Wszystkiego
najlepszego w nowym roku i miłego czytania:)
*
Kiba,
który wracał z dzielnicy Hyuuga, wyglądał, jakby wygrał milion na loterii. Czy
też dwa miliony. Albo nawet dziesięć!
–
Shino! – krzyknął, gdy zobaczył swojego przyjaciela z drużyny. – Udało się!
Podbiegł
do niego, chwycił rękawy jego luźnej kurtki i zaczął się z nim kręcić w kółko,
zupełnie nie przejmując się ludźmi dookoła.
–
Kiba, zaczynam się o ciebie martwić – wysapał Shino, gdy w końcu udało mu się
przerwać ten dziwny taniec. – Co się udało? Wygrałeś w końcu jakiś zakład?
–
Wygrałem znacznie więcej. – Kiba uśmiechnął się chyba najszerzej jak potrafił.
– Hinata umówiła się ze mną na randkę! – wrzasnął tak, że zwrócił na siebie wzrok
wszystkich w okolicy.
–
Gratuluję. Pretendent do tytułu Hokage, zamiast tego, który nim w przyszłości
zostanie, to też opcja – powiedział Shino, który od dawna patrzył na te
podchody. Dobrze, że Hinata w końcu, po tylu latach, odpuściła sobie Naruto.
–
Twoje uwagi są beznadziejne – burknął Kiba, jednak po chwili znów się uśmiechnął,
bo dzisiaj ze względu na to, co osiągnął, to był dzień do uśmiechania się.
–
Moje uwagi są beznadziejne?
Shino
zmarszczył brwi w zastanowieniu. To może dlatego zawsze pozostawał w cieniu?
Dlatego był niemal niezauważalny? Dziwne, wydawało mu się, że zwykle jego
riposty były celne. Na przykład wtedy, gdy powiedział Kibie, że jego
oświadczenie o chęci zostania Hokage nijak ma się do „wejścia smoka” Sasuke,
który dosłownie kilka minut wcześniej ogłosił to samo.
–
Wiesz, potrafisz skutecznie wbić szpilę człowiekowi – wyjaśnił Kiba. – Ale mi dzisiaj i tak nic nie popsuje humoru.
Nawet ty.
–
Nawet ja? To ja liczę się mniej niż inni?
–
Oj, przestań. Po prostu jestem szczęśliwy, rozumiesz? – Kiba przewrócił oczami.
Shino
definitywnie miał jakiś kompleks. Powinien sobie w końcu kogoś znaleźć. Fakt,
te robaki nie były zbyt zachęcające, ale przecież klan Aburame też się jakoś
rozmnażał. I na pewno nie przez pączkowanie. Choć nie, Shino był gejem, więc w jego przypadku żadne rozmnażanie nie
wchodziło w grę.
–
A więc Hinata w końcu się z tobą umówiła – usłyszeli głos i odwrócili głowy.
To
była Hanabi, która właśnie do nich podeszła. Uśmiechnęła się, bo lubiła ich
dwójkę. W końcu razem z jej siostra stanowili drużynę i czasami u nich bywali.
Kiba to ostatnio nawet bardzo często, z wiadomego powodu. Niestety, mimo tego
jak bardzo się starał, Hinata ciągle mu odmawiała, ciągle żyjąc marzeniami o
Naruto. Czyżby w końcu nastąpił ten przełomowy dzień?
–
A co, powiedziała ci? – Podekscytowany Kiba tak ścisnął ręką sierść na głowie
Akamaru, że ten aż zapiszczał.
–
Nie, ale krzyczysz tak, że pół Konohy zapewne już wie. – wyjaśniła, nieco
rozbawiona jego miną. Po chwili jednak zmarszczyła brwi. – Nie dostałeś szalika?
–
Jakiego szalika? – Kiba spojrzał na nią zdziwiony. – Jest czerwiec, po co mi
szalik?
Hanabi
pokręciła głową, trochę zawiedziona. Hinata kilka lat temu zrobiła szalik dla
Naruto. Długi, z puszystej, czerwonej włóczki. Hanabi często ją obserwowała,
gdy robiła go na drutach, bo wtedy cały czas się uśmiechała. Była najwyraźniej
szczęśliwa, marząc o wspólnej przyszłości z Naruto. Nigdy jednak go mu nie
dała. Wcześniej, bo nie miała odwagi, potem, bo wszyscy dowiedzieli się o jego
związku z Sasuke. Kilka razy już o tym rozmawiały i Hinata obiecała jej, że w
końcu da sobie spokój i kiedyś podaruje ten szalik komuś innemu. Komuś w kim
się zakocha. Szkoda, że to ciągle nie było to. Może małymi kroczkami wreszcie
do tego dojdzie. Kibie naprawdę na niej zależało i na pewno zadbałby o nią.
–
Nic takiego. – Hanabi uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Masz rację, po co komu
szalik, gdy za kilka dni pierwszy dzień lata.
–
Właśnie!
Kiba
nadal nie wiedział, o co chodzi z tym szalikiem, ale to stało się nieważne, bo w
tym momencie coś sobie uświadomił i aż zaświeciły mu się oczy. Święto Lata. Wiedział,
że Hinata od trzech lat nie zrobiła dla nikogo lampionu. Albo nawet jeśli
zrobiła, to nikomu go nie wręczyła. Może tym razem to on dostanie zrobiony taki
specjalnie dla niego? Musi dzisiaj zrobić na niej wrażenie. Jakoś ładnie się
ubrać, uczesać.
–
Muszę już iść, w końcu mam dzisiaj randkę! – powiedział i po chwili już go nie
było.
–
Zapomniał o Akamaru? – zauważyła po chwili ze zdziwieniem Hanabi.
–
Dobrze by było, żeby dzisiaj z tego wszystkiego nie zapomniał głowy –
stwierdził Shino. – A o psa się nie martw. Sam wróci do domu.
*
–
To o czym rozmawiacie? – zapytał znów Naruto, gdy żaden się nie odezwał.
–
Naruto, możesz przynieść deser z lodówki? – poprosił Iruka, który bardzo chciał
dokończyć rozmowę i usłyszeć odpowiedź Sasuke na wcześniej zadane pytanie.
Naruto
uniósł brwi w zdziwieniu, bo w końcu jakby nie było przyszedł tu jako gość, ale
w końcu poszedł do kuchni.
–
No więc? – Iruka spojrzał na Sasuke. – Czy fakt, że Naruto będzie Hokage, a ty jego podwładnym,
nie wpłynie na wasze relacje?
–
Od zawsze o tym krzyczał, więc to nic nowego.
–
Owszem, ale mówienie o swoich celach czy marzeniach to jedno, a fakt dokonany
to drugie. Na wojnie przecież ogłosiłeś, że też chcesz zostać Hokage.
Sasuke
chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć, ale w końcu wzruszył ramionami.
–
Zmieniłem zdanie – powiedział, jak zwykle lakonicznie.
Iruka
westchnął. Czy z tym chłopakiem było można normalnie porozmawiać? Owszem, nie
oczekiwał z jego strony wylewności, ale naprawdę, te rzucane na odczepnego
zdania potrafiły człowieka zniechęcić. Jednak nie. Tym razem nie odpuści.
Musiał wiedzieć.
–
A co, jeżeli Naruto wyda ci jako Hokage polecenie, którego nie będziesz chciał
wykonać?
Naruto,
wracając z małym torcikiem w rękach, usłyszał ostatnie zdanie i zatrzymał się w
korytarzu, tuż za drzwiami. Był ciekawy odpowiedzi, bo przecież nigdy na ten
temat nie rozmawiali.
–
Mam sposoby, żeby wyperswadować mu z głowy głupie pomysły.
–
No właśnie o tym mówię – powiedział Iruka, nadal nad wyraz spokojnym tonem. –
Naruto jako Hokage będzie należał się szacunek. Ty nawet Kakashiego, który był
przecież twoim mistrzem, potrafisz doprowadzić do białej gorączki. Tylko że w
jego przypadku praca to jedno, dom drugie. W waszym nie, bo twój przełożony
będzie jednocześnie twoim mężem.
Sasuke
zastanowił się. Fakt, moment, w którym Naruto zostanie Hokage, na pewno dużo
zmieni w ich życiu. Prawdopodobnie będzie trudniej, ale dlatego, że ta praca
może go za bardzo pochłonąć. Już mieli próbkę tego, gdy Naruto siedział w
biurze nad stertą papierów i nie miał dla niego czasu. Ale czy poza tym będzie
mu to przeszkadzało? Cóż, jeżeli Naruto będzie się za bardzo rządził, on zawsze
może to sobie odbić w sypialni.
–
Sasuke, ja po prostu chcę, żeby Naruto wreszcie był w życiu szczęśliwy –
powiedział po chwili milczenia Iruka. – On od zawsze walczył o akceptację i
szacunek innych. Sam swego czasu, gdy był dzieckiem, tak jak wszyscy inni traktowałem
go jak lisiego demona, ale w końcu zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem.
Naruto jest bardzo wartościową osobą i to nie dlatego, że stał się potężny i
uratował świat, ale przez jego złote serce i wiarę w innych.
Naruto,
słuchając słów Iruki, poczuł pewną nostalgię. To prawda, jego dzieciństwo było
koszmarem. W domu zawsze był sam, a kiedy wychodził na dwór się pobawić,
wszyscy nagle musieli wracać do domu. Nikt z nim nie rozmawiał, nie grał z nim
w piłkę, nie zapraszał na urodziny. To dlatego tak desperacko starał się
zwrócić na siebie uwagę, malując jakieś bohomazy na twarzach Hokage. Jednak
najpierw Iruka stał się mu bliski, potem zdobył przyjaciół, aż w końcu zdobył też
ten upragniony szacunek mieszkańców. Już jakiś czas temu obiecał sobie, że gdy
w końcu zostanie Hokage i jakieś dziecko pomaże farbą jego twarz wykutą w
skale, po prostu z nim porozmawia i postara się dowiedzieć, dlaczego to zrobiło.
Na pewno nie zostawi tego dzieciaka samemu sobie, bo może nie mieć w sobie tyle
determinacji co on, żeby samemu walczyć o akceptację.
–
Nigdy nie zostawię Naruto – odezwał się po chwili milczenia Sasuke.
To
gadanie, mimo iż było irytujące, w nim też, jak na złość, przywróciło
wspomnienia o dzieciństwie. O tym, że gdy prawie codziennie o zachodzie słońca
siedział na pomoście, Naruto zawsze zatrzymywał się niedaleko i na niego
patrzył, myśląc, że tego nie widzi. Czy gdyby wtedy porozmawiali, a nie
odwracali od siebie wzrok, ich życie byłoby inne? Na pewno. Ale może musiało
stać się dokładnie wszystko to, co się stało, żeby doszli do takiego momentu?
Inaczej pewnie skończyliby w małżeństwach z kobietami, mając dzieci, ale ciągle
byłoby to uczucie, że czegoś im brakuje.
–
A odpowiadając na pytanie. To młotek i zawsze będę mu wybijał z głowy wszystkie
głupie pomysły. Ale jednocześnie uważam, że przez tę swoją cholerną umiejętność
wpływania na ludzi może zostać najlepszym Hokage w dziejach. I zawsze, bez
względu na wszystko, będzie miał moje wsparcie.
Naruto
na te słowa uśmiechnął się i oparł głowę o drzwi. To, co powiedział Sasuke było
takie kochane. Może nie dla innych, ale on zrozumiał. W końcu ten drań zawsze
wszystko musiał poowijać – i to tak dokładnie, żeby nie zostało ani kawałeczka nieowiniętego
miejsca – w złośliwe słowa. Ale jednak to był jego drań i takiego go kochał.
–
Sasuke. – Iruka zastanawiał się przez chwilę, jak wyrazić to, co chce
powiedzieć. – Wiesz, jaki Naruto jest emocjonalny w swoich wypowiedziach.
Słuchając twoich wystąpień na zebraniach Rady, byłem pod wrażeniem, jak sobie
ze wszystkim poradziłeś. No może poza tym obrażaniem innych. Wiem, że Naruto
potrafi wpływać na ludzi, ale jako Hokage będzie musiał mieć trochę ogłady.
Przydałaby mu się pomoc.
Sasuke
uniósł brwi.
–
To młotek. On i ogłada pasują do siebie jak pięść do nosa. Zresztą tu nic nie
pomoże, bo on i tak zawsze zrobi wszystko po swojemu.
–
Przestań go tak przezywać. – Iruka pokręcił głową. – Jak za kilka lat zostanie
Hokage, też go będziesz tak do niego mówił?
Sasuke
udał przez chwilę, że się zastanawia.
–
Tak.
Iruka
przewrócił oczami. Co oni mieli z tymi przezwiskami? Młotek, drań…Raczej nie
będzie to dobrze wyglądało, gdy na spotkaniach Rady lub, co gorsza, na którymś
Szczycie Pięciu Kage nadal będą tak się do siebie odnosić. Bo miał świadomość,
że o ile to Shikamaru zostanie głównym doradcą Naruto, to Sasuke też na pewno
będzie miał co nieco do powiedzenia.
–
A co z waszym ślubem? Myśleliście już nad tym, jak go zorganizować? Na pewno
zjedzie się sporo osób i trzeba by było…
–
Co? Nie ma mowy. – Sasuke zmarszczył brwi. – Z tego, co wiem, wystarczy
podpisać dokumenty.
–
Ale jak to? Przecież tak nie można, nie zgadzam się! – zaproponował Iruka. – Naruto
na pewno…
–
To jak, jemy ten deser? – Naruto uznał, że trzeba zainterweniować, zanim się
pokłócą, dlatego wszedł do pokoju.
Na
ten temat też jeszcze nie rozmawiali, ale po tym, co powiedział kiedyś Sasuke,
Naruto wywnioskował, że chciałby zrobić to zgodnie z tradycją jego klanu. A do
tego wystarczyła ich dwójka. Nie zamierzał się o to spierać, bo już sam fakt,
że Sasuke zgodził się na ślub, był wystarczający. Potem ewentualnie zrobią
jakieś małe przyjęcie dla najbliższych przyjaciół.
–
Naruto, czy ty zlizałeś z kawałka tortu krem? – Iruka spojrzał to na ciasto, na
którym brakowało kilka kremowych różyczek, to na jego ubrudzone kremem kąciki
warg.
–
Nie… To znaczy spróbowałem tylko. – Naruto uśmiechnął się, nieco zakłopotany i widząc
wzrok Iruki, postawił tort na stole. – I nie zlizałem, tylko wziąłem trochę
palcem.
Iruka
westchnął. Naruto naprawdę będzie musiał nabyć trochę ogłady. Jego niektóre
zachowania naprawdę nie przystawały Hokage. Fakt, Kakashi też nie był pod tym
względem idealny, bo ciągle czytał te swoje książeczki i prywatnie miał go
czasem ochotę udusić za niektóre odzywki, ale przynajmniej publicznie potrafił
się zachować. Naruto zdecydowanie potrzeba będzie kilku lekcji.
Spojrzał
na dwójkę swoich byłych uczniów, ale uznał, że jednak ten temat jest jeszcze
tak odległy, że pomyśli o tym później. Szybciej dojdzie do ich ślubu, który nie
może wyglądać tak, że po prostu podpiszą dokumenty. Będzie musiał porozmawiać z
ich przyjaciółmi i na pewno razem coś wymyślą.
*
–
Już nie mogę się doczekać, kiedy przyjdą na świat – powiedział Gaara, patrząc
na Sakurę, która chwilę wcześniej otworzyła oczy i uniosła głowę ze złożonego
swetra, który posłużył za poduszkę.
Jechali
już kilka godzin i niedługo mieli dotrzeć do Konohy, ale póki co niewiele
rozmawiali. Zasnęła, a on nie chciał jej budzić. Po prostu przyglądał się jej.
To był ważny, ale też trochę stresujący dzień. Zapewne spotkają Hideakiego, w
końcu nadal tam mieszkał, i to może być niezręczne. No i druga, dużo ważniejsza
sprawa. Sakura musiała w końcu dogadać się jakoś z Naruto. Dla nich obojga był
najlepszym przyjacielem, dlatego wierzył, że tak się stanie.
–
Wiesz, że kiedy się urodzą, czekają cię nieprzespane noce?
–
Kiedyś, gdy miałem w sobie Shukaku, w ogóle nie spałem, więc to nie jest akurat
nic nowego – stwierdził Gaara.
Sakura
uśmiechnęła się lekko i zerknęła za okno. Krajobraz już dawno zmienił się z
pustynnego, a potem skalistego na lesisty, co znaczyło, że są już blisko
Konohy. Znów poczuła pewne zaniepokojenie. Na pewno zjawią wszyscy znajomi i
będą zadawać mnóstwo pytań. Z jednej strony miała świadomość, że nie powinna
się stresować, bo przecież wiedzą już o wszystkim i przyjęli to dobrze, z
drugiej jednak jej widok z Gaarą może spowodować falę plotek wśród innych
mieszkańców Konohy. No i jeszcze rozmowa Naruto...
–
Co jest, dlaczego się zatrzymaliśmy? – zapytała, gdy widoki za oknem przestały się
zmieniać.
–
Nie wiem – Gaara zmarszczył brwi i wstał z siedzenia. – Pójdę na przód pociągu,
zapytam – powiedział.
Nie
zdążył zrobić jednak kilku kroków, gdy usłyszeli potężny huk, a pociągiem tak zatrząsało,
że gdyby nie szybka reakcja i osłona z piasku, wpadłby na szybę.
Po
chwili kilku Anbu wtargnęło do środka. Hokage już wczoraj wydał im rozkaz
zatrzymania pociągu przed granicami Konohy, ponieważ istniało ryzyko zamachu. I
miał rację, jednak, o dziwo, wybuch nastąpił niedaleko stąd. Na szczęście nie
zrobił wielu szkód. Chyba…
–
Sakura, nic ci nie jest? – Gaara, który ją też instynktownie próbował ochronić
piaskiem, od razu do niej podbiegł. – Sakura?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz