.

piątek, 6 grudnia 2019

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 96

– Kakashi, nie masz innych obowiązków jako Hokage? – zapytała Koharu, kiedy rozpoczęli kolejną partyjkę w karty.
Kakashi uśmiechnął się pod maską. Mimo że powiedziała to spokojnym tonem, dało się w nim wyczuć pewne niezadowolenie, a nawet napięcie. Poza tym ciągle, zarówno ona jak i Homura, zerkali na zegar wiszący na jednej ze ścian. Najwyraźniej na coś czekali, mieli jakieś plany, które popsuł im swoją wizytą.
– Właściwie to nie – skłamał. – Lider szajki z Suny w końcu zaczął gadać, a moi zaufani ANBU zajęli się resztą. Już po wszystkim. Pomyślelibyście, że Korzeń w swoich planach chciał posunąć się nawet do czegoś takiego jak zamach na ludzkie życie, żeby tylko zaburzyć pokój między wioskami i odzyskać dawne wpływy? – zapytał, chcąc ich sprowokować.
Koharu i Homura odruchowo spojrzeli na siebie z nie do końca dobrze ukrywanym zaniepokojeniem, ale milczeli.
– Ach, no tak, dla was nie byłoby to żadną nowością – odpowiedział sam sobie Kakashi, kiedy z ich strony nadal nie padło żadne słowo. – W końcu macie już doświadczenie w podejmowaniu decyzji o mordowaniu ludzi.

To, ku jego zdziwieniu, też nie podziałało. Oni chyba faktycznie nie mieli z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia.
– Nadal nie macie mi nic do powiedzenia? Niech będzie. Ibiki powinien już kończyć przesłuchania tych ludzi, teraz kolej na was. Przeniesiemy was do wygodnej celi i…
– Nie wolno wam! – zaprotestował Homura. – Jesteśmy Starszyzną Konohy, żądamy należnego nam szacunku. Hokage zawsze liczyli się z naszym zdaniem.
Kakashi uniósł brwi.
– Nie chcę wam psuć humoru, ale prawda jest taka, że chyba tylko Trzeci się z wami zgadzał – powiedział wprost. – Mistrz Minato był na tym stanowisku zbyt krótko, by się na was poznać, z Tsunade mieliście wieczne konflikty, a teraz, tak dla przypomnienia, bo z pamięcią w tym wieku różnie bywa, Hokage jestem ja – dodał. – Koharu, coś zbladłaś, nalać ci herbatki?
Koharu chwilę milczała, ale w końcu pokręciła głowa i sama wzięła imbryk, choć dłonie lekko jej drżały.
 Nie zrobisz tego – powiedziała, nalewając herbatę do filiżanki i mieszając ją tak, by nie uderzyć łyżeczką o ścianki naczynia. – Jesteś zbyt miękki i pobłażliwy. Gdy tylko zostałeś głową Konohy, od razu wypuściłeś na wolność swojego ucznia, a jednocześnie zbiegłego ninja i przestępcę, który zrobił coś niewybaczalnego. Zabił jednego z Hokage.
– Danzou nigdy nie był Hokage, pełnił tylko jego obowiązki – poprawił ją Kakashi. – A Sasuke, mimo swojego zachowania i tych jakże ambitnych planów podboju świata, gdy ostatecznie przegrał z Naruto, potrafił przyjąć to z godnością i mimo swojej dumy przyznać się do porażki. Czyli zrobił coś, czego wy nie potraficie i chyba nigdy nie będziecie potrafili.
Przerwał i przyjrzał się im. Oboje byli już naprawdę starzy, ale mimo to zawsze tak samo zacięci. Ciągle trwali przy swoim. I o ile wcześniej było to jedynie problematyczne przy głosowaniach w Radzie, tak teraz posunęli się o krok, a nawet o kilka, za daleko. Był pewien, że spiskowali z Korzeniem przeciwko legalnej władzy. Albo nawet gorzej. Oni z nimi nie spiskowali. Oni za tym wszystkim stali.
– Twierdzicie więc, że jestem zbyt pobłażliwy… – ni to stwierdził, ni zapytał, jakby się nad tym zastanawiał. Po chwili zmrużył oczy w uśmiechu, jednak ten uśmiech wcale nie wyglądał, jakby zwiastował coś dobrego. – W takim razie skorzystam z tej sugestii i w waszym przypadku nie będę – oznajmiła, po czym wstał i skierował się ku wyjściu.

*

Następnego dnia z samego rana do budynku Akademii zostali wezwani wszyscy genini, którzy zostali dopuszczeni do egzaminu na chunina. Mimo że pora była naprawdę wczesna, bo na zegarze dochodziło dopiero wpół do siódmej, wszyscy – mniej lub nawet znacznie mniej zadowoleni – przybyli. A teraz tłoczyli się w jednym z pomieszczeń, nie mając pojęcia, co tu robią, bo to była klasa, w której przez kilka lat uczyli się podstaw i kontroli chakry.
– Ciekawe, o co chodzi. – Kodai wiercił się, siedząc na blacie. – Może stwierdzili, że jest nas za dużo i to jakaś przedwstępna selekcja?
– Jeżeli tak, to ty na pewno odpadniesz pierwszy – mruknął Ryuji z ławki przed nim.
 Ciągle był na niego zły o ostatni przegrany zakład. Oczywiście nie, żeby nie umiał przegrywać, ale Kodai poszedł po najniższej linii oporu. Zakład był o to, który pierwszy zobaczy kobiece piersi, a on bezczelnie wykorzystał Henge i wlazł, jak gdyby nigdy nic, do damskiej szatni w łaźni. No ok, konsekwencje poniósł, bo dziewczyny szybko się zorientowały i obiły go tak, że na pewno zapamięta to na długo, ale punk zdobył.
– Wściekasz się, bo przegrałeś!
– Wcale nie!
– Możecie już przestać? Te wasze zakłady są coraz bardziej idiotyczne – warknęła Akane, która jak inne dziewczyny była na nich zła za takie podejście do kobiet. Najpierw wyścigi, kto pierwszy kogoś pocałuje, potem podglądanie w szatni i co będzie kolejne? Seks?
– No właśnie! – poparła ją Harumi. – Poza tym Sasuke–-nsei omal nie zginał, a wam takie głupoty w głowie.
– Przecież nie wiedzieliśmy o tym – próbował obronić się Kodai. – Nikt nam nic nie mówił, mnie mogliśmy go nawet odwiedzić w szpitalu.
Harumi prychnęła, ale nic już nie powiedziała. To prawda, w tamtym momencie nie mieli pojęcia o powadze całej sytuacji. Zresztą nawet teraz nie było do końca jasne, co się tak właściwie stało, poza tym, że został otruty. Jednak oni nie powinni się tak zachowywać.
– To Hideaki-san go uratował. Nie dość, że taki przystojny, to jeszcze jest bohaterem – westchnęła się z rozmarzeniem Nanako. – Po prostu ideał.
  Tak, tylko słyszałam, że jego interesuje tylko Naruto-sensei – podzieliła się swoimi informacjami kunoichi z drużyny Lee. – Ponoć nawet z tego powodu odwołał swój ślub, a teraz ma złamane serce. Biedny, szkoda go trochę.
 Nieprawda! To tylko głupie plotki – zirytowała się Nanako.
– Skąd niby wiesz?
 Bo większość plotek jest nieprawdziwa. To tak samo jak plotkują na wasz temat – zmierzyła spojrzeniem Kodaia i Ryujiego.
– Na nasz temat? – Kodai uniósł brwi. – Ale że niby co?
– A że niby to, że poszliście w ślady naszych mistrzów i macie coś do siebie – uśmiechnęła się słodko-ironicznie.
– Co?!
– Ej, a wiecie, że gdy oni mieli dwanaście lat, jeden został popchnięty na drugiego i wpadli na siebie tak, że się pocałowali? I to mniej więcej w miejscu, w którym teraz siedzicie? – przypomniał sobie Shinji. – Kiba-san mi mówił.
– Ta, jasne – powiedział powątpiewająco genin z drużyny Lee, wysoki jak na swój wiek, ciemnowłosy, wytrenowany chłopak. Niektórzy śmiali się, że jeszcze tylko zielony kombinezon i odpowiednia fryzura, a zacznie przypominać swojego mistrza.
– Ale to prawda! – upierał się Shinji. – I potem w końcu zostali parą. Ciekawe, czy gdybyście teraz wy…
– Zawsze możemy sprawdzić – przerwała mu Akane
Podeszła bliżej i zmrużyła oczy w taki sposób, że Kodai i Ryuji aż się wzdrygnęli. Chciała dać im nauczkę. Spojrzał porozumiewawczo na Sayuri i Harumi, które najwyraźniej od razu wyczuwając jej intencje, skinęły głowami. A potem, nim ktokolwiek zdążył zareagować, popchnęły Kodaia tak, że stracił równowagę i wpadł na Ryujego. Jednak o ile wiele lat temu pchnięty na Sasuke Naruto miał miękkie lądowanie, bo trafił na jego usta, tak ci dwaj teraz już niekoniecznie. Zderzyli się w taki sposób, że po chwili obaj jęczeli,  trzymając się za głowy.
– Odbiło wam? – mruknął w końcu Kodai, rozmasowując czoło. Nadal miał mroczki przed oczami.
– No właśnie! – Ryuji popatrzył na nie ze złością. Już czuł, że będzie miał sporego guza. – A ty złaź ze mnie! – warknął i zepchnął Kodaia.
– Co tu się dzieje? – usłyszeli głos i zwrócili wzrok na drzwi wejściowe.
– Nic, to nic, Iruka-sensei, wygłupialiśmy się tylko – mruknął Kodai, podnosząc się z podłogi. Zerknął na Ryujiego spod byka i odsunął się od niego na bezpieczną odległość. Teraz będzie musiał trzymać się od niego na dystans, żeby zdementować te idiotyczne pogłoski.
Iruka przyjrzał się obu geninom, nie do końca wierząc w to „nic”. Może dlatego, że to „nic” było guzami wielkości śliwki na czołach? Westchnął. Nawet nie musiała się zastanawiać, po kim to maja. W końcu Sasuke i Naruto już wielokrotnie napsuli różnym osobom krwi swoimi bójkami. Oby dzisiejszy obiad udał się bez żadnych komplikacji. Jeszcze będzie musiał zrobić zakupy, dlatego planował po prostu wydać geninom polecenia i iść do sklepu, żeby zdążyć ze wszystkim.
– Iruka-sensei, a to prawda, że Naruto-sensei i Sasuke–-sensei całowali się w tej klasie, gdy byli geninami? – zapytał Shinji, chcąc potwierdzić słowa Kiby i udowodnić, że miał rację.
– A ty co taki ciekawski jesteś? – usłyszał ostry ton i aż podskoczył, widząc Sasuke. – Mam ci urządzić jakiś dodatkowy trening, żebyś się nie nudził?
– Nie, nie, ja tylko…
– Draniu, daj spokój – powiedział nieco zawstydzony Naruto, który wszedł zaraz za nim i też słyszał pytanie.
– A wy co tu robicie? – zapytał zaskoczony Iruka.
Ich wizyta w tym momencie była mu całkowicie nie na rękę. Ustalono przecież, że nie będą angażować Naruto w całą sprawę, bo on, a już na pewno kilkadziesiąt czy kilkaset jego klonów, za bardzo rzucałoby się w oczy. To mogłoby zaalarmować spiskowców i zniechęcić do ich działań. Wczoraj przesłuchano Starszyznę, ale do niczego się jeszcze nie przyznali, więc musieli złapać chociaż kilku innych, żeby wyciągnąć z nich wszelkie informacje.  
– Chcieliśmy wznowić treningi, bo czasu do egzaminu jest coraz mniej, ale babcia Kodaia powiedziała, że jest w Akademii – wyjaśnił Naruto, jednocześnie uciekając wzrokiem od Sasuke, któremu staruszka znów wyrzuciła, że jest erotomanem i groziła laską.
– No właśnie, dlaczego musieliśmy tu przyjść – zapytał Kodai. – Nie jesteśmy już dzieciakami, które chodzą do Akademii.
– No właśnie. Jesteśmy geninami – poparł go Shinji.
Iruka westchnął. Im nowsze pokolenie geninów, tym bardziej bezpośrednie. Kto to widział, żeby kiedyś uczniowie zadawali masę pytań, zamiast wykonywać polecenia. Uwielbiał uczyć, miał dużo cierpliwości do dzieci, ale teraz przez nich i ich obiekcje musiał jakoś wybrnąć z tej sytuacji, nie wzbudzając podejrzeń Naruto i Sasuke.
 – Dzisiaj wieczorem, jak wiecie, przyjedzie do Konohy pierwszy pociąg i nastąpi oficjalne otwarcie linii kolejowej. Jesteście potrzebni, żeby wszystko odbyło się zgodnie z planem.
– Ja też mogę pomóc – zgłosił chęć udziału Naruto. – W końcu Gaara przyjeżdża i chętnie...
– Nie – przerwał mu Iruka, nie chcąc dopuścić, żeby się napalił na ten swój pomysł, bo wtedy bardzo ciężko byłoby go od tego odwieść. –To zadanie dla geninów, oni mają się wykazać – wymyślił na poczekaniu.
– A co konkretnie będziemy robić? – zapytała Sayuri.
– Zobaczycie. A teraz chodźcie ze mną, na miejscu przydzielę wam zadania.

*

Kiedy Iruka i genini wyszli, Naruto podszedł do ich dawnej ławki. Była już dość stara i ozdobiona wszelkiego rodzaju emblematami czy imionami, które uczniowie wypisywali, zapewne nudząc się na lekcjach.
– Budzi wspomnienia, co nie?
Wolno przesunął ręką po blacie, a potem usiadł na nim. Spojrzał na Sasuke, uśmiechając się. To pytanie Shinjego przywiodło wspomnienia tamtego dnia, gdy mieli po dwanaście lat i dopiero co zostali geninami.
– Ty i te twoje sentymenty – prychnął Sasuke, ale podszedł do niego.
– W końcu to był mój pierwszy pocałunek. Twój też, no chyba że o czymś nie wiem.
– Oczywiście, że nie wiesz. Przed tobą pocałowałem chyba każdą dziewczynę, żeby sprawdzić, która najlepiej nadaje się na odbudowę klanu – zironizował Sasuke, stając między jego udami i opierając się rękami o blat.
– I co? Uznałeś, że ja jednak byłem od nich lepszy? – Naruto uśmiechnął się szerzej, doskonale wiedząc, że Sasuke się z nim droczy.
– Nie, ty byłeś najbardziej beznadziejny. Dlatego stwierdziłem, że nie mam czego szukać w tej wiosce i odszedłem.
Naruto prychnął, ale jednocześnie zaplótł mu ręce na szyi i przyciągnął do siebie.
– Odwołaj to – zażądał, nadymając policzki.
Fakt, kiedyś zdenerwowałby się takimi słowami, ale to należało już tylko do przeszłości. Teraz byli razem. Teraz się kochali i planowali ślub.
– A jak nie, to co? – Sasuke chwycił go za włosy, odchylił mu głowę do tyłu i pocałował. – I nie nadymaj tak się, bo wtedy wyglądasz jak ta szkaradna maskotka żaby, którą byłem zmuszony dla ciebie wygrać, bo ty do rana byś nie trafił shurikenami w cele i przy okazji zrujnował nas finansowo.
– Gamakichi wcale nie jest szkaradny – zaoponował Naruto, choć chwilę mu to zajęło, bo kolejny pocałunek był dłuższy i bardziej intensywny.
– Co nie zmienia faktu, że nie chcę tego paskudztwa w łóżku. Tak samo jak poczwary. Może zostawimy go gdzieś bez smyczy i ktoś go ukradnie?
– Jesteś niemożliwy –  parsknął Naruto. – Głupi drań.
– No nikt o zdrowych zmysłach by się z tobą nie związał – stwierdził Sasuke i chwycił za suwak jego kamizelki.
– Co robisz? Jesteśmy w szkole!
– Zamknę drzwi. Dzisiaj dzień wolny, nikt nie przyjdzie.
– Nie, nie tutaj.
Naruto za wszelką cenę próbował się opamiętać. Próbował, bo z jednej strony to nie było miejsce na taki rzeczy, a z drugiej znów poczuł tę ekscytację, co przy ich pierwszych zbliżeniach. To dogryzanie, te sarkastyczne i często zwodnicze słowa, które potem przeradzały się w czystą namiętność. Miał nie tak dawno chwilę zawahania, ale potem na powrót uświadomił sobie, jak bardzo kocha Sasuke. I nieważne, że on był, jaki był. Teraz, z perspektywy czasu, jego zachowanie wydało mu się tak naprawdę czymś uroczym. Bo warto zauważać nie tylko słowa, a też ton głosu i gesty, nawet te najmniejsze, dla innych wręcz niezauważalne.
– Dlaczego? – Sasuke przylgnął do niego, patrząc tymi swoimi czarnymi oczami, które wydawały się być teraz takie miękkie.
– Tu był nasz pierwszy pocałunek i z tym chcę kojarzyć to miejsce.
– Znów te głupie sentymenty.
– Może i głupie. – Naruto zastanowił się. – I możesz z tego kpić, ale dla mnie to są ważne chwile. Tak samo jak nasze spotkanie w kryjówce Orochimaru. Jak nasza pierwsza i ostatnia walka w Dolinie Końca. Bo to jest coś, co nas łączy. To jest coś, co sprawia, że… – zamilkł na chwilę, bo rzadko kiedy mówili sobie takie słowa.
– Sprawia, że… – usłyszał cichy głos tuż przy uchu. – Dokończysz?
– Tak. – Uśmiechnął się, gładząc opuszkami palców twarz naprzeciwko siebie i patrząc prosto w oczy. – Po prostu cię kocham, Sasuke.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz