Zbliżamy
się do końca pierwszego tomu. Dziękujemy wszystkim, którzy czytają i komentują.
Jak
zrobiłam symulację książki, to wyszło ponad trzysta stron, choć pewnie z
akapitami i innymi zabiegami będzie więcej :) Nawet chcemy sobie wydrukować na
pamiątkę :)
Mimo
że mieli wstać najwyżej dwie godziny później, do biblioteki dotarli dopiero
około dziesiątej. Obojgu za dobrze się spało i kiedy zadzwonił budzik, Naruto tylko
zarzucił Sasuke rękę na kark, przyciągając go do siebie i lokując się wygodnie
w zagłębieniu jego obojczyka. Mruczał przy tym coś przez sen, ale żaden z nich
nie byłby w stanie powiedzieć, co konkretnie.
Wchodząc,
zwrócili uwagę, że wszyscy już są, a Sakura tłumaczy coś na rozwiniętym na stole
zwoju. To był zapewne ten sam co wczoraj, zanim bibliotekarka ich wyrzuciła.
–
No wreszcie jesteście – rzuciła, gdy ich tylko zobaczyła. W końcu niepisana,
ale przyjacielska umowa między kandydatami na jounina była taka, że z
niektórymi omawianymi zagadnieniami musieli czekać, aż zjawią się wszyscy.
–
Chyba się nie wyspaliście – stwierdził pogodnie Sai, widząc ich zmizerniałe
twarze.
Shikamaru,
który w tym momencie się odwrócił, aż złapał się za głowę. Ten plaster na szyi
Naruto… Westchnął zrezygnowany. Oj, będzie ciężko z nimi. Ciężej, niż się spodziewał.
–
Naruto-kun, nic ci nie jest – zapytała zaniepokojona Hinata, która też
dostrzegła opatrunek.
–
A nie, nic, dzięki Hinata. Zadrasnąłem się, nic wielkiego… – Nerwowy śmiech
rozniósł się po sali.
–
Naruto, wszyscy wiedzą, że draśnięcie Kyuubi leczy w kilka chwil. Znowu żeście
się potłukli? – Sakura westchnęła ciężko. – Siadajcie i zaczynamy – wskazała im
dwa krzesła, które już na nich czekały.
Naruto,
mimo ze starał się skupiać na słowach Sakury, cały czas rzucał ukradkowe
spojrzenia Sasuke. Zrobili to. On to zrobił. Wczoraj Sasuke był jego, był tak
blisko, że bliżej już nie można. Aż przeszły go dreszcze przyjemności. Chyba
zagapił się na chwilę, bo poczuł mocne kopnięcie pod stołem. Rozejrzał się
zdezorientowany i dostrzegł wymowną minę Shikamaru. A, tak… Racja. Mieli być
ostrożni. Ale jak tu być ostrożnym, gdy Sasuke siedzi obok niego i wygląda jak
wygląda. Ta jego twarz, gdy wczoraj się kochali… Dobra, Naruto Uzumaki, opanuj
się – zacisnął ręce w pięści.
–
Pieczętowanie żywych... hm... bytów jest najtrudniejszą sztuką – mówiła Sakura,
która dzisiaj tłumaczyła zagadnienie z taką determinacją, jakby od tego miało
zależeć jej życia. Wczoraj miała czas, żeby przestudiować wszystko jeszcze raz,
zwłaszcza, że Tsunade pozwoliła jej wejść ze sobą do tajnego archiwum. Była
Hokage sama musiała coś sprawdzić, więc Sakura skorzystała z okazji i przejrzała
pozostałe dokumenty, które dotyczyły technik pieczętujących. Jej wiedza obecnie
wykraczała poza wszystkie informacje, do których mogli dojść w bibliotece, więc
zyskała uwagę Sasuke. – Jak już wam wcześniej mówiłam, specjalizował się w tym
klan Uzumakich i to on najlepiej opanował tę sztukę. Początkowo zaczynali od
najmniejszych rzeczy, ale później udało im się dojść do perfekcji. Naruto, nie
bez przyczyny twoja mama była jinchuriki – umilkła na chwilę i spojrzała na
niego. – Jak już pewnie wiecie, każda wioska używała innego rodzaju technik do
zapieczętowania bestii w ciele nosiciela. Kakashi-sensei, to znaczy nasz
Hokage, zorganizował specjalną grupę shinobi, którzy zajmowali się
pieczętowaniem, żeby zbadać technikę Dziewięciu Konsumujących Pieczęci
Duchowych Smoków, którą używało Akatsuki. Pain wyciągnął z ciał jinchurikich
bestie i pieczętował je w posągu. Ta technika była bardziej skomplikowana od tej,
dzięki której twoi rodzice, Naruto, zapieczętowali Kuramę. Składała się z
pieczęci, których najprawdopodobniej używał sam Mędrzec Sześciu Ścieżek i była
najbliższa tej, którą sam użył na sobie, żeby zapieczętować
dziesięcioogoniastego – przerwała na chwilę, żeby zaczerpnąć oddechu. – Teraz
mam wzór techniki, której twój tata użył na tobie, ale na drugim zwoju mam te,
które używano na pieczętowaniu w innych wioskach. Możemy je porównać. Wtedy
najlepiej zrozumiecie, jak działają te techniki…
Zaraz
po tym, gdy skończyła, padło wiele pytań. Nic dziwnego, to był trudny temat. Sakura
tłumaczyła wszystko cierpliwie. Jak zwykle najwolniej nowe informacje przyswajał
Naruto, co ją czasami irytowało. Sasuke i Shikamaru oczywiście zrozumieli
wszystko za pierwszym razem i nawet zauważyli kilka rzeczy, na których ona nie
zwróciła uwagi.
–
Ale o co chodzi z tymi nieparzystymi pieczęciami? – zapytał Naruto i zmarszczył
brwi, przyglądając się dwóm zwojom. – Bo ta pieczęć od Akatsuki, o której
mówiłaś, nasi shinobi ustalili, że składała się chyba z siedmiu pieczęci, a
nie...
–
Naruto, już ci mówiłam. – Sakura westchnęła. Chciała już przejść do kolejnych
rzeczy, o których sporo czytała, a miała nadzieję, że Sasuke też tego jeszcze
nie wiedział. Dzisiaj czuła, że naprawdę zyskała jego uznanie i po wszystkim
może...
–
No tak, ale mówiłaś, że...
–
Naruto! – zniecierpliwiła się już naprawdę. – Przecież już to pięć razy
tłumaczyłam. Spowalniasz nas! To są najprostsze rzeczy. Twój klan się w tym
specjalizował, do cholery!
–
No ale...
–
Pieczęć nie wyjdzie, dopóki nie będzie parzystej liczby w pierwszym rzędzie. –
Sakura uderzyła ręką w stół, zwracając uwagę innych ludzi siedzących w
bibliotece. W tym i bibliotekarki, która spojrzała na nich groźnie, ale jeszcze
nie wstała ze swojego miejsca. – Nie wyjdzie i już, takie są zasady. Naukowcy
pod tym względem nie są pewni, więc dopiero to badają. Czy ty musisz wszystko
wiedzieć od razu? Przecież i tak tego nie załapiesz!
–
Później do tego usiądziemy, młotku – odezwał się nagle Sasuke, skutecznie
uciszając Sakurę. Nie umknął jej też fakt, że Naruto spojrzał na niego i
uśmiechnął się tak jakoś ciepło. Cieplej niż zazwyczaj. A w odpowiedzi dostał
lekko, prawie niedostrzegalnie uniesione kąciki ust. Cholera, dlaczego, kiedy
to ona prosiła Sasuke o pomoc, zwykle się irytował, a przy Naruto nigdy nie
wykazywał najmniejszych oznak zniecierpliwienia? A może myślał, że skoro ona
była, no nie oszukujmy się, inteligentniejsza, to powinna te rzeczy, o które
pytała, już wiedzieć? W końcu Naruto z całej ich trójki zawsze najsłabiej
przyswajał sobie wiedzę, a oni byli przyjaciółmi, więc może Sasuke naprawdę nie
chciał dać po sobie pokazać, że zapewne uważa go za głąba i tłumaczył mu wszystko
z anielską cierpliwością? W takim razie może i ona powinna…
–
Dobra. Słuchaj, Naruto – zaczęła jeszcze raz, powoli wszystko wyjaśniając.
Zauważyła, że nie tylko Naruto, ale i Kiba robi jeszcze jakieś notatki. Też
najwyraźniej nie zrozumiał, choć pewnie wolał się nie wychylać. Po wczorajszym
dniu zachowywał się jakoś dziwnie. Niby wygrał pojedynek, bo Naruto zwyczajnie
sobie odpuścił, ale zamiast się cieszyć, był jakiś taki cichy. To do niego
zdecydowanie nie pasowało. Już z samego rana zauważyła, że Hinata próbowała z
nim rozmawiać, ale nie dowiedziała się chyba niczego konkretnego, bo kiedy ją o
to zapytała, pokręciła po prostu głową. – Czy wszystko już jasne? – zapytała,
kończąc tłumaczyć technikę. Naruto pokiwał głową, więc albo zrozumiał, albo nie
chciał jej już irytować. – W takim razie przechodzimy do kolejnego zagadnienia.
Następne
trzy godziny spędzili na słuchaniu Sakury. Naprawdę miała w tej kwestii dużą
wiedze, więc nikt nawet nie ośmielał jej się przeszkadzać lub rozmawiać na inny
temat, bo wszyscy byli zwyczajnie ciekawi tego, co ma do powiedzenia. Sasuke zadał
nawet kilka pytań, na co Sakura reagowała jeszcze większym entuzjazmem. W końcu
zyskała jego pełną uwagę i była z tego powodu naprawdę bardzo szczęśliwa. Chyba
będzie musiała częściej prosić Tsunade o wstęp do archiwum, skoro w taki sposób
mogła zdobywać jego atencję. Może dałby się nawet potem gdzieś zaprosić, jeżeli
zasugerowałaby, że chce omówić jeszcze jakiś temat. I tym razem to ona
odpowiadałaby na jego pytania. Spojrzała w jego oczy, teraz bardzo skupione i…
Cholera! Aż poczuła w okolicach brzucha te słynne motylki. Tak! Tak! Dlaczego
wcześniej na to nie wpadła? Przecież Sasuke zawsze mówił, że interesują go
tylko ci, z którymi może rywalizować. Więc niech znajdzie w niej rywalkę,
jeżeli chodzi o kwestię wiedzy!
–
Jestem padnięty! – jęknął Naruto, kiedy po południu wyszli już z biblioteki. –
Ile można siedzieć i się uczyć?! – zapytał. Odpowiedział mu śmiech kilku osób,
a Shikamaru westchnął ciężko i zgodził się z nim. – To co, idziemy coś zjeść?
Powiedziałbym, że ja stawiam, ale koniec miesiąca, krucho z kasą! – rzucił i
zaśmiał się.
Sasuke
szedł nieco z boku i Sakura wahała się tylko przez chwilę, zanim do niego
podeszła. Miała mało czasu, chciała zdążyć przed Naruto, bo znając życie, zaraz
zaciągnie go siłą do Ichiraku.
–
Um, Sasuke-kun? – zapytała niepewnie. Jej oddech przyspieszył, gdy ten na nią
spojrzał. – Bo tak pomyślałam... Może pouczylibyśmy się wieczorem? Mam... –
zacięła się i zarumieniła, gdy dostrzegła jego wyraz twarzy. – Mam kilka
zwojów, które mogłyby cię zainteresować.
–
Jakich zwojów? – Sasuke uniósł brwi.
Za
jego plecami Naruto zaczął namawiać resztę na wyjście do Ichiraku, ale okazało
się, że kilka osób już się wykruszyło. Kiba, Shino i Lee mieli jakieś sprawy do
załatwienia. Sai i Ino wybierali się do jej mamy na obiad, a TenTen
stwierdziła, że pójdzie potrenować. Tylko Chouji i Hinata nie mieli nic
przeciwko wyjściu.
–
Pieczętujących? – zaryzykowała. Co prawda Tsunade nie dała jej dostępu, ale
może udałoby się jej go załatwić. Sasuke na pewno by to docenił.
–
Hn. – Sasuke wydawał się niezdecydowany, ale w końcu skinął głową. – Gdzie i o
której? – zapytał. Naprawdę chciał zobaczyć te zwoje, bo to, co mówiła dzisiaj
Sakura, naprawdę go zaskoczyło. Nie sądził, że ma aż taką wiedzę, a zdawał
sobie sprawę, że techniki pieczętujące to coś, co zawsze chciał poprawić.
–
Spotkajmy się na dachach niedaleko siedziby ANBU. – Sakura próbowała
powstrzymać uśmiech, ale jej się to nie udało. – O dziewiętnastej może być? –
Nie wierzyła, że jej się udało! Będzie się uczyła z Sasuke?! Tylko z Sasuke!
–
Niech będzie.
–
Kiba–kun – Hinata zatrzymała jeszcze swojego przyjaciela z drużyny. Naprawdę
martwiło ją to, jak się zachowuje. Nawet Akamaru, który jak zawsze wiernie
czekał na swojego pana przed budynkiem Akademii, był jakiś taki oklapły. Kiba
kiedyś jej opowiadał, że zwierzęta często wyczuwają nastrój swoich właścicieli
i na niego reagują. Więc skoro nawet pies był taki smętny, to co się działo z
samym Kibą?
–
Co jest, Hinata? – Kiba uśmiechnął się, ale nie był to ten sam szczery i
czasami bezczelny uśmiech co zawsze.
–
Chodź z nami do Ichiraku. Zobaczysz, będzie fajnie. – Hinata, mimo że zwykle
nieśmiała, tym razem postanowiła, że będzie działać. Nie mogła już patrzeć, jak
jej przyjaciel się męczy. Nie miała pojęcia, o co mu może chodzić. Przecież ta
dziewczyna, o którą, jak sadziła, bił się z Naruto, w końcu wczoraj do niego
podeszła. Przeprosiła i nawet zaproponowała spacer. Tylko że Kiba się nie
zgodził. Chyba zraniona duma nie pozwalała mu na to. Nic dziwnego. Skoro
zobaczyła, że Naruto kompletnie się nią nie interesuje, nagle chciała wrócić. A
Kiba, mimo że czasem niedomyślny, nie był głupi.
–
Nie, Hinata, naprawdę mam coś do zrobienia. Hana potrzebuje mojej pomocy, dwa z
jej psów się rozchorowały. Ale wiesz… – zastanowił się – myślę, że wieczorem
będę już wolny. Możemy iść na lody. Tak jak kiedyś z Kurenai i Shino.
Pamiętasz?
Hinata
uśmiechnęła się. Ich mistrzyni często zabierała ich do budki z lodami. Kiba
wręcz uwielbiał waniliowe z polewą czekoladową. Może właśnie w ten sposób
będzie mogła poprawić mu humor? Będzie jak za dawnych lat, kiedy jeszcze była
tak nieśmiała, że nie potrafiła powiedzieć, jaki smak lodów lubi, więc któregoś
razu kupili jej takie o wszystkich smakach. Trzymając dziesięć rożków w rękach,
czuła się strasznie zawstydzona, ale w końcu wtedy przyznała, że najbardziej
lubi śmietankowe.
–
Tak, masz rację, jak kiedyś. W takim razie do później, Kiba-kun – powiedziała,
ale tak jakoś bardzo cicho. Nie chciała, żeby Naruto usłyszał.
–
Draniu, idziesz na ramen? – zapytał Naruto i zmarszczył lekko brwi, gdy
zobaczył, że rozmawia z Sakurą. – A ty, Sakura-chan?
–
Nie, ja muszę jeszcze coś załatwić. – Sakura uśmiechnęła się szeroko. Musiała przecież
poprosić Tsunade o dostęp do archiwum. A raczej ją ubłagać. – Na razie! –
pożegnała się szybko i rzuciła jeszcze krótkie spojrzenie na Sasuke.
–
Draniu, a ty?
–
Ale później idziemy na trening – westchnął Sasuke, a Naruto uśmiechnął się do
niego szeroko.
Przyszli
do Ichiraku w porze, w której nie było wolnych stolików i jedyne miejsca
znaleźli przy barze. Naruto ulokował się w środku, między Sasuke i Hinatą, a
Chouji zajął miejsce obok niej. Przez większość czasu to Naruto mówił. Chouji
był zbyt zajęty jedzeniem, Hinata głównie go słuchała, Sasuke zresztą też, ale
często rzucał jakieś złośliwe komentarze, na które Naruto reagował złością. Raz
o mało się nie pokłócili. Jak zwykle zresztą.
–
Idziemy na polanę za Konohą? – zapytał Sasuke, kiedy pożegnali się już z
Choujim i Hinatą. Dziewczyna wyraźnie przeciągała rozstanie, ale Naruto był w
tych kwestiach rozbrajająco niedomyślny. Pożegnał się z nią jak z kolegą,
śmiejąc się i machając im jeszcze na odchodnym.
–
Mhm, jasne. Tam gdzie ostatnio ?
–
Naruto! – usłyszeli wrzask i zobaczyli biegnącego w ich stronę Konohamaru. –
Naruto, czekaj!
–
Konohamaru! – Naruto uśmiechnął się szeroko na widok przyjaciela. – Co się
stało?
–
Szanowny Hokage cię wzywa. Mówił, że to pilne.
–
Pilne? – Naruto zrobił przerażoną minę. Bo pierwsza myśl, o tróra mu przyszła
do głowy to była ta zapomniana przez Kakashiego kara za zniszczenie lasu. – A
Sasuke też wzywa?
–
Nie, tylko ciebie.
–
Dobra, młotku. Będę na ciebie czekał na polu. Północne, nie będziemy już
tracili czasu, żeby dotrzeć na to poza Konohą. – Sasuke wzruszył ramionami.
Naruto, chcąc nie chcąc, musiał iść.
–
Spotkamy się na miejscu. – posłał mu uśmiech i podbiegł za Konohamaru.
Rozmawiał
z nim przez całą drogę, wypytując, jak jego młodszy kolega radził sobie z
przygotowaniem do egzaminu. Ze wstydem sobie uświadomił, że trochę go
zaniedbał, bo swój cały czas poświęcał głównie Sasuke, więc teraz czuł się
trochę winny.
–
Na pewno zdasz. Rozniesiesz cały egzamin, Naruto! – krzyknął Konohamaru z
entuzjazmem, kiedy mu opowiedział o treningach i nauce w bibliotece.
–
No jasne, tak samo jak ty. Po nas będą musieli zmienić kryteria oceny, bo
przebijemy skalę! – zaśmiał się Naruto i podrapał po karku. Wiedział, że pod
względem wiedzy mogło być na egzaminie ciężko. O praktykę nigdy się nie bał. – A
wiesz, o co chodzi? No wiesz, czemu Kakashi-sensei mnie tak nagle wzywa.
–
Nie mam pojęcia. Ale miał chyba zły humor – nastraszył go Konohamaru.
Naruto
zapukał i po krótkim „proszę”, wszedł go gabinetu.
–
Kakashi-sensei… – przywitał się i podszedł do krzesła. – Iruka-sensei –
wykrzyknął, gdy zobaczył swojego dawnego nauczyciela, który stał pod ścianą.
Wcześniej go nie zauważył.
–
Naruto, zachowuj się, to jest Hokage – upomniał go Iruka. Wiedział, że Naruto
nie jest już dzieckiem, ale miał wrażenie, że czasami jednak trzeba było go
traktować jak dziecko. Tym bardziej, że nadal był bardzo naiwny. Choć, tak
szczerze mówiąc, to właśnie po trochu dzięki tej naiwności Czwarta Wielka Wojna
Shinobi skończyła się tak, jak się skończyła.
–
Przepraszam, Hokage-Kakashi-sensei – poprawił się Naruto, czochrając sobie
włosy i siadając na jednym z krzeseł. – To tak z przyzwyczajenia.
Kakashi
tylko machnął ręką, podchodząc do okna i przez chwilę wpatrując się w panoramę
Konohy. Był już trochę zmęczony, obowiązki Hokage były nużące. Te wszystkie
papiery, dokumenty… Uśmiechnął się lekko, kiedy dotarło do niego, że jego były
uczeń, siedzący teraz przed jego biurkiem – Naruto Uzumaki, najprawdopodobniej
obejmie po nic schedę. Miał ochotę się zaśmiać. Ale będzie zdziwiony, kiedy
zorientuje się, czym tak naprawdę zajmuje się głowa wioski. Ten ogrom pracy
papierkowej i dyplomatycznej zapewne sprawi, że nawet on, który tak bardzo
pragnie tego tytułu i który ma niespożyte pokłady energii, któregoś dnia padnie
ze zmęczenia.
–
Naruto, dopiero dzisiaj doszły mnie słuchy, że znowu urządziliście awanturę w
bibliotece! – Kakashi usiadł z powrotem na fotelu. – A potem ściągnęliście pól
Konohy na pole treningowe, bo ponoć miałeś się tam pojedynkować z Kibą Inuzuką.
– Oparł głowę na ręce. Eh, ale z nimi były problemy. Gdyby wiedział wcześniej,
już wczoraj by to załatwił. Niestety, był zawalony papierami. – Co to w ogóle
miało być?
–
To nie moja wina! – Naruto skoczył jak oparzony. – To Kiba mnie wyzwał.
Chodziło mu o jakąś dziewczynę, z którą ja nie mam nic wspólnego.
–
Nic wspólnego? – Iruka zrobił najpierw zaskoczoną, potem zawiedzioną minę. Miał
nadzieję, że skoro jego uczeń miał się bić o któraś z koleżanek, to w końcu jego
kazania do niego dotarły i zaczął się którąś interesować. Eh, chyba jednak nie
obejdzie się bez pogadanek o pszczółkach i kwiatkach…
–
Nic! – Naruto już zaczynał się złościć. Nie rozumiał, o co im chodziło. Tym
razem to nie on, a Kiba zaczął. Jak już mieli kogoś karać to…
–
Naruto, myślę, że powinieneś porozmawiać z Iruką. To chyba nam wszystkim dobrze
zrobi – westchnął Kakashi, wbijając się głęboko w fotel. Specjalnie dał Iruce
dzisiaj wolne, bo sadził, że on jak nikt inny będzie potrafił dotrzeć do
Naruto. Wiedział, jakie było rozstrzygnięcie pojedynku, który, jak się okazało,
był zwykłą pomyłką. Ale Naruto ewidentnie miał jakiś problem. Bo nawet dzisiaj,
gdy zapytał o niego Shikamaru, ten na dosłownie ułamek sekundy się zawahał, po
czym udał, że nic nie wie. Jego doradca był niezwykle bystry, ale czasami nawet
jego dało się zaskoczyć bezpośrednim pytaniem. Wtedy mimika twarzy potrafiła go
zdradzić.
–
Jasne! – Naruto wyraźnie się ucieszył. – Idziemy na ramen? – zapytał, pełen
nadziei.
–
Nie, pójdziemy w inne miejsce – uśmiechnął się w odpowiedzi Iruka.
To
były dla Naruto chyba najgorsze godziny w ostatnich tygodniach, a nawet
miesiącach. Gorsze nawet od wkuwania w bibliotece różnych formułek, od których
mózg mu się lasował. Iruka zabrał go na Wzgórze Hokage i powoli, zaczynając od
historii jego rodziców, przechodził do tematu jego samego. Wypytywał, jak
Naruto spędza czas, z kim się umawia, a potem… To było tak żenujące… Zaczął
wyjaśniać, na czym polegają związki między kobietą a mężczyzną. Naruto miał
ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy usłyszał słowo seks. Do cholery, uprawiał
już seks! Tylko że… To nie była żadna kobieta. To był Sasuke. Starał się zbyć
Irukę jakimiś żartami, swoim zwyczajowym śmiechem, ale ten wtedy jeszcze
intensywniej próbował mu wszystko tłumaczyć, jakby sądził, że nic nie rozumie i
nadal myśli jak dziecko. A Naruto już dawno nie myślał jak dziecko. To, co
łączyło jego i Sasuke było prawdziwe i takie… On był… Czy on był w nim…
–
Rozumiesz, o co mi chodzi? – Iruka wyrwał go z zamyślenia.
Naruto
uniósł wzrok. Słońce stało już nisko nad horyzontem. Cholera, przecież
powiedział Sasuke, że przyjdzie na trening. Ten drań pewnie znowu się
wścieknie.
–
Rozumiem, Iruka-sensei, niczym się nie martw… – Podniósł się z ziemi i otrzepał
spodnie. – Chodźmy już, za dwa tygodnie mam egzamin, musze trenować –
uśmiechnął się szeroko. Miał nadzieję, że zastanie jeszcze Sasuke na polu
treningowym,
–
Kiba-kun, co się stało? – zapytała cicho Hinata, gdy usiedli na jednej z ławek
wzdłuż drogi tuż przy parku. Było tu całkiem przyjemnie. Oboje trzymali w
rękach lody, które przed chwilą kupili sobie w budce niedaleko. Było jeszcze
bardzo ciepło, więc szybko topniały.
–
Nic, naprawdę… – Kiba zawahał się, niezdecydowany, czy chce w ogóle na ten
temat rozmawiać. To było naprawdę krępujące… Z drugiej strony, przecież Hinata
była jego przyjaciółką. Komu miał powiedzieć, jak nie jej? Otrząsnął się, kiedy
lody zaczęły mu kapać na rękę, a Akamaru zaczął je zlizywać. Ten jego wielki
szorstki jęzor czasami naprawdę był nieodzownym atrybutem, kiedy coś smacznego
spadło na podłogę lub gdy ubrudził się jedzeniem. – No dobra… – zdecydował, że
w końcu powie. – Po prostu wtedy, na tym polu treningowym… No wyszedłem na
strasznego słabeusza. Nie mogłem nawet drasnąć Naruto, a potem jeszcze
Sasuke...
–
Kiba-kun… – Hinata uśmiechnęła się. A więc o to chodziło. – Przecież dobrze
wiesz, że nikt z nas nie ma z nimi szans. Nawet nasz Hokage – dodała znacząco.
–
Więc myślisz… Że nie było tak źle? – Kiba pierwszy raz dzisiejszego dnia się
uśmiechnął. Wzmianka, że nawet Hokage nie dałby rady, jakoś podniosła go na
duchu. Chyba Hinata miała rację. Naruto i Sasuke… Wyzywać któregoś z nich na
pojedynek, to była głupota. Aż się roześmiał.
–
Twoje ataki naprawdę robiły wrażenie. Dużo osób je podziwiało – powiedziała
Hinata. I choć trochę to podkoloryzowała, po części była to prawda. Kiba walczył
naprawdę efektownie, kiedy Naruto tylko się bronił. Stojąc tam, słyszała
podekscytowane głosy osób, czekających na to, kiedy wejdzie tryb lisa, więc
zawód musiał być duży, gdy po prostu przerwał ten pojedynek. Choć Susano Sasuke
musiało im to trochę wynagrodzić, bo kiedy wracała do domu, widziała młodych
adeptów Akademii biegających z fioletowym kawałkiem materiału i chowających się
pod nim jak pod namiotem.
–
No a jak nie! W końcu jestem Kiba Inuzuka! – Kiba już chyba faktycznie odzyskał
humor. – Zostanę Hokage i jeszcze wszyscy zobaczą – podekscytował się, a
Akamaru wiernie wsparł go swoim szczekaniem.
Naruto
na polu treningowym był po kilku minutach, ale niestety, Sasuke najwyraźniej
skończył już na dziś, bo nie znalazł go ani w miejscu, w którym się umówili,
ani na żadnym innym placu. Sprawdził jeszcze w bibliotece i jego mieszkaniu.
Nigdzie go nie było, więc ostatecznie dał sobie spokój. Westchnął ciężko i
przystanął na dachach budynków niedaleko swojej kawalerki. Jakoś tak dziwnie
było bez niego… W tym momencie nie miał pomysłu, co ze sobą zrobić. Było
jeszcze dość wcześnie, więc w końcu postanowił przejść się po centrum Konohy.
Może kupi sobie coś dobrego? Może kogoś spotka?
Spotkał.
Ledwo zdążył wyjść z parku, w którym kiedyś Sasuke musiał podnosić go z krzaków,
a natknął się na Hinatę i Kibę. Siedzieli na ławce i śmiali się z czegoś. I
jedli lody. Naruto też nagle nabrał ochotę na loda, było tak ciepło. Coś dla
ochłody zawsze było mile widziane.
–
Hej! – zawołał i podszedł bliżej. – Jesteście na randce? – zapytał, zakładając
ręce za głowę.
–
Nie, Naruto-kun, to nie… – Hinata zerwała się z ławki. Zaczerwieniła się jak
piwonia, w końcu on jeszcze mógł naprawdę pomyśleć…
–
Oj, Hinata, żartowałem tylko! – Naruto zaśmiał się i chciał ją po przyjacielsku
poklepać po ramieniu, ale wtedy między nimi pojawił się Akamaru i warknął na
niego. Naruto cofnął się. Owszem, często nazywał go pchlarzem, co ten zdawał
się rozumieć, mimo że był psem, no ale nigdy na niego nie warczał. – Ej, co mu
jest? Kiba? – wydawał się zdezorientowany, gdy Akamaru zaczął go odpychać, aż w
końcu przewrócił na drogę. – Co ty, czymś go nafaszerowałeś? – zapytał,
próbując się podnieść. – No już, dobry piesek – starał się go ugłaskać, co
chyba się udało, bo został uraczony liźnięciem wielkiego jęzora po twarzy. –
Fuj… – wykrzywił się tylko.
–
Naruto-kun nic ci nie jest? – Hinata podbiegła do niego, ale Akamaru nie dał
jej się zbliżyć.
–
Musisz uważać na gesty – wyjaśnił Kiba, tłumacząc zachowanie swojego zwierzaka i
wołając go do siebie. – Podniosłeś rękę, więc pewnie zrozumiał to na opak.
Zwierzęta tak mają, a Hinata jest dla nas jak rodzina. Zresztą, Akamaru to nie
jest zwykły pies. – Poczochrał go za uchem.
–
Tak, zdążyłem zauważyć. – Naruto w końcu wstał i otrzepał spodnie. – Nie
widzieliście może Sasuke?
–
A co, zostawił cię? – zarechotał Kiba. Humor naprawdę już mu wrócił i to nawet
ze zdwojoną siłą. Poza tym zwykle bawiło go to, ile ci dwaj spędzają ze sobą
czasu. Zawsze razem, naprawdę, jak stare dobre małżeństwo. Mieli tyle fanek, a
woleli spędzać czas na treningach. On na pewno by z takiej atencji kobiet
korzystał.
–
Bardzo śmieszne – obruszył się Naruto, bo zrozumiał to po swojemu. – Dobra, to
ja lecę. Do jutra – pożegnał się i wskoczył na pobliskie drzewo. „Zostawił cię”
– prychnął w myślach. Kiba to chyba
faktycznie zasłużył na skopanie mu tyłka.
Proszę, nie próbujcie nigdy więcej wywołać u mnie przedwczesnego zawału. Jestem jeszcze młoda! Całe życie przede mną! A słowa "powoli zbliżamy się do końca" mogły je znacznie skrócić. Dzięki wszystkim ogoniastym, później było "pierwszego tomu" co sugeruje, że będzie część dalsza i mogę spać spokojnie.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Rozmowę z Iruką miałam pięknie zobrazowaną w głowie. Szczyt Hokage. Piękny zachód słońca. Czerwony jak pomidor Naruto. I Iruka mówiący: "Kiedy pan i pani się kochają..." xD
Powód przygnębienia Kiby był tak bardzo w jego stylu, że nawet na niego nie wpadłam xD Raczej myślałam o tym, że prawie skrzywdził Hinatę, że tak bardzo pomylił się w kwestju Naruto i tej dziewczyny. To, że jego walka była, hmm, mało satysfakcjonująca nawet mi przez myśl nie przeszło xD Może to dlatego, że to był po prostu fakt, którego nie sposób zmienić? W końcu walczył z TYM Naruto.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Weny!
Niesssamowity rozdział!
OdpowiedzUsuńSłaby jestem w pisaniu komentarzy, bo zwykle mam mało do powiedzienia i wszystko co myślę zawarłem w pierwszym słowie :D
Myślałyście nad sprzedaniem kilku książek?
Ja nie miałabym nic przeciwko, bo mamy kilka chętnych osób, ale nie wiem jeszcze, jak to wygląda prawnie. To jest fanfik, więc prawa autorskie, itp.
UsuńUwielbiam to, że wszystkie postacie mają jakieś tło jak tutaj Hinata i Kiba, a nie że historia tylko o Naruto i Sasku (którzy i tak są cudooowni coraz bardziej). Cudo rozdział, mam nadzieję że drugi tom szybko ;-;
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńpięknie, pięknie Sakura skusiła Sasuke na zwoje, ale niestety nic więcej nie ugra, aż miałam wizję, w której Naruto mówi, że jest gejem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia