.

sobota, 7 października 2017

SasuNaru Hiden - rozdział 47

Witam i zapraszam na kolejny rozdział. Po dwóch w bardziej lekkim klimacie wracamy do  głównego wątku fabularnego.
Oczywiście jak zawsze dzięki za komentarze i miłego czytania:)

Zdążyli przejść już jakiś kawałek drogi w zupełnym milczeniu, gdy Naruto nagle przystanął. Zupełnie jakby podjął jakąś decyzję.
– Sasuke, czekaj… – Złapał go za rękaw i odwrócił w swoją stronę. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, bo od dłuższej chwili tłukła mu się w głowie myśl, żeby wreszcie wyjaśnić sobie kilka rzeczy, ale gdy ten na niego spojrzał, stracił rezon. – No bo… Jak pójdę na misję, będziesz podlewał moje kaktusy? – wydusił w końcu pierwsze, co ślina przyniosła na język.
– Kaktusy? – zaskoczony Sasuke spojrzał na niego jak na idiotę. – Z tego co wiem, kaktusy wytrzymują długi czas bez podlewania, a ty raczej nie wybierasz się w najbliższym czasie na żadną misję.
– Oj, draniu, niedługo dostanę swoją drużynę i na pewno Kakashi nas gdzieś wyśle.
– Tak, do lasu, szukać zaginionych kotów. Już nie pamiętasz, co sami robiliśmy?

 Sasuke westchnął. Im bardziej zbliżał się czas przydziału do drużyn młodych geninów, tym większe miał wątpliwości. Co też go podkusiło. Choć nie, to głupie pytanie. Dobrze wiedział co. Naruto. Jak zwykle. Naruto i chęć rywalizacji z nim. Gdyby wybrał inną ścieżkę kariery, z pewnością znów rozstali by się na dłuższy czas. A tego nie chciał. Już przemęczy się z dzieciakami i pokaże temu młotkowi, że wyszkoli ich szybciej niż on. Oczywiście nie powiedział tego Kakashiemu, gdy wręczał mu jakiś czas temu formularz o przyznanie drużyny. Tym bardziej, że ich Hokage był tak tym zdumiony, że mrugał tylko oczami, będąc pewnym, że coś mu się przywidziało.  Dopiero po dłuższej chwili spojrzał na niego pytającym wzrokiem, na co Sasuke tylko wzruszył ramionami. Jasne, mówił już wcześniej, że tak zrobi, ale Kakashi dotąd jakoś mu nie wierzył. Jednak nie zamierzał tłumaczyć swojej decyzji. Tym bardziej, że jedyne  wytłumaczenie byłoby… dość dziwne.
– Draniu, co ty gadasz. Zobaczysz, już niedługo będziemy chodzić na misje rangi A! – Naruto roześmiał się i założył ręce za głowę. – Kakashi-sensei wie, że pod moją opieką nic im nie grozi.
– Czasami mam wrażenie, że ty sam potrzebujesz opieki – mruknął Sasuke i ruszył dalej.
– Co żeś powiedział? Sasuke! – wrzasnął Naruto, który jednak to usłyszał i pobiegł za nim. No co jak co, ale nie pozwoli się obrażać. On zaraz pokaże temu zarozumiałemu, wrednemu bucowi, kto tu będzie potrzebował opieki, jak z nim skończy. O tak! Jeszcze będzie go błagał o litość, jak mu skopie tyłek. Albo w sumie… Ten tyłek był bardziej przydatny do innych, zdecydowanie przyjemniejszych rzeczy. Naruto uśmiechnął się sam do siebie. Najpierw podleje kaktusy, a potem… Zadowolony z siebie pobiegł przodem.
Dość szybko dotarli do jego kawalerki, w której, jak zwykle zresztą, panował okropny bałagan. Sasuke musiał uważać, gdzie stawia krok, bo Naruto już się omal nie przewrócił, potykając się o karton po mleku, który, nie wiedzieć czemu, znalazł się w przedpokoju.
– Młotku, to wygląda jak obraz po wojnie – stwierdził, nie wiedząc, czy jest bardziej zaskoczony, rozbawiony czy zniesmaczony tym widokiem.
– Weź się już nie czepiaj, draniu! – burknął Naruto. – Przez tego cholernego Kakashiego nie miałem nawet czasu posprzątać. Musiałem się zrywać o nieludzkich godzinach, a jak wracałem, to nie miałem siły nawet wyrzucić śmieci.
– Ale kaktusy mają się całkiem nieźle – zauważył Sasuke, widząc, że na jednym zakwitł nawet czerwony, drobny kwiat.
– No nie? Bo o nie to ja akurat dbam. – Naruto wyraźnie się ucieszył z tego komplementu. – Ino dała mi ostatnio taki specjalny nawóz, no wiesz, żebym je podlewał i żeby miały lepiej.
Sasuke zrzucił brudne ubrania z krzesła i usiadł na nim, robiąc sobie też trochę miejsca na stole, żeby oprzeć łokieć. Oczywiście kosztem podłogi, bo na nią zepchnął wszystkie rzeczy, tworząc jeszcze większy bałagan.
– Mój krzak pomidora trochę uschnął – odezwał się w końcu, obserwując zmagania Naruto z podlewaniem roślin. – Jego trzeba częściej podlewać niż kaktusy.
– Aha. – Naruto pokiwał głową. – No widzisz, jakbym wiedział, to bym ci go podlał, kiedy wróciłem do wioski. Chociaż za te twoje ostatnie docinki powinienem ci do niego nasikać – mruknął już ciszej pod nosem i na szczęście Sasuke tego nie usłyszał.
– No właśnie – Sasuke podłapał jego wcześniejsze słowa. – Jak zacznę chodzić na misje, przydałby się ktoś, kto by go doglądał – ciągnął.
Jedną rękę miał schowaną w kieszeni, z której znajdowały się metalowy przedmiot, który chciał dać Naruto. Już wcześniej, podczas misji w Kraju Wiatru się nad tym zastanawiał, ale nawet po powrocie nie bardzo wiedział, jak zacząć ten temat. On, Sasuke Uchiha, uważany powszechnie za geniusza, miał problem z czymś takim! Teraz trafiła się idealna okazja, ale cholera wie, jak zareaguje Naruto. To znaczy, domyślał się, że się ucieszy, ale jeżeli po tym wszystkim zacznie się głupio śmiać i chlapnie jakimś głupim tekstem, to będzie musiał go naprawdę zabić.
– Możesz go oddawać na czas misji do szklarni. Albo do kwiaciarni Ino, tam na pewno… No co? – Naruto przerwał i spojrzał na Sasuke ze zdziwieniem, widząc rosnącą na jego twarzy irytację. Nie rozumiał go. Owszem, zdawał sobie sprawę, że miał czasami naprawdę głupie pomysły, ale ten był akurat bardzo dobry i ten drań mógłby mu podziękować za znalezienie tak świetnego rozwiązania. W końcu Sakura też tak robiła ze swoimi roślinami. I jakoś…
– Naruto… – Sasuke aż westchnął ciężko. Dlaczego ten młotek nie mógłby być choć trochę bardziej domyślny? Oczywiście nikt nie oczekiwał od niego intelektu na miarę Shikamaru, no ale czasem mógłby ruszyć głową i nie stawiać go teraz w niezręcznej sytuacji. Zacisnął ręce tym, co miał w kieszeni i rozejrzał się po mieszkaniu. Ten chlew naprawdę trzeba było posprzątać. Wstał z krzesła i zmusił broniącego się rękami i nogami Naruto do sprzątania.

Było już bardzo późno, kiedy podłoga w kawalerce znów zaczęła przypominać podłogę, a śmieci upchane w worki stały w kącie. Naczynia były pozmywane, stół sprzątnięty, a kaktusy właśnie podlewane. Przy tej ostatniej czynności Naruto pomyślał, że naprawdę mógłby zająć się tymi pomidorami Sasuke, kiedy go nie będzie. Co prawda nie znał się za bardzo na ogrodnictwie i w mieszkaniu miał same kaktusy, ale co to za filozofia podlać od czasu do czasu jakiś krzak? Po prostu zabrałby go na jakiś czas do siebie i…
– Naruto… – Sasuke spojrzał mu przez ramię, gdy zauważył, jak woda zaczyna lać się z parapetu, a on ciągle trzyma przechyloną konewkę. Chyba musiał się zamyślić, bo aż podskoczył, gdy potrząsnął go za ramię. – Młotku, co ty wyprawiasz?
– A, no wiesz, tak jakoś… – zaśmiał się Naruto i potargał włosy, odstawiając prawie pustą konewkę na stół. Jeden z kaktusów miał w doniczce płynne błoto zamiast ziemi. No nic, wyschnie, ciepło jest.
Sasuke tylko pokręcił głową. I on mu naprawdę miał powierzyć swoje pomidory? No dobra, to był tylko pretekst, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak może wyglądać jego mieszkanie pozostawione w rękach Naruto na dłuższy czas. Co, jeżeli kiedyś wróci i zastanie taki bajzel, jak dzisiaj w kawalerce? Aż się wzdrygnął na wyobrażenie swojego mieszkania w takim stanie, ale po chwili zastanowienia ostatecznie machnął na to ręką. W końcu przecież podjął już decyzję. Ryzykowną, bo ryzykowną, ale był ninja, całe jego życie miało w sobie ryzyko. Co prawda nie takie jak to jedno i konkretne, które stało teraz na wprost niego i było nie dość że zagrożeniem dla siebie, ale i dla innych, jednak... No cóż… Nie będzie łatwo, ale on już nauczy tego młotka dbania o porządek. Jak nie argumentami słownymi, to… To się zobaczy.
– Masz – mruknął i wepchnął mu coś w rękę. – Tylko nie zgub. I nie zrób z moimi pomidorami tego, co z tym kaktusem. – Odwrócił się i uznał, że wypadałoby wynieść te śmieci.

Naruto zamrugał oczami, gdy zobaczył, co trzyma w ręce. To były klucze. Klucze Sasuke, bo miały charakterystyczny breloczek z logiem klanu Uchiha – czerwono-białym wachlarzem. W pierwszym momencie był tak zdezorientowany, że dopiero po chwili coś zwróciło jego uwagę. To jednak nie mogły być klucze Sasuke. Te w jego ręce były nowe, nie nosiły żadnych śladów użytkowania, żadnych zadrapań,  jakie zazwyczaj robiły się po upadku na jakąś twardą powierzchnię, poza tym miały ostre, niewyślizgane ząbki.
Zacisnął na nich mocno palce, aż metal wbił mu się w skórę i uśmiechał się tak szeroko, że zaczęły boleć go policzki. To była ostatnia rzecz, której by się spodziewał po Sasuke. A to chyba znaczyło, że... Przypomniał sobie śmiech Ino, kiedy nawet nie brała pod uwagę, że mogliby być razem. Jakby zapomniała, że Naruto zawsze robił wszystkim na przekór. Miał swoją drogę ninja, której się trzymał i teraz razem z Sasuke będzie tak samo.
Schował klucze do kieszeni i w końcu – całkowicie dobrowolnie! – posprząta bałagan, który zrobił ze swoimi biednymi kaktusami.
– Przynajmniej jak ten drań wróci, to nie będzie mówił, że jest chlew – mruknął do siebie, zbierając z parapetu rozmokłą glinę.
Ten jeden raz go zaskoczy, bo znając go, cały wieczór narzekałby później i pouczał go, żeby pod żadnym pozorem jego mieszkania nie doprowadził do takiego stanu jak swojej kawalerki. A może... O tak! Wpadł na genialny pomysł. To było... To było coś! Skoro Sasuke był takim pedantem, on też dorobi klucze i mu je da. Może wtedy nie będzie musiał się przejmować bałaganem? Tak, to był naprawdę genialny pomysł!
– No i co się tak uśmiechasz, młotku? – usłyszał i podskoczył, o mało nie upuszczając kaktusa, którego chciał przenieść do kuchni.
– Draniu! Nie strasz mnie! – Naruto prawie podskoczył, ale jego usta rozciągnęły się w jeszcze większym uśmiechu, którego po prostu nie umiał powstrzymać. Bo co to wszystko znaczyło? Sasuke dał mu klucze do siebie. To zupełnie tak, jakby…
– Wyglądasz jeszcze bardziej jak młotek, kiedy się tak głupio szczerzysz – mruknął Sasuke, nie patrząc na niego.
Nie chciał, żeby poruszył niewygodny temat i zaczął zadawać pytania. Bo co miałby niby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dał mu te klucze? Pomidory były dobrą wymówką do przemilczenia tematu, ale na pewno marną odpowiedzią w jakichkolwiek poważniejszych rozmowach. Na szczęście Naruto nie powiedział nic, tylko nadal irytująco się uśmiechał, czego Sasuke jednak już dla własnego dobra nie skomentował. Teraz musiał zająć go czymś innym. Czymkolwiek. Zwoje. Tak, właśnie, miał z nim na ten temat porozmawiać. I tak już za długo to odwlekał.
 Chwycił z podłogi swoją torbę i wyciągnął jeden z nich, po chwili rozwijając go na kuchennym stole.
– Zabieraj stąd tego kaktusa, chcesz zniszczyć coś tak cennego? – odwrócił się, gdy Naruto z doniczką, z której nadal lała się woda, pochylił się nad nim, chcąc sprawdzić, co tam ma.
– Znowu same szlaczki – mruknął, mamrocząc coś pod nosem i odstawiając kaktusa do zlewu. Lepiej, żeby porządnie obciekł.
– Żadne szlaczki. – Sasuke aktywował Sharingana i Rinnegana. – Pamiętasz tę technikę przez którą wylądowałeś w szpitalu? Te zwoje dużo wyjaśniają – powiedział, widząc nagłe zainteresowanie Naruto.
– To znaczy? No mów, draniu – Naruto zupełnie nieświadomie chwycił kaktusa za górną część i wbił sobie w rękę kilka igieł. Syknął i rozprostował dłoń, próbując je wyłuskać.
Sasuke tylko westchnął i przewrócił oczami. Naruto, mimo że bez wątpienia bohater Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi, czasami naprawdę zachowywał się jak rasowy młotek. No ale w końcu skądś to określenie się wzięło. Tylko że w takich chwilach Sasuke nabierał naprawdę poważnych wątpliwości, czy wtajemniczanie go w tak zaawansowane i niebezpieczne techniki to dobry pomysł. Tak naprawdę, myśląc stuprocentowo racjonalnie, powinien ukryć ten zwój i nic nie mówić Naruto, ale niestety, ostatnimi czasy miał kłopoty z takim zupełnie racjonalnym myśleniem. Dał się złapać Shikamaru, a potem Saiowi, na obściskiwaniu się z tym głąbem, a to już stanowiło podstawę do poważnych obaw. Przy Naruto tracił czujność, tracił zdrowy rozsądek! I co z tego, że żyli w czasach pokoju. Był shinobi do cholery! Więc powinien nic nie mówić, ale… No właśnie, „ale”. Ta technika dotyczyła Naruto w takim samym stopniu jak jego, dlatego nie mógł tego przed nim ukrywać.
– Pamiętasz, że Madara kontrolował Kyuubiego za pomocą Sharingana? – zapytał, choć to było pytanie retoryczne.
– Tak… – odpowiedział Naruto, a jego oczy trochę ściemniały. – Jak mógłbym nie pamiętać… – dodał nieco dziwnym głosem.
Sasuke przez chwilę spojrzał na niego z niezrozumieniem i dopiero po chwili uświadomił sobie, że tamta noc… To przecież był dzień jego narodzin, dzień, w którym zginęli jego rodzice.
– Tak więc ta technika, działa podobnie – kontynuował, widząc, że mimo wszystko Naruto jednak czeka na wyjaśnienia. – Do tego jest potrzebna chakra ogoniastych i Sharingan wzmocniony Rinneganem…
– Czyli możliwości Mędrca Sześciu Ścieżek? – Naruto w tym wypadku sprawnie połączył fakty. Na ten temat wiedział dokładnie tyle samo co Sasuke. – Tylko że o ile ja mam moc jinchuuriki, to nie posiadam twoich oczu i  na odwrót. Żaden z nas nie spełnia wymagań.
– Żaden z nas osobno nie… Ale… – Sasuke zawahał się. Cholera, to był ciężki temat z którym zmagał się od czasu odczytania tych zwojów.
– Ale? – Naruto zmrużył oczy, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
– Ale przy połączeniu naszych zdolności jest to możliwe. Tylko…
– Super! – Naruto prawie podskoczył, a oczy mu się zaświeciły. Jakaś nowa super ekstra technika. Cholera, już dawno nie czuł takiego podekscytowania.
– Nie chcesz nawet wiedzieć, na czym polega ta technika? – Sasuke westchnął, kładąc głowę na ręce. Naruto był czasami naprawdę za bardzo nadpobudliwy. Jednak w tym wypadku był pewien, że zaraz ten jego entuzjazm zgaśnie tak szybko, jak powstał… – Naruto… Ja Sharinganem mogę kontrolować przeciwnika, patrząc mu w oczy. Ta technika… To działa jak takie zbiorowe genjutsu… Coś takiego, jak…
– Nieskończone Tsukuyomi – przerwał mu Naruto. – To…
– Tak… W zasadzie tak, choć oczywiście nie na taką skalę. Jednak to bardzo potężna i niebezpieczna technika. Ten, kto zdoła nad nią zapanować, stanowi zagrożenie dla innych… Sam rozumiesz… Dlatego ukryłem treść tych zwojów przed wszystkimi, nawet przed Kakashim. – Sasuke spojrzał na niego wymownie.
– Tak, rozumiem. – Naruto zmarszczył brwi.
Może i w niektórych sprawach wychodził na głupka, ale to… Za dużo przeżył na wojnie, żeby nie rozumieć. Miał świadomość, że razem z Sasuke byli najsilniejszymi shinobi i obaj byli związani z Konohą. Inne kraje milcząco to tolerowały, choć było jasne, że gdyby znowu wybuchł konflikt na skalę globalną, Konoha miałaby znaczną przewagę. W końcu to oni dwaj ocalili świat, nikt inny nie mógł się z nimi równać.  Wiadomość, a nawet pogłoska, że ich moce mogą znacznie wzrosnąć przez znalezione w Kraju Wiatru zwoje, na pewno nie zostałaby dobrze przyjęta. Obawy mogłyby się pogłębić, a to właśnie ludzie, którzy czują się zagrożeni, są zdolni do wielu desperackich kroków. Czasami głupich, czasami zupełnie nieprzemyślanych i niepotrzebnych, ale jednak uczucie strachu robi swoje.
 – Chcę ukryć ten zwój – oznajmił Sasuke. – Ukryjemy go w bezpiecznym miejscu, o którym tylko my będziemy wiedzieć.
– CO?! Zwariowałeś?! – Naruto wytrzeszczył na niego oczy. – Musimy go zniszczyć! Co jak... jak... dostanie się w czyjeś ręce? To zbyt niebezpieczne, Sasuke! Nie możemy dopuścić do kolejnej wojny. Madara był manipulowany. Co jeśli znowu Czarny Zetsu jakoś się wydostanie, albo... Nie, zniszczymy go. Nic nie będziemy mówić Kakashiemu. Jutro pójdziemy gdzieś za wioskę i...
– Zgłupiałeś? – prychnął Sasuke. – To zbyt cenne, nie możemy tego zniszczyć. W tym momencie mamy pokój, ale nie wiesz, ile potrwa. Jako shinobi Wioski Liścia musimy zadbać o to, żeby jak najlepiej ją chronić.
– Ale nie takim kosztem! – zaprotestował Naruto. – To zbyt niebezpieczne dla innych, draniu! Co, jeżeli ktoś się dowie... Ta technika… I… I ty... – zamilkł nagle, jakby powiedział coś, czego nie chciał.
Sasuke zmarszczył brwi, widząc jego niepewną minę. Pokręcił głową i wstając od stołu, zwinął z powrotem zwój.
– Chcesz powiedzieć, że nie wiesz, czy nie użyję tej techniki przeciwko ludziom? – Spojrzał chłodno na Naruto.
– Nie, Sasuke, naprawdę nie to miałem na myśli, ja tylko... – Naruto próbował się wytłumaczyć, ale Sasuke mu przerwał.
– Nie mam zamiaru niszczyć tego zwoju. Jest zbyt cenny – powiedział zimnym tonem i spakował go do torby. – Może i chcesz wierzyć w pokój, Naruto – dodał, mrużąc oczy. – Ale jesteśmy shinobi. Musimy przygotować się na każdą ewentualność.
– Teraz jest inaczej! Wioski zrozumiały, że tylko pokój może nam pomóc i...
– Nie – przerwał mu Sasuke. – Nie zniszczę tego zwoju. Ukryję go, czy ci się to podoba, czy nie! Kakashi dostanie z powrotem identyczny, tylko ze zmienioną treścią, a ty nie piśniesz pary z ust na ten temat! – rzucił nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Wyszedł z mieszkania, zanim Naruto zdążył się otrząsnąć i go zatrzymać. Był wściekły. Złość aż go rozsadzała, bo czy Naruto naprawdę chwilę wcześniej próbował mu zasugerować, że... że naprawdę mógłby użyć tej techniki do swoich celów? Aż tak mu nie ufał?

Naruto chodził po pokoju, nie mogąc się uspokoić. Kiedy trzasnęły drzwi, miał zamiar wylecieć z mieszkania za tym draniem i wyperswadować mu z głowy głupie pomysły, jak trzeba będzie to nawet przy użyciu Rasengana, ale chakra Sasuke nagle zniknęła. Był dobry w ukrywaniu się i Naruto dobrze wiedział, że jeżeli nie chciał zostać znaleziony, tak właśnie będzie.
– Idiota – prychnął pod nosem.
Był zły z dwóch powodów. Jednym był zwój. Ta technika… Ona była naprawdę cholernie niebezpieczna i gdyby wpadła w niepowołane ręce… W tym momencie tylko oni dwaj – i to wyłącznie przy współpracy – mogliby jej użyć, ale kto wie, co się zdarzy w przyszłości. W końcu wojna pokazał im jak działa kontrola nad ludźmi. Ta technika za bardzo przypominała mu to, co się działo jeszcze nie tak dawno. Czy Sasuke już o tym zapomniał? I jeszcze chciał zmodyfikować treść skryptu. Czy on nie widział podobieństwa w swoim działaniu do tego, co zrobił Zetsu? Owszem jego intencje były zupełnie inne, ale… Naruto zacisnął recie. No właśnie! Intencje. Jak Sasuke mógł w ogóle pomyśleć, że on mu nie ufa. Po tym wszystkim, co razem przeszli, po tym wszystkim, co się ostatnio między nimi działo.
 Naruto nie rozumiał go, ale im dłużej o tym myślał, odczuwał też coraz bardziej nieprzyjemny ścisk w żołądku. Od powrotu z Sasuke nigdy nie pokłócił się z nim tak na poważnie. Owszem, codziennie sprzeczali się o różne rzeczy, ale teraz… Teraz to było coś zupełnie innego. Usiadł na krześle i włożył ręce do kieszeni, znów natrafiając na przedmiot, który wcześniej tam włożył. Klucze do mieszkania Sasuke. A niech to szlag. Jak w ciągu kilkunastu minut jego nastrój zmienił się tak radykalnie. Wcześniej był szczęśliwy i uśmiechał się jak wariat, a teraz… Co ten cholerny drań sobie myślał!

Sasuke przeskakiwał między dachami budynków, czując, że zaraz nie wytrzyma i wyładuje się na czymś za pomocą Chidori. Było już ciemno, więc przemykał niezauważalnie, starając się za wszelką cenę ukryć swoją chakrę. Naruto wkurzył go tak bardzo, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu nie chciał go widzieć. Bo co niby miały znaczyć te wszystkie słowa o przyjaźni, którymi zawsze go atakował i przyprawiał o ból głowy, skoro teraz nie ufał mu w takiej sprawie. Czy nie udowodnił mu już, że całkowicie porzucił swoje dawne plany? Że zrozumiał, że to i tak do niczego by nie prowadziło? Że uwierzył mu na tyle, żeby dać się po wojnie dobrowolnie wsadzić za kratki, nie mogąc się ruszyć ani korzystać z chakry? Przecież wcale nie musiał tego robić, był na tyle potężny, że mógł równie dobrze uciec i żyć po swojemu. Ale tego nie zrobił. Nie zrobił, bo zaufał Naruto całkowicie. Jednak, jak widać, on nie do końca ufał jemu.

9 komentarzy:

  1. Boże, ten rozdział zaczął się tak wspaniale. Taka piękna scena, Sasuke daje klucze Naruto i...! A zakończenie? Aż serce się kraja. Mam nadzieję, że szybko się pogodzą. Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuję, że teraz nie tak łatwo będzie im się pogodzić :) nie żeby kłótnia była taka wielka i straszna, ale każdy z nich ma swoje racje i jakoś nie widzę, by przyznawał się przed tym drugim do błędu. Czyżby sytuacja miała się rozładować na weselu, na którym pięknie wpadną ze swoim związkiem i Sakura wreszcie się dowie? :D Ach, gdybanie... :)
    Rozdział przyjemny, ale kiedy jest tyle akcji między chłopakami, to wydaje się, jakby miał zaledwie kilka linijek. Minęło w sekundę, a teraz tydzień oczekiwania, ech, ech ;)
    Dużo weny!
    C.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ty chcesz mnie zabić? Coś rakiego... Wrrrr... Koniec swiata... A teraz to już na pewno uschne z ciekawości do następnej części i będziesz mnie mieć na sumieniu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A było tak pięknie na początku. Tak sielankowo i uroczo. Sasuke mógł nie pokazywać jednak tych zwojów. No i klops. Pokłócili się. I to tak na poważnie. Ciężko będzie im się pogodzić. Ale mam nadzieję że szybko to im się uda bo ich nastrój jest moim nastrojem. Trochę smutno mi się zrobiło po tym rozdziale jakbym to ja pokłóciła się ze swoim chłopakiem (gdybym w ogóle go miała). Czekam na szybkie pogodzenie się. Ale czuję coś że przez tą kłótnię i niezrozumienie się Sasuke może będzie chciał pójść z Sakurą na ten ślub. A jak Sasuke zaprasza Sakurę to Naruto od razu Hinatę. Ech, same problemy z nimi. No ale mam nadzieję że do tego nie dojdzie i w następnym wszystko się wyprostuje.
    Czekam na ciągu dalszy i życzę duuuuużo weny.
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajne opowiadanie i czekam cierpliwie na kolejne notki... Lecz muszę się spytać, kiedy można się spodziewać kolejnej notki opowiadania "Rywale" ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać niedługo i już dopisać do końca. Jakoś nie miałam motywacji. Ale jak wróci wena, to na pewno już na całą końcówkę.

      Usuń
    2. Ja w Ciebie wierzę i mam nadzieję, że wena Ci dopisze... Niestety mnie wena opuściła...
      Życzę powodzenia i dużo weny :D

      Usuń
  6. Działa <3 kamień z serca :)
    C.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    początek piękny, Sasuke wręcza klucze do mieszkania, a końcówka serce się kraje, ale Naruto wykorzystaj teraz klucze które masz, mam nadzieję, że szybko się pogodzą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń