Filler i rozdział 8
Dotarcie do kryjówki Orochimaru w Kraju Dźwięku nie zajęło Sasuke dużo czasu. Doskonale znał jej lokalizację. Zresztą, obecnie już nie tylko on, więc ciężko było to miejsce nadal nazywać kryjówką, skoro wiedziały o niej wszystkie kraje, a Orochimaru dostał osobistego strażnika, który miał go dzień i noc pilnować.
Yamato,
jak się spodziewał, siedział przed wejściem do jaskini. Towarzyszyło mu kilku
innych shinobi, mających za zadanie sprawdzać każdego, kto wchodzi, ale
najwyraźniej byli bardzo zajęci grą w karty.
Zignorował
ich i ruszył w stronę wejścia. Skinął głową Yamato, mimo że praktycznie w ogóle
go nie znał, wiedział jedynie, że władał rzadką umiejętnością stylu drewna. No
i był zastępcą Kakashiego w drużynie siódmej. Tak jak jego samego zastąpił
wówczas Sai. Sai… Sasuke irytował się na samo wspomnienie jego imienia. Swego
czasu naprawdę miał ochotę coś mu zrobić, ale ze względu na fakt, że sam był
warunkowo ułaskawionym przestępcą, musiał się powstrzymać. Zresztą, i tak Ino
po tej całej premierze gdzieś go ukryła. Sasuke pamiętał, że w tym czasie po
Konoha krążyły plotki, że to on go torturował. Amaterasu, Chidori, Tsukuyomi…
Banalnie proste i zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Bo akurat wtedy miał
ochotę wepchnąć mu ten jego poradnik do gardła i patrzyć, jak się nim udławi.
–
Ej, a ty dokąd?
To
jeden z shinobi zagrodził mu przejście.
–
Do środka – powiedział beznamiętnie.
–
Kim jesteś?
Shinobi
wyciągnął kunai. Sasuke zauważył, że trochę trzęsły mu się ręce, więc spojrzał
na niego uważniej. Był jeszcze bardzo młody, raczej nie mógł go znać. Tak,
zdecydowanie nie znał, skoro myślał, że w taki sposób może go zatrzymać. Pewnie
jakiś nowy, który w przeciwieństwie do swoich znudzonych towarzyszy, chciał się
wykazać.
–
Kim jesteś? – powtórzył chłopak, chwytając kunai tym razem w dwie ręce i
wyciągając przed siebie.
–
Nie radzę, młody.
To
Suigetsu pojawił się obok. Choć raczej nie „pojawił się”, ale tak jakby… spadł
z drzewa. Miał podkrążone oczy i w ogóle wyglądał, jakby nie spał od kilku dni.
–
A ty nadal wchodzisz tu jak do siebie, Sasuke – uśmiechnął się, ukazując swoje
ostre zęby. Choć ten jego uśmiech też był jakiś taki mizerny.
Młody
shinobi rozdziawił usta, a ręce, które zaczęły mu jeszcze bardziej drżeć,
upuściły kunai. Był dosłownie przerażony. W końcu stanął oko w oko z Sasuke…
Sasuke Uchihą, który był tu legendą. To przecież on zabił mistrza Orochimaru. A
skoro był w stanie zabić tak potężnego człowieka, to co byłby w stanie zrobić z
nim? Przełknął ciężko i odsunął się, robiąc przejście.
Sasuke,
kiedy tylko przeszli przez wydrążony w skale tunel, rozejrzał się. Dawno go tu
nie było, ale aż takich zmian się nie spodziewał. To nie był już tylko labirynt
korytarzy z małymi, dusznymi celami, ale szeroki hol i przestronne, nowoczesne
pomieszczenia, widoczne zza częściowo przeszklonych drzwi. Nie wyczuwało się
też wszechobecnej wcześniej stęchlizny, a zapach jakichś chemikaliów.
–
To nasze nowe laboratorium – wyjaśnił Suigetsu, widząc jego zaskoczenie. –
Pracujemy nad… no, różnymi rzeczami.
W
tym momencie rozległ się ryk. Brzmiał jak ryk jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Po
chwili dało się usłyszeć też świergot ptaków i jakieś kwiczenie.
–
Macie tu zoo? – Sasuke uniósł brwi.
Naprawdę
nie poznawał tego miejsca. Zwykle panowała tu grobowa cisza.
–
Tak jakby – Suigetsu tym razem nie uśmiechnął się, tylko westchnął
cierpiętniczo. – Odkąd Kabuto postanowił założyć sierociniec, to Juugo…
Zresztą, chodź,, sam zobaczysz.
Idąc
korytarzem po prawej stronie, dotarli do małego przedsionka, a potem... Potem
uderzyła w nich taka fala dźwięku, że Sasuke aż musiał zatkać uszy. Dopiero po
chwili odsunął ręce, powoli przyzwyczajając się do tego hałasu. Suigetsu
najwyraźniej był już przyzwyczajony.
Sasuke
rozejrzał się dookoła. To była całkiem spora jaskinia, rosły tu nawet jakieś
rośliny, a na środku utworzyło się małe jeziorko. Były też zagrody i klatki. I
mnóstwo zwierząt. A wśród nich siedział Juugo i opatrywał nogę… kaczce. Przez
chwilę nawet nie zauważył, że weszli, Dopiero kiedy skończył i wypuścił kaczkę
do jeziorka, zdał sobie sprawę z ich obecności.
Uśmiechnął
się i podszedł do nich. Dawno nie widział Sasuke. Zaraz za nim pojawiło się
coś, co znowu wydało ten potworny ryk, który słyszeli na korytarzu. To coś
wyglądało jak połączenie tygrysa z gigantycznym lwem. Czarno–białe paski, biała
grzywa… Poza tym temu czemuś oczy świeciły się na czerwono, a wyszczerzone kły
raczej nie zachęcały do zbliżenia się choćby na metr.
–
To Shiro – powiedział Juugo, głaskając tego potworka, jakby był małym, puchatym
szczeniaczkiem.
O
dziwo „potworek” położył uszy po sobie i przestał szczerzyć kły. Tak jakby
Juugo jednym ruchem ręki potrafił go spacyfikować.
–
Znalazłem go w jednej z wiosek w kraju wody. Ludzie się go bali, więc zastawili
na niego zsidła. Omal się nie wykrwawił.
–
Wcale im się nie dziwię – mruknął Suigetsu tak, gdy Juugo odszedł na chwilę,
zając się iinym zwierzęciem. – Sam chętnie bym się go pozbył, jego ciągłe ryki
są gorsze nawet od jazgotu Karin. A jak on zaczyna ryczeć, to od razu budzi się
to całe tałatajstwo tutaj. I nie daje nam żyć. A zwłaszcza spać. Wszystko niesie się po tych starych
korytarzach wentylacyjnych.
–
I Orochimaru na to pozwala?
Sasuke
uniósł brwi w zdziwieniu. Choć teraz już rozumiał, co Suigetsu robił na drzewie
na zewnątrz kryjówki.
–
Ehh… Problem w tym, że Juugo znów zaczyna czasami tracić kontrolę nad przeklęta
pieczęcią. A to go uspokaja.
Sasuke
skinął głową. Tak, pieczęć Juugo i wszystkie inne pieczęcie powstałe na jej
bazie bardzo zmieniły człowieka. Dawały siłę, ale też zmieniały. Dobrze
pamiętał, kiedy sam z niej korzystał. Po przemianie tak strasznie chciał zabić
Naruto. Wygrał. Mógł to zrobić. Ale gdy pieczęć zanikła, kiedy wrócił do swojej
postaci, nie potrafił. Nie mógł go zabić.
Dlatego
naprawdę rozumiał, co się działo z Juugo. Choć nie miał pojęcia, dlaczego to
znów wróciło. Podczas wojny, kiedy był jego wsparciem, potrafił nad tym
panować.
Juugo,
który znów zajął się rannymi zwierzętami, obiecał, że zaraz do nich dołączy, a
oni wrócili do holu.
–
Właściwie, dlaczego tu jesteś? – Suigetsu, gdy w końcu miał trochę ciszy,
uśmiechnął się, szczerząc swoje ostre zęby. – Myślałem, że jesteś bardzo
zajęty. No wiesz… – poruszył sugestywnie brwiami.
–
Nie wiem, o czym mówisz.
Sasuke
naprawdę miał już dość tych wszystkich półsłówek. Przybył tutaj, by zakończyć
tę całą farsę z listami i idiotycznymi propozycjami Orochimaru.
A
i nie wiedział, o co znów chodzi Karin. Przecież wyjaśnili to sobie już dawno
temu.
O
wilku mowa – pomyślał, gdy weszli do jednego z laboratorium, w którym właśnie
członkini jego dawnej drużyny ślęczała nad mikroskopem.
–
No ja tam nie wnikam, ale wiesz, jesteś ostatnią osoba, którą bym o to
podejrzewał – odezwał się Suigetsu, zamykając za sobą drzwi. – Już myślałam, że
prędzej Karin znajdzie sobie jakiegoś desperata, który się z nią ożeni, mimo że
ona nadal nie wyleczyła się z ciebie.
Sasuke
uśmiechnął się lekko, czekając tylko, aż Karin zerwie się z krzesła i znów
przywali Suigetsu tak, że zamieni się, dosłownie się zamieni, w mokra plamę. O
dziwo, nic takiego się nie stało. Spojrzał najpierw na nią, potem na niego w
niezrozumieniu.
–
Zatyczki do uszu. Wszyscy to ostatnio tu stosują. Jest w tym momencie głucha
jak pień – ucieszył się Suigetsu. – Karin, masz naprawdę małe cycki… Widzisz? –
Wyszczerzył się w triumfalnym uśmiechu.
–
Jak dzieci, jak dzieci – usłyszeli głos za plecami.
Obaj
odwrócili głowy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, do kogo należał.
Orochimaru…
–
Nasz mały Sasuke postanowił nas odwiedzić. A myślałem, że już nigdy się nie
zdecydujesz…
Karin,
która chyba dopiero teraz wyczuła, że ktoś wszedł do pomieszczenia, zerwała się
z krzesła i wyciągnęła z uszu zatyczki. Omal przy tym nie zrzuciła łokciem ze
stolika mikroskopu.
–
Sasuke?!
Zaczerwieniła
się. Tak, jasne, wiedziała, że on ma kogoś innego, a tak konkretnie Naruto
Uzumakiego, i nawet się już z tym pogodziła, ale to co usłyszała ostatnio, że
oni mają wziąć… Znów zatliła się w niej ta iskierka żalu, że Sasuke nie jest
jej. Skoro był skłonny dla innej osoby zdecydować się na coś takiego z własnej
woli… To znaczy od zawsze przypuszczała, że kiedyś coś podobnego nastąpi, w
końcu Sasuke chciał odbudować klan, więc poświęciłby się w imię tego, ale
przecież jemu chodził tylko o potomka. Z
Naruto nie odbuduje klanu, choćby nie wiadomo jak się starali. Więc jakim cudem
Sasuke zgodził się na coś, co jest mu do niczego niepotrzebne? Zawsze był
bardzo pragmatyczny i bardzo, bardzo egoistyczny. Czy to możliwe, żeby dla
jakiejś osoby aż tak się zmienił?
–
Karin.
Sasuke
skinął głową. Faktycznie musiała nie słyszeć tego, co wcześniej mówił Suigetsu.
Swoją drogą, oni razem od zawsze byli nie do zniesienia. Ciągle się kłócili,
często dochodziło też do rękoczynów. Nie miał pojęcia jak od tylu lat ze sobą
wytrzymują i jeszcze się nie pozabijali.
–
No to co, Karin. Nie pogratulujesz mu? – Suigetsu znów uśmiechnął się wrednie.
– Ach, ja wiem, że sama chciałabyś zająć miejsce Naruto… Ale wiesz, co zostaje
w klanie, to…
–
Zamknij się!
Karin
wręcz zapiekliła się i przyłożyła mu z taką siłą, że aż wylądował na
przeciwległej ścianie. A w zasadzie to szafce, z której pospadało kilka fiolek
i flakoników.
–
Może meliski? – wystękał, podnosząc się i wydłubując z ręki kawałki szkła.
–
Może zamienię cię w mokrą plamę? – Karin nadal wyglądała, jakby w nią piorun
strzelił.
–
Może ktoś mi w końcu wyjaśnić, o czym wy mówicie? – huknął Sasuke.
Naprawdę
się zirytował. Czy ostatnio wszyscy musieli mu działać na nerwy? Poza tym, o co
im do jasnej cholery chodziło?
–
Chodź, Sasuke.
Orochimaru,
który widział że szykuje się trzysta czterdziesta siódma wojna między Karin a
Suigetsu, postanowił zająć swojego byłego ucznia czymś, co od dawna chciał mu
pokazać.
Ostatnie
eksperymenty napawały go nadzieją, na stworzenie czegoś, co naturalnie nigdy
nie mogłoby powstać. Czegoś, co posiadałoby najlepsze geny i unikalne
umiejętności. Czegoś, a raczej kogoś, komu nadał już imię.
Mitsuki.
Wyjechać na tydzień z Polski i od razu na blogu pojawiają się trzy nowe rozdziały. Teraz przyszedł czas, aby nadrobić komentowanie.
OdpowiedzUsuńDzisiaj jak to czytałam ponownie wpadł mi do głowy odcinek, w którym były składane życzenia weselne Naruto i Hinacie. I tam był Yamato, a dokładniej był zza Orochimaru. Nie rozumiałam co on tam robi, ale nie do tego zmierzam. A więc tak sobie pomyślałam, że jak będzie ten ślub Sasuke i Naruto, a co do tego nie ma wątpliwości, to czy też zrobisz coś takiego, że przyjaciele będą im składać życzenia. Już sobie to wyobrażam: Naruto będzie na to reagować rumieńcami i nerwowym śmiechem, no i koniecznie będzie się drapać po karku, a u Sasuke będzie z minuty na minutę rosnąć irytacja i przemożna chęć zabicia kogoś. Tak jak teraz myślę, to lepiej ich przyjaciele na taki pomysł nie wpadają, bo mogło by to dla nich skończyć się źle.
Sasuke jak zwykle sieje przerażenie. Biedny, młodziutki shinobi. Ma szczęście, że pojawił się Sui.
Kryjówka Orochimaru to po pierwsze już nie jest kryjówka, a po drugie… to mi wygląda na jakiś cyrk. Wszystko w jednym. Tylko Sasuke odszedł z kryjówki i od razu taki bałagan.
„Już myślałam, że prędzej Karin znajdzie sobie jakiegoś desperata, który się z nią ożeni, mimo że ona nadal nie wyleczyła się z ciebie.” – po inteligencji Sasuke stwierdziłabym, że po tym fragmencie rozmowy powinien wszystko zrozumieć. Ale biorąc pod uwagę, że Sasuke myśl o ślubie w ogóle nie chodziła po głowie, to ciężko było mu się domyślić. Jestem ciekawa czy u Oro dowiedział się tylko o projekcie Naruto czy też o tym, że ten już myśli o ich własnym ślubie. A jak już jesteśmy przy tym zdaniu to powinno być „Już myślałem” w końcu to mówi Sui.
„Karin, masz naprawdę małe cycki… Widzisz?” – hahaha, Sui jak zwykle w swoim żywiole. Też przydały by mi się takie zatyczki (mam głośnych sąsiadów nad głową).
„Zawsze był bardzo pragmatyczny i bardzo, bardzo egoistyczny. Czy to możliwe, żeby dla jakiejś osoby aż tak się zmienił?” – możliwe, w końcu to Naruto. Ale serio nie widzę jak Sasuke na to się zgadza a co dopiero stoi przed ślubnym kobiercem i dalej jest naszym draniowatym Sasuke. Co ty wymyśliłaś, żeby nie zmieniać charakteru postaci? Hmmm… Mam nadzieję, że dowiem się wkrótce, bo ta sprawa nie daje mi spokoju od kilku miesięcy. Ja chcę już o tym czytać.
„Mitsuki” – jest to jakieś rozwiązanie dla Sasuke, aby klan nie przepadł. No ale dziecko z próbówki? Osobiście nie chciałabym, już wolałabym nie mieć dzieci. No ale Sasuke jest zdesperowany. Ciąży na nim obietnica i chęć odbudowy klanu, a z Naruto to mu się nie uda. A raczej Naruto nie zdradzi, bo nie zdobyłby się na to. Więc zostaje tylko próbówka albo będzie ostatnim członkiem klanu Uchiha.
Rozdział a właściwie filler, choć nic nie wniósł (jak to fillery) to bardzo miło się go czytało. Choć chciałam przeczytać rozmowę Oro z Sasuke i zobaczyć jak on zareagował na projekt ślubów homo.
Już nie mogę się doczekać „zaręczyn” Sasuke i Naruto.
Dużo weny
Juliet
Co do ślubu - zobaczysz. Gwarantuję, że nie zmienię tam ich charakterów:)
UsuńNo ten filler to był po obejrzeniu kilku odcinków Boruto:)
Juugo z tym swoim zoo jest naprawdę uroczy :D chociaż współczuję innym tych ryków, łatwo nie mają. Ale chyba lepsze to, niż jakby miał rozwalić kryjówkę. Swoją drogą, czy tej pieczęci nie można się jakoś pozbyć?
OdpowiedzUsuńSuigetsu i Karin jak zwykle się kłócą, to się chyba nigdy nie zmieni. Tak jak Sasuke, dziwię się, że jeszcze się nie pozabijali :)