Witam
i zapraszam na kolejny rozdział. Po dwóch w bardziej lekkim klimacie wracamy
do głównego wątku fabularnego.
Oczywiście
jak zawsze dzięki za komentarze i miłego czytania:)
Zdążyli
przejść już jakiś kawałek drogi w zupełnym milczeniu, gdy Naruto nagle
przystanął. Zupełnie jakby podjął jakąś decyzję.
–
Sasuke, czekaj… – Złapał go za rękaw i odwrócił w swoją stronę. Już otwierał
usta, żeby coś powiedzieć, bo od dłuższej chwili tłukła mu się w głowie myśl,
żeby wreszcie wyjaśnić sobie kilka rzeczy, ale gdy ten na niego spojrzał,
stracił rezon. – No bo… Jak pójdę na misję, będziesz podlewał moje kaktusy? –
wydusił w końcu pierwsze, co ślina przyniosła na język.
–
Kaktusy? – zaskoczony Sasuke spojrzał na niego jak na idiotę. – Z tego co wiem,
kaktusy wytrzymują długi czas bez podlewania, a ty raczej nie wybierasz się w
najbliższym czasie na żadną misję.
–
Oj, draniu, niedługo dostanę swoją drużynę i na pewno Kakashi nas gdzieś wyśle.
–
Tak, do lasu, szukać zaginionych kotów. Już nie pamiętasz, co sami robiliśmy?
Sasuke westchnął. Im bardziej zbliżał się czas
przydziału do drużyn młodych geninów, tym większe miał wątpliwości. Co też go
podkusiło. Choć nie, to głupie pytanie. Dobrze wiedział co. Naruto. Jak zwykle.
Naruto i chęć rywalizacji z nim. Gdyby wybrał inną ścieżkę kariery, z pewnością
znów rozstali by się na dłuższy czas. A tego nie chciał. Już przemęczy się z
dzieciakami i pokaże temu młotkowi, że wyszkoli ich szybciej niż on. Oczywiście
nie powiedział tego Kakashiemu, gdy wręczał mu jakiś czas temu formularz o
przyznanie drużyny. Tym bardziej, że ich Hokage był tak tym zdumiony, że mrugał
tylko oczami, będąc pewnym, że coś mu się przywidziało. Dopiero po dłuższej chwili spojrzał na niego
pytającym wzrokiem, na co Sasuke tylko wzruszył ramionami. Jasne, mówił już
wcześniej, że tak zrobi, ale Kakashi dotąd jakoś mu nie wierzył. Jednak nie
zamierzał tłumaczyć swojej decyzji. Tym bardziej, że jedyne wytłumaczenie byłoby… dość dziwne.
–
Draniu, co ty gadasz. Zobaczysz, już niedługo będziemy chodzić na misje rangi
A! – Naruto roześmiał się i założył ręce za głowę. – Kakashi-sensei wie, że pod
moją opieką nic im nie grozi.
–
Czasami mam wrażenie, że ty sam potrzebujesz opieki – mruknął Sasuke i ruszył
dalej.
–
Co żeś powiedział? Sasuke! – wrzasnął Naruto, który jednak to usłyszał i
pobiegł za nim. No co jak co, ale nie pozwoli się obrażać. On zaraz pokaże temu
zarozumiałemu, wrednemu bucowi, kto tu będzie potrzebował opieki, jak z nim
skończy. O tak! Jeszcze będzie go błagał o litość, jak mu skopie tyłek. Albo w
sumie… Ten tyłek był bardziej przydatny do innych, zdecydowanie
przyjemniejszych rzeczy. Naruto uśmiechnął się sam do siebie. Najpierw podleje
kaktusy, a potem… Zadowolony z siebie pobiegł przodem.
Dość
szybko dotarli do jego kawalerki, w której, jak zwykle zresztą, panował okropny
bałagan. Sasuke musiał uważać, gdzie stawia krok, bo Naruto już się omal nie
przewrócił, potykając się o karton po mleku, który, nie wiedzieć czemu, znalazł
się w przedpokoju.
–
Młotku, to wygląda jak obraz po wojnie – stwierdził, nie wiedząc, czy jest bardziej
zaskoczony, rozbawiony czy zniesmaczony tym widokiem.
–
Weź się już nie czepiaj, draniu! – burknął Naruto. – Przez tego cholernego
Kakashiego nie miałem nawet czasu posprzątać. Musiałem się zrywać o nieludzkich
godzinach, a jak wracałem, to nie miałem siły nawet wyrzucić śmieci.
–
Ale kaktusy mają się całkiem nieźle – zauważył Sasuke, widząc, że na jednym
zakwitł nawet czerwony, drobny kwiat.
–
No nie? Bo o nie to ja akurat dbam. – Naruto wyraźnie się ucieszył z tego
komplementu. – Ino dała mi ostatnio taki specjalny nawóz, no wiesz, żebym je
podlewał i żeby miały lepiej.
Sasuke
zrzucił brudne ubrania z krzesła i usiadł na nim, robiąc sobie też trochę
miejsca na stole, żeby oprzeć łokieć. Oczywiście kosztem podłogi, bo na nią
zepchnął wszystkie rzeczy, tworząc jeszcze większy bałagan.
–
Mój krzak pomidora trochę uschnął – odezwał się w końcu, obserwując zmagania Naruto
z podlewaniem roślin. – Jego trzeba częściej podlewać niż kaktusy.
–
Aha. – Naruto pokiwał głową. – No widzisz, jakbym wiedział, to bym ci go
podlał, kiedy wróciłem do wioski. Chociaż za te twoje ostatnie docinki
powinienem ci do niego nasikać – mruknął już ciszej pod nosem i na szczęście
Sasuke tego nie usłyszał.
–
No właśnie – Sasuke podłapał jego wcześniejsze słowa. – Jak zacznę chodzić na
misje, przydałby się ktoś, kto by go doglądał – ciągnął.
Jedną
rękę miał schowaną w kieszeni, z której znajdowały się metalowy przedmiot,
który chciał dać Naruto. Już wcześniej, podczas misji w Kraju Wiatru się nad
tym zastanawiał, ale nawet po powrocie nie bardzo wiedział, jak zacząć ten
temat. On, Sasuke Uchiha, uważany powszechnie za geniusza, miał problem z czymś
takim! Teraz trafiła się idealna okazja, ale cholera wie, jak zareaguje Naruto.
To znaczy, domyślał się, że się ucieszy, ale jeżeli po tym wszystkim zacznie
się głupio śmiać i chlapnie jakimś głupim tekstem, to będzie musiał go naprawdę
zabić.
–
Możesz go oddawać na czas misji do szklarni. Albo do kwiaciarni Ino, tam na
pewno… No co? – Naruto przerwał i spojrzał na Sasuke ze zdziwieniem, widząc
rosnącą na jego twarzy irytację. Nie rozumiał go. Owszem, zdawał sobie sprawę,
że miał czasami naprawdę głupie pomysły, ale ten był akurat bardzo dobry i ten
drań mógłby mu podziękować za znalezienie tak świetnego rozwiązania. W końcu
Sakura też tak robiła ze swoimi roślinami. I jakoś…
–
Naruto… – Sasuke aż westchnął ciężko. Dlaczego ten młotek nie mógłby być choć
trochę bardziej domyślny? Oczywiście nikt nie oczekiwał od niego intelektu na
miarę Shikamaru, no ale czasem mógłby ruszyć głową i nie stawiać go teraz w
niezręcznej sytuacji. Zacisnął ręce tym, co miał w kieszeni i rozejrzał się po
mieszkaniu. Ten chlew naprawdę trzeba było posprzątać. Wstał z krzesła i zmusił
broniącego się rękami i nogami Naruto do sprzątania.
Było
już bardzo późno, kiedy podłoga w kawalerce znów zaczęła przypominać podłogę, a
śmieci upchane w worki stały w kącie. Naczynia były pozmywane, stół
sprzątnięty, a kaktusy właśnie podlewane. Przy tej ostatniej czynności Naruto
pomyślał, że naprawdę mógłby zająć się tymi pomidorami Sasuke, kiedy go nie
będzie. Co prawda nie znał się za bardzo na ogrodnictwie i w mieszkaniu miał
same kaktusy, ale co to za filozofia podlać od czasu do czasu jakiś krzak? Po
prostu zabrałby go na jakiś czas do siebie i…
–
Naruto… – Sasuke spojrzał mu przez ramię, gdy zauważył, jak woda zaczyna lać
się z parapetu, a on ciągle trzyma przechyloną konewkę. Chyba musiał się
zamyślić, bo aż podskoczył, gdy potrząsnął go za ramię. – Młotku, co ty
wyprawiasz?
–
A, no wiesz, tak jakoś… – zaśmiał się Naruto i potargał włosy, odstawiając
prawie pustą konewkę na stół. Jeden z kaktusów miał w doniczce płynne błoto
zamiast ziemi. No nic, wyschnie, ciepło jest.
Sasuke
tylko pokręcił głową. I on mu naprawdę miał powierzyć swoje pomidory? No dobra,
to był tylko pretekst, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak może wyglądać
jego mieszkanie pozostawione w rękach Naruto na dłuższy czas. Co, jeżeli kiedyś
wróci i zastanie taki bajzel, jak dzisiaj w kawalerce? Aż się wzdrygnął na
wyobrażenie swojego mieszkania w takim stanie, ale po chwili zastanowienia
ostatecznie machnął na to ręką. W końcu przecież podjął już decyzję. Ryzykowną,
bo ryzykowną, ale był ninja, całe jego życie miało w sobie ryzyko. Co prawda nie
takie jak to jedno i konkretne, które stało teraz na wprost niego i było nie
dość że zagrożeniem dla siebie, ale i dla innych, jednak... No cóż… Nie będzie
łatwo, ale on już nauczy tego młotka dbania o porządek. Jak nie argumentami
słownymi, to… To się zobaczy.
–
Masz – mruknął i wepchnął mu coś w rękę. – Tylko nie zgub. I nie zrób z moimi
pomidorami tego, co z tym kaktusem. – Odwrócił się i uznał, że wypadałoby
wynieść te śmieci.
Naruto
zamrugał oczami, gdy zobaczył, co trzyma w ręce. To były klucze. Klucze Sasuke,
bo miały charakterystyczny breloczek z logiem klanu Uchiha – czerwono-białym
wachlarzem. W pierwszym momencie był tak zdezorientowany, że dopiero po chwili
coś zwróciło jego uwagę. To jednak nie mogły być klucze Sasuke. Te w jego ręce
były nowe, nie nosiły żadnych śladów użytkowania, żadnych zadrapań, jakie zazwyczaj robiły się po upadku na jakąś
twardą powierzchnię, poza tym miały ostre, niewyślizgane ząbki.
Zacisnął
na nich mocno palce, aż metal wbił mu się w skórę i uśmiechał się tak szeroko,
że zaczęły boleć go policzki. To była ostatnia rzecz, której by się spodziewał
po Sasuke. A to chyba znaczyło, że... Przypomniał sobie śmiech Ino, kiedy nawet
nie brała pod uwagę, że mogliby być razem. Jakby zapomniała, że Naruto zawsze
robił wszystkim na przekór. Miał swoją drogę ninja, której się trzymał i teraz
razem z Sasuke będzie tak samo.
Schował
klucze do kieszeni i w końcu – całkowicie dobrowolnie! – posprząta bałagan,
który zrobił ze swoimi biednymi kaktusami.
–
Przynajmniej jak ten drań wróci, to nie będzie mówił, że jest chlew – mruknął
do siebie, zbierając z parapetu rozmokłą glinę.
Ten
jeden raz go zaskoczy, bo znając go, cały wieczór narzekałby później i pouczał
go, żeby pod żadnym pozorem jego mieszkania nie doprowadził do takiego stanu
jak swojej kawalerki. A może... O tak! Wpadł na genialny pomysł. To było... To
było coś! Skoro Sasuke był takim pedantem, on też dorobi klucze i mu je da.
Może wtedy nie będzie musiał się przejmować bałaganem? Tak, to był naprawdę
genialny pomysł!
–
No i co się tak uśmiechasz, młotku? – usłyszał i podskoczył, o mało nie
upuszczając kaktusa, którego chciał przenieść do kuchni.
–
Draniu! Nie strasz mnie! – Naruto prawie podskoczył, ale jego usta rozciągnęły
się w jeszcze większym uśmiechu, którego po prostu nie umiał powstrzymać. Bo co
to wszystko znaczyło? Sasuke dał mu klucze do siebie. To zupełnie tak, jakby…
–
Wyglądasz jeszcze bardziej jak młotek, kiedy się tak głupio szczerzysz – mruknął
Sasuke, nie patrząc na niego.
Nie
chciał, żeby poruszył niewygodny temat i zaczął zadawać pytania. Bo co miałby
niby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dał mu te klucze? Pomidory były dobrą
wymówką do przemilczenia tematu, ale na pewno marną odpowiedzią w jakichkolwiek
poważniejszych rozmowach. Na szczęście Naruto nie powiedział nic, tylko nadal
irytująco się uśmiechał, czego Sasuke jednak już dla własnego dobra nie
skomentował. Teraz musiał zająć go czymś innym. Czymkolwiek. Zwoje. Tak, właśnie,
miał z nim na ten temat porozmawiać. I tak już za długo to odwlekał.
Chwycił z podłogi swoją torbę i wyciągnął
jeden z nich, po chwili rozwijając go na kuchennym stole.
–
Zabieraj stąd tego kaktusa, chcesz zniszczyć coś tak cennego? – odwrócił się,
gdy Naruto z doniczką, z której nadal lała się woda, pochylił się nad nim,
chcąc sprawdzić, co tam ma.
–
Znowu same szlaczki – mruknął, mamrocząc coś pod nosem i odstawiając kaktusa do
zlewu. Lepiej, żeby porządnie obciekł.
–
Żadne szlaczki. – Sasuke aktywował Sharingana i Rinnegana. – Pamiętasz tę
technikę przez którą wylądowałeś w szpitalu? Te zwoje dużo wyjaśniają –
powiedział, widząc nagłe zainteresowanie Naruto.
–
To znaczy? No mów, draniu – Naruto zupełnie nieświadomie chwycił kaktusa za
górną część i wbił sobie w rękę kilka igieł. Syknął i rozprostował dłoń,
próbując je wyłuskać.
Sasuke
tylko westchnął i przewrócił oczami. Naruto, mimo że bez wątpienia bohater
Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi, czasami naprawdę zachowywał się jak rasowy
młotek. No ale w końcu skądś to określenie się wzięło. Tylko że w takich
chwilach Sasuke nabierał naprawdę poważnych wątpliwości, czy wtajemniczanie go
w tak zaawansowane i niebezpieczne techniki to dobry pomysł. Tak naprawdę,
myśląc stuprocentowo racjonalnie, powinien ukryć ten zwój i nic nie mówić
Naruto, ale niestety, ostatnimi czasy miał kłopoty z takim zupełnie racjonalnym
myśleniem. Dał się złapać Shikamaru, a potem Saiowi, na obściskiwaniu się z tym
głąbem, a to już stanowiło podstawę do poważnych obaw. Przy Naruto tracił
czujność, tracił zdrowy rozsądek! I co z tego, że żyli w czasach pokoju. Był
shinobi do cholery! Więc powinien nic nie mówić, ale… No właśnie, „ale”. Ta
technika dotyczyła Naruto w takim samym stopniu jak jego, dlatego nie mógł tego
przed nim ukrywać.
–
Pamiętasz, że Madara kontrolował Kyuubiego za pomocą Sharingana? – zapytał,
choć to było pytanie retoryczne.
–
Tak… – odpowiedział Naruto, a jego oczy trochę ściemniały. – Jak mógłbym nie pamiętać…
– dodał nieco dziwnym głosem.
Sasuke
przez chwilę spojrzał na niego z niezrozumieniem i dopiero po chwili uświadomił
sobie, że tamta noc… To przecież był dzień jego narodzin, dzień, w którym
zginęli jego rodzice.
–
Tak więc ta technika, działa podobnie – kontynuował, widząc, że mimo wszystko
Naruto jednak czeka na wyjaśnienia. – Do tego jest potrzebna chakra ogoniastych
i Sharingan wzmocniony Rinneganem…
–
Czyli możliwości Mędrca Sześciu Ścieżek? – Naruto w tym wypadku sprawnie
połączył fakty. Na ten temat wiedział dokładnie tyle samo co Sasuke. – Tylko że
o ile ja mam moc jinchuuriki, to nie posiadam twoich oczu i na odwrót. Żaden z nas nie spełnia wymagań.
–
Żaden z nas osobno nie… Ale… – Sasuke zawahał się. Cholera, to był ciężki temat
z którym zmagał się od czasu odczytania tych zwojów.
–
Ale? – Naruto zmrużył oczy, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
–
Ale przy połączeniu naszych zdolności jest to możliwe. Tylko…
–
Super! – Naruto prawie podskoczył, a oczy mu się zaświeciły. Jakaś nowa super
ekstra technika. Cholera, już dawno nie czuł takiego podekscytowania.
–
Nie chcesz nawet wiedzieć, na czym polega ta technika? – Sasuke westchnął,
kładąc głowę na ręce. Naruto był czasami naprawdę za bardzo nadpobudliwy.
Jednak w tym wypadku był pewien, że zaraz ten jego entuzjazm zgaśnie tak
szybko, jak powstał… – Naruto… Ja Sharinganem mogę kontrolować przeciwnika,
patrząc mu w oczy. Ta technika… To działa jak takie zbiorowe genjutsu… Coś
takiego, jak…
–
Nieskończone Tsukuyomi – przerwał mu Naruto. – To…
–
Tak… W zasadzie tak, choć oczywiście nie na taką skalę. Jednak to bardzo
potężna i niebezpieczna technika. Ten, kto zdoła nad nią zapanować, stanowi
zagrożenie dla innych… Sam rozumiesz… Dlatego ukryłem treść tych zwojów przed
wszystkimi, nawet przed Kakashim. – Sasuke spojrzał na niego wymownie.
–
Tak, rozumiem. – Naruto zmarszczył brwi.
Może
i w niektórych sprawach wychodził na głupka, ale to… Za dużo przeżył na wojnie,
żeby nie rozumieć. Miał świadomość, że razem z Sasuke byli najsilniejszymi
shinobi i obaj byli związani z Konohą. Inne kraje milcząco to tolerowały, choć
było jasne, że gdyby znowu wybuchł konflikt na skalę globalną, Konoha miałaby
znaczną przewagę. W końcu to oni dwaj ocalili świat, nikt inny nie mógł się z
nimi równać. Wiadomość, a nawet
pogłoska, że ich moce mogą znacznie wzrosnąć przez znalezione w Kraju Wiatru
zwoje, na pewno nie zostałaby dobrze przyjęta. Obawy mogłyby się pogłębić, a to
właśnie ludzie, którzy czują się zagrożeni, są zdolni do wielu desperackich
kroków. Czasami głupich, czasami zupełnie nieprzemyślanych i niepotrzebnych,
ale jednak uczucie strachu robi swoje.
– Chcę ukryć ten zwój – oznajmił Sasuke. –
Ukryjemy go w bezpiecznym miejscu, o którym tylko my będziemy wiedzieć.
–
CO?! Zwariowałeś?! – Naruto wytrzeszczył na niego oczy. – Musimy go zniszczyć!
Co jak... jak... dostanie się w czyjeś ręce? To zbyt niebezpieczne, Sasuke! Nie
możemy dopuścić do kolejnej wojny. Madara był manipulowany. Co jeśli znowu
Czarny Zetsu jakoś się wydostanie, albo... Nie, zniszczymy go. Nic nie będziemy
mówić Kakashiemu. Jutro pójdziemy gdzieś za wioskę i...
–
Zgłupiałeś? – prychnął Sasuke. – To zbyt cenne, nie możemy tego zniszczyć. W
tym momencie mamy pokój, ale nie wiesz, ile potrwa. Jako shinobi Wioski Liścia
musimy zadbać o to, żeby jak najlepiej ją chronić.
–
Ale nie takim kosztem! – zaprotestował Naruto. – To zbyt niebezpieczne dla
innych, draniu! Co, jeżeli ktoś się dowie... Ta technika… I… I ty... – zamilkł
nagle, jakby powiedział coś, czego nie chciał.
Sasuke
zmarszczył brwi, widząc jego niepewną minę. Pokręcił głową i wstając od stołu,
zwinął z powrotem zwój.
–
Chcesz powiedzieć, że nie wiesz, czy nie użyję tej techniki przeciwko ludziom?
– Spojrzał chłodno na Naruto.
–
Nie, Sasuke, naprawdę nie to miałem na myśli, ja tylko... – Naruto próbował się
wytłumaczyć, ale Sasuke mu przerwał.
–
Nie mam zamiaru niszczyć tego zwoju. Jest zbyt cenny – powiedział zimnym tonem
i spakował go do torby. – Może i chcesz wierzyć w pokój, Naruto – dodał, mrużąc
oczy. – Ale jesteśmy shinobi. Musimy przygotować się na każdą ewentualność.
–
Teraz jest inaczej! Wioski zrozumiały, że tylko pokój może nam pomóc i...
–
Nie – przerwał mu Sasuke. – Nie zniszczę tego zwoju. Ukryję go, czy ci się to
podoba, czy nie! Kakashi dostanie z powrotem identyczny, tylko ze zmienioną
treścią, a ty nie piśniesz pary z ust na ten temat! – rzucił nieznoszącym
sprzeciwu tonem.
Wyszedł
z mieszkania, zanim Naruto zdążył się otrząsnąć i go zatrzymać. Był wściekły.
Złość aż go rozsadzała, bo czy Naruto naprawdę chwilę wcześniej próbował mu zasugerować,
że... że naprawdę mógłby użyć tej techniki do swoich celów? Aż tak mu nie ufał?
Naruto
chodził po pokoju, nie mogąc się uspokoić. Kiedy trzasnęły drzwi, miał zamiar
wylecieć z mieszkania za tym draniem i wyperswadować mu z głowy głupie pomysły,
jak trzeba będzie to nawet przy użyciu Rasengana, ale chakra Sasuke nagle
zniknęła. Był dobry w ukrywaniu się i Naruto dobrze wiedział, że jeżeli nie
chciał zostać znaleziony, tak właśnie będzie.
–
Idiota – prychnął pod nosem.
Był
zły z dwóch powodów. Jednym był zwój. Ta technika… Ona była naprawdę cholernie
niebezpieczna i gdyby wpadła w niepowołane ręce… W tym momencie tylko oni dwaj
– i to wyłącznie przy współpracy – mogliby jej użyć, ale kto wie, co się zdarzy
w przyszłości. W końcu wojna pokazał im jak działa kontrola nad ludźmi. Ta
technika za bardzo przypominała mu to, co się działo jeszcze nie tak dawno. Czy
Sasuke już o tym zapomniał? I jeszcze chciał zmodyfikować treść skryptu. Czy on
nie widział podobieństwa w swoim działaniu do tego, co zrobił Zetsu? Owszem
jego intencje były zupełnie inne, ale… Naruto zacisnął recie. No właśnie!
Intencje. Jak Sasuke mógł w ogóle pomyśleć, że on mu nie ufa. Po tym wszystkim,
co razem przeszli, po tym wszystkim, co się ostatnio między nimi działo.
Naruto nie rozumiał go, ale im dłużej o tym
myślał, odczuwał też coraz bardziej nieprzyjemny ścisk w żołądku. Od powrotu z
Sasuke nigdy nie pokłócił się z nim tak na poważnie. Owszem, codziennie
sprzeczali się o różne rzeczy, ale teraz… Teraz to było coś zupełnie innego.
Usiadł na krześle i włożył ręce do kieszeni, znów natrafiając na przedmiot,
który wcześniej tam włożył. Klucze do mieszkania Sasuke. A niech to szlag. Jak
w ciągu kilkunastu minut jego nastrój zmienił się tak radykalnie. Wcześniej był
szczęśliwy i uśmiechał się jak wariat, a teraz… Co ten cholerny drań sobie
myślał!
Sasuke
przeskakiwał między dachami budynków, czując, że zaraz nie wytrzyma i wyładuje
się na czymś za pomocą Chidori. Było już ciemno, więc przemykał niezauważalnie,
starając się za wszelką cenę ukryć swoją chakrę. Naruto wkurzył go tak bardzo,
że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu nie chciał go widzieć. Bo co niby
miały znaczyć te wszystkie słowa o przyjaźni, którymi zawsze go atakował i
przyprawiał o ból głowy, skoro teraz nie ufał mu w takiej sprawie. Czy nie
udowodnił mu już, że całkowicie porzucił swoje dawne plany? Że zrozumiał, że to
i tak do niczego by nie prowadziło? Że uwierzył mu na tyle, żeby dać się po
wojnie dobrowolnie wsadzić za kratki, nie mogąc się ruszyć ani korzystać z
chakry? Przecież wcale nie musiał tego robić, był na tyle potężny, że mógł
równie dobrze uciec i żyć po swojemu. Ale tego nie zrobił. Nie zrobił, bo
zaufał Naruto całkowicie. Jednak, jak widać, on nie do końca ufał jemu.
Boże, ten rozdział zaczął się tak wspaniale. Taka piękna scena, Sasuke daje klucze Naruto i...! A zakończenie? Aż serce się kraja. Mam nadzieję, że szybko się pogodzą. Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że teraz nie tak łatwo będzie im się pogodzić :) nie żeby kłótnia była taka wielka i straszna, ale każdy z nich ma swoje racje i jakoś nie widzę, by przyznawał się przed tym drugim do błędu. Czyżby sytuacja miała się rozładować na weselu, na którym pięknie wpadną ze swoim związkiem i Sakura wreszcie się dowie? :D Ach, gdybanie... :)
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemny, ale kiedy jest tyle akcji między chłopakami, to wydaje się, jakby miał zaledwie kilka linijek. Minęło w sekundę, a teraz tydzień oczekiwania, ech, ech ;)
Dużo weny!
C.
Czy ty chcesz mnie zabić? Coś rakiego... Wrrrr... Koniec swiata... A teraz to już na pewno uschne z ciekawości do następnej części i będziesz mnie mieć na sumieniu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA było tak pięknie na początku. Tak sielankowo i uroczo. Sasuke mógł nie pokazywać jednak tych zwojów. No i klops. Pokłócili się. I to tak na poważnie. Ciężko będzie im się pogodzić. Ale mam nadzieję że szybko to im się uda bo ich nastrój jest moim nastrojem. Trochę smutno mi się zrobiło po tym rozdziale jakbym to ja pokłóciła się ze swoim chłopakiem (gdybym w ogóle go miała). Czekam na szybkie pogodzenie się. Ale czuję coś że przez tą kłótnię i niezrozumienie się Sasuke może będzie chciał pójść z Sakurą na ten ślub. A jak Sasuke zaprasza Sakurę to Naruto od razu Hinatę. Ech, same problemy z nimi. No ale mam nadzieję że do tego nie dojdzie i w następnym wszystko się wyprostuje.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciągu dalszy i życzę duuuuużo weny.
Juliet
Bardzo fajne opowiadanie i czekam cierpliwie na kolejne notki... Lecz muszę się spytać, kiedy można się spodziewać kolejnej notki opowiadania "Rywale" ??
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać niedługo i już dopisać do końca. Jakoś nie miałam motywacji. Ale jak wróci wena, to na pewno już na całą końcówkę.
UsuńJa w Ciebie wierzę i mam nadzieję, że wena Ci dopisze... Niestety mnie wena opuściła...
UsuńŻyczę powodzenia i dużo weny :D
Działa <3 kamień z serca :)
OdpowiedzUsuńC.
Hej,
OdpowiedzUsuńpoczątek piękny, Sasuke wręcza klucze do mieszkania, a końcówka serce się kraje, ale Naruto wykorzystaj teraz klucze które masz, mam nadzieję, że szybko się pogodzą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia