Wieść, że Naruto został mianowany zastępcą Hokage, w
błyskawicznym tempie obiegła całą Konohę. Nikt tego jeszcze oficjalnie nie
ogłosił, ale nikt też nie zdementował, co w przypadku nieprawdziwej informacji
takiej wagi jak ta na pewno szybko by nastąpiło. Można by powiedzieć, że to
wina Shikamaru, który powiedział o wszystkim przyjaciołom, a niektórzy z nich
nie umieli trzymać języka za zębami, ale równie dobrze najnowszą informacją
mógł podzielić się ktoś z administracji czy choćby jakiś plotkarz z meblowego.
– Zaraz otwieramy, jeszcze pięć dziesięć minut! – krzyknęła
Ino, widząc kolejkę przed kwiaciarnią.
Przyszła dzisiaj do pracy wcześniej, przy okazji angażując
Saia, bo wiedziała, czego może się spodziewać. To nie pierwszy raz, gdy ludzie
okupowali kwiaciarnię jak sklepy z suchym prowiantem w czasie wojny. Tak było zawsze
podczas ważnych wydarzeń. Ostatnio w dniu ślubu Sasuke i Naruto. Wtedy, mimo że
Ino zadbała o to, by sprowadzić dużo więcej kwiatów niż zazwyczaj i tak okazało
się, że skala przewidywań wyskoczyła mocno ponad normę. Skończyło się to tym,
że ludzie prawie pobili się o kwiaty, a dwie kobiety, walcząc o ostatniego,
samotnego narcyza, pośliznęły się na porozlewanej z wiaderek wodzie i razem z
tym kwiatkiem zamiast na przyjęcie, trafiły do szpitala. Tym razem mogło być
podobnie. A może nawet i gorzej, bo Ino dowiedziała się o nominacji Naruto
dopiero wczoraj i nie miała czasu zrobić większego zamówienia.
– Ino, kochaniutka – usłyszała i zobaczyła znajomą panią z
poczty, która po cichu weszła od zaplecza. – Potrzebuję kilku ładnych roślinek.
Z bilecikami. Od działu przesyłek wychodzących, przesyłek przychodzących i
przesyłek zgubionych – zaczęła wyliczać na palcach. – A i jeszcze od
listonoszy.
– Dopisać coś więcej na bileciku? – zapytał pomocnie Sai, jak
na wezwanie pojawiając się obok z wiaderkiem tulipanów. – Może którąś z moich
autorskich sentencji? Proponowałbym… A niech to.
– Sai, do cholery! – warknęła Ino, bo jej niewydarzony mąż
tak się zapalił do swojego pomysłu, że odstawiając byle jak wiadro, rozchlapał
dookoła wodę.
Wygoniła go, zapakowała kobiecie wybrane rośliny, a gdy
wróciła z zaplecza i spojrzała na sklep, miała ochotę pożądanie przyłożyć
Saiowi.
– Co ja ci mówiłam?! Kwiaty cięte do tyłu, doniczkowe do
przodu, nie na odwrót. Przestawiaj to, ale już. Ja musze otworzyć.
Ino, jak się spodziewała, wyprzedała pół sklepu. Z tego, co
miało korzenie, zostały już tylko różnego rodzaju iglaki i inne rośliny
ogrodowe.
– Dlaczego wszyscy wybierali same kwiaty doniczkowe? –
zapytała młoda pracownica z Kraju Ziemi. – To ważne wydarzenie, a bukiety są
ładniejsze i bardziej okazałe.
– To taki symbol – wyjaśniła Ino. – Gdy gabinet obejmuje
nowy Hokage, to miejsce staje się tak jakby jego drugim domem. A w Wiosce
Liścia tradycją jest, że gdy po raz pierwszy odwiedzamy kogoś w jego nowym
domu, nie przynosimy bukietu, tylko małą, ładną roślinkę doniczkową, która ma
współtworzyć domowy klimat.
Dziewczyna pokiwała głową.
– Pasuje do Konohy. U nas, w Wiosce Ukrytej w Skałach, z
różnych ważnych okazji wręczane są kamienie skalne.
– Kamienie skalne? – zdziwił się Sai.
– Tak. To małe kamienie, zazwyczaj różnokolorowe. Trzyma się
je w szklanym, ozdobnym, naczyniu, bo patrzenie na nie przynosi szczęście.
– Ciekawe… – Sai wyjął swój nieodzowny notatnik i coś w nim
zapisał. – W takim razie co wręcza się w na przykład w Chmurze? Miniaturowe
wyładowania elektryczne? Albo w…
– Poproszę najładniejszą roślinę w sklepie! – Do kwiaciarni
wpadł zdyszany mężczyzna. – Może być drzewko bonsai, cena nie gra roli –
wysapał, wyciągając plik banknotów.
– Spóźnił się pan, wszystko wyprzedane. – Ino rozłożyła ręce
w przepraszającym geście.
– A coś spod lady? Inaczej cofną mi koncesję!
Ino spojrzała na niego i uniosła brwi w zdziwieniu. Ten
mężczyzna, z tego, co kojarzyła, prowadził sklep z bronią. Miał ponoć całkiem
niezłą kolekcję mieczy na sprzedaż.
– Dlaczego Naruto miałby cofnąć panu koncesję? – Nadal nie rozumiała.
– Sam z siebie może nie, ale wystarczy, że Sasuke Uchiha
tego zażąda. A zażąda na pewno – mężczyzna rozglądał się gorączkowo po
kwiaciarni.
– Co mu pan zrobił? – zainteresował się Sai.
– Przyniósł mi kiedyś do naostrzenia swoją katanę. A ja… –
Mężczyzna wyjął chusteczkę i przetarł nią czoło, bo z tego stresu zaczął się
pocić. – Ja chciałem, żeby była idealnie
ostra i… złamałem ją. Wściekł się.
Ino pokiwała głową. Teraz przypomniała sobie, jak Naruto o
tym opowiadał. Ten facet miał mnóstwo szczęścia, że to była tylko katana
treningowa. Gdyby złamał miecz Kusanagi, Sasuke chyba by go zabił.
– Nie mam już bonsai, ale mogę zaproponować coś innego. –
Ino poszła na zaplecze i po chwili przyniosła z niego owocujący już krzew
pomidorów. – Nie mi pan zaufa. Jeżeli coś ma panu pomóc, to chyba tylko to.
*
Sala, w której zazwyczaj odbywały się zebrania Rady, była
jeszcze pusta, gdy Naruto i Sasuke przeszli przez wielkie, dębowi drzwi. Jeszcze
stosunkowo nowe drzwi, bo ze starych, po ich spotkaniu z Rasenganem, nie było
czego zbierać. Naruto rozejrzał się, choć dobrze znał to miejsce. Wysokie okna z
długimi, rozsuniętymi zasłonami, jasne ściany, na których wisiały w większości pozwijane
teraz mapy i tablice oraz wielka biblioteczka z grubymi tomami różnych ksiąg.
No i to, co najważniejsze w takiej sali. Kilka dębowych stołów połączonych w
jeden długi, a przy nich rzeźbione krzesła. Policzył je. Dwadzieścia pięć. Po
dwanaście z każdej strony i jedno u szczytu stołu.
Naruto przeszedł wolnym krokiem wzdłuż stołu, przesuwając
ręką po oparciach krzeseł.
– Teraz to będzie moje miejsce? – Usiadł tam, gdzie do tej
pory zawsze zasiadał Kakashi i oparł się łokciami o blat. – Dziwne wrażenie
siedzieć tak na końcu. Chyba wolałbym na początku.
– Przy drzwiach? – zapytał Shikamaru, który właśnie pojawił
się w sali. – Hokage, jako najważniejsza osoba w wiosce, nie powinien siedzieć tyłem
do osób wchodzących i odwracać za każdym razem głowy. Musi widzieć całą salę.
– Poza tym nigdy nie wiadomo, czy ktoś niepożądany nie wtargnie
przez te drzwi i nie będzie chciał z zaskoczenia uciąć ci głowy – dodał Sasuke.
– Jak temu Lordowi Feudalnemu z Kraju Ziemi.
– Myślisz, że ktoś będzie chciał mi uciąć głowę? – zastanowił
się Naruto. Pamiętał tego Lorda, o którym mówił Sasuke. To znaczy z książek
pamiętał. Ponoć po tym wydarzeniu wszyscy tak przebudowali główne sale, by mieć
za plecami drogę ucieczki. – My też mamy takie ukryte przejście? – odwrócił
głowę i zaczął przyglądać się wypełnionym książkami półkom biblioteczki,
próbując dostrzec jakąś dźwignię czy coś w tym stylu.
– Raczej nikt nie byłby tak bezczelny, by wpaść na
posiedzenie, w którym uczestniczy Hokage i grozić mu kataną – stwierdził
Shikamaru, jednak gdy tylko spojrzał na Sasuke i zobaczył jego wyraz twarzy,
zreflektował się. – No dobra, prawie nikt – westchnął i pokręcił głową.
Sasuke tylko uniósł kąciku ust i nic sobie z tego nie
robiąc, usiadł na krześle po prawej stronie Naruto.
– To miejsce jest całkiem niezłe – stwierdził. – Zawsze, gdy
ci z drugiego końca stołu będą przedstawiać jakieś głupie pomysły, możemy udawać,
że ich nie słyszeliśmy.
– Zapewniam cię, że wszystko z niego słychać doskonale. –
Shikamaru podszedł bliżej. – Wiem, bo to moje miejsce jako doradcy Hokage.
– Możesz usiąść z drugiej strony. – Sasuke wzruszył
ramionami. Skoro już zdecydował się na to miejsce, to nie miał zamiaru się z
niego ruszać.
– Z drugiej strony siedzi Piąta Hokage – wyjaśnił Shikamaru.
– Sasuke, to, że od dzisiaj należysz do
Rady i masz prawo głosu, nie znaczy, że możesz przewracać wszystko do góry
nogami. Tu obowiązują pewne zasady i... Nie, no ty chyba żartujesz – jęknął,
gdy Sasuke, zupełnie go ignorując, odwrócił się w stronę Naruto i szepnął mu na
ucho coś, po czym ich przyszły Hokage mocno się zaczerwienił.
– Shikamaru, może babunia Tsunade nie pogniewa się, jak
usiądzie trochę dalej? – Naruto, spojrzał przepraszająco, jednak cały efekt
skruchy został popsuły, gdy na jego twarzy oprócz rumieńców pojawił się też
głupkowaty uśmiech, tak bardzo znamienny dla każdego zakochanego idioty.
– Wy tak naprawdę? – Shikamaru zerknął to na jednego to na
drugiego. – Wiecie, że to nie może tak funkcjonować?
– Dlaczego nie? – Naruto spojrzał na niego, próbując ukryć
ten niezmiennie głupkowaty uśmiech, ale kiepsko mu to szło. – Obaj możecie być
moimi doradcami.
– To się nie uda – Shikamaru chciał już przedstawić kilka
argumentów, ale gdy spojrzał na zegar, uznał, że musi przełożyć tę rozmowę na
później. – Chodź ze mną – powiedział do Naruto. – Powinieneś się przebrać.
– A strój jounina nie może być? – Naruto spojrzał na niego
zdziwiony, ale wstał z krzesła. – Kakashi-sensei też chodził tak ubrany.
– Tak, ale… Zresztą, zobaczysz i sam zdecydujesz. –
Shikamaru ruszył w stronę drzwi. – A ty idziesz? – zerknął jeszcze na Sasuke. –
Czy na złość mi przykleisz się do tego
krzesła.
– Poczekam. Naruto sam potrafi się ubrać. – Sasuke zmrużył wyzywająco
oczy. Nie miał zamiaru dać się pokonać w tej walce.
– Jesteś niemożliwy. – Shikamaru ręce opadły. Co za uparty
typ. Ale skoro tak... – Pospiesz się, Naruto. Bo gdyby znów coś okazało się za
duże, Hinata będzie musiała cię zmierzyć i zrobić poprawki – powiedział i
uśmiechnął się pod nosem, widząc na sobie mordercze spojrzenie czarnych oczu.
Nie wątpił, że Sasuke się odegra, ale musiał mu pokazać,
że nie da sobie wejść na głowę. W końcu był doradcą Hokage.
Gdzie mogę przeczytać ślub? Bo nie wiem o co chodzi z tym połączeniem czakr.
OdpowiedzUsuńNika
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń