Naruto
od dobrej godziny siedział na Wzgórzu Hokage. Jednak tym razem nie nad
miejscem, w którym miała być wykuta głowa następnego przywódcy, ale tuż nad
podobizną Czwartego, czyli jego ojca.
Kiedy
wyszedł od Hideakiego, od razu, skacząc po dachach, pognał do domu. Chciał jak
najszybciej zniszczyć list, który zostawił dla Sasuke. Jednak jak się okazało,
jego już nie było, a na stole zobaczył jedynie pomiętą kartkę. Nie miał
pojęcia, jak to teraz wytłumaczyć.
Spojrzał
na swoją bransoletkę. Cholera, gdy obiecywał Hideakiemu, że zrobi wszystko, by
uratować Sasuke, nie myślał wtedy logicznie, nie myślał o tym, że swojemu
narzeczonemu też przecież coś obiecał. A konkretnie to, że nigdy go nie
zostawi. I teoretycznie nie zostawiłby, nigdy nie wyjechałby z Konohy, zawsze
by w pewien sposób przy nim był, ale to przecież nie o to chodziło. Zrobił coś
naprawdę głupiego, a teraz będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami.
–
Tato, zawsze chciałem zostać Hokage, ale co jeżeli się do tego nie nadaję? –
powiedział, wpatrując się w panoramę Konohy. – Wszyscy od dziecka mi powtarzali,
że jestem głupkiem albo idiotą. A co, jeżeli mają rację? Nawet nad swoim
związkiem nie potrafiłem zapanować, więc co dopiero nad całą wioską?
Westchnął
ciężko. Tak, wiedział, że Minato Namikaze mu nie odpowie, że już nigdy go nie
zobaczy, ale siedząc tu, czując to miejsce, mógł to sobie chociaż wyobrazić.
Przymknął oczy. Co by powiedziała mama? Miała ponoć bardzo porywczy charakter,
więc pewnie najpierw nakrzyczałaby na niego, a potem przytuliła, jak to mają w
zwyczaju mamy, i upomniała, żeby nie mówił bzdur. Że jest jej synem i na pewno
sobie poradzi. Aż uśmiechnął się na to wyobrażenie. A tata? Na wojnie powiedział
mu, że jest z niego dumny, że wyrósł na wspaniałego mężczyznę. Ale czy na
pewno? Często nadal działał pochopnie i nieprzemyślanie.
–
Tak, to prawda, inteligencją to ty nie grzeszysz – usłyszał głos, tyle że nie
taty, a kogoś innego. – I oficjalnie nie powiedziałem tego ja, ale Son, gdy po
zapieczętowaniu Kaguyi i Czarnego Zetsu zacząłeś wrzeszczeć i panikować, że nie
macie jak wrócić do domu.
Kurama.
Naruto, znów zjawiając naprzeciwko niego i brodząc po kostki w wodzie, zobaczył
rudy łeb i te wielki kły, tym razem wyszczerzone
odrobinę ironicznie. Prychnął, ale i uśmiechnął się lekko. Naprawdę ten kiedyś
znienawidzony demon był dla niego teraz bratnią duszą. Często denerwującą, ale
jednak.
–
A niby skąd miałem wiedzieć, że Technika Przywołania wywołanego przez dawnych
Kage tak działa, co? Przed wojną nie miałem pojęcia, że samo ich przyzwania z
zaświatów jest w ogóle możliwe.
–
Mało jeszcze wiesz. – Kurama pokręcił głową.
–
Nie każdy żyje od tylu lat co ty. Ej, no właśnie! – Naruto wyciągnął w jego
stronę palec, gdy coś sobie uświadomił. – Ile ty masz właściwie lat? I kiedy obchodzisz
urodziny? Nigdy nie dałem ci z tej okazji żadnego prezentu!
–
Ty mi nigdy niczego nie dałeś, nawet chwili spokoju – mruknął Kurama. – A
urodziny nie dotyczą demonów. Wszyscy zostaliśmy po prostu stworzeni przez
Hagomoro w jednym dniu i co roku po prostu się spotykaliśmy w naszym świecie. Co
do tego, ile żyję? Wystarczająco długo, by wiedzieć teraz, że jednak naprawdę
jesteś głupi.
–
Coś ty powiedział?! – Naruto zacisnął pięści i spojrzał na niego gniewnie. Co
za cholerny lis!
–
Obserwuję cię, odkąd byłeś dzieckiem. – Kurama nic sobie nie robił z jego
złości. – Wiem o tobie wszystko. O
twoich słabościach i niepowodzeniach, ale jednocześnie też o zawziętości i
determinacji, której wcześniej nie widziałem chyba u nikogo innego. Kiedyś
kpiłem, gdy wciąż powtarzałeś, że uda ci się sprowadzić Sasuke Uchihę do
wioski. A jednak ci się udało. Więc teraz przypomnij sobie, co wykrzykiwałeś do
tej pory o byciu Hokage i co powiedziałeś Minato, kiedy się z nim żegnałeś.
Naruto
zamknął na chwilę oczy, przypominając sobie tamten moment..
–
„Chciałbym zostać jeszcze wspanialszym Hokage niż ty. I przysięgam, że dopnę
swego”.
–
No właśnie! Więc weź się w garść, albo stracę do ciebie cały szacunek – warknął
Kurama. – Większość nieżyjących już Jinchurikich innych ogoniastych to byli
Kage, więc nie mogę być gorszy.
Naruto
uśmiechnął się lekko. No tak, to był cały on. Lisi demon, który nawet, gdy mówił
coś pokrzepiającego, to musiał kryć to za maską złośliwości, inaczej czuł się
zażenowany. Przypomniało mu to wcześniejszą sytuację z dnia zakończenia wojny, gdy
Staruszek Sześciu Ścieżek powiedział, że nie sądził, iż będzie mu dane zobaczyć
kiedykolwiek zawstydzonego Kuramę. W tym sensie przypominał mu trochę Sasuke.
No
właśnie, jego związek z Sasuke… Teraz, gdy wspominał wojnę, moment
pieczętowania Kaguyi, pamiętał, że ich symbole stworzyły całość. Słońce
idealnie wpasowało się w księżyc. Tak samo było z nimi. Byli dla siebie
stworzeni. Fakt, to nie była najłatwiejsza relacja, wiele musieli przejść
zarówno wcześniej, jak i teraz, ale to niczego nie zmieniało. Musi z nim porozmawiać,
wyjaśnić wszystko i ostatecznie zakończyć ten rozdział niepewności w ich życiu.
Wstał
i jeszcze raz spojrzał na panoramę Konohy. Wszystko naprawdę się tu zmieniało. Wznoszono
nowe budynki, wprowadzano innowacyjne technologie, jutro miała ruszyć kolej.
–
A więc tu jesteś – usłyszał.
To
był Shikamaru. który zamiast wykorzystać przerwę na kawę, wolał go
znaleźć. Skoro wtedy nie zastał go u
Hideakiego, a przed chwilą również w domu, to był trzeci, tym razem trafny
wybór.
–
Tak – powiedział Naruto, odwracając głowę. – Zastanawiam się, co powiedzieć
Sasuke. Hideaki, wiesz, on odpuścił i…
–
Wiem, Naruto. – Shikamaru podrapał się po skroni. – Po tym, co ci powiedziałem
rano, miałem nadzieję, że wróciłeś do domu, ale kiedy przyszedłem, zastałem
tylko Sasuke. Uparł się, żeby iść do niego i… No cóż, mam nadzieję, że się nie
pozabijali.
–
Zostawiłeś ich tam samych?! – wrzasnął Naruto, wybałuszając oczy.
–
Musiałem wracać na zebranie, a oni raczej nie wyglądali, jakby mieli rzucić się
sobie do gardeł – wytłumaczył Shikamaru.
–
Raczej? Raczej?! – Naruto złapał go za kamizelkę. – Sam przed chwilą
powiedziałeś, że masz nadzieję, że się nie pozabijali!
–
Uspokój się, to był tylko taki skrót myślowy. – Shikamaru przewrócił oczami
próbując jednocześnie odczepić od siebie jego ręce. – Uważam, że akurat tym
dwóm rozmowa w cztery oczy była bardzo potrzebna. Inaczej to wszystko ciągnęłoby
się w nieskończoność. Sam też o tym wiesz.
–
Może masz rację… – Naruto po chwili nieco się uspokoił i puścił go. – Hideaki i
tak się wyprowadza. Czuję się tak jak wtedy, gdy odchodziła Sakura. Też przeze
mnie…
Odwrócił
się i podszedł bliżej krawędzi skały. Przez chwilę nic nie mówił, przyglądając
się wiosce.
–
Wiedziałeś, że teraz z góry Konoha naprawdę przypomina liść? – zapytał po
chwili.
Shikamaru
stanął obok niego i spojrzał w dół. Faktycznie, obecnie nazwa wioski była
naprawdę bardzo adekwatna do wyglądu, bo z tej perspektywy jej struktura przypominała
właśnie liść. Pośrodku biegły szerokie tory, od nich rozchodziły się na boki główne
drogi, a jeszcze od nich te mniejsze.
Faktycznie
jak liść… Liść… Shikamaru w jednej chwili doznał olśnienia. No tak! Liść!
Konoha to Wioska Ukryta w Liściu. Żyłka biegnąca w poprzek liścia – to, o czym
mówiła ta dziewczyna, która ukradła truciznę. Chodziło, musiało chodzić o tory
kolejowe! One przecież z tej perspektywy przecinały wizualnie wioskę ją na pół!
–
Naruto. Zawsze mi to mówiono, ale tym razem to ty jesteś genialny! – krzyknął
Shikamaru i chwilę później już go nie było.
*
Sakura
pakował swoje rzeczy do walizki. Z racji tego, że to był dopiero pierwszy
miesiąc, nie musiała wymieniać całej garderoby, ale i tak kilka nowych rzeczy
sobie kupiła. Podobała jej się tutejsza moda.
Kiedy
po całej Sunie rozeszło się, jest w ciąży z Kazekage i jeszcze na dodatek z nim
mieszka, znalazła się w samym centrum zainteresowania. Ale o ile wcześniej była
adorowana przez mężczyzn, to teraz oni –
pewnie przez wzgląd na Gaarę – sobie odpuścili, a za to dużo dziewczyn
nagle chciało się z nią przyjaźnić. Oczywiście było sporo osób, które w kółko
plotkowały, uważając, że złapała „dobrą partię” na dziecko. Dawniej może by się
tym przejmowała, w końcu nie było jej obojętne, co mówią o niej ludzie, ale
teraz miała coś dużo ważniejszego na głowie.
–
Gotowa? – spytał Gaara, wchodząc do pokoju. – Wyruszamy z samego rana. Pierwsza
trasa koleją do Konohy.
–
Sama nie wiem.
Sakura
usiadła na kanapie. Chciała pojechać do Konohy, odwiedzić przyjaciół, ale
jednego się bała. Nie, nie tego, że natknie się na Hideakiego. Zamknęła ten
rozdział. Bała się spotkania z Naruto. Jak na niego zareaguje? Jak on zareaguje
na nią? Oboje od tamtej pory ze sobą nie rozmawiali, nie pisali listów. Znała Naruto
bardzo dobrze, była pewna, że się obwinia. Będzie starał się jej unikać? A ona?
Czy mu wybaczyła? Zabrał jej drugą, tym razem szczęśliwą miłość. Czy to była
jego wina? W dużej części tak. Wiedział, że są z Hideakim w związku, a mimo to
brnął w tę relację. Z drugiej strony, gdyby Hideaki naprawdę ją kochał, nie
uległby temu zauroczeniu, a potem już obsesji.
–
Gaara, co takiego jest w Naruto, że zakochują się w nim akurat faceci? –
zapytała zupełnie spontanicznie. – Sasuke, Hideaki, ty…
–
Nie wiem. – Gaara usiadł obok. – Może to, że daje z siebie wszystko, chcąc być jak
najlepszym przyjacielem? Czasami samotne osoby mogą to źle zinterpretować.
–
Ale ty jesteś pewien, że…
–
Tak, jestem pewien.
Gaara
uśmiechnął się lekko. Wiedział, o co chodziło Sakurze. I cóż, wcale jej się nie
dziwił. Ale jemu tego typu miłość do Naruto już przeszła. Zawsze pozostanie
jego najlepszym i najważniejszym przyjacielem, ale teraz miał w drodze dzieci. I być może żonę. Być
może, bo Sakura nie założyła jeszcze pierścionka. A jemu, im bardziej ją poznawał,
zaczynało coraz bardziej na niej zależeć.
–
Będę musiała z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. – powiedziała po chwili
milczenia Sakura. – W końcu to też mój najlepszy przyjaciel. I naprawdę brakuje
mi go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz