.

sobota, 25 kwietnia 2020

SasuNaru Hiden - Droga Ninja - rozdział 7



Hinata sama zgłosiła się na ochotnika, żeby z rana odebrać od krawcowej ubranie dla Naruto. Zrobiła to zupełnie machinalnie. Gdy Shikamaru wczoraj zapytał, kto się tym zajmie, ona po prostu podniosła rękę. Kiedyś często marzyła, że to będzie jej rola jako żony Naruto. A teraz… Teraz sytuacja była trochę bardziej skomplikowana. Naruto był już co prawda po ślubie z kimś innym, więc to zadanie teoretycznie też należało do kogoś innego, sęk w tym, że nie miał żony, a męża. Poza tym Hinata słyszała, jakie wcześniej wynikły problemy jego z kimonem ślubnym. Umiała szyć i robić błyskawiczne przeróbki, dlatego wolała być pod ręką, gdyby sytuacja się powtórzyła. Sasuke jako geniusz klanu Uchiha z pewnością był uzdolniony w wielu kwestiach, ale jakoś nie wyobrażała go sobie siedzącego z igłą i nitką i fastrygującego tkaninę.
Zapukała do gabinet Hokage, ale gdy odpowiedziała jej jedynie cisza, nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Powiesiła na jednej z szaf pokrowiec z ubraniem, postawiła na biurku świeżo upieczone ciasteczka. Po chwili usłyszała jakiś odgłos, a gdy odwróciła głowę, zobaczyła ANBU w lisiej masce.
– Hideaki-kun – uśmiechnęła się lekko na jego widok. – Co tu robisz? Kiba-kun mówił, że ANBU maja rano jakąś ważną odprawę.
– Już się skończyła.
Hideaki odłożył na biurko dokumenty, z którymi przyszedł, a po chwili zastanowienia, zdjął maskę i bandankę. Przeczesał ręką włosy, które rozsypały się na wszystkie strony, każdy w swoim naturalnym kierunku.
  No, dużo lepiej. Ostatnio nie nosze tego chyba tylko wtedy, kiedy śpię – powiedział i oparł się o blat biurka.
Hinata zerknęła nerwowo to na niego, to na drzwi.
– A jak ktoś cię zobaczy?
– Nie zobaczy. – Hideaki pokręcił głową. – A już na pewno nie prędzej, niż ja go usłyszę. Mam tak wyczulony słuch, że czasami nawet własnego głosu nie poznaję. Choć to może przez to, jak rzadko go używam – powiedział, unosząc lekko głowę i patrząc zamyślonym wzrokiem na wiszący pokrowiec. – Dawno nie rozmawialiśmy.
Hinata skinęła głową. Już wcześniej o tym myślała. Zwłaszcza po ślubie Naruto i Sasuke, bo wiedziała, że to dla Hideakiego musiał no być okropny czas. Tyle że on gdzieś zniknął. Ani razu nie widziała go w parku nad strumykiem, mimo że wcześniej przychodził tam zawsze, gdy coś go męczyło. Nie mogła też nikogo zapytać o Dehiego, bo nie chciała, żeby Kiba się dowiedział. On był naprawdę kochany, ale mógłby nie zrozumieć.
– Myślałam, że wyjechałeś.
– Wyjechałem, ale tylko na trening. Czasami, gdy mam za dużo wolnego, łapię się na tym, że wracam do starych przyzwyczajeń. A w moim przypadku jeden zły ruch i wszystko się wyda.
Rozejrzał się po gabinecie. Prawie wszystko się tu zmieniło.
Przypomniał sobie dzień, w którym wrócił z Kraju Wody do Konohy i pojawił się u Hokage. Miał na sobie podróżny płaszcz z mocno naciągniętym na czoło kapturem, żeby nikt z mijanych osób go nie poznał. Przedstawił swoją prośbę, przedłożył dokumenty, usiadł i czekał.
– A wiec Dehi, tak? – Kakashi, który dłuższy czas przeglądał w milczeniu jego papiery, w końcu się odezwał. – Nie wyrażam zgody.
– Ja dotrzymałem swojej części umowy. – Hideaki, który nie tego się spodziewał, gwałtownie wstał, a kaptur zsunął mu się z głowy. – Wycofałem oskarżenie wobec Sasuke. Tylko dzięki temu nie wyciągnięto wobec niego poważnych konsekwencji.
– Nie spełniasz oczekiwań, by zostać ANBU Naruto – wyjaśnił spokojnie Kakashi. – I usiądź.
– Jak to nie spełniam? – Hideaki usiadł, ale zacisnął ręce na krawędzi blatu biurka. – W Kraju Wody zdałem z najwyższym wynikiem wszystkie wymagane testy, przeszedłem szkolenia i wykonałem bezbłędnie wysokiej rangi misje międzynarodowe. Mizukage bez wahania zaproponowała mi stanowisko we własnej straży, ale odmówiłem. Poprosiłem jedynie o referencje. Wszystko jest przecież tutaj. – Wskazał leżące na biurku papiery.
– Owszem. – Kakashi wziął do ręki dokumenty opatrzone pieczęcią Mei i jeszcze raz je przejrzał. – I wiem, że Mizukage nie wystawiłaby ci takiej opinii tylko na ładne oczy. Ale to nadal nie wystarczy.
– Nie rozumiem. – Hideaki zacisnął ręce jeszcze mocniej, sam już nie wiedząc, czy bardziej ze złości, czy bezsilności. Odkąd powziął decyzję o powrocie, naprawdę ciężko na to pracował. – Chodzi o obywatelstwo? Sprawdzałem, nie trzeba urodzić się w Wiosce Liścia, można mieć nadane przez Hokage. Międzynarodowe testy umiejętnościowe są trudniejsze niż te tutaj, ale jak trzeba, mogę je powtórzyć. I w ogóle jakie jeszcze wymagania ANBU stawia wymagania swoim kandydatom, skoro to za mało?
– Nie jakie wymagania ANBU stawia swoim kandydatom, tylko jakie ja stawiam tobie, Hideaki. – Kakashi oparł łokcie na biurku i splótł palce. – Nie wątpię, że umiejętnościami przerósłby niejednego, ale między oczekiwaniami wobec nich, a wobec ciebie jest jedna, istotna różnica. Oni muszę potrafić ukryć swoją tożsamość jedynie przed wrogiem. Ty będziesz musiał ją ukryć przed Naruto.
Hideaki skinął głową.
– Wiem o tym.
– Wiesz? – Kakashi spojrzał na niego przenikliwie. – Wiesz, że oprócz twarzy będziesz musiał ukryć lub zmienić dosłownie wszystko? Sposób poruszania się, gestykulowania, siadania, podawania ręki? Wyeliminować wszystkie odruchy i nawyki, jak choćby, nie wiem, pocieranie podbródka? Zmienić charakter pisma, sposób mówienia, śmiech, a nawet głos? Zdradzić cię może wszystko. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– A więc pewnie rozumiesz też, że to nie ma prawa się udać.
– Nie.

Hideaki uśmiechnął się na wspomnienie tamtej sytuacji i wziął sobie ciasteczko.
– Wiesz, myślę, że naprawdę świetnie sobie radzisz – powiedziała Hinata. – Poza mną nikt z wioski nie wie, kim jesteś, nawet Shikamaru.
– Shikamaru to był mój test. Hokage powiedział, że jeżeli oszukam jego, oszukam też wszystkich innych. – Sięgnął ręką do tyłu po drugie ciastko i nieuważnym ruchem zrzucił coś z biurka. – Jedyne, nad czym nie potrafię zapanować do dziś, to głos – powiedział.
Schylił się i podniósł to, co spadło. Biały materiał. Rozwinął, żeby złożyć tak, jak było i dopiero wtedy zauważył, co to jest. Płaszcz kapitana ANBU.
– Myślisz, że jest dla ciebie? – zapytała niepewnie Hinata, widząc, jak zmienił się wyraz jego twarzy. – Naruto-kun cię ceni, a pozostali ANBU z twojej drużyny mają przed tobą respekt.
Hideaki nie odpowiedział. Patrzył tylko na płaszcz.  Dopiero po dłuższej chwili, gdy usłyszał w oddali kroki, błyskawicznie założył maskę i bandankę.
– Hinata! Nie uwierzysz, co… – Kiba otworzył drzwi do gabinetu, ale nie dokończył zdania, bo w tym momencie cały aż się zapowietrzył. – Ty! – Wyciągnął oskarżycielsko palec. – Co ty tu robisz z moją dziewczyną?! Kazałem ci się od niej odczepić! Hinata, nic ci nie zrobił?
Kiba podszedł do niej i wyglądał, jakby własnoręcznie chciał sprawdzić, czy na pewno każda cześć jej ciała jest na swoim miejscu, na szczęście w porę się powstrzymał.
– Kiba-kun, uspokój się.
– Ale on… O cholera, co to jest?! – Kiba otworzył usta ze zdumienia, a oczy prawie wyszły mu z orbit, gdy zobaczył, co leży na stole. – To płaszcz kapitana ANBU?!
Zupełnie zapominając o krzyczeniu na Hideakiego, podszedł bliżej i dotknął materiału. Poczuł taką ostrożną euforię. Skoro ten płaszcz tu leżał, znaczyło, że Naruto chciał kogoś awansować. Tylko kogo? Może wziął sobie do serca te szczere słowa o przyjaźni i da ten awans jemu?
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, chwycił płaszcz i zarzucił go sobie na ramiona. W tej samej chwili poczuł się tak, jakby wygrał wszystkie zakłady świata. I nagle nabrał jakiejś takiej odwagi i pewności siebie, jakby ten płaszcz miał w sobie magiczne właściwości.
– Hinata, pasuje mi? – zapytał, uśmiechając się szeroko. – Jak się czujesz z myślą, że będziesz żoną kapitana ANBU? – Obrócił się dookoła. – A może najpierw będę kapitanem ANBU, a potem Hokage?
– Zastanawiam się, co za idiota w ogóle przyjął cię do ANBU – usłyszeli głos i odwrócili głowy. W drzwiach stał Sasuke Uchiha i patrzył na Kibę jak na idiotę. – Naruto, jak jeszcze raz choćby słowem wspomnisz, że rozważasz pracę z nim, to ci to własnoręcznie wybiję z głowy.
Kiba początkowo chciał coś odburknąć Sasuke, ale słysząc drugą część wypowiedzi, postanowił zignorować pierwszą, bo poczuł, że chyba naprawdę jego marzenia zaczynają się spełniać.
– Popatrz Naruto. – Podszedł do niego i objął go ramieniem. – Ten płaszcz aż krzyczy, że chce być mój.
– Kiba, zdejmij to. – Shikamaru przewrócił oczami. – I w ogóle co wy tu jeszcze robicie? Niedługo zaczyna się posiedzenie Rady, a Naruto musi się przebrać.
– A co to ja go w samych gaciach nie widziałem? – Kiba machnął ręką. – Mogę nawet pomóc, przecież jestem jego przyjacielem. Nie, Naruto?
– Wyjdziesz sam, czy mam ci pomóc? – Sasuke spojrzał na niego tak, że Kiba aż się cofnął. 
– Sasuke, przestań. – Naruto pokręcił głową, bo rozbawiła go ta sytuacja.
– No właśnie. Sasuke, przestań! – powtórzył Kiba. – Kuramka ci pilnowałem! Może byś podzięko… – zaczął, ale zrezygnował w połowie zdania, gdy zobaczył błysk czerwieni w oczach Sasuke.  – No dobra, dobra. Jeszcze zobaczysz – mruknął sam do siebie, niechętnie zdejmując płaszcz, bo z tym Sharinganem to nigdy nic nie wiadomo. Niby Sasuke nie wolno było używać genjutsu na mieszkańcach, ale co, jeżeli mu się wydawało, że teraz ma jakąś większą władzę i sam sobie ten zakaz zdjął? Lepiej nie ryzykować.
Sasuke westchnął. On tu będzie musiał zrobić porządek. A zacznie od Kiby. Zabrał płaszcz, oddał go machinalnie Dehiemu, po czym najuprzejmiej jak umiał wyrzucił wszystkich z gabinetu.
– A ty nie wychodzisz? – zapytał z udawanym zdziwieniem Shikamaru, zanim zamknął za sobą drzwi. – Twierdziłeś, że Naruto nie potrzebuje pomocy przy ubieraniu.
– Ale nic nie mówiłem o rozbieraniu – uśmiechnął się sugestywnie Sasuke, ucinając tym samym wszelką dyskusję.

Kiedy zostali sami, Naruto podszedł do wiszącego na jednej z szaf pokrowca. Shikamaru nie zdążył powiedzieć mu, w co ma się przebrać, ale tylko to tu było. Rozpiął powoli zamek, zaciskając zupełnie nie wiedzieć czemu powieki.
– Dlaczego nie patrzysz? – zapytał Sasuke, gdy pokrowiec opadł na podłogę i zobaczył, co jest pod nim.
– Bo teraz się boję, że jak otworzę oczy, to wszystko okaże się tylko snem – stwierdził Naruto.
– To po co je zamykałeś?
– Chciałem zobaczyć całość. Tak żeby było bardziej efektownie – Naruto uśmiechnął się. – Co to jest? Ładne? Bo to chyba nie ten zielony kombinezon na specjalne okazje, który kiedyś chciał mi dać Lee?
Sasuke pokręcił głową, uśmiechając się lekko. Naruto to był jednak naprawdę młotek. Czy to lata temu, gdy byli dzieciakami, a on wywrzaskiwał hasła o zostanie Hokage, czy teraz, gdy za chwilę naprawdę miał zostać mianowany zastępcą – wciąż ten sam niezmienny młotek.
– Chcesz, żeby było efektownie? – Położył mu ręce na kamizelce i chwycił za suwak. – To jeszcze przez chwilę nie otwieraj oczu.
– Ale co robisz? – Naruto zmarszczył brwi, gdy kamizelka poleciała na podłogę, a Sasuke zaczął podwijać mu bluzę.
– Jak to co? Rozbieram cię – mruknął mu do ucha Sasuke, gdy pozbył się wszystkich górnych części garderoby. – Spodnie niestety muszą zostać. No chyba że chcesz się trochę rozluźnić, to możemy je na chwilę zdjąć – zaproponował i sugestywnie przesunął palcami wzdłuż paska.
– Sasuke, to łaskocze – Naruto roześmiał się. – Przestań, ktoś może tu wejść.
– To każę mu wyjść. – Sasuke pocałował go i przesunął rękami po plecach, a potem torsie, zahaczając o sutki, które zaraz stwardniały. – Hm… – zastanowił się. – Ciekawe, czy będzie je widać przez twój nowy strój. Rada może poczuć się zgorszona.
– Czyli to jednak jakiś przylegający kombinezon? – Naruto zrobił przerażoną minę. – Może jednak ja zostanę w swoich ciuchach.
Sasuke uśmiechnął się lekko.
– Nie. Zaraz zobaczysz – powiedział i zaczął zakładać na niego to, w czym miał się za chwilę pokazać wszystkim.
– Tym razem, tak dla odmiany, mnie ubierasz? – Naruto znów skulił się lekko, gdy palce Sasuke musnęły jego skórę.
  Tak dla odmiany. – Sasuke dokończył i spojrzał na niego. – Idziemy. Tylko się nie potknij. – Położył mu rękę na plecach i popchnął lekko, kierując w stronę łazienki.
Gdy przeszli przez drzwi, ustawił Naruto na środku i odwrócił w stronę lustra.
– Teraz możesz otworzyć oczy.
Naruto powoli uchylił powieki i zamrugał, przyzwyczajając się do światła. A potem ścisnął mocno rękę Sasuke i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
– Niesamowite – szepnął.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz