Ostatni
taki rozdział wrzucony wcześniej, następny pojawi się za półtora tygodnia.
Dziękujemy za wszystkie komentarze, nie miałyśmy czasu odpisać, ale zawsze
czytamy i każdy naprawdę cieszy.
Rozdział miał się pojawić za trzy
dni, ale skoro ma to podbudować na jutrzejszym egzaminie naszą czytelniczkę, to
– naprawdę w ramach wyjątku – wklejamy dzisiaj.
Sasuke
skończył swoje zadanie dość szybko. Minęły niecałe dwa dni, a on już
wracał do Konohy, trzymając w kieszeni spodni zwój, który miał za zadanie
zdobyć. Musiał przyznać, że nie było łatwo. Nie spodziewał się tego. Ci
shinobi, którzy okazali się być jego przeciwnikami, użyli jakiegoś
oślepiającego jutsu, przez które nie był w stanie używać żadnych technik
ocznych. Był zdany jedynie na swój instynkt i siłę fizyczną. Niezłe posunięcie
– pomyślał, będąc pewny, że to wszystko specjalnie było zaplanowane tak, żeby
uderzyć w ich najsłabsze punkty. I tu musiał też przyznać rację Naruto. Walka fizyczna
wyczerpała go dużo bardziej, niż używanie nawet najbardziej zaawansowanych
technik. Jego chakra była na wykończeniu. Teraz musiał tylko dostarczyć zwój do
Kakashiego i w końcu mógł wrócić do domu i się przespać.
–
Sasuke-kun! – usłyszał, gdy tylko wszedł do głównej siedziby Hokage.
Sakura,
której oczy na jego widok rozszerzyły się jak spodki, zerwała się z krzesła i
rzuciła mu się na szyję, ściskając go z całej siły. Wyglądała, jakby coś ją
opętało.