.

poniedziałek, 11 listopada 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 93


      
Naruto od dobrej godziny siedział na Wzgórzu Hokage. Jednak tym razem nie nad miejscem, w którym miała być wykuta głowa następnego przywódcy, ale tuż nad podobizną Czwartego, czyli jego ojca.
Kiedy wyszedł od Hideakiego, od razu, skacząc po dachach, pognał do domu. Chciał jak najszybciej zniszczyć list, który zostawił dla Sasuke. Jednak jak się okazało, jego już nie było, a na stole zobaczył jedynie pomiętą kartkę. Nie miał pojęcia, jak to teraz wytłumaczyć.
Spojrzał na swoją bransoletkę. Cholera, gdy obiecywał Hideakiemu, że zrobi wszystko, by uratować Sasuke, nie myślał wtedy logicznie, nie myślał o tym, że swojemu narzeczonemu też przecież coś obiecał. A konkretnie to, że nigdy go nie zostawi. I teoretycznie nie zostawiłby, nigdy nie wyjechałby z Konohy, zawsze by w pewien sposób przy nim był, ale to przecież nie o to chodziło. Zrobił coś naprawdę głupiego, a teraz będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami.
– Tato, zawsze chciałem zostać Hokage, ale co jeżeli się do tego nie nadaję? – powiedział, wpatrując się w panoramę Konohy. – Wszyscy od dziecka mi powtarzali, że jestem głupkiem albo idiotą. A co, jeżeli mają rację? Nawet nad swoim związkiem nie potrafiłem zapanować, więc co dopiero nad całą wioską?

Westchnął ciężko. Tak, wiedział, że Minato Namikaze mu nie odpowie, że już nigdy go nie zobaczy, ale siedząc tu, czując to miejsce, mógł to sobie chociaż wyobrazić. Przymknął oczy. Co by powiedziała mama? Miała ponoć bardzo porywczy charakter, więc pewnie najpierw nakrzyczałaby na niego, a potem przytuliła, jak to mają w zwyczaju mamy, i upomniała, żeby nie mówił bzdur. Że jest jej synem i na pewno sobie poradzi. Aż uśmiechnął się na to wyobrażenie. A tata? Na wojnie powiedział mu, że jest z niego dumny, że wyrósł na wspaniałego mężczyznę. Ale czy na pewno? Często nadal działał pochopnie i nieprzemyślanie.
– Tak, to prawda, inteligencją to ty nie grzeszysz – usłyszał głos, tyle że nie taty, a kogoś innego. – I oficjalnie nie powiedziałem tego ja, ale Son, gdy po zapieczętowaniu Kaguyi i Czarnego Zetsu zacząłeś wrzeszczeć i panikować, że nie macie jak wrócić do domu.
Kurama. Naruto, znów zjawiając naprzeciwko niego i brodząc po kostki w wodzie, zobaczył rudy łeb i  te wielki kły, tym razem wyszczerzone odrobinę ironicznie. Prychnął, ale i uśmiechnął się lekko. Naprawdę ten kiedyś znienawidzony demon był dla niego teraz bratnią duszą. Często denerwującą, ale jednak.
– A niby skąd miałem wiedzieć, że Technika Przywołania wywołanego przez dawnych Kage tak działa, co? Przed wojną nie miałem pojęcia, że samo ich przyzwania z zaświatów jest w ogóle możliwe.
– Mało jeszcze wiesz. – Kurama pokręcił głową.
– Nie każdy żyje od tylu lat co ty. Ej, no właśnie! – Naruto wyciągnął w jego stronę palec, gdy coś sobie uświadomił. – Ile ty masz właściwie lat? I kiedy obchodzisz urodziny? Nigdy nie dałem ci z tej okazji żadnego prezentu!
– Ty mi nigdy niczego nie dałeś, nawet chwili spokoju – mruknął Kurama. – A urodziny nie dotyczą demonów. Wszyscy zostaliśmy po prostu stworzeni przez Hagomoro w jednym dniu i co roku po prostu się spotykaliśmy w naszym świecie. Co do tego, ile żyję? Wystarczająco długo, by wiedzieć teraz, że jednak naprawdę jesteś głupi.
– Coś ty powiedział?! – Naruto zacisnął pięści i spojrzał na niego gniewnie. Co za cholerny lis!
– Obserwuję cię, odkąd byłeś dzieckiem. – Kurama nic sobie nie robił z jego złości. –  Wiem o tobie wszystko. O twoich słabościach i niepowodzeniach, ale jednocześnie też o zawziętości i determinacji, której wcześniej nie widziałem chyba u nikogo innego. Kiedyś kpiłem, gdy wciąż powtarzałeś, że uda ci się sprowadzić Sasuke Uchihę do wioski. A jednak ci się udało. Więc teraz przypomnij sobie, co wykrzykiwałeś do tej pory o byciu Hokage i co powiedziałeś Minato, kiedy się z nim żegnałeś.
Naruto zamknął na chwilę oczy, przypominając sobie tamten moment..
– „Chciałbym zostać jeszcze wspanialszym Hokage niż ty. I przysięgam, że dopnę swego”.
– No właśnie! Więc weź się w garść, albo stracę do ciebie cały szacunek – warknął Kurama. – Większość nieżyjących już Jinchurikich innych ogoniastych to byli Kage, więc nie mogę być gorszy.
Naruto uśmiechnął się lekko. No tak, to był cały on. Lisi demon, który nawet, gdy mówił coś pokrzepiającego, to musiał kryć to za maską złośliwości, inaczej czuł się zażenowany. Przypomniało mu to wcześniejszą sytuację z dnia zakończenia wojny, gdy Staruszek Sześciu Ścieżek powiedział, że nie sądził, iż będzie mu dane zobaczyć kiedykolwiek zawstydzonego Kuramę. W tym sensie przypominał mu trochę Sasuke.
No właśnie, jego związek z Sasuke… Teraz, gdy wspominał wojnę, moment pieczętowania Kaguyi, pamiętał, że ich symbole stworzyły całość. Słońce idealnie wpasowało się w księżyc. Tak samo było z nimi. Byli dla siebie stworzeni. Fakt, to nie była najłatwiejsza relacja, wiele musieli przejść zarówno wcześniej, jak i teraz, ale to niczego nie zmieniało. Musi z nim porozmawiać, wyjaśnić wszystko i ostatecznie zakończyć ten rozdział niepewności w ich życiu.
Wstał i jeszcze raz spojrzał na panoramę Konohy. Wszystko naprawdę się tu zmieniało. Wznoszono nowe budynki, wprowadzano innowacyjne technologie, jutro miała ruszyć kolej.
– A więc tu jesteś – usłyszał.
To był Shikamaru. który zamiast wykorzystać przerwę na kawę, wolał go znaleźć.  Skoro wtedy nie zastał go u Hideakiego, a przed chwilą również w domu, to był trzeci, tym razem trafny wybór.
– Tak – powiedział Naruto, odwracając głowę. – Zastanawiam się, co powiedzieć Sasuke. Hideaki, wiesz, on odpuścił i…
– Wiem, Naruto. – Shikamaru podrapał się po skroni. – Po tym, co ci powiedziałem rano, miałem nadzieję, że wróciłeś do domu, ale kiedy przyszedłem, zastałem tylko Sasuke. Uparł się, żeby iść do niego i… No cóż, mam nadzieję, że się nie pozabijali.
– Zostawiłeś ich tam samych?! – wrzasnął Naruto, wybałuszając oczy.
– Musiałem wracać na zebranie, a oni raczej nie wyglądali, jakby mieli rzucić się sobie do gardeł – wytłumaczył Shikamaru.
– Raczej? Raczej?! – Naruto złapał go za kamizelkę. – Sam przed chwilą powiedziałeś, że masz nadzieję, że się nie pozabijali!
– Uspokój się, to był tylko taki skrót myślowy. – Shikamaru przewrócił oczami próbując jednocześnie odczepić od siebie jego ręce. – Uważam, że akurat tym dwóm rozmowa w cztery oczy była bardzo potrzebna. Inaczej to wszystko ciągnęłoby się w nieskończoność. Sam też o tym wiesz.
– Może masz rację… – Naruto po chwili nieco się uspokoił i puścił go. – Hideaki i tak się wyprowadza. Czuję się tak jak wtedy, gdy odchodziła Sakura. Też przeze mnie…
Odwrócił się i podszedł bliżej krawędzi skały. Przez chwilę nic nie mówił, przyglądając się wiosce.
– Wiedziałeś, że teraz z góry Konoha naprawdę przypomina liść? – zapytał po chwili.
Shikamaru stanął obok niego i spojrzał w dół. Faktycznie, obecnie nazwa wioski była naprawdę bardzo adekwatna do wyglądu, bo z tej perspektywy jej struktura przypominała właśnie liść. Pośrodku biegły szerokie tory, od nich rozchodziły się na boki główne drogi, a jeszcze od nich te mniejsze.
Faktycznie jak liść… Liść… Shikamaru w jednej chwili doznał olśnienia. No tak! Liść! Konoha to Wioska Ukryta w Liściu. Żyłka biegnąca w poprzek liścia – to, o czym mówiła ta dziewczyna, która ukradła truciznę. Chodziło, musiało chodzić o tory kolejowe! One przecież z tej perspektywy przecinały wizualnie wioskę ją na pół!
– Naruto. Zawsze mi to mówiono, ale tym razem to ty jesteś genialny! – krzyknął Shikamaru i chwilę później już go nie było.

*

Sakura pakował swoje rzeczy do walizki. Z racji tego, że to był dopiero pierwszy miesiąc, nie musiała wymieniać całej garderoby, ale i tak kilka nowych rzeczy sobie kupiła. Podobała jej się tutejsza moda.
Kiedy po całej Sunie rozeszło się, jest w ciąży z Kazekage i jeszcze na dodatek z nim mieszka, znalazła się w samym centrum zainteresowania. Ale o ile wcześniej była adorowana przez mężczyzn, to teraz oni –  pewnie przez wzgląd na Gaarę – sobie odpuścili, a za to dużo dziewczyn nagle chciało się z nią przyjaźnić. Oczywiście było sporo osób, które w kółko plotkowały, uważając, że złapała „dobrą partię” na dziecko. Dawniej może by się tym przejmowała, w końcu nie było jej obojętne, co mówią o niej ludzie, ale teraz miała coś dużo ważniejszego na głowie.
– Gotowa? – spytał Gaara, wchodząc do pokoju. – Wyruszamy z samego rana. Pierwsza trasa koleją do Konohy.
– Sama nie wiem.
Sakura usiadła na kanapie. Chciała pojechać do Konohy, odwiedzić przyjaciół, ale jednego się bała. Nie, nie tego, że natknie się na Hideakiego. Zamknęła ten rozdział. Bała się spotkania z Naruto. Jak na niego zareaguje? Jak on zareaguje na nią? Oboje od tamtej pory ze sobą nie rozmawiali, nie pisali listów. Znała Naruto bardzo dobrze, była pewna, że się obwinia. Będzie starał się jej unikać? A ona? Czy mu wybaczyła? Zabrał jej drugą, tym razem szczęśliwą miłość. Czy to była jego wina? W dużej części tak. Wiedział, że są z Hideakim w związku, a mimo to brnął w tę relację. Z drugiej strony, gdyby Hideaki naprawdę ją kochał, nie uległby temu zauroczeniu, a potem już obsesji.
– Gaara, co takiego jest w Naruto, że zakochują się w nim akurat faceci? – zapytała zupełnie spontanicznie. – Sasuke, Hideaki, ty…
– Nie wiem. – Gaara usiadł obok. – Może to, że daje z siebie wszystko, chcąc być jak najlepszym przyjacielem? Czasami samotne osoby mogą to źle zinterpretować.
– Ale ty jesteś pewien, że…
– Tak, jestem pewien.
Gaara uśmiechnął się lekko. Wiedział, o co chodziło Sakurze. I cóż, wcale jej się nie dziwił. Ale jemu tego typu miłość do Naruto już przeszła. Zawsze pozostanie jego najlepszym i najważniejszym przyjacielem, ale teraz  miał w drodze dzieci. I być może żonę. Być może, bo Sakura nie założyła jeszcze pierścionka. A jemu, im bardziej ją poznawał, zaczynało coraz bardziej na niej zależeć.
– Będę musiała z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. – powiedziała po chwili milczenia Sakura. – W końcu to też mój najlepszy przyjaciel. I naprawdę brakuje mi go.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz