.

niedziela, 8 grudnia 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 97


Naruto obudził jakiś głośny huk. Poderwał się i przez chwile mrużył oczy, dochodząc do siebie. Zerknął na okno. Mimo wczesnej pory, bo tarcza zegarka pokazywała, że dochodzi dopiero dwunasta, na dworze było szarawo, a w szyby zacinał deszcz. Po chwili błysnęło i huk się powtórzył. Rozszalała się burza.
Odwrócił się w stronę śpiącego Sasuke i uśmiechnął się na widok czarnych, rozczochranych włosów, rozrzuconych na poduszce. Przysunął się i musnął nosem jego szyję
– Wstawaj, musimy zacząć się zbierać – szepnął mu do ucha.
Gdy wrócili z Akademii, nie było opcji, by nie kontynuowali tego, co tam zaczęli. Po tych pocałunkach byli naprawdę siebie spragnieni. Tak bardzo, że ubrania zaczęli z siebie zrzucać już na dole, a gdy dotarli do sypialni, żaden z nich nie miał na sobie już żadnej części garderoby. A potem, po wyczerpującym seksie, po prostu zasnęli.
– Sasuke, wstawaj – powtórzył Naruto, jednocześnie całując go w szyję. Raz, drugi, a za trzecim razem lekko przygryzł płatek ucha.

Sasuke w końcu uchylił powieki i spojrzał na niego, a zaraz potem, gdy znów błysnęło i rozległ się grzmot, w okno
– Nie ma mowy. W taką pogodę nie zamierzam ruszać się z łóżka.
Przyciągnął do siebie Naruto i przykrył ich obu szczelniej kołdrą. W domu było ciepło, ale na myśl, że trzeba byłoby wyjść na zewnątrz, na ten wiatr i deszcz, od razu dostawał gęsiej skórki.
– Iruka-sensei zaprosił nas na obiad, przecież wiesz.
– Zwalimy nieobecność na pogodę – stwierdził Sasuke, po czym rozsunął Naruto uda i wpakował się miedzy nie swoim ciężarem ciała. – Wolałbym teraz powtórkę z tego, co robiliśmy kilka godzin temu.
– No chyba sobie żartujesz – zaoponował Naruto. – Babcia Kodaia miał rację, ty jesteś jakimś erotomanem.
Nie erotomanem, tylko mam swoje potrzeby – skwitował Sasuke i otarł się swoim penisem o penisa Naruto. – A wnioskując z tego, jak reaguje twoje ciało, jestem więcej niż pewny, że ty też tego chcesz.
– Ale…
– Za dużo gadasz.
Sasuke pocałował go mocno, tym samym zatykając mu usta, żeby już skończył mówić cokolwiek. Zaczął ocierać się o niego mocniej i szybciej. Naruto coś tam jeszcze próbował burczeć, ale w końcu poddał się tej ogarniającej ich przyjemności. I nawet gdy Sasuke zsunął się ustami na szyję, już nie protestował, a jedynie wzdychał i sam poruszał biodrami tak, by ich erekcje miały ze sobą jak najbliższy kontakt. By znów, nie zwracając już uwagi na czas i szalejącą za oknami burze, przeżyć orgazm w ramionach swojego przyszłego męża.

*
Hideaki już przed południem wypisał się ze szpitala na własne życzenie. Fakt, miał połamane żebra, ale mimo bólu, nawet w takim stanie mógł przecież chodzić, choć w zacinającym deszczu nie było to zbyt komfortowe. Po prostu przed wyjazdem chciał załatwić jeszcze kilka rzeczy. Sprawdzić, czy w laboratorium nie zostały jakieś jego receptury, które ktoś mógłby wykorzystać, wysłać niektóre ze swoich rzeczy do mieszkania w Sunie i – co było najgorsze, bo boleśnie i co rusz przypominało mu, że przez długi czas nie zobaczy Naruto – kupić bilet na podróż do nowego miejsca zamieszkania. Dziś miało nastąpić otwarcie kolei, przyjeżdżał pociąg z Suny, a jutro ruszał dalej, do Kraju Wody. Znajdzie się w obcym miejscu, bez żadnych znajomych osób, bez nikogo, na kim mógłby polegać.
Nagły grzmot wyrwał go z zamyślenia, a ściana deszczu, która dosłownie lunęła mu na głowę, sprawiła, że w jednej chwili nie był już mokry, a przemoczony do suchej nitki. Ubrania, buty, włosy, które teraz lepiły się do czoła i oczu. Ledwo co widząc, schował się pod daszek pierwszego lepszego sklepu, żeby przeczekać tę ulewę.
– Chcesz parasol? – usłyszał i odwrócił głowę.
To był Iruka. Obecnie dyrektor szkoły w Wiosce Liścia, a  dawniej nauczyciel Naruto, o którym ten zawsze mówił z sentymentem. Hideaki właściwie go nie znał, ale słyszał o nim wiele ciepłych słów.
– Nie, dziękuję. Sam pan zmoknie.
– I tak mam zajęte ręce. – Iruka odstawił cztery wyładowane torby na podłogę, również chcąc poczekać, aż przestanie tak mocno padać. – Weź, tobie bardziej się przyda, ja mieszkam tuż za rogiem.
Hideaki skinął głową i wziął parasol. Machinalnie zerknął na zakupy, których było naprawdę dużo. Przynajmniej jak dla wielodzietnej rodziny. Uniósł brwi, bo wiedział, że nauczyciel Naruto mieszka sam.
– Zaprosiłem Naruto i Sasuke na obiad, a on dużo je. – Iruka, widząc to spojrzenie, roześmiał się, uznając, że można wyjaśnić, dlaczego wykupił pół sklepu. – Niedługo biorą ślub, a ja nadal nie za dużo wiem o Sasuke, więc pewnie trochę czasu im zajmę, bo…
Zamilkł, gdy w jednej chwili zdał sobie sprawę, że nie powinien mówić takich rzeczy temu chłopakowi. Przecież wiedział o jego uczuciach do Naruto. Kakashi im o tym powiedział, gdy Hideakiego oskarżono o uczestnictwo w spisku z szajką z Suny i otrucie Sasuke. Na szczęście oskarżenia okazały się nieprawdziwe, a on… Przyjrzał mu się. Nie wyglądał na szczęśliwego.
– Przepraszam, nie chciałem… – zaczął, zmieszany.
– Nic się nie stało – mruknął Hideaki, choć nie patrzył na niego, a na padający deszcz.
Po raz kolejny ktoś, świadomie czy też nie, przypomniał mu, że Naruto jest dla niego nieosiągalny. Że ma narzeczonego, którego kocha. Że nigdy nie zostawi go dla niego. Czasami myślał, że łatwiej mu było kiedyś, gdy on sam nikogo nie kochał. Nie miał pojęcia jak to się w ogóle stało, że zakochał się w chłopaku. Przecież miał dziewczynę, z którą dobrze mu się wówczas układało. A jednak te dni spędzone z Naruto sprawiły, że poczuł coś, czego jeszcze nigdy nie czuł. Nawet do Sakury. Poczuł, że to przy nim chciałby już zawsze budzić się i zasypiać. I dać mu wszystko, co tylko można dać drugiej osobie.
– Domyślam się, że nie jest ci łatwo – powiedział po dłuższej chwili milczenia Iruka, w którym odezwał się instynkt pedagoga. –  Ale Naruto od lat walczył o Sasuke. Tych dwóch łączy coś, czego nawet ja nie rozumiem. To jest jakieś przeznaczenie.
– Nie wierzę w przeznaczenie – stwierdził Hideaki. – Wszystko zależne jest od nas samych, od naszych działań.
– Wiesz, Naruto też zawsze to powtarzał – zastanowił się Iruka. – Ale patrząc na to, co miało miejsce na wojnie, na te reinkarnacje i istnienie dziecka z przepowiedni, to sam już nie jestem pewien.
Hideaki spojrzał na niego, ale już nic nie powiedział. Bo co miał powiedzieć? Że były momenty, gdy wydawało mu się, że Naruto byłby w stanie  naprawdę go pokochać i być z nim? Wtedy, gdy pocałował go na pożegnanie, to nie był zwykły całus. To było coś naładowane takimi emocjami, że do dziś odczuwał dreszcze ekscytacji, gdy sobie o tym przypomniał. Niestety, Naruto wybrał Sasuke.
– Ten deszcz chyba nigdy nie przestanie padać, a ja musze iść – powiedział Iruka, chwytając torby z zakupami. – Dasz sobie radę? Jak chcesz, możemy o tym później porozmawiać.
– Nie, dziękuję. Jutro wyjeżdżam. I tak, dam sobie radę.
Kiedy Iruka, choć nieco się wahał, w końcu poszedł w stronę swojego mieszkania, Hideaki wpatrywał się chwilę w kamienice naprzeciwko. To była ta czy jakaś obok? Zaproszenie na obiad do rodziców zawsze według dziewczyn było poważną sprawą, a Naruto, z racji tego, że jego rodzice nie żyli, chyba właśnie Irukę traktował jak kogoś takiego. Eh, musiał przestać o tym myśleć.
– Hideaki-kun, coś się stało? – usłyszał nieśmiały głos obok siebie i odwrócił głowę.
– Nie, nic, Hinata – powiedział i uśmiechnął się, widząc dziewczynę, z którą miał obecnie chyba najwięcej wspólnego z tego powodu, że oboje kochali Naruto. – Czekałem, aż się przejaśni, ale chyba nie ma na co liczyć. Idziesz?
– Nie, nie zabrałam parasolki, a nie chce, żeby mi zakupy zmokły.
– Odprowadzę cię – zaproponował. – Ten parasol jest wystarczająco duży, żebyśmy się oboje zmieścili.
Hinata chwilę się wahała, ale w końcu skinęła głową. Spieszyła się trochę, bo chciała jeszcze zrobić obiad, a potem miała iść z ojcem i Hanabi na uroczystość otwarcia pierwszej w wiosce linii kolejowej.
Szli już jakiś czas, mijając różne sklepiki i stoiska, gdy Hinata zobaczyła przy jednym z nich Kibę. To było stoisko z bronią, najwyraźniej nowe, bo wcześniej, o ile jej pamięć nie myliła, ktoś sprzedawał w tym miejscu serwetki i obrusy. Już chciała przystanąć i się przywitać, ale wtedy zauważyła, że Kiba nie jest sam. Rozmawiał z jakąś dziewczyną, mniej więcej w ich wieku, która uśmiechała się do niego. On do niej też, mimo że naokoło niej chodziły koty. A przecież Kiba nie znosił kotów. Hinata poczuła się jakoś tak dziwnie. Tak jakoś… No po prostu dziwnie.
– Lubisz go? – zapytał Hideki, kierując wzrok tam gdzie ona. – Bo on ciebie chyba tak.
– Ja… – Hinata zaczerwieniła się. – Nie, chodźmy już. Nie chcę przeszkadzać.
– Ja na twoim miejscu bym przeszkodził. – Hideaki przytrzymał ją w miejscu. – Skoro go lubisz, to mu to powiedz, a nie czekaj, jak jakaś kociara sprzątnie ci go sprzed nosa. Bo z tego co widzę, na to się zanosi.
Hinata spojrzała w stronę stanowiska z bronią, gdzie ta dziewczyna ewidentnie flirtowała z Kibą, ale pokręciła głową. Lubiła Kibę, nawet bardzo, ale do tej pory odrzucała wszystkie jego propozycje randki. Skoro sobie kogoś znalazł to dobrze. Chyba dobrze.
– Chodź. – Hideaki, widząc jej niezdecydowanie, chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w stronę stoiska. – Naruto jest nieosiągalny tak samo dla mnie, jak i dla ciebie, więc zapomnij o nim i skup się na tym, co jest na wyciągnięcie ręki – powiedział, choć wiedział, że on sam szybko nie zapomni. O ile w ogóle kiedyś uda się mu zapomnieć.
– Hinata?
Kiba, gdy zobaczył ją z Hideakim pod jednym parasolem, otworzył usta ze zdziwienia, a potem zmarszczył brwi. Co to do cholery miało znaczyć? Czy ona i on… Nie, nie i jeszcze raz nie!
– Dzień dobry, jestem Tamaki – odezwała się dziewczyna ze stoiska. – W czymś mogę państwu pomóc? Mamy duży wybór grawerowanych kunaiów dla dwojga – uśmiechnęła się, biorąc ich za parę. – Narzeczeni? Bo mamy specjalną zniżkę.
Narzeczeni? Kiba spiorunował Hideakiego wzrokiem. Jak?! Gdzie?! I kiedy?! Nie, tak na pewno nie będzie. Nie pozwoli na to. Jeszcze znosił fakt, że Hinata nie odkochała się w Naruto, cierpliwie czekał, ale Hideaki? Ten flirciarz i chyba gej, bo zakochał się w ich przyjacielu. Nie ma mowy!
 Hinata, odprowadzę cię do domu – powiedział stanowczo. Musiał ją przeciąż chronić przed uwodzicielem z Suny.
– Przecież nie masz parasola – zdziwiła się Tamaki, której było trochę przykro, bo zdążyła polubić Kibę i jego psa. Fakt, sama wolała koty, ale przyjemnie się rozmawiało i jakoś po pewnym czasie, gdy stali pod daszkiem, bo wciąż padał deszcz, przestało to stanowić problem. Kim była ta Hinata?
– Eee, no to… – Kiba nie bardzo wiedział, co zrobić. Polubił Tamaki, ale tu chodziło o Hinatę. Musiał zadbać o jej bezpieczeństwo.
– Masz. – Hideaki wcisnął mu w rękę parasol Iruki. – I nie ma za co – mruknął tak cicho, że tylko on mógł go usłyszeć.

 *

Gdy Hideaki wrócił w końcu do wynajmowanego mieszkania, usiadł na łóżku i zdjął mokre ubrania. Większość jego rzeczy była już spakowana. Spojrzał na puste półki, na których wcześniej stały jego rzeczy osobiste i książki. Książki… Podszedł do jednego z kartonów i wyciągnął jedną z nich. „Trucizny dla zaawansowanych”. Otworzył i odnalazł schowane tam swego czasu zdjęcie, na którym był z Naruto. I które dla każdego poza nimi byłoby dowodem, że się wówczas całowali. Ale to nieprawda. Od czasu ich pierwszego, pożegnalnego pocałunku Naruto nigdy więcej go nie pocałował.
Ta fotografia… Miał świadomość, że sprawia tylko ból, wiedział, że powinien się jej pozbyć. Ale nie potrafił. Bo to była pamiątka po Naruto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz