.

poniedziałek, 11 listopada 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 92


Shikamaru nie był niczego pewien, wchodząc przez drzwi domu, do którego Sasuke w końcu łaskawie go wpuścił. Jeżeli Naruto tu nie było, to znaczy, że go nie posłuchał i poszedł do Hideakiego. Czy Sasuke o tym wiedział? Raczej nie, bo nie byłby jedynie wkurzony tylko wściekły i już dawno zrobiłby coś niezbyt mądrego, jak na przykład znów użył jednej ze swoich niezbyt przyjaznych dla innych osób technik. Zastanowił się. Musiał to jakoś mądrze rozegrać. Tylko jak?
– Wiesz, gdzie jest Naruto? – zapytał w końcu coraz bardziej poirytowany Sasuke. – Skąd niby miał nie wrócić? Wysłaliście go na jakąś misję? W takim momencie? Zgłupieliście do reszty?
– Nie, nigdzie go nie wysłaliśmy – powiedział Shikamaru. – Prawie wszystkie misje zostały wstrzymane w związku z ostatnimi wydarzeniami. Po prostu…
Shikamaru usiadł przy stole i złożył ręce w piramidkę. Sasuke nie był tak uprzejmy, żeby zaproponować mu kawę czy herbatę, ale nie dbał o to. Zastanawiał się, jak ubrać w słowa to co chciał, nie, nie co chciał, ale co musiał powiedzieć. Naprawdę, znając Sasuke. to mogłoby się skończyć źle. Przy czym „źle” było w tym przypadku bardzo łagodnym określeniem.

– To co niby ma znaczyć ten durny list?
Sasuke wyjął z kieszeni, rozprostował i rzucił na stół kartkę z bazgrołami Naruto.
Nie ma drogi na skróty. Czasami trzeba coś poświęcić, żeby kogoś uratować. Kocham cię, ale nie mogę złamać obietnicy danej komuś innemu. Dbaj o Kuramka.
Naruto.
– Co on znowu chce poświęcić i kogo znów ratować? Co tu się do cholery dzieje?
– Właściwie to nie „chce poświęcić” i „chce ratować”, tylko już poświęcił i w zasadzie uratował. Konkretnie to ciebie – powiedział w końcu Shikamaru. – To, co omal nie wysłało cię na tamten świat, było jedną z najsilniejszych trucizn, które kiedykolwiek powstały. Tylko jedna osoba mogła zrobić w tak szybkim czasie antidotum, czyli jak pewnie się domyślasz…
– Jej twórca – dokończył za niego grobowym głosem Sasuke. Obietnicy danej komuś innemu… – To on ją stworzył, tak? – zapytał, akcentując słowo „on”.
Shikamaru kiwnął głową. Nie musiał pytać, o kim mowa, dobrze wiedział, że Sasuke szybko połączył fakty i wyciągnął właściwe wnioski. To Hideaki był geniuszem w tej dziedzinie i w dodatku był zakochany w Naruto.
Sasuke zacisnął ręce na blacie stołu. Nie miał pojęcia, bo Naruto ani nikt inny słowem nie wspomniał o tym, że to właśnie Hideaki był twórcą trucizny. Zresztą on sam też nie wypytywał za dużo, chciał jak najszybciej wrócić do domu. Oczywiście miał świadomość, że to był kolejny zamach na jego życie, ale o tym zamierzał porozmawiać dzisiaj z Kakashim i ustalić, co dalej. Tym bardziej, że przypadkową ofiarą mógł przecież paść Naruto, który co prawda nie przepadał za pomidorami, ale był wiecznie głodny i gdyby nie znalazł niczego innego w lodówce, pewnie nie pogardziłby nimi.
Co to wszystko miało znaczyć? Ten list, to, że Naruto tak po prostu zniknął i, co było już bardzo dziwne, ukrywał swoją chakrę jak zawsze wtedy, gdy nie chciał, żeby można było go znaleźć. Co on obiecał Hideakiemu w zamian za…
– Kurwa, zabiję go – syknął, bo odpowiedź nasunęła się błyskawicznie. – Żeby żądać czegoś takiego to trzeba być już naprawdę popapranym.
Wściekły do granic możliwości odsunął się od stołu i ruszył w stronę drzwi. Tym razem naprawdę ta cholerna przybłęda z Suny nie przeżyje spotkania z nim.
– Czekaj! – krzyknął Shikamaru, a gdy to nie zadziałało, zagrodził mu drogę i złapał w cień.
Podszedł bliżej, zupełnie ignorując to, że Sasuke aktywował Sharingana i patrzył na niego w tak, jakby zaraz to on miał doświadczyć, czym jest Tsukuyomi.
– Z tego, co wiem, on wcale tego nie zażądał. Naruto był już chyba w takiej desperacji, że sam mu to obiecał, a wiesz, jaki on jest honorowy – wyjaśnił.
– To mu ten jego cholerny honor wybiję z głowy raz na zawsze. Puść mnie, albo naprawdę będę musiał użyć czegoś więcej przeciwko tobie.
– Nie. – Shikamaru nie zamierzał ulegać tym groźbom. – Musicie w końcu ze sobą porozmawiać. Ty i Hideaki. Porozmawiać, nie pobić się – podkreślił. – To inteligentny facet i jeżeli naprawdę tak bardzo zależy mu na Naruto, szybko zda sobie sprawę, że ten wcale nie jest z nim szczęśliwy. Myślę, że w końcu odpuści.
– Tego nie wiesz. On ma na jego punkcie jakąś obsesję.
– Tak jak Naruto na twoim. Odkąd odszedłeś z Konohy, nie zrezygnował z ciebie ani na chwilę, przez co my też ciągle braliśmy w udział w tym szaleństwie. To było kłopotliwe i naprawdę irracjonalne. Ganiać za kimś, kto chciał nas wszystkich pozabijać, żeby sprowadzić go do wioski. – Shikamaru przewrócił oczami, gdy przypomniał sobie tamte czasy. – Ale jak widzisz, mimo tej obsesji był teraz w stanie poświęcić nawet wasz związek po to, żebyś przeżył. To chyba o czymś świadczy.
Sasuke zacisnął zęby. Z jednej strony Shikamaru miał trochę racji, z drugiej to były tylko domysły. Jak sobie wyobraził, co teraz ten cholerny Hideaki mógł robić z Naruto… Nie, on na pewno by się na to nie zgodził. A jeżeli tak? Jeżeli jednak przez ten swój honor nie umiałby odmówić? Nie, na pewno nie.
– Gdzie on mieszka? – zapytał, przymykając oczy i dezaktywując Sharingana. – Muszę tam iść.
Shikamaru rozważał to chwilę. Sasuke w końcu i tak wyrwie się z jego techniki cienia, z uzyskaniem adresu też pewnie nie będzie miał większego problemu. Najlepszym rozwiązaniem będzie chyba, jak pójdzie tam z nim.
– Dobra, chodź. Tylko gdy się spotkacie, nie zapominaj, że to on uratował ci życie. A wcale nie musiał.

*

Hideaki składał kolejne rzeczy do kartonów, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nie miał pojęcia, kto to może być. Mimo że nie miał ochoty teraz nikogo widzieć, podszedł i otworzył, sądząc, że to pewnie to ta miła starsza pani ze straganu pod kamienicą, która co rano chodziła z koszykiem i sprzedawała mieszkańcom bardzo dobre pieczywo.
Niestety, ten, kogo zobaczył, nie był ani starszą panią, ani nikim miłym, nie miał nawet koszyka, miał za to minę, jakby chciał go zamordować. Sasuke Uchiha.
– Gdzie jest Naruto –  zapytał i nie bawiąc się w żadne uprzejmości ani nie czekanie na zaproszenie, wszedł, a raczej wtargnął do środka.
– Sasuke, co ty wyprawiasz?! – usłyszał Shikamaru, który, zdyszany, pojawił się zaraz za nim i chwycił go za ramię.
– Naruto tu nie ma – powiedział Hideaki. – Ale tak, możesz wejść – dodał gorzko–ironicznym tonem. – Zresztą, nawet dobrze się składa, bo i tak zamierzałem ci coś powiedzieć zanim wyjadę.
– Wyjedziesz?
Sasuke rozejrzał się po pomieszczeniu. Faktycznie, wszędzie były poustawiane jakieś kartony z różnymi rzeczami.
– Tak, wyjadę. Zadowolony?
Shikamaru, widząc, jak się sprawy mają, odetchnął z ulgą. Tak szczerze mówiąc obawiał się tego, co tu zastanie, ale okazało się, że ten Hideaki to był jednak naprawdę mądry facet. Wiedział, kiedy należy odpuścić.
– Porozmawiajcie, nie będę wam przeszkadzał – powiedział, mając naprawdę wielką nadzieję, że znów nie skoczą sobie do gardeł. – Ja musze wracać na zebranie.

*

Sasuke i Hideaki od kilku minut siedzieli naprzeciwko siebie przy stole i milcząc, jedynie mierzyli się spojrzeniami.
– Gdzie jest Naruto? – zapytał ponownie Sasuke, choć tym razem już dużo spokojniej. – Wiem, że tu był, nie jestem idiotą, domyśliłem się, co ci obiecał.
– Był – potwierdził Hideaki. – I tak, chciał dotrzymać danego słowa. Chyba nigdy nie znałem tak honorowej osoby.
– W takim razie dlaczego nie został? Przecież w końcu dostałbyś to, czego tak bardzo chciałeś – prychnął Sasuke, kierując wzrok na zasłane już teraz łóżko.
– „To”? – Hideaki uniósł brwi, łapiąc aluzję. – Nigdy nie zależało mi na „tym”, jak to określiłeś. Zależało i zależy mi na Naruto. Poza tym skąd wiesz, że już tego nie zrobiliśmy? Może wtedy, gdy czuł się odrzucony i mieszkał ze mną u Sakury? Albo na wakacjach nad morzem? O, albo jeszcze chwilę po tym, gdy rzucał ramkami z waszymi zdjęciami o ścianę, a ja go uspokajałem?
– Naruto nigdy by…
– Jesteś tego pewien? – Hideaki wstał i opierając ręce o blat stołu spojrzał na Sasuke. – Ty nie masz pojęcia, co on przeżywał, gdy ciebie przy nim nie było. Twierdzisz, że nie jesteś idiotą? A ja myślę, że jesteś. Gdyby Naruto był mój, dałbym mu wszystko i nigdy nie pozwoliłbym, żeby przez coś takiego przechodził.
– Ale nie jest twój. – Sasuke też wstał, ledwo powstrzymując się od aktywowania Sharingana. – I nigdy nie będzie.
Znów zmierzyli się spojrzeniami, tym razem emanującymi wściekłością. Obaj najchętniej rzuciliby się sobie do gardeł, o co obawiał się Shikamaru, ale póki co żaden tego nie zrobił. Jak wilki czekali, który zaatakuje pierwszy. I w jaki sposób.
– Masz rację – odezwał się w końcu Hideaki. – Naruto nie jest i nigdy nie będzie mój, bo on nie jest rzeczą tylko człowiekiem, którego nie można mieć na własność. Szkoda, że ty tego nie rozumiesz.
Sasuke prychnął. Co to niby miało znaczyć? No dobra, na początku wydawało mu się, że skoro on kochał Naruto, a Naruto jego, to nie trzeba nic więcej. Są ze sobą i tak zostanie już zawsze. Ale to się przecież zmieniło. Starał się dać Naruto to, czego on pragnie. Fakt, nie był i najprawdopodobniej nigdy nie będzie zbyt wylewny, jeżeli chodzi o uczucia, ale było miedzy nimi dobrze. 
– Rozumiem bardzo dobrze. Po prostu zostaw go w spokoju i przestań mącić mu w głowie.
– Czyli uważasz, że jeżeli daję mu od siebie coś więcej niż ty, to tym samym mącę mu w głowie? – Hideaki zmrużył swoje bursztynowe oczy. – Nie, to znaczy, że naprawdę mi zależy. A on ma wybór. Być ze mną albo z bucem, który nie potrafi okazywać mu uczuć. Czy ty mu powiedziałeś w życiu choćby jeden komplement? Poza pewnie tym, że jest cholernie dobry w łóżku?
– Ty gnoju! Spałeś z nim! Wykorzystałeś go!
Sasuke nie wytrzymał. W dosłownie sekundzie znalazł się obok niego, jedną ręką złapał go za koszulę, a drugą przyłożył z całych sił w twarz, tak, że poleciał na ścianę. Sharingan aktywował się zupełnie mimowolnie, ale nie zamierzał tym razem stosować żadnych technik. W końcu w głowie ciągle dźwięczały mu słowa Shikamaru, że ten typ uratował mu życie.
– No nieźle, tym razem bez genjutsu? – Hideaki podniósł się, ocierając ręką krew z wargi. – Czyżby tknęło cię sumienie? Nie, to niemożliwe. Raczej nieuchronność kary – powiedział i po chwili oddał cios tak mocno, że Sasuke wpadł na prawie puste już szafki.
Hideaki miał tę przewagę, że był nieco wyższy, Sasuke z kolei bardziej wytrenowany. Jednak obaj umieli nieźle przywalić przeciwnikowi nawet bez użycia swoich technik.
Po pewnym czasie prawie każdy mebel w tym mieszkaniu był przewrócony, a oni siedzieli naprzeciwko siebie, jeden oparty o łóżko, drugi o ścianę, i dyszeli ciężko. Obaj byli nieźle poobijani, bo za pomocą pięści wyładowali chyba całą swoją frustracje. Krew na ustach, rozwalone nosy, rozcięte łuki brwiowe, podbite oczy…
– Nigdy nie spałem z Naruto, choć miałem kilka okazji – powiedział w końcu Hideaki, biorąc z szafki nocnej chusteczki i wycierając krew. – Nawet dzisiaj, gdy przyszedł do mnie i z racji obietnicy był gotowy spełnić każdą moją zachciankę. Ale widziałem, że tego nie chce. Nigdy bym go nie wykorzystał.
– Spróbowałbyś tylko, to...
– To co? – przerwał mu Hideaki.
Podniósł się, choć już czuł, że cios w żebra może mieć poważniejsze konsekwencje, i trzymając się za bok, podszedł do Sasuke.
– Posłuchaj mnie dobrze. Kocham Naruto i dlatego zwolniłem go z obietnicy. Powiedziałem, żeby wracał do ciebie. Jeżeli jednak dowiem się, że go skrzywdziłeś, wrócę tu i specjalnie dla ciebie sporządzę taką truciznę, na którą nikt nie będzie w stanie zrobić antidotum.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz