– Chce dołączyć do drużyny moich ANBU. Wiem, co powiesz – Naruto uniósł rękę, zanim
Sasuke zdołał otworzyć usta – że to idiotyczny pomysł. Ale Kiba to mój
przyjaciel.
– I jedyne, co potrafi, to się przechwalać. Naruto, teraz
każdy będzie czegoś od ciebie chciał. Musisz się nauczyć mówić nie.
– Wiesz, to słowo do dziś budzi niezbyt przyjemne
skojarzenia – skrzywił się Naruto. – Ale chyba faktycznie muszę to dobrze
przemyśleć. Kiba jest świetnym tropicielem i bardzo lojalnym przyjacielem, ale nie
wiem, jak zniesie fakt, że ktoś inny w tej drużynie będzie nosił biały płaszcz.
– Właśnie o tym mówię. Do tej pory byłeś bardzo zadowolony z
pracy swoich ANBU, może właśnie dlatego, że nie łączą cię z nimi żadne relacje
poza służbowymi. Tak naprawdę nawet nie wiesz, kim są. Oceniasz ich tylko na
podstawie umiejętności. Kibę w przeciwieństwie do nich znasz i on może próbować
to wykorzystywać.
– Sam już nie wiem – Naruto oparł głowę na ręce. – Chyba
najpierw z nimi porozmawiam. Ale to jutro, bo dzisiaj muszę przeczytać te
paragrafy. W końcu nie mogę dać się zagiąć już pierwszego dnia.
*
Sakura skończyła składać ostatnią parę śpioszek i odłożyła wszystkie
na stosik świeżo wypranych rzeczy. To był dość męczący dzień, ale teraz w końcu
miała chwilę, żeby odpocząć. Podeszła do drzwi na taras i zasunęła je, bo
zaczynało się robić chłodno. Zapowiadali też burzę piaskową, a ona – mimo że
już dawno przyzwyczaiła się do życia w Sunie – miała dość piasku w każdym
najmniejszym zakamarku.
– Ktoś był przed chwilą? Słyszałem jakiś głos.
Gaara, który właśnie wyszedł spod prysznica, stał na środku
pokoju. Sakura mimowolnie uśmiechnęła się, widząc go w puchatym, białym
szlafroku w pandy. Dostał ten szlafrok w prezencie od kilku młodych matek,
którym pomógł zorganizować przedszkole dla ich dzieci. Dlaczego w pandy? Bo
podobno wyglądał tak na większości rysunków przedszkolaków.
– Tak, twój asystent. Przyniósł jakieś dokumenty – wyjaśniła
i ruchem głowy wskazała na stolik.
Gaara usiadł na kanapie i wziął go ręki papiery, ale zanim
je przejrzał, coś innego przykuło jego wzrok.
– Co to? – zapytał, biorąc do ręki zapisaną niezbyt
starannym pismem. Choć niezbyt starannym to mało powiedziane. Znał to pismo, to
były bazgroły Naruto. Po chwili zauważył też zdjęcie, na którym w kadrze
zmieścił się widok morza, głowa Naruto i kawałek Sasuke.
– Ach, to. – Sakura spojrzała mu przez ramię. – Jastrząb
dzisiaj dostarczył, kiedy byłeś na zebraniu. Naruto napisał, że to z ich
podróży na odludzie, gdzie poza nimi nie ma żywej duszy, a już na sto procent
nie ma żywej duszy, który potrafiłaby ugotować ramen.
– Nie wiedziałem, że zamierzali wyjechać w podróż poślubną.
W innym wypadku zaproponowałbym im bardzo popularny kurort w Sunie, gdzie mają
naprawdę świetnie jedzenie i różne atrakcje.
– Wiesz, myślę, że Sasuke właśnie tych wszystkich atrakcji
chciał uniknąć. Tak samo jak tego, by samemu nie stać się atrakcją. Po ich
ślubie dziennikarze nie byli zbyt zadowoleni, bo przez to, że miejsce ceremonii
zostało utajnione, nie mieli takich zdjęć, na jakie liczyli. Więc na pewno
polowali na inne.
Gaara pokiwał głową ze zrozumieniem, ale po chwili coś sobie
przypomniał. A właściwie ten list mu przypomniał.
– Sakura, muszę cię o coś zapytać. Miałem zrobić to
wcześniej, ale kompletnie wyleciało mi z głowy. Czy Hideaki był niedawno w
Sunie?
– Co? – Sakura, która rozłożyła właśnie deskę do prasowania
i włączyła żelazko, spojrzał na niego zdziwiona. – Nie, chyba nie. A co?
– A to, że gdy rozmawiałem na przyjęciu z Naruto,
powiedział, że przywiozłaś mu list właśnie od Hideakiego. I że Hideaki dał ci
ten list w Sunie, na dzień przed wyjazdem do Konohy.
Sakura spojrzała na Gaarę i poczuła, że zaczyna jej się
robić gorąco. Nie zauważyła nawet, że cały trzyma przytknięte do materiału
jednej ze swoich ulubionych sukienek żelazko.
– Cholera! – syknęła, gdy poczuła nieprzyjemny zapach. Poderwała
rękę, ale niestety, było już za późno. Ślad zostatał w takim miejscu, że
sukienka nadawała się do wyrzucenia.
– Wiesz, o czym mówię, prawda? – Gaara podszedł do niej i
wyłączył żelazko. – Hideakiego nie mogło być w Sunie, bo bym o tym wiedział. No
chyba że ominął wszystkie kontrole i wdarł się tu incognito, tylko szczerze
mówiąc nie wiem, po co miałby to robić. Nie jest żadnym poszukiwanym
przestępcą.
– Nie było go – westchnęła Sakura i oparła się rękami o
deskę. – Ale napisał list i prosił o przekazanie go Naruto. Chciał go tym samym
zapewnić, że wszystko u niego w porządku.
Gaara założył ręce na piersi i spojrzał na Sakurę
przenikliwie. Coś mu nadal w tym wszystkim nie pasowało.
– Zaraz… – Zmarszczył brwi, łącząc fakty i układając je
sobie w głowie. – Skoro Hideakiego nie było w Sunie, a ty wyjeżdżałaś stąd
tylko do Konohy, to on musiał dać ci ten list właśnie tam. Nie rozumiem tylko
po co. Nie mógł go sam dać Naruto? Albo chociaż wrzucić mu go do skrzynki na
listy?
Sakura pokręciła głową. Cholera, już prawie zapomniała o tej
sytuacji. I co teraz miała zrobić? Obiecała Hideakiemu, że nic nikomu nie
powie, ale nie mogła przecież okłamywać Gaary. Który prędzej czy później i tak
by się dowiedział.
– Nie mógł, bo prawie nikt nie wie, że wrócił do Konohy.
List bez stempla pocztowego innego kraju od razu wzbudziłby podejrzenia.
Dlatego wymyśliłam tę historyjkę, bo brzmiała wiarygodnie.
– Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że on tam mieszka, ale nikt
o tym nie wie? – Gaara zmarszczył brwi. – Jak to możliwe? Po tej aferze z
Korzeniem sprawdzają każdego, kto przekroczy bramy Wioski. Poza tym przecież
ktoś musiał go widzieć. No chyba że…
– Nosi maskę – dokończyła Sakura, widząc, że i tak już się
domyślił.
Kiedy usiedli i opowiedziała mu całą resztę, łącznie z tym,
jak sama przypadkiem go rozpoznała i jak pomogła mu wybrnąć z sytuacji, gdy
Naruto kazał mu szukać samego siebie, Gaara złapał się za głowę.
– W co on się wplatał? Przecież to jest absurdalne.
– Wiem, tłumaczyłam mu to. Zaproponowałam, żeby wrócił z
nami, ale uparł się, że zostanie. Mogłam co prawda powiedzieć o wszystkim
Naruto, ale tym sposobem dowiedział by się też Sasuke i nie chcę nawet sobie
wyobrażać, co by wtedy zrobił. W końcu Hideaki jako Dehi trzyma się naprawdę
blisko Naruto już od dłuższego czasu.
– No i co ja mam zrobić w tej sytuacji. Mam go siłą ściągnąć
do Suny i dać dożywotni zakaz opuszczania Kraju Wiatru? Może jeszcze założyć pieczęć
lokalizującą jak jakiemuś przestępcy?
– Nie wiem, Gaara. Ale może nie powinniśmy się wtrącać?
Kakashi–sensei ma wszystko pod kontrolą, a Hideaki tak naprawdę nie robi nic
złego. No poza tym, co robi sam sobie, ale to już wyłącznie jego decyzja.
– Ehh, chyba masz rację. – Gaara pokręcił głową, bo to
wszystko wyglądało jak scenariusz jakiegoś filmu. – To może przejrzymy ten
katalog z tortami weselnymi? One przynajmniej nie są dramatyczne. I w ogóle
mamy jakieś ciasto? Zjadłbym coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz