Naruto,
idąc w stronę mieszkania Hideakiego, nie mógł uwierzyć w to wszystko. Przecież ten
chłopak był inteligentny, zdolny, prawdziwy geniusz w swojej specjalizacji.
Więc dlaczego? No dobra, wiedział po części dlaczego, ale nie sądził, że będzie
miało to na niego aż taki wpływ. Był młody, miał jeszcze tyle przed sobą, mógł
w każdej chwili poznać kogoś wyjątkowego.
Będąc
już na ostatnim piętrze kamienicy zapukał, jednak nikt się nie odezwał ani mu
nie otworzył. Dzwonek, z tego co wiedział, był popsuty, dlatego zapukał drugi raz
i trzeci. Albo go nie było, ale leżał pijany lub nieprzytomny.
Naruto
musiał sprawdzić, co z nim, dlatego nacisnął na klamkę. Drzwi o dziwo wcale nie
były zamknięte. Przeszedł przez korytarz, pełen obaw, co zaraz zobaczy i…
zobaczył. A może najpierw usłyszał, potem dopiero zobaczył, jak Hideaki posuwa
jakąś dziewczynę. Ta wiła się pod nim i jęczała, on z kolei nie wyrażał żadnych
uczuć i emocji poza tą, że zbliża się już do kresu, bo miał przymknięte oczy, a
jego twarz mówiła wprost, że zaraz dojdzie.
Naruto,
zażenowany, że zastał go w takiej sytuacji, odwrócił się i chciał wyjść, ale
wtedy Hideaki go zauważył i wyciągnął rękę, jakby chciał go zatrzymać.
–
Czekaj, Naruto! – wysapał, a dosłownie chwilę później odetchnął po przeżytym
właśnie orgazmie.
Nie
bardzo obchodziło go, czy ta dziewczyna też już doszła, ale tak jęczała, że
chyba było jej dobrze. Wstał, ściągnął prezerwatywę i zawiązał, po czym rzucił gdzieś
na podłogę.
–
No, zbieraj się, mała – powiedział i podał jej ciuchy. – Mam gościa.
Dziewczyna,
naprawdę całkiem ładna, ubrała się po cichu, chyba nieco obrażona za takie
przedmiotowe potraktowanie, ale w końcu, mimo że najwyraźniej chciała coś
powiedzieć, popatrzyła po prostu na niego z jakaś taką dziwną tęsknotą i wyszła.
–
Wiesz, mógłbyś zamykać drzwi, gdy chcesz się z kimś… no wiesz – powiedział
Naruto, odwracając się z powrotem do niego, zupełnie ignorując fakt, że on z
Sasuke też zapominali. – I, do cholery, załóż coś na siebie.
–
Pieprzyć? – Hideaki uniósł brwi. – Nazywajmy rzeczy po imieniu. Poza tym absolutnie
nie przeszkadza mi, że na mnie teraz patrzysz, wręcz przeciwnie – dodał, podchodząc
do niego bardzo blisko. – Możesz go nawet dotknąć – zasugerował, po czym
chwycił go za dłoń i zacisnął na własnym, sterczącym jeszcze penisie.
Naruto
zabrał rękę i odsunął się lekko, mając ochotę mu porządnie przyłożyć za coś
takiego, jednak czy to w obecnej sytuacji by coś dało? Czuł mocny odór
alkoholu, więc wiedział, że on jest jeszcze lub, co gorsza, już pijany, bo była
dopiero dwunasta godzina. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie panował nieziemski
bałagan, a butelki sake i zużyte prezerwatywy walały się po podłodze od kuchni
do salonu. Sam Hideaki też nie wyglądał najlepiej. Zarost, którego nigdy u
niego nie widział, bo codziennie się golił, przekrwione oczy i ogólnie twarz,
jakby zniknęły z niej wszystkie emocje i była zwykłą maską.
–
Co ty wyprawiasz, co? – zapytał, rzucając mu jakiś ręcznik, który wisiał na
krześle, żeby się nim owinął.
–
Jak to co? Korzystam z życia – powiedział Hideaki, ale dla świętego spokoju
zawiązał sobie ten ręcznik na biodrach. – Chyba cię nie zdeprawowałem, przecież
sam codziennie rżniesz się z Uchihą.
Usiadł
przy stole i nalał sobie czarkę sake.
–
Nie pij, porozmawiajmy. – Naruto przytrzymał jego rękę, gdy chciał wychylić na
jeden raz alkohol. – Proszę cię.
–
Dobrze, wiec o czym chcesz porozmawiać? – zapytał Hideaki, opierając głowę na
ręce. – O swoim wspaniałym związku? Poopowiadać mi, jak ci się dobrze układa,
odkąd znowu zaczęliście nosić te bransoletki? A może przyniosłeś mi zaproszenie
na ślub?
– Nie musisz być taki cyniczny –
mruknął Naruto. – Chcę porozmawiać o tobie. Jesteś moim przyjacielem.
Obiecałeś, że cokolwiek się stanie, zawsze nim będziesz!
– Tak, jestem – pokiwał głową
Hideaki. – Powiedziałem, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jednak prawda jest
taka, że ty wcale mnie nie potrzebujesz. Masz wielu innych przyjaciół.
– I co z tego? – zdenerwował się
Naruto. – Pamiętasz, co ci powiedziałem ostatniego dnia nad morzem? Że jesteś
dla mnie kimś wyjątkowym, ale kocham kogoś innego. Ty też na pewno kogoś
takiego znajdziesz.
– Już znalazłem, ale mnie nie chce –
powiedział Hideaki, patrząc mu prosto w oczy. – Miłość jest jednak
beznadziejna.
– Nieprawda. – Naruto przysunął się
bliżej i objął go mocno. – Mówiłem ci przecież, że cię kocham, ale w inny
sposób. To też jest według ciebie beznadziejne?
– Nie – usłyszał.
Hideaki
przytulił się bardziej i chłonął zapach Naruto. Długą, bardzo długą chwilę go
nie puszczał. To było takie uspokajające, zwłaszcza, gdy Naruto zaczął gładzić
go pocieszająco rękoma po plecach. Było mu tak dobrze, więc trwał tak i trwał,
aż w pewnym momencie trochę się rozmarzył:
–
Gdyby do tego doszło trochę pocałunków i nasz pierwszy raz, najlepiej na tamtej
plaży, to byłoby idealnie – wyszeptał, dotykając wargami ucha.
–
Nadal jesteś pijany! – Naruto walnął go w łeb i wstał, przerywając mu tę
sielankową wizję. – Idź pod prysznic i się ogarnij, ja tu trochę posprzątam. Nawet
moja kawalerka nigdy nie była w tak strasznym stanie – pokręcił głową, zwłaszcza
na widok ilości zużytych prezerwatyw. Że on też dał radę aż tyle razy…
Kiedy
Hideaki w końcu wyszedł z łazienki, prezentował się już zupełnie inaczej, niż
gdy do niej wchodził. Ogolony, ułożone włosy, pachnący żelem pod prysznic.
Nawet zęby mył chyba kilka razy, bo zniknął smród alkoholu z ust. Poza tym
porządnie ubrany, a nie biegający nago po mieszkaniu.
–
No, teraz to aż przyjemnie na ciebie popatrzeć – powiedział Naruto, kiwając
głową z aprobatą. – Normalny facet, a nie to co ten menel sprzed kilka godzin.
–
Tylko nie menel – zaoponował Hideaki, choć zdawał sobie sprawę, że tak to
właśnie musiało wyglądać. – A patrzeć z przyjemnością na mnie możesz zawsze –
uśmiechnął się.
–
Głupek – mruknął Naruto, ale nie był zły. Już wolał Hideakiego w wersji
flirciarza niż żula. – Dzisiaj mam wolne, więc porobimy coś razem? –
zaproponował. – Tylko żadnego alkoholu! – zastrzegł.
–
Laboratorium odpada, jeszcze czuję skutki sake – stwierdził Hideaki.
Odkąd
Naruto się u niego zjawił, odkąd porozmawiali i mógł znów mieć go w objęciach,
nawet tych przyjacielskich, czuł się zupełnie inaczej. Dużo, dużo lepiej.
Po
pierwsze, zdał sobie sprawę, co on właściwie przez te kilka dni wyprawiał. Miał
nadzieję, że go przez ten czas nie wywalili z pracy, ale Akio, z tego co
wiedział, wszystkiego pilnował i jakoś go usprawiedliwiał. Tak na niego na
początku narzekał, a okazał się naprawdę przydatnym asystentem.
Po
drugie, nie mógł zaprzepaścić swojej kariery i eksperymentów. Jeżeli chodzi o
pracę nad truciznami i antidotami, czas był bardzo ważny, trzeba było pilnować
różnych rzeczy.
I
po trzecie. Nie chciał stracić Naruto. Choć wiedział, że on nie odpuszcza,
wolał nie testować jego wytrwałości. W końcu był jednak tym najbardziej
nieprzewidywalnym ninja na świecie.
–
To może pójdziemy nad rzekę? Jest ładna pogoda – zaproponował Naruto. – Tylko
żadnego przygodnego seksu w mojej obecności!
–
Hm, czyżbyś był zazdrosny? – zapytał zaczepnie Hideaki.
–
Co?! Nie! Oczywiście, że nie – zaprzeczył Naruto, choć policzki mocno mu się
zaróżowiły, gdy przypomniał sobie całą tę sytuację, której był świadkiem.
Przecież oni nie byli pod żadnym przykryciem, więc przez moment widział
wszystko tak, jak w tych zboczonych książkach Kakashiego. – A poza tym, w ogóle
powinieneś się cieszyć, że to nie Sai cię nakrył, bo miałby materiał na kolejny
poradnik, tym razem wyłącznie dla dorosłych.
–
Nawet tak odrobinkę zazdrosny? – Hideaki nie ustępował, nie zawracając sobie
teraz głowy Saiem czy kimkolwiek innym.
–
Wiesz, nawet gdybyśmy byli razem i zastałbym cię w takiej sytuacji, na pewno czułbym
się wściekły i zdradzony, ale czy zazdrosny? – zastanowił się Naruto. – Nie.
Seks bez uczuć i emocji nic nie znaczy. A to tak właśnie wyglądało.
–
Dobra, masz rację, nie gadajmy o tym – Hideaki uznał, że jednak lepiej póki co
odpuścić sobie temat.
–
No właśnie – uśmiechnął się Naruto. – Gorąco, a tu sprzedają lody. Masz
ochotę? – zapytał i nie czekając na
odpowiedź, pobiegł do budki.
Po
chwili, gdy usiedli na ławce, przełamał loda na dwóch patyczkach na pół i
jednego dał Hideakiemu. To były dokładnie takie same, jakie jadł z Jiraiyą
podczas treningów i wielu innych momentów. Były dla niego jakimś takim
symbolem. Wtedy, gdy dostał go po raz pierwszy, był dzieckiem zazdrosnym o to,
że tatusiowie kupowali je swoim synkom i jedli je na spółkę. On nie miał taty i
patrzył na to wszystko z przykrością. Na szczęściem wtedy pojawił się Jiraiya,
a tymi lodami w tamtym pamiętnym momencie, wywołał na twarzy prawdziwy uśmiech
i sprawił, że zaczął go traktować jak rodzinę. Dlatego teraz Naruto chciał,
żeby Hideaki był równie szczęśliwy, co on wtedy i czuł, że jest mu bardzo
bliski.
Kiedy
wracali do domu i byli już pod mieszkaniem Hideakiego, Naruto spojrzał na
niego.
–
Słuchaj, ja wiem, że nie jest ci łatwo, ale postaraj się. Nie chcę cię jutro zastać w tym samym stanie,
co dzisiaj w południe. Obiecaj, że coś z tym zrobisz – poprosił Naruto. – No
Hideś – uśmiechnął się tak, że nie dało się tego zignorować.
Hideaki
odwzajemnił uśmiech, kręcąc głowa na to spieszczenie jego imienia. Cholera,
dlaczego Naruto musiał być taki, jaki był? Dlaczego nie dało się go ignorować, zapomnieć
o nim? Gdyby tylko nie ten cholerny Sasuke…
–
Dobrze, obiecuję, że coś z tym zrobię – powiedział w końcu.
*
Był
już wieczór, gdy ktoś wszedł do laboratorium z truciznami. Miał wszystkie
klucze i dostępy, więc nikt nie robił przeszkód. Ludzie często pracowali tu po nocach.
Osoba,
która weszła, dobrze wiedziała, dokąd się kierować. Do pomieszczenia
zabezpieczonego dodatkowymi hasłami. W końcu, za osiatkowaną gablotą, znalazła
to, czego potrzebowała. Truciznę z nalepka „nieukończone”. Bo choć trucizn tu
było wiele, tylko na tę jedną nie wynaleziono jeszcze antidotum. A to było
kluczowe.
Osoba
jeszcze chwilę stała, zastanawiając się, czy na pewno dobrze robi. To mogło
jednocześnie pomóc jak i zaszkodzić. W końcu jednak podjęła decyzję i zabrała
kolbę z płynem. Po chwili, mając zamiar już wyjść, cofnęła się i wzięła z
gablotki coś jeszcze. Formułę tworzenia, bo bez niej niemal niemożliwe stawało
się stworzenie odtrutki.
*
Sasuke,
gdy tylko obudził się rano, zaczął narzekać na bóle mięśni. W końcu jednostajne
ruchy przy malowaniu były bardzo męczące. Na początku oczywiście próbował
zwalić całą robotę na geninów, ale gdy Kakashi to zobaczył, wziął go na rozmowę
i przetłumaczył co nieco. A tak właściwie to nawrzeszczał, że jest obibokiem i
nie taki przykład powinien dawać uczniom.
–
Idź jutro za mnie malować, masz większą wprawę – jęknął do ucha Naruto. – Nawet
mi masażu wczoraj nie chciałeś zrobić, cholero jedna.
– Taa… – wymamrotał spod poduszki Naruto. –
Masaż ze szczęśliwym zakończeniem wcale nie jest na obolałe mięsnie. I w ogóle
ciekawe, skąd znasz coś takiego? Bo ja tylko z poradnika od Saia.
–
Nie czytam takich głupot – warknął Sasuke.
Odwrócił
przy tym głowę, lekko zażenowany, bo nie chciał, żeby Naruto poprzez reakcję na
jego twarzy zauważył, że coś tam podczytywał, chcąc dodać pikanterii w ich
współżyciu. Zresztą, to przecież nie był poradnik autorstwa Saia, tylko
jakiegoś poważanego eksperta, a ten kretyn mu go po prostu kupił na urodziny. No
właśnie!
Po
chwili usłyszeli dzwonek do drzwi. W sumie była już prawie dziesiąta, zaspało
im się trochę, mieli wstać trochę wcześniej.
–
To może jak mi nie chcesz pomóc, to chociaż otworzysz te cholerne drzwi? – zapytał
Sasuke.
Naruto
przewrócił oczami, bo Sasuke zachowywał się, jakby był obłożnie chory, ale się
zgodził, choć tym razem, zanim zbiegł na dół, ubrał chociaż koszulkę i spodnie,
żeby nie powtórzyła się sytuacja z Saiem.
Tym
razem to była para starszego handlarza i jego zony, którzy zawsze w środy jeździli
po osiedlu z wózkiem, sprzedając owoce i warzywa. Naruto kupił trochę jabłek
dla siebie i pomidorów dla Sasuke, bo mimo że ten miał na krzaczku własne, te
wyglądały tak ładnie i apetycznie. Tak apetycznie, że nawet sam nabrał ochotę,
by zjeść tego największego i najbardziej czerwonego.
–
Nie ma mowy, to moje – Sasuke zabrał mu pomidora z ręki.
Oparł
się o stół i zaczął go jeść. No co, należało mu się za jego ciężką pracę. Jak
Naruto zostanie Hokage, to Kakashi pożałuje, że kazał mu robić coś tak
trywialnego jak malowanie Głównej Siedziby Wioski. Był legendą shinobi, a nie
jakimś robotnikiem.
–
Dlaczego go chociaż nie umyłeś? Skąd wiesz, czy nie był spryskany na przykład
trucizną na chwasty? – zapytał Naruto.
–
Myślałem, że ty umyłeś, zresztą, najwyżej brzuch mnie rozboli – stwierdził
Sasuke, zjadając resztę.
–
Zabierasz kilka na lunch? – zapytał Naruto, zerkając do lodówki, w której był
już wczoraj spakowany pojemnik z omusubi i
przyklejoną plakietką „nie wyżerać”.
–
Nie, zresztą dzisiaj mamy do skończenia tylko dolną fasadę. Potem, choćby
Kakashi groził mi zesłaniem na drugi koniec świata, biorę sobie wolne –
stwierdził Sasuke. – A jak wrócę, chcę gorącą kąpiel i porządny masaż –
zarządził.
–
To zamów sobie masażystkę, bo mam dzisiaj kilka rzeczy do załatwienia –
stwierdził Naruto. – Trening z Kodaiem, jakieś dokumenty w biurze Hokage, musze
też zobaczyć, co z Hideakim.
Sasuke
prychnął na sam dźwięk imienia Hideakiego, ale nic się nie odezwał. Nie mógł
wybierać Naruto przyjaciół i póki co, nie chciał się też o niego kłócić.
*
Byli
mniej więcej przy końcówce malowania, gdy zrobili sobie przerwę na lunch.
Sasuke, zgrzany, bo było naprawdę ciepło, usiadł pod drzewem i zaczął jeść swój
posiłek. Po tym miał ochotę się zdrzemnąć, ale zostało tak niewiele do
dokończenia, że wolał jednak szybciej wrócić do domu.
Wstał,
najedzony i spojrzał na kubły z farbami. Czerwona, żółta, trochę innych… Cholera,
od tego słońca aż mu się zaczęły mieszać kolory. Złapał się za głowę, czując
lekkie zawroty. Próbował pozbyć się ich za pomocą przepływu chakry, ale nie
zadziałało.
–
Sasuke-sensei, tylko bez sztuczek. Tym razem nie zwalisz wszystkiego na nas –
powiedział Ryuji, widząc jego zachowanie i sądząc, że udaje, bo nie chce mu się
pracować.
Ale
Sasuke tym razem nie udawał. Naprawdę coś się z nim działo. I to coś takiego,
nad czym nie był w stanie zapanować, dlatego po chwili po prostu padł na
ziemię, tracąc przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz